Jacek Głażewski
Podkorowe ośrodki kultury
W jednym z esejów – wznowionych ostatnio przez „Zeszyty Literackie” – Czesław Miłosz przyznawał: „Nie ma sensu udawać, że jest się wyjątkiem, i ukrywać obsesję, właściwą wszystkim Polakom. Przeciwnie, trzeba się do niej przyznać i starać się ją badać w sobie samym możliwie beznamiętnie. Polacy i Rosjanie nie lubią, albo, ściślej, mają dla siebie wszelkie nieprzychylne uczucia, od pogardy, odrazy do nienawiści, co nie wyklucza niejasnego wzajemnego pociągu, ale zawsze naznaczonego nieufnością” [1]. Wskazana przez autora „Zniewolonego umysłu” niewytłumaczalna racjonalnie obustronność owego magnetycznego przyciągania wydaje się trwalsza od wszelkich polskich i rosyjskich obsesji. W obszarze tym wszystko może stać się argumentem: wspólna historia, doświadczenie komunizmu, fascynacje literackie, poczucie wyższości, zbrodnia w Katyniu, polityka energetyczna, trockizm, stalinizm, rewizjonizm, poezja Brodskiego, proza Sołżenicyna itd. Rosja w istocie jest stałym punktem odniesienia dla polskiej rzeczywistości, a często również kamieniem probierczym aktualnego stanu ducha i umysłu. Wystarczy choćby przejrzeć bieżącą publicystykę lub propozycje wydawnictw, które specjalizują się w tzw. literaturze faktu – „problem rosyjski” obecny jest tam nie tyle jako kwestia reakcji na decyzje polityczne, lecz jako integralny element specyficznej wizji świata. Świata, który jeśli jest otwarty, to wyłącznie na tezy, które potwierdzają jego resentymenty, a często bywają po prostu zwulgaryzowaną wersją wcześniejszych uprzedzeń. Świata, który wierzy we wszelkiego typu teorie spiskowe i skłonny jest dokonywać permanentnej intelektualnej ekwilibrystyki, byle tylko okazało się ostatecznie, że „system” nie jest ułudą i działa nadzwyczaj sprawnie. Czy nie o takiej wizji politycznej pisał w drugiej połowie XIX w. klasyk myśli anarchistycznej? „Państwo współczesne, ze względu na swoją istotę i cel, staje się z konieczności państwem militarnym, a państwo militarne równie nieuchronnie staje się państwem zaborczym. Jeżeli państwo samo nie będzie zaborcą, padnie łupem innego zaborcy, ponieważ tam, gdzie jest siła, musi się też przejawić jej działanie. Z tego zaś wynika, że państwo współczesne siłą rzeczy musi być państwem wielkim i potężnym; jest to nieodzowny warunek jego bytu” [2].
Zwolennicy atawistycznych reguł funkcjonowania świata zarzucają swoim adwersarzom w życiu i myśleniu polityczną naiwność, krótkowzroczność oraz historyczne zaślepienie. Rzecz jednak nie w psychofizycznej kondycji kapłanów, błaznów czy „pożytecznych idiotów”, ale w fakcie, iż jednostronny ogląd każdego zjawiska w jakimś sensie wzmaga lub nawet wykształca totalitarne cechy ludzkiej mentalności. W takim przypadku umysł zamknięty pogłębia swoje zniewolenie i skazuje na wieczne przekleństwo podziemia i konspiracji. Tymczasem każda dorzeczna konspiracja winna z nadzieją oczekiwać swego końca, zaś po – ewentualnym – triumfie sprzysiężenia otrząsnąć się ze spiskowych nawyków. I otworzyć na nowy, złożony i różnorodny świat, w którym umiejętność rozsądnego różnicowania będzie wprost proporcjonalna do poczucia wolności. Jak wspomniał Adam Michnik: „W wywiadzie dla rosyjskiej gazety emigracyjnej powiedziałem, że bardzo kocham Rosję i nienawidzę Związku Radzieckiego. Często mówię, że jestem prawdziwym antysowieckim rusofilem. Na tym polega istota mojego stosunku do Rosji. Lubię rosyjską kulturę, literaturę, lubię Rosjan. Zawsze dobrze się czułem wśród nich, zawsze miałem w Rosji wielu przyjaciół, więcej niż w Polsce. Jednak nie znoszę Związku Radzieckiego jako formacji politycznej i pewnej całości cywilizacyjno-kulturowej” [3].
Książka Tatiany Kosinowej jest zarazem świadectwem polsko-rosyjskiego ciążenia, a może nawet wzajemnego kuszenia, jak i wspomnianej wyżej otwartości. Świadectwem w dwojakim rozumieniu – dokumentu dysydenckiej przeszłości rosyjskich intelektualistów oraz postawy sprzeciwu wobec aktualnej sytuacji politycznej, niejako wbrew regułom ideologicznej poprawności. Jak podkreśla autorka: „Zaczątkiem tej książki stało się (…) zadziwienie. Wywiady biograficzne z byłymi więźniami politycznymi okresu postalinowskiego (…) ukazały istotną obecność polskich realiów w pamięci moich rozmówców. Nagle okazało się, że wydarzenia w Polsce często stawały się dla nich głównymi przeżyciami pokoleniowymi, a zjawiska polskiej kultury i polska prasa służyły nie tylko jako źródło informacji o Polsce i Zachodzie, lecz również kształtowały gusty i zachowania” [4].
Można byłoby domniemywać, że taka perspektywa – rodzaj apologii polskiego wpływu – przynieść może tylko opłakane skutki, przede wszystkim zaś nasze rodzime rewanżystyczne poczucie kulturowej i moralnej wyższości. Graecia capta ferum victorem cepit… Szczęśliwie jednak dzieje się inaczej. Rozmówcy Tatiany Kosinowej – wybitne osobowości rosyjskiej sceny opozycyjnej – owszem, opowiadają o miejscu polskiej kultury w procesie kształtowania się ich dysydenckiej tożsamości, są to jednak „narracje fragmentaryczne”. Przygodność niektórych wyborów jest wręcz uderzająca. Ich fenomen zrównuje ze sobą status intelektualny poszczególnych inspiracji: zdjęcia wykrojów z „Kobiety i Życia” są tu tak samo istotne jak publicystyka „Przekroju”, dlatego że nie sposób symbolicznie przełożyć tęsknoty za swobodą życia na język powieści czy też społecznej debaty. Rosyjska inteligencja mogła – dzięki naszemu pośrednictwu i znajomości języka – czytać polskie przekłady zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej beletrystyki oraz dzieł naukowych z zakresu socjologii, filozofii, psychologii, ale nie przywiązywała zbyt dużej uwagi do zjawisk, które uzyskiwałyby dziś w Polsce najwyższe oceny. Ponadto zainteresowanie „polskim kierunkiem” było procesem zmiennym. Częstotliwość inspiracji była uzależniona od konsekwencji politycznych, społecznych i kulturalnych kolejnych „polskich miesięcy”.
Zapewne postawy rosyjskie wobec przejawów nadwiślańskiego życia umysłowego można byłoby przefiltrować przez typologię wpływu Harolda Blooma [5]. Tessera, kenosis, apophrades określałyby formułę owej relacji, ale chyba nie byłyby w stanie udźwignąć istoty owego zjawiska. Otóż „Polski mit” wydaje się książką wyrosłą z ducha melancholii, który podąża za tym, co raz na zawsze utracone i żywi nadzieję, która wie, że nigdy nie zostanie spełniona. Motywacja źródłowa, która płynie z tak określonego zamierzenia pisarskiego, spełnia się bez wątpienia w erudycyjnej wiedzy na temat historii ruchów dysydenckich w ZSRR – również z tego punktu widzenia lektura książki przynosi pełną satysfakcję. Co więcej, można dzięki niej uświadomić sobie w pełni odrębność polskiego i rosyjskiego doświadczenia opozycyjnego, a w jej kontekście trwałość „heroicznego etosu” myśli niepokornej. Dziejowość przedsięwzięcia polega tu raczej na zmierzeniu się z żalem, który płynie z niewykorzystanych okazji i zaprzepaszczonych szans. Dziejowość rozumiana nie tylko jako historyczny przebieg jakiegoś wydarzenia, ale przede wszystkim jako zanurzenie w nurcie czasu, który obejmuje zarówno bohaterów narracji, jak autora oraz czytelników. Dlatego też najcelniejszą definicję fenomenu „polskiego mitu” sformułował Wiktor Borysowicz Kriwulin – filolog, poeta, eseista, redaktor niezależnych czasopism „Siewiernaja Poczta” i „37” – zaznaczając: „Oto Polska. Polskość jako background. Jako gleba, taki podkorowy ośrodek kultury” [6].
Celność definicji polega tu nie tylko na jej zwięzłości, ale również na myślowych konsekwencjach metaforyzacji. Ośrodek podkorowy nadzoruje bowiem rutynowe reakcje organizmu, zapewniając zarazem samoregulację procesów wewnętrznych. Sięgnięcie po polską literaturę, prasę, polskie kino stanowiło dla rosyjskiego inteligenta w czasach komunizmu rodzaj naturalnej reakcji obronnej. Duch polskiej wolności był jak immunologiczna bariera. Zarazem jednak inspiracje te stanowiły integralną część autonomicznego świata umysłowego i wyłącznie w jego perspektywie powinny być oceniane. Innymi słowy nie mogą nigdy stać się narzędziem rekompensaty własnych, narodowych i społecznych kompleksów.
* * *
Jest sprawą zastanawiającą, że kwestie rosyjskie pojawiają się w korespondencji Jerzego Giedroycia i Czesława Miłosza dopiero w 1958 roku [7]. Pierwszym znaczącym impulsem okazało się przyznanie Borysowi Pasternakowi literackiej Nagrody Nobla i projekt polskiego przekładu „Doktora Żywago” [8]. Od tego momentu Rosja jest już stale obecna w refleksji oraz wydawniczych planach Redaktora i Poety, rosyjski zaś staje się elementem językowej gry, którą obaj ze sobą prowadzą.
Z owych polskich uwikłań i paranteli należałoby chyba wysnuć „Rosyjski mit”.
Przypisy:
[1] Cz. Miłosz, „Rosja” [w:] Cz. Miłosz, „Rosja. Widzenia transoceaniczne”, oprac. B. Toruńczyk, wstęp C. Cavanagh, Warszawa 2010, t. I: „Dostojewski – nasz współczesny”, s. 19.
[2] M. Bakunin, „Państwowość a anarchia” [w:] M. Bakunin, „Bóg i państwo”, Poznań 2012, s. 94.
[3] A. Michnik, „Prawdziwy antysowiecki rusofil” [w:] T. Kosinowa, „Polski mit. Polska w oczach sowieckich dysydentów”, tłum. R. Szczęsny, J. Redlich, Kraków-Warszawa 2012, s. 328.
[4] Ibidem, s. 7.
[5] Por. H. Bloom, „Lęk przed wpływem. Teoria poezji”, tłum. A. Bielik-Robson, M. Szuster, Kraków 2002, passim.
[6] T. Kosinowa, op. cit., s. 126.
[7] Piszę na ten temat w szkicu „Miłosz, Giedroyc, Rosja” (w przygotowaniu).
[8] Por. J. Giedroyc, Cz. Miłosz, „Listy 1952-1963”, oprac. M. Kornat, Warszawa 2008, s. 311 [list Giedroycia z dn. 28 października 1958 r.].
Książka:
Tatiana Kosinowa, „Polski mit. Polska w oczach sowieckich dysydentów”, tłum. R. Szczęsny, J. Redlich, Instytut Książki – Nowaja Polsza, Kraków-Warszawa 2012 (książka jest pierwszą publikacją z serii Biblioteka Nowej Polszy, wydawanej przez Instytut Książki oraz miesięcznik „Nowaja Polsza”).
* Jacek Głażewski, historyk literatury, krytyk, tłumacz. Pracuje w Instytucie Literatury Polskiej UW oraz w Fundacji Centrum im. Profesora Bronisława Geremka.
„Kultura Liberalna” nr 204 (49/2012) z 4 grudnia 2012 r.