0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > JASINA: Świąteczna konfekcja...

JASINA: Świąteczna konfekcja filmowa. O „Listach do M.” i „Sylwestrze w Nowym Jorku”

Łukasz Jasina

Świąteczna konfekcja filmowa

Film to sztuka pełna złudzeń i pocieszenia. Nic więc dziwnego, że Święta Bożego Narodzenia i sylwester nie od dziś są obiektem zainteresowania filmowców: nie każdy z nas może przecież liczyć na idealnie spędzone świąteczne dni. Końcówka roku jest zatem idealnym czasem dla lokowania filmów o scenariuszach pisanych przez osoby o zacięciu pedagogiczno-patetycznym. Filmom świątecznym wybacza się wszak nadmiar dydaktyzmu czy odwoływanie się do prostych wartości i tęsknot w imię leczenia smutków widza, takich jak samotność, brak wiary w bliźniego czy też w samego siebie.

Bożonarodzeniowe filmy to już tradycja długa i pełna arcydzieł (choć przy okazji również filmów, których oglądać się nie powinno!). Główne amerykańskie sieci telewizyjne do dziś emitują w pierwszy dzień świąt „To wspaniałe życie” (1946) Franka Capry z Jamesem Stewartem w roli głównej. Oba symbole uczciwej amerykańskości, Capra i Stewart, oraz ich arcydzieło nawet po blisko siedemdziesięciu latach ciągle przypominają widzowi o tym, jak ważne są miłość, rodzina i proste wartości. Rytualne oglądanie tego filmu pozostaje ceremoniałem niezmiennym również w epoce Obamy, Bernankego i Zuckerberga.

Elementem jednoczącym postradziecką przestrzeń obchodów Nowego Roku jest z kolei projekcja legendarnego filmu Eldara Riazanowa „Ironia losu” (1975), w którym swoją życiową rolę wykreowała nasza Barbara Brylska. Film Riazanowa o przypadkowym spotkaniu dwojga trzydziestolatków oraz miłości, jakiej padli ofiarą, w rzeczywistości bardzo przypominał dziełko Capry. Z jedną wszak różnicą – jak to w Rosji bywa, wyśpiewuje się w nim wiele piosenek. Brylską dubbinguje sama Ałła Pugaczowa.

Nic więc dziwnego, że na święta do naszych kin trafiły dwa tytuły odwołujące się do podobnych schematów: „Listy do M.” i „Sylwester w Nowym Jorku”. Choć polskim bohaterem jest wprawdzie postchrześcijańska Wigilia, podczas gdy w amerykańskim święto ateuszy – sylwester, obydwa filmy wydają się bliźniakami. Rzeczywistym bohaterem okazuje się bowiem to samo zjawisko – tętniąca życiem metropolia i losy kilkunastu powiązanych w niej na różne sposoby jednostek. Obydwa opowiadają też o prostych wartościach i pokazują nam, że nie ma to jak rodzina i miłość. Obydwa filmy wreszcie są także jednym wielkim „product placement”, przy czym w dziele amerykańskiej kinematografii cała operacja reklamowa została przeprowadzona w sposób nieco bardziej zniuansowany i dokładny niż w polskim odpowiedniku – zadbano tam nawet o plakat wchodzącego właśnie do kin kolejnego filmu z Sherlockiem Holmesem (bo nie ma to jak Robert Downey Jr dominujący nad nowojorskim Times Square na Nowy Rok).

Największą zaletą tych filmów pozostaje samo sfotografowanie obydwu miast. Obraz Warszawy jest przy tym jednak nieco fałszywy: prezentuje się ona przede wszystkim jako miasto ludzi dobrze ubranych – nawet nędzarze żyją w ładnie wyremontowanych mieszkankach i domkach. „Listy do M.” byłyby zapewne lepszym materiałem promocyjnym naszej stolicy niż osławione ostatnio filmidło krótkometrażowe, skoro nawet ludzkie nieszczęście pokazywane jest tu w ładnych okolicznościach. Film o nowojorskim sylwestrze wydaje się trzymać bardziej realizmu, niemniej i tutaj w świątecznym formacie filmowym znajdziemy wszystko, czego można się było spodziewać: Times Square z bombą opadającą o północy oraz paradę gwiazd, od Roberta De Niro i odkrywanej na nowo Michelle Pfeiffer aż po Zaca Efrona. Mamy tu także niezbędny amerykański element patriotyczny – pielęgniarka grana przez Halle Berry rozmawia przez internet z mężem walczącym gdzieś w Hindukuszu.

Obydwa firmy to zatem konfekcja. Obydwa aż iskrzą się od nadmiaru lokalnych lub też światowych gwiazd. Obydwa jednak są na swoim miejscu: na święta są one w sam raz, choć śmiało możemy krytykować konfekcyjność i głupotę tego rodzaju produkcji. Po wyjściu z kina poczujemy się dzięki nim lepiej i nabierzemy energii na posylwestrową konfrontację z filmami o głębszej treści. Oby tych nowy rok przyniósł jak najwięcej.

Filmy:

„Listy do M.”, reż. Mitja Okorn, Polska 2011.
„Sylwester w Nowym Jorku”, reż. Garry Marshall, USA 2011.

* Łukasz Jasina, doktor nauk humanistycznych, historyk kina, członek zespołu „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 155 (52/2011) z 27 grudnia 2011 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(53/2011)
27 grudnia 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj