Szanowni Państwo,
po latach medialnej dominacji „sinofobów”, gorąco piętnujących okupację Tybetu, łamanie praw człowieka i niewolniczą pracę za miskę ryżu, do głosu doszli „sinoentuzjaści”, wynoszący pod niebiosa chińską drogę rozwoju i gotujący się na nadejście „pax sinica”. W dyskursie giną rzeczowe, obiektywne głosy, których potrzebujemy najbardziej – pozbawione tak zacietrzewienia, jak i serwilizmu. O Chinach wciąż wiemy za mało, a niewiedza jest złym doradcą.
Wiele wody upłynęło już w Wiśle i Żółtej Rzece, od momentu kiedy prezydent Bronisław Komorowski podpisał w Pekinie dokument o strategicznym partnerstwie pomiędzy Polską a Chinami. Zapewne wielu z nas pół roku temu przecierało oczy ze zdumienia i zadawało sobie pytanie, w jaki sposób malutka Polska może stać się partnerem strategicznym najludniejszego państwa świata, ba!, kraju o tak odmiennym ustroju politycznym.
Dziś wypada zadać nawet więcej pytań. Czy jesteśmy w ogóle gotowi do współpracy z partnerem wywodzącym się z tak odmiennej cywilizacji i działającym według nieznanych nam zasad oraz reguł? Czy chcemy i na jakich warunkach zwiększonej obecności Chin w naszym kraju? Czy przyjaźń z Państwem Środka wpłynie na nasze relacje z dotychczasowymi sojusznikami? Czy – tak jak słynny łazienkowski paw – powinniśmy, a może już musimy, zabiegać o uwagę i przychylność Chińczyków?
Dlatego dzisiaj piszemy o szansach, ale i o zagrożeniach, jakie wiążą się z polsko-chińskim partnerstwem. Bogdan Góralczyk ostrzega przed przechodzeniem ze skrajności w skrajność w postawach wobec Chin i przypomina, że partnerstwo z Państwem Środka powinno być jedynie dodatkiem do naszych obecnych sojuszy. Sławomir Majman uważa, że Polska powinna aktywniej walczyć o inwestycje chińskie i wykorzystać obecne ocieplenie polityczne do umacniania kontaktów gospodarczych. Łukasz Sarek wskazuje, jakie modele współpracy z Chinami są najkorzystniejsze z punktu widzenia polskich interesów, oraz zwraca uwagę na różnorakie zagrożenia związane z partnerstwem między podmiotami o tak odmiennych potencjałach, jak Polska i Chiny. Natomiast Andrzej Pieczonka w „Komentarzu Nadzwyczajnym” prezentuje program „Go China” oraz przypomina, że „w Chinach, co wynika z historii i obyczaju, interesy robią ludzie, a nie firmy”.
Na temat tajemnic Państwa Środka w temacie tygodnia „Chiny versus reszta świata” wypowiedzieli się także Marcin Jacoby, Józef Pawłowski oraz Dominik Mierzejewski.
Zapraszamy do lektury!
Katarzyna Sarek
1. BOGDAN GÓRALCZYK: Skończmy z wycieczkową polityką wobec Chin
2. SŁAWOMIR MAJMAN: Polska: priorytetowy partner Chin w Europie Środkowo-Wschodniej
3. ŁUKASZ SAREK: Strategiczne partnerstwo: modele współpracy a polska racja stanu
Skończmy z wycieczkową polityką wobec Chin
Z Bogdanem Góralczykiem rozmawia Paweł Marczewski
Paweł Marczewski: Dlaczego Polska powinna się dziś interesować Chinami?
Bogdan Góralczyk: Chinami zawsze warto było się interesować – to samoistna, stara cywilizacja, która myśli swoimi kategoriami i pozostaje do pewnego stopnia odrębna nawet w dobie globalizacji. O ile jednak wcześniej przedmiotem zainteresowania mogły być chińska kultura, cywilizacja, religijność, zróżnicowanie etniczne, to od pewnego czasu, na pewno od początku XXI wieku, nie sposób pominąć aspektu gospodarczego. Chiny, gdy rozpoczynały przed trzema dekadami transformację, były krajem biednym, zacofanym, autarkicznym, a na dodatek totalitarnym. Od 2009 roku są największym eksporterem na świecie, a od 2010 drugą największą gospodarką na globie po amerykańskiej (i niewykluczone, że w ciągu 10–15 lat staną się numerem jeden). Mają największe na świecie rezerwy walutowe (ok. 3,5 bilionów dolarów, dla porównania roczny PKB Polski to ok. 600 miliardów). Dzięki reformom wydobyły z biedy i zacofania około 400 milionów swoich obywateli. Jeśli to wszystko pod uwagę, to Chin nie sposób dziś ignorować.
Niestety, Polska Chiny przespała. Nie rozumiała ich i nadal nie rozumie. Mieliśmy do Chin podejście ideologiczne, które symbolicznie określała data 4 czerwca 1989 roku. Kiedy u nas odbyły się pierwsze demokratyczne wybory, w Pekinie brutalnie rozpędzano demonstrantów na placu Tian’anmen. Wydawało się, że myśmy podążyli drogą demokratyzacji i postępu, a Chiny podążyły swoją ścieżką, która wówczas wydawała się krokiem wstecz. Okazało się jednak, że chiński model jest niesłychanie skuteczny i zmienił ich globalną pozycję.
W jaki sposób obudzić Polskę z chińskiej drzemki? Czy jako kraj średniej wielkości powinniśmy tworzyć jakąś samodzielną strategię działań wobec Chin, czy też powinniśmy raczej działać wspólnie z silniejszymi partnerami europejskimi czy amerykańskimi?
Polska jest zupełnie nieprzygotowana do stworzenia takiej strategii. To raczej strona chińska mówi o strategicznym partnerstwie. Polska znalazła się w grupie siedmiu czy ośmiu państw europejskich, z którymi Chiny chcą mieć strategiczne stosunki i podpisały z nimi odpowiednie porozumienia. Chinom zależy na Polsce z jednego, zasadniczego powodu – chodzi o nasze położenie między Niemcami a Rosją, które tak długo było naszym przekleństwem. Będąc w Polsce z jednej strony jest się w przedsionku Unii Europejskiej, z drugiej zyskuje się bazę do eskpansji na Wschód, którą z Polski, ze zrozumiałych względów, można prowadzić bezpieczniej i skuteczniej niż z Białorusi czy Ukrainy. Można zatem łatwo zrozumieć determinację Chińczyków, by zaistnieć w naszym kraju. Tyle, że nie bardzo wiemy, co począć z chińską obecnością. Ostatnie dwadzieścia–trzydzieści lat chińskiego rozwoju po prostu przespaliśmy, brakuje nam wiedzy i dobrze wykształconych ekspertów, których badania byłyby koordynowane przez jakiś ośrodek na wzór Ośrodka Studiów Wschodnich. Brak też koordynacji politycznej i ekonomicznej. Działa wprawdzie Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych, ale jak do tej pory odgrywa głównie rolę usługową wobec chińskich, a nie tylko polskich inwestorów. Jako kraj średniej wielkości bez strategii sobie nie poradzimy. Być może łatwiej by nam było podjąć współpracę nie z całymi Chinami, ale z wybranymi prowincjami, zbliżonymi rozmiarami do naszego kraju.
* Bogdan Góralczyk, politolog, sinolog. Profesor w Centrum Europejskim UW. Były ambasador RP w Królestwie Tajlandii, Republice Tajlandii i Związku Mjanmy (Birmie). Wydał m.in. „Chiński feniks. Paradoksy wschodzącego mocarstwa” oraz „Złota ziemia roni łzy. Esej birmański”. Redaktor naczelny rocznika naukowego „Azja-Pacyfik”.
* Paweł Marczewski, adiunkt w Instytucie Socjologii UW. Członek redakcji „Kultury Liberalnej” i „Przeglądu Politycznego”.
Polska: priorytetowy partner Chin w Europie Środkowo-Wschodniej
Polska spóźniła się do Chin. Nie należy się temu dziwić: najpierw przechodziliśmy transformację, potem zajmowaliśmy się Europą i dopiero teraz rozglądamy się szerzej, by odkryć takie kierunki, jak Państwo Środka. W podobnej sytuacji są również Chińczycy, którzy do tej pory nie interesowali się regionem środkowoeuropejskim. Oni także – za czasów Deng Xiaopinga – przechodzili bolesne reformy, następnie zajęli się Azją Środkowo-Wschodnią, potem Afryką i Ameryką Łacińską, wreszcie Stanami Zjednoczonymi. Proces odkrywania na nowo regionu, w którym my się znajdujemy, rozpoczął się de facto dopiero kilka lat temu.
Jeszcze niedawno mieliśmy poważne problemy polityczne: a to bojkot otwarcia olimpiady, a to rozmaite deklaracje Dalajlamy, którego przyjmowali najwyżsi polscy przedstawiciele. Chińczyków bardzo to raziło. Do tego doszły niezręczne z chińskiego punktu widzenia wypowiedzi Polaków dotyczące Tajwanu. Dziś już, całe szczęście, tego rodzaju problemów nie mamy. Musimy za to poradzić sobie z kilkoma innymi wyzwaniami.
Największym problemem jest obustronny brak wiedzy. Chińczycy albo nic o Polsce nie wiedzą, albo mają nieprawdziwy jej obraz jako postsowieckiego kraju w rodzaju Ukrainy. Czeka nas wymagający bardzo wiele cierpliwości proces budowania wizerunku Polski. Oczywiście nie spowodujemy, że pan Li, chodzący po ulicy w Guangzhou, będzie żył sprawami Polski. Chodzi o to, by chińskie elity polityczne, administracyjne i gospodarcze – tak państwowe, jak i prywatne – dostrzegły Polskę jako duży europejski kraj, otwarty, wolny od genu protekcjonizmu, funkcjonującego wśród zachodnich Europejczyków. Jesteśmy krajem sukcesu gospodarczego, otwartym na inwestycje i kapitał chiński.
Nigdy nie będziemy odgrywali takiej roli w gospodarce chińskiej, jak Niemcy. Niemieckie inwestycje są tam równe brytyjskim, francuskim i włoskim razem wziętym. Republika Federalna nawet mentalnościowo jest dla Chińczyków niedoścignionym wzorem, budzącym szacunek graniczący z kultem, zresztą w sposób absolutnie przesadny. Nie będziemy również odgrywali roli takiej, jak USA czy Rosja. Nasz urok rośnie jednak dla Chińczyków w ciągu ostatnich lat. Chiński biznes wciąż boi się zachodniej Europy, nie wiedząc, jak się w niej poruszać. Nie przypadkiem Chińczycy zaczęli swoją strategię światowej ekspansji od krajów Trzeciego Świata. Polska może być dla nich ciekawsza, mniej wymagająca niż na przykład Francja. Mamy także pewien deficytowy produkt – stabilność polityczną, gospodarczą i finansową. Chińczycy boją się ryzyka wynikającego z kryzysu euro. Stabilna z tej perspektywy Polska ma dla nich najniższy w Europie współczynnik ryzyka. Jeśli mamy mówić o poważnej współpracy z nimi, parasol polityczny powinien być rozpostarty nad naszą stabilnością przez cały czas.
Niewiedza obecna jest również po naszej stronie. Brakuje świadomości, jak szybkie zmiany kulturowe zachodzą dziś w Państwie Środka. Dodatkowo słyszę rozmaite głosy, że „przyjdą Chińczycy i zajmą całą gospodarkę, przyjadą tysiące robotników zabrać nam pracę” – ale wtedy co najwyżej uśmiecham się szeroko. Na pewno nie grozi nam zalew imigrantów: gdy nasi chińscy partnerzy mówią o inwestycjach, myślą o udziale w budowaniu dróg, kolei, energetyki, a nie o przysyłaniu swoich ludzi. Oni także z pewnością sami nie popędzą, by zająć najważniejsze wzgórza naszego krajobrazu gospodarczego. Tak naprawdę to my z największym wysiłkiem zabiegać musimy o chińskich pracodawców i chiński kapitał.
Od kilku lat wyciągamy rękę do chińskich partnerów i próbujemy zwrócić na siebie uwagę. Pierwszym etapem był udział Polski w wystawie światowej w Szanghaju. Pamiętamy, jakim sukcesem był polski pawilon, który obejrzało ponad osiem milionów ludzi, czyli więcej niż stoiska Niemiec czy Stanów Zjednoczonych. Fundamentalna była wizyta prezydenta Komorowskiego w Chinach, która dała wszystkim chińskim instytucjom znak do współpracy z nami. Także ostatnia wizyta premiera Wen Jiabao, który wybrał na miejsce spotkania z przywódcami krajów środkowoeuropejskich właśnie Warszawę, była bardzo istotna. Zarysowano wtedy mapę współpracy z regionem. Chińczycy nie ukrywają, że najsilniejszym partnerem mogłaby być właśnie Polska.
Dlatego mamy dziś program „Go China”. To odpowiedź na chiński program „Go Global”, mający na celu zachęcenie polskich przedsiębiorców do zwrócenia spojrzenia ku Chinom. Polskich inwestycji jest tam niestety wciąż tyle, co kot napłakał. I nie ma się czemu dziwić: gdy naszemu przedsiębiorcy wspomnieć o inwestowaniu za granicą, mówi: „oczywiście, Niemcy, Francja, Czechy”. „Go China” ma takich przedsiębiorców motywować i dostarczać wiedzy o tym, jak inwestować w Państwie Środka. Rządy obu państw zrobiły w tej sprawie wszystko, co mogły: podpisano rozmaite umowy gospodarcze, staliśmy się partnerami strategicznymi. Teraz kolej na biznes. Pora na to, by Polska stała się priorytetowym partnerem Chińczyków w tej części Europy.
* Sławomir Majman, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, Komisarz Generalny Sekcji Polskiej Wystawy Światowej EXPO 2010 w Szanghaju.
Strategiczne partnerstwo: modele współpracy a polska racja stanu
Podpisanie w końcu ubiegłego roku „Wspólnego Oświadczenia Polski i Chin w sprawie ustanowienia partnerskich stosunków strategicznych” to jeden z dowodów na zmiany, jakie zaszły w ostatnich latach w stosunkach między obydwoma państwami, i na otwarcie nowego rozdziału we wzajemnych kontaktach. Ogłoszono stworzenie nowej polskiej strategii dla kontaktów gospodarczych „Go China”, odbyło się kilka wizyt wysokiego szczebla. Patrząc jednak na tekst porozumienia i założenia strategii „Go China”, nie sposób nie zauważyć, że operują one ogólnikami, które albo będą, albo nie wypełnione również przez polskie władze konkretnymi planami i działaniami. Miejmy nadzieję, że w jak najszerszym zakresie będą one miały na uwadze przede wszystkim interes polskich przedsiębiorstw i polskiego społeczeństwa.
Nie każdemu chińskiemu inwestorowi należy mówić „tak”
Jednym z założeń strategicznego partnerstwa jest przyciągnięcie do Polski chińskich inwestorów oraz ułatwienie ich wejścia na rynek polski i europejski. Czy jednak każdy chiński inwestor i w każdej branży powinien być witany z otwartymi ramionami? Władze polskie powinny w pierwszej kolejności skonfrontować oczekiwania, jakie mają lub mogą mieć chińscy inwestorzy, z tym, co Polska może zaoferować i co może być korzystne dla naszego kraju. Wielka Brytania chce przyciągnąć chiński kapitał, wykorzystując atrakcyjność londyńskiego City i ma nadzieję, że stanie się w przyszłości najważniejszym rynkiem europejskim w operacjach na RMB, czyli chińskiej walucie. Włosi kuszą renomą luksusowych marek, jak to miało miejsce w wypadku przejęcia producenta jachtów Ferretti. Kraje afrykańskie to dla chińskich firm region inwestycji w przemysł wydobywczy i przetwórstwo surowców mineralnych.
Co Polska może zaoferować interesującego? Chińskie firmy na świecie inwestują przede wszystkim w wydobycie surowców, niezbędne dla sprawnego działania chińskiej machiny gospodarczej, a także w przejęcia przedsiębiorstw atrakcyjnych ze względu na opanowane przez nie rynki zbytu oraz technologie, jakimi dysponują. Chińskie firmy chcą je wykorzystywać do swoich celów, tak jak to miało miejsce w stosunku do niemieckiego Putzmeistra czy polskiej HSW. Dla polskiej racji stanu najbardziej korzystne byłoby przyciągniecie takich chińskich inwestorów w sektorze produkcyjnym. Przede wszystkim budowaliby zakłady od zera i zatrudniali w nich polskich pracowników lub przejmowali polskie przedsiębiorstwa w trudnej sytuacji finansowej, z założeniem restrukturyzacji i pomocy w ich wejściu na rynki światowe w tym również na rynek chiński.
Przejmowanie dobrze prosperujących polskich firm dysponujących rozpoznawalną marką i rynkami zbytu, które miałyby zostać zamienione na składalnie chińskich komponentów, żeby ułatwić chińskim producentom wejście na rynek polski i europejski z ich produktami, w dalszej perspektywie jest dla naszego kraju niekorzystne. Skłonienie jednak chińskich przedsiębiorców do zakładania w Polsce nowych zakładów wymaga od naszego rządu konkretnych działań: odpowiedniej polityki podatkowej, usprawniania procedur zakładania firm, rozbudowania infrastruktury. A przede wszystkim pokazania jak bardzo – ze względu na nasze położenie, zasoby stosunkowo niedrogiej a wykwalifikowanej siły roboczej oraz przyjaznego klimatu inwestycyjnego – może to być dla nich korzystne.
Nie można jednak zapominać, że za chińskimi firmami, szczególnie państwowymi, stoi autorytarne państwo, a za nim KPCh. Zarządy firm państwowych składają się z członków partii, a podejmowane decyzje często mają wydźwięk polityczny. Cieniem, jaki kładzie się na chińskich inwestorach, jest niska wiarygodność chińskiej księgowości, niejasne i często skrzętnie ukrywane prawdziwe stosunki właścicielskie oraz mała przejrzystość działań operacyjnych. Wiele chińskich przedsiębiorstw, w tym również państwowych, do inwestycji zagranicznych wykorzystuje spółki córki ulokowane w Hongkongu, na Wyspach Dziewiczych czy Bahamach. Chińskie firmy, jak na przykład Huawei czy ZTE, są oskarżane choćby przez USA, Australię i Kanadę o powiązania z Chińską Armią Ludowo-Wyzwoleńczą i z chińskim wywiadem. W stosunku do tych dwóch firm toczy się także w USA postępowanie o prowadzenie działalności szpiegowskiej. Biorąc pod uwagę te czynniki, wysoce wskazane jest powstanie w Polsce międzyresortowego zespołu konsultacyjnego. We współdziałaniu ze służbami bezpieczeństwa zajmowałby się on oceną poszczególnych chińskich inwestycji i zaangażowania chińskich przedsiębiorstw jako wykonawców w sektorach uznane za newralgiczne gospodarczo i strategiczne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Do tych ostatnich należą na przykład sektor energetyczny, telekomunikacyjny czy część sektora finansowego. Nie w każdym sektorze i nie każdemu chińskiemu inwestorowi czy wykonawcy należy mówić „tak”.
Co psuje wizerunek Chin jako kraju dla inwestycji zagranicznych
Część strategii „Go China” poświęcona jest polskim inwestycjom w Chinach. Jako sztandarowe przykłady sukcesu w Państwie Śródka wymienia się Selenę, KGHM i Chipolbrok. Biorąc jednak pod uwagę obecne środowisko gospodarczo-polityczne dla zagranicznych przedsiębiorstw inwestujących w Chinach, do kwestii wprowadzania polskich inwestycji do Chin należy podejść z dużą dozą ostrożnością. Obecnie już 20 proc. firm unijnych operujących na terenie Chin zastanawia się nad wycofaniem z tego rynku. Główne powody to: faktycznie inny reżim stosowania przepisów z zakresu prawa pracy, BHP, prawa ochrony środowiska itp. w stosunku do chińskich firm rodzimych niż w przypadku inwestycji zagranicznych; dyskryminacyjna polityka władz chińskich przy przetargach publicznych; nikła ochrona praw własności intelektualnej; szpiegostwo przemysłowe; aktywne wspieranie w sporach firm chińskich, a w niektórych branżach nawet wymuszanie chińskiego zarządu.
To, co przydarzyło się takim gigantom, jak Du Pont, Danone, Vestas czy AMSC, również może dotknąć polskich inwestorów, a strategiczne partnerstwo i ocieplenie stosunków w tym aspekcie mogą okazać się niewystarczające. Również rosnące w ostatnich latach koszty prowadzenia działalności gospodarczej w Chinach dla WOFE (przedsiębiorstwa z wyłącznym kapitałem zagranicznym) i JV (przedsiębiorstwa z kapitałem mieszanym), rosnące płace i inne koszty zatrudnienia, podatki, ceny prawa do użytkowania ziemi czy wynajmu biur i hal fabrycznych, przy jednoczesnym braku licznej i taniej wykwalifikowanej siły roboczej i kadry menedżerskiej oraz braku normalnej gospodarki rynkowej i upolitycznienie życia gospodarczego, mocno ważą na wizerunku Chin jako atrakcyjnego kraju dla inwestycji zagranicznych.
Za polską firmą musi stać polskie państwo
Nie jest w interesie polskiego państwa ani polskiego społeczeństwa wspieranie inwestycji, których celem jest dalszy outsourcing do Chin produkcji towarów, które następnie są eksportowane z Chin do Polski, co przyczynia się do utraty miejsc pracy w naszym rodzimym przemyśle. Rząd polski powinien promować tylko inwestycje w sektorach, w których ze względu na bariery administracyjne tworzone przez chiński rząd lub specyfikę danej branży nie jest możliwe wprowadzenie produktów na rynek chiński poprzez eksport z Polski. Wspierając polskie firmy w inwestowaniu w Chinach, należy jednak oprócz pokazywania nielicznych historii sukcesu rzetelnie informować o liczniejszych przypadkach polskich inwestycji w Chinach zakończonych niepowodzeniem lub takich, które od lat walczą o udział w chińskim rynku ze słabymi jak do tej pory rezultatami. Z analizy porażek można często wyciągnąć bardziej wartościowe wnioski niż z success stories, które zresztą w wypadku sztandarowych przykładów, takich jak Chipolbrok, Selena i KGHM, są słabo przekładalne na zdecydowaną większość polskich przedsiębiorstw.
Rząd polski, korzystając z podpisania strategicznego partnerstwa, powinien uwzględnić w strategii deklarację strony chińskiej zapisaną w tekście porozumienia, że „Strona chińska pragnie zwiększyć import polskich towarów” i zająć się aktywnym i skutecznym wsparciem polskiego eksportu. Rzetelna i szczegółowa informacja o formalnych i nieformalnych warunkach eksportu do Chin, wskazanie branż, w których przedsiębiorstwa polskie mają realną szansę na odniesienie sukcesu oraz przygotowanie szczegółowych i rzetelnych analiz sytuacji w tych branżach w Chinach, jak również aktywne wspieranie działalności polskich eksporterów przez polskie placówki w Chinach poprzez organizację na przykład we współpracy z izbami branżowymi albo stowarzyszeniami przedsiębiorców konferencji, forów biznesowych oraz udzielanie możliwie szerokiej pomocy poszczególnym przedsiębiorstwom: to elementy, które mogą poważnie wspomóc polskich eksporterów.
Rząd chiński za pomocą różnych metod stara się chronić swój rynek i rodzime przedsiębiorstwa. Polskie władze powinny w tych sektorach, w których działają lub będą działać polskie przedsiębiorstwa, prowadzić aktywny lobbing w celu zniesienia tych barier. Dla chińskich władz i partnerów biznesowych musi być jasne, że za polską firmą stoi polskie państwo. Rosnąca chińska klasa średnia zainteresowana dobrami droższymi i o lepszej jakości oraz wzrost kosztów produkcji w Chinach to szansa dla polskich przedsiębiorstw, na przykład w branży spożywczej (alkohole, drób i mięso wieprzowe, słodycze). W związku ze starzeniem się społeczeństwa i wydłużeniem życia coraz atrakcyjniejszy staje się rynek leków i sprzętu medycznego. Starania władz chińskich o podniesienie bezpieczeństwa w przemyśle górniczym i modernizację parku maszynowego to szansa dla polskich producentów wyposażenia górniczego. Od lat polskie przedsiębiorstwa eksportują do Chin chemikalia i ten sektor również prezentuje potencjał wzrostowy dla nowych graczy, również sektor technologii i instalacji z zakresu ochrony środowiska to okazja dla polskich przedsiębiorstw.
Polska jak średniej wielkości chińska prowincja
Przy całym entuzjazmie i możliwościach, jakie polscy eksporterzy i inwestorzy zobaczą w chińskim rynku, należy pamiętać, że dla Polski wciąż kluczowy jest, i przez najbliższe lata będzie, rynek europejski. Niemcy to nasz największy tradycyjny odbiorca, cieszyć się należy ze wzrostu obrotów z naszymi sąsiadami Czechami, wciąż niedostatecznie głównie ze względów politycznych są spenetrowane znacznie bliższe nam niż Chiny rynki wschodnioeuropejskie: Rosja, Ukraina, Białoruś. Chiny dla wielu przedsiębiorstw mogą być ciekawą alternatywą i sposobem na dywersyfikację portfela inwestycji i klientów, ale nie powinny stać się podstawowym rynkiem. Wśród ponadnarodowych korporacji tylko nieliczne, jak KFC czy producenci komponentów elektronicznych (Qualcomm, Nvidia, AMD, Micron), mają udział przychodów z Chin powyżej 20 proc. w stosunku do przychodów globalnych, przy czym produkty większości z tych firm i tak w dużej części są z Chin eksportowane w gotowym produkcie. Dla takich potentatów obecnych na chińskim rynku od wielu lat, jak Siemens, Volkswagen, Du Pont, Motorolla, Carrefour, przychody z Chin to mniej niż 10 – 15 proc. przychodów globalnych. Bo 1,3 mld mieszkańców to nie 1,3 mld potencjalnych konsumentów.
Polska pod względem wielkości i populacji to średniej wielkości chińska prowincja. Dla Chin jako państwa nie jesteśmy równorzędnym partnerem, trudno chyba nawet mówić w tym kontekście o partnerstwie. To Unia Europejska jest organizmem, który byłby dla Chin odpowiednim partnerem. Siła Polski wynika w dużej mierze z jej członkostwa oraz rzeczywistej pozycji w UE. Miejmy nadzieję, że UE przezwycięży obecny kryzys i będzie dążyć w kierunku szerszej integracji również w kwestii wspólnej polityki międzynarodowej. Polska dyplomacja, europosłowie powinni być bardziej aktywni na forum unijnym w kreowaniu wspólnej polityki wobec Chin, pobudzaniu wspólnych europejskich inicjatyw, żeby zdobyć jak największy wpływ na politykę UE wobec Państwa Środka.
* Łukasz Sarek studiował prawo i sinologię na Uniwersytecie Warszawskim oraz język i kulturę Chin na Zhejiang University i Nanjing Normal University. Przez wiele lat mieszkał i pracował w Chinach. Obecnie zajmuje się doradztwem biznesowym.
Autor koncepcji numeru: Katarzyna Sarek
Współpraca: Ewa Serzysko
Autor ilustracji: Antek Sieczkowski
„Kultura Liberalna” nr 184 (29/2012) z 17 lipca 2012 r.