Szanowni Państwo,

czy miejsca w kanonie polskiej literatury zostały już ostatecznie rozdane? Nic na to nie wskazuje.

Wśród „niepokornych” twórców polskiej literatury XX wieku Andrzej Bobkowski to legenda. Dystans wobec narodowego patosu, bezkompromisowość, poczucie humoru… „Szkice piórkiem” – bez wątpienia najlepsza jego książka – stała się częścią rodzimego kanonu. Dziełem, które jak pisał Paweł Huelle, było dla jego i późniejszych pokoleń „absolutnym objawieniem” i „esencją znakomitego pisarstwa”, w którym błyskotliwa inteligencja i świetny styl tworzyły całość jedyną w swoim rodzaju. „Szkice” zachwycały zresztą nie tylko stylem. Ich siłą był niezwykły zmysł obserwacji, realizm, znajomość ludzkich charakterów, trafność politycznych analiz i trzeźwy humanizm Bobkowskiego w obliczu wojennej zawieruchy. Gotowy pomnik…

Czyżby? Niedawno przeprowadzone badania Łukasza Mikołajewskiego, który dokładnie porównał znajdujący się w Nowym Jorku rękopis „Szkiców piórkiem” i jego drukowaną wersję, nieco burzą ten idylliczny, jednowymiarowy obraz pisarza. Bobkowski dużo zmienił w „Szkicach”. Pewne partie usnął, inne przeredagował lub dopisał. I nie chodzi tu o objętość. Bobkowski z rękopisu wymyka się naszym utartym wyobrażeniom – wcale nie kocha tak Ameryki i aż tak bardzo nie gardzi Związkiem Radzieckim. I co może najbardziej przykre – posługuje się najgorszymi antysemickimi kliszami pisząc o Żydach jako „bakcylach destruktu” czy „przeklętym plemieniu Judy”, trzęsącym światową gospodarką.

Co zrobić z takim fantem? Jak pisał na naszych łamach w artykule „Retusze Europejczyka („Kultura Liberalna” nr 201) Łukasz Mikołajewski, „zeszyty Bobkowskiego urastają dziś do rangi owego elephant in the room, którego widzi się, ale o którym trudno jest mówić”. Jedną z prób rozmowy o Bobkowskim z rękopisów jest zorganizowana przez „Kulturę Liberalną” debata SZKICE GUMKĄ. ANDRZEJ BOBKOWSKI I POPRAWIANIE AUTORBIOGRAFII, której zapis prezentujemy w obecnym numerze. Spotkanie odbyło się 15 listopada 2012 r. w warszawskiej klubokawiarni „Wrzenie świata”. W debacie udział wzięli Marek Beylin, Łukasz Mikołajewski, Joanna Podolska i Paweł Rodak. Całość poprowadził Piotr Kieżun.

Za pomoc w przygotowaniu debaty dziękujemy Instytutowi Reportażu oraz Instytutowi Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską.

Zapraszamy do lektury!

Piotr Kieżun


BEYLIN, MIKOŁAJEWSKI, PODOLSKA, RODAK, KIEŻUN: Andrzej Bobkowski – antynacjonalista, apaństwowiec, antysemita?


Piotr Kieżun: Dzisiejsza rozmowa dotyczy Andrzeja Bobkowskiego – pisarza, jak się okazuje, tylko z pozoru dobrze znanego. Łukasz Mikołajewski w artykule zamieszczonym w książce „Buntownik, cyklista, kosmopolak. O Andrzeju Bobkowskim i jego twórczości” (red. J. Klejnocki, A. St. Kowalczyk) [1] przestudiował i porównał rękopis „Szkiców piórkiem” znajdujący się w Nowym Jorku, w Polskim Instytucie Naukowym, z wersją opublikowaną w 1957 r. przez Instytut Literacki w Paryżu. Okazało się, że pomiędzy tymi dwiema wersjami są bardzo znaczące różnice, które zmieniają obraz Bobkowskiego z lat wojennych i tuż powojennych. Pierwsza zmiana dotyczy stosunku do Związku Radzieckiego i komunizmu, druga – do Ameryki, a trzecia nastawienia do Żydów. Czy zaskoczyły państwa odkrycia Łukasza Mikołajewskiego? Jak po tej lekturze widzicie postać Bobkowskiego?

Joanna Podolska: Przyznam, że kiedy sama dotarłam do oryginału „Szkiców” byłam bardzo zaskoczona. Jestem bardzo emocjonalnie związana z Bobkowskim, i jest to dla mnie trudny temat, szczególnie że od wielu lat poza jego twórczością zajmuję się także tematyką żydowską. Nie jestem pewna, jak oceniać te zmiany. Z jednej strony, to bardzo źle, że takie opinie na temat Żydów w ogóle się w tekście pojawiły, z drugiej fakt, że Bobkowski zreflektował się, zredagował je lub wyciął – to chyba dobrze.

Marek Beylin: Bobkowski w swoich dziennikach posługuje się bardzo radykalną postacią antysemityzmu – pisze wprost, że Żydzi jako zbiorowość są zawadą cywilizowanego i dobrego świata. Warto porównać te twierdzenia z tym, co pisała o Żydach choćby Maria Dąbrowska. To zupełnie inna mentalność. Dąbrowska, nawet jeśli niechętnie wyraża się o Żydach, to raczej dlatego, że czuje pewną separację – kulturalną i społeczną. Tutaj natomiast mamy do czynienia z poczuciem głębokiej wrogości wobec całej grupy. To bardzo radykalna postawa i muszę powiedzieć, że jak na człowieka, który przed wojną czuł się jakoś związany z Polską Partią Socjalistyczną, bardzo rzadka. Mimo to, a może właśnie dlatego z tekstu Łukasza Mikołajewskiego i pierwotnej wersji dzienników Bobkowski wyłania się jako postać dużo bardziej interesująca. W „Szkicach” niezredagowanych Bobkowskich jest wielu, w „Szkicach” zredagowanych Bobkowski jest tylko jeden – spójny, konsekwentny, bez żadnego wyłomu, co prawdę mówiąc, jest dość nudne. Pamiętajmy, że Bobkowski był dzieckiem epoki skomplikowanej i sam był pełen konfliktów. Wymazując je z dzienników, odebrał sobie moim zdaniem znaczną część własnej osobowości.

Paweł Rodak: Nie dziwi mnie, że Bobkowski zmienił swoje zapiski. Przez ostatnie lata pracowałem w archiwach nad dziennikami pisarzy – rękopisami, maszynopisami i wersjami drukowanymi – i wiem, jak dużo diaryści potrafią zmieniać. Pisarz, który wydaje swój dziennik za życia, prawie zawsze wprowadza poprawki. Nie zaskakuje mnie zatem sama zmiana, ale to, co zostało zmienione, czyli poglądy antysemickie. Chyba nic w innych tekstach Bobkowskiego nie dawało podstaw, by oskarżać go o antysemityzm. A i teraz nie sądzę, abyśmy mogli po prostu mówić o Bobkowskim – antysemicie. Ma rację Pani Joanna Podolska, kiedy zwraca uwagę, że on jednak ex post te zapisy przerobił, co można traktować jako zmianę poglądów w tej sprawie.

Piotr Kieżun: Panie Łukaszu, pracę nad Bobkowskim zaczął pan parę lat temu. Rozmawialiśmy wówczas na ten temat i pamiętam, że bardzo entuzjastycznie podchodził pan do tych badań. W pewnym momencie jednak jedzie pan do Nowego Jorku i sięga zupełnie nieświadomy po te dziewięć pożółkłych zeszytów. Jak to zmieniło charakter całego przedsięwzięcia?

Łukasz Mikołajewski: Do archiwum w Nowym Jorku pojechałem z kilku powodów. Po pierwsze, pisałem doktorat na wydziale historycznym. Kluczową sprawą było więc ustalenie, czy „Szkice piórkiem” Bobkowskiego są dokumentem z lat 40. czy 50. Poza tym, byłem ciekawy, czy w poprawkach Bobkowskiego da się zauważyć ślady przemian myślenia politycznego i języka, jakim intelektualiści posługiwali się podczas wojny i kilkanaście lat po niej. Rzeczywiście, sposób, w jaki podszedłem do tej pracy był nieco zdeterminowany tematem mojego doktoratu. Starałem się w nim zrozumieć, w jaki sposób pisarze związani z paryską „Kulturą” zmienili swój stosunek do Europy. W latach 90. przedstawiano ich jako patronów „Europy” we współczesnym rozumieniu tego słowa. Bobkowski idealnie się w to wpisywał, bo był indywidualistą, kapitalistą, „fanatykiem wolności”. Chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście istnieje taka ciągłość i niezmienność, czy też można zauważyć pewne zerwania. Kiedy zacząłem czytać rękopisy, niektóre wątki, tendencje poprawek szybko rzucały się w oczy – stosunek do Żydów był tu różnicą najbardziej jaskrawą. Choć od początku brałem pod uwagę, że Bobkowski mógł coś we fragmentach poświęconych Żydom zmienić – że mógł na przykład być bardziej obojętny lub nie odnotowywać wcale ich prześladowań – to jednak to, co odnalazłem w rękopisach, okazało się zmianą bardziej radykalną. Zaś co do decyzji Bobkowskiego, aby te fragmenty po latach poprawić, to moja intuicja jest taka, że byłoby bardziej na miejscu, gdyby on po prostu usunął fragmenty antysemickie, zamiast je poprawiać, gdyby nie dopisywał wcale po latach współczucia tam, gdzie w wojennych dziennikach widać raczej wrogość i poczucie rewanżu – gdyby tam była cisza. Dziś takie poprawki, powojenne fabularyzacje, to bardzo ciekawy i ważny dokument tego, w jaki sposób tworzył się pewien mit o stosunku Polaków do Żydów podczas wojny.

Joanna Podolska: [do Piotra Kieżuna] A co zmieniły artykuły Łukasza Mikołajewskiego w pana postrzeganiu Bobkowskiego?

Piotr Kieżun: Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z Bobkowskim, to było dla mnie absolutnie rewelacyjne odkrycie – pociągał mnie jako anarchista, „chuligan wolności”. Wciąż doceniam „Szkice piórkiem” jako dzieło literackie. Wróciłem do nich teraz i czyta się je fantastycznie, jednak mając w pamięci to, co zostało tam zmienione, nabrałem do Bobkowskiego pewnego dystansu. To nie jest już dla mnie człowiek jasnego osądu. Czy miał prawo tak znacząco ingerować w swój dziennik przed publikacją?

Paweł Rodak: Jak najbardziej! Kiedy pisarz przygotowuje swój tekst do druku ma prawo z nim robić, co chce. Przy czym nie powinien tego ukrywać podając za autentyk coś, co nim nie jest. Zwróćmy uwagę, że Bobkowski nie wydaje swojego dziennika jako „Dziennik”, ale „Szkice piórkiem”.

Piotr Kieżun: Mamy jednak do czynienia ze specyficznym tekstem: to jest koniec końców dziennik. Czy wydając tekst właśnie w tej formie Bobkowski w pewnym sensie nie oszukuje czytelnika?

Paweł Rodak: I tak, i nie. Pamiętajmy, że w tym samym czasie wychodzą w „Kulturze” inne dzienniki, chociażby Gombrowicza, i właściwie wszystkie one są przeredagowywane. Nie łudźmy się. Dziennik Marii Dąbrowskiej jest w trakcie przepisywania zmieniany w zasadniczy sposób. Dziennik Zofii Nałkowskiej do pewnego stopnia również, choć w o wiele mniejszym zakresie. Dziennik Żeromskiego nie jest zmieniony tylko dlatego, że nie był przez niego samego redagowany. Ci pisarze, którzy sami wydają swoje dzienniki, zmieniają je i mają do tego prawo. Należy je wtedy jednak traktować nie tyle (czy też nie tylko) jako dzienniki związane z codzienną praktyką piśmienną, jako osobiste dokumenty historyczne, ale teksty w formie dziennika nabierające cech literackich. Pozostaje pytanie, jak oceniać te zmiany z punktu widzenia moralnego. Jeśli w 1957 roku Bobkowski zmienił swoje poglądy na temat Żydów, to musiał zmienić pierwotny tekst. Gdybyśmy jednak byli w stanie udowodnić – na przykład na podstawie listów z tego okresu – że tak naprawdę pozostał antysemitą, ale z jakichś powodów chciał ten fakt ukryć przed czytelnikami, to całkowicie zmienia postać rzeczy.

Łukasz Mikołajewski: Miał prawo ingerować w tekst, ale z drugiej strony ja jako historyk mam prawo zajrzeć i to sprawdzić. Kiedy szkice ukazały się w 1957 roku, wiele osób czytało je trochę tak jak powieść, biorąc pod uwagę możliwość istnienia retuszy dodanych ex post. Problem zaczął się później. W latach 90. „Szkice piórkiem” były powszechnie cytowane po prostu jako wojenne dzienniki i do tej pory mówi się, że Bobkowski tego a tego dnia napisał to i to, nie myśląc wcale o tym, że mógł przecież coś w tekście zmienić po wojnie. Nawiasem mówiąc, sam Bobkowski w listach twierdził, że w „Szkicach” zmienił bardzo niewiele.

Joanna Podolska: Ja nie do końca zgadzam się z panem Rodakiem w sprawie tego, czy Bobkowski miał prawo tak bardzo ingerować w pierwotny tekst. Spodziewałam się zmian stylistycznych, i takich – trzeba to przyznać – jest najwięcej. Tymczasem są również duże dopiski i zmiany. Przyznaję, że fragmentami tekst jest tak zmieniony, że w wymiarze ideologicznym stał się zupełnie czymś innym.

Marek Beylin: Moim zdaniem pytanie o to, czy miał czy nie miał prawa dokonać zmian jest chybione. On nie tyle miał prawo, ale obowiązek te zmiany wprowadzić. Problem leży w tym, jak to zrobił – sądy antysemickie zastąpił filosemickimi, sądy ujemne dodatnimi. Nagle pisze o Żydach już nie jako zarazie, ale „drożdżach” cywilizacji. W gruncie rzeczy jednak Żydzi pozostali dla niego zbiorowością zewnętrzną. To nie jednostki, które robią coś dobrze lub źle, są normalnymi obywatelami, tylko coś szczególnego, specyficznego. Drożdże. W tym kryje się problem głębszy, problem nikłego poziomu autorefleksji. Jeśli się automatycznie zastępuje znak ujemny dodatnim, zostawiając sama konstrukcję odrębności, to znaczy, że myśl o tym, co się zdarzyło, nie jest specjalnie rozwinięta. To dotyczy nie tylko Bobkowskiego i w jego obronie należy powiedzieć, że to jest problem całej europejskiej kultury tego czasu. W tym sensie Bobkowski się nie wyróżnia i jego myślenie pod tym względem jest w gruncie rzeczy dość ubogie.

Piotr Kieżun: Zawód Bobkowskim jest chyba tym większy, że po wznowieniu „Szkiców” w latach 90., stał się pisarzem niemal mitycznym, idolem wielu krytyków literackich. To był ktoś, kogo potrzebowaliśmy. Andrzej Horubała w 1998 pisał w „Życiu”: „umówmy się: Bobkowski to trochę pisarz wymyślony, to pisarz czytany przez pryzmat naszych marzeń i pragnień, to pisarz, któremu sporo dopisujemy, który ma u nas duży kredyt. Bo przecież ktoś taki jak on, no może trochę lepszy, trochę zdolniejszy powinien się narodzić, powinien nadać ton literaturze polskiej, powinien ją zbawić. Właśnie ktoś taki jak Bobkowski, przenikliwy facet, nieulegający ideologicznym dewiacjom ze szklaneczką whisky Canadian Club w ręku, piszący książki na marginesie swych codziennych, nierzadko awanturniczych zatrudnień, powinien być bohaterem i autorem dwudziestowiecznej literatury polskiej”.

Łukasz Mikołajewski: Mitologizacja jest nieodłączną częścią literatury. Bobkowski nie był ani pierwszym, ani ostatnim pisarzem, który coś poprawił. Problem zaczyna się w chwili, gdy odnajdują się nowe materiały, a czytelnicy i badacze mają trudności z ich uwzględnieniem, bo kłócą się one z wcześniejszą legendą, mitem. Kiedy w gazetach zaczęły się ukazywać informacje o odnalezieniu rękopisu „Szkiców piórkiem” pisano, że nie różni się on istotnie od wersji drukowanej…

Joanna Podolska: Osoba, która ten tekst opublikowała, spędziła w archiwach zaledwie kilka godzin i rzeczywiście nie zdołała wykonać tej pracy, którą i pan, i ja wykonaliśmy.

Marek Beylin: Nie można wtedy pisać, że tekst jest niezmieniony.

Joanna Podolska: Oczywiście, ale mimo wszystko Bobkowski pozostaje fascynującą postacią. Cenię go literacko i muszą przyznać, że bardzo trudno było mi poradzić sobie z tymi nowymi faktami o nim. Pewnego wyjaśnienia dostarcza jednak kontekst biograficzny. W mojej książce o Bobkowskim, nad którą pracuję, poza różnymi wersjami „Szkiców” sięgam również do dzienników jego ojca, Henryka Bobkowskiego. Okazuje się, że Andrzej po prostu wychował się w krakowskim domu, w środowisku, w którym o Żydach nie mówiło inaczej niż „żydkowie”, czy „żydki”. Sygnały niezbyt przychylnego podejścia Andrzeja do Żydów można odnaleźć nawet w młodzieńczym dzienniku. Wierzę, że później trochę się zmienił i dlatego zdecydował się usunąć fragmenty go kompromitujące. Nie zakładam, by kalkulował, że mu się to opłaca, nie należał do takich ludzi. Aczkolwiek, kiedy był już w Gwatemali, o Indianach, obok których mieszkał, także wypowiadał się w sposób dość rasistowski, charakterystyczny dla środowiska białych mieszkańców tego kraju także współcześnie.

Marek Beylin: Bobkowski to rzeczywiście bardzo ciekawa osobowość, pełna sprzeczności: antysemita, antynacjonalista, apaństwowiec. Kosmopolita i powiedziałbym postać antypolityczna czy apolityczna. Kiedy czyta się jego korespondencję z Giedroyciem, uderza w niej fundamentalistyczna postawa wobec Europy, niezmienna od późnych lat 40. do końca lat 50. Europa jawi się Bobkowskiemu jako pewnego rodzaju przedsionek komunizmu, przestrzeń, która komunizmowi już uległa, nie tylko pod wpływem sowietów, ale także z powodu tego, co on nazywa socjalizmem państwowym, a co my nazywamy socjaldemokracją. Ten pogląd na Europę jest bardzo bliski ówczesnemu fundamentalistycznemu amerykanizmowi w wydaniu senatora McCarthy’ego. To wizja Europy jako kresu cywilizacji przez jej dekadencję, degenerację i abdykację z walki o wartości. Mam wrażenie, że Bobkowski tej wizji amerykańskiej prawicy ulega, a jego antyeuropejskość pochodzi nie tyle z refleksji, ile z przyswajania już funkcjonujących w przestrzeni publicznej poglądów. A ponieważ Bobkowski był osobowością radykalną, brał raczej to co radykalne, tak jak wcześniej wziął sobie z powietrza ów radykalny antysemityzm. W tym sensie to nie tylko autor apolityczny, ale też aintelektualny. Jego pisarstwo opiera się na emocjach. Bobkowski był oczywiście bardzo zdolny stylistycznie, znakomicie przetwarzał rozmaite banalne klisze w ciekawe emocjonalnie spostrzeżenia. Klisze jednak pozostają kliszami.

Paweł Rodak: Witold Gombrowicz – a on i Bobkowski byli trochę do siebie podobni – napisał kiedyś w swoim „Dzienniku”, że niektórych rzeczy nie da się rozwiązać w sposób intelektualny, w związku z czym należy je rozwiązywać naszym życiem. Otóż Bobkowski był człowiekiem, który konsekwentnie rozwiązywał pewne problemy swoim życiem: jak krytykował matkę Europę – to z niej wyjechał; jak występował przeciwko państwu opiekuńczemu – to nawet w sytuacji, kiedy niemal głodował, stanowczo odmawiał jakichkolwiek dotacji. A jak mu Giedroyc na siłę taką dotację załatwił, to odesłał pisząc „Chcę móc zdechnąć z głodu, jeżeli sobie nie dam rady.” Nawet jeśli jego poglądy miały bardziej emocjonalne niż intelektualne podłoże, był w nich bardzo konsekwentny.

Piotr Kieżun: Ale czy rzeczywiście Bobkowski pozostawał postacią tak antypolityczną? Kim tak naprawdę był? Konserwatystą, zimno-wojennym realistą, prawicowym radykałem na modłę amerykańską?

Łukasz Mikołajewski: On mi się wydaje Europejczykiem, w pozytywnym i negatywnym znaczeniu tego słowa. Podobnie jak Gombrowicz widzę w „Szkicach piórkiem” dwa najważniejsze wątki – zmaganie się z polskością i zmaganie się z Francją jako obiektem uwielbienia i rozczarowania. Ostatecznie narrator dochodzi do wniosku, że on się w taką Europę nie bawi i wyjeżdża. Nawet w Gwatemali Bobkowski pozostał jednak Europejczykiem, tylko troszeczkę anachronicznym. W eseju „Nasza konkwista” Andrzej Stasiuk z czułą ironią pisze, że Bobkowski postrzegał Gwatemalę jako swego rodzaju świeżą ziemię, gdzie będzie mógł się w pewnym sensie stworzyć od nowa. Dopiero kiedy Gwatemala stała się jednym z punktów zapalnych zimnej wojny, Bobkowski przyjął postawę radykalnie proamerykańską. Przedtem Ameryki po trosze się bał, a po trosze nią gardził. Podczas wojny pisał na przykład o wizycie w kawiarni, w której grano swing i o tym, jak nie mógł znieść tej muzyki, bo przypominała mu ówczesną epokę – otępiającą i płaską. W 1957 roku, kiedy już się zmieniała rzeczywistość polityczna, poprawił oryginalną notkę pisząc, że cieszył się, kiedy nareszcie usłyszał swing, a nie Chopina czy Schuberta. Zmienił więc swoją historię w taki sposób, żeby dać wyraz swojemu rozczarowaniu Europą.

Piotr Kieżun: Oddajmy teraz głos publiczności.

Jarosław Kuisz, „Kultura Liberalna”: Mnóstwo ciekawych rzeczy zostało powiedziane, ale mam wrażenie, że nie odpowiedziano na to najważniejsze pytanie: jaki dokładnie mit rozpadł się na skutek tych nowych odkryć? Moim zdaniem to był mit takiego fajnego Polaka, intelektualisty, który wykazywał niesamowitą lekkość w myśleniu, lekkość daleką od schematów myślenia martyrologicznego. Nagle okazuje się, że to jest daleko bardziej projekcja naszych oczekiwań, a nie rzeczywistość. Jaka lekcja płynie z rozpadu tego mitu?

Marek Beylin: Trudne pytanie. Powiedzieć, że rozpadł się mit pewnej postaci czystej polskości to banalne i niewystarczające. Gdybym miał sięgnąć głębiej powiedziałbym, że to jest kolejny przykład rozpadu linearnej biografii. Gdy zastanawiamy się nad tym, jak ludzie działają w swoich czasach, jakie podejmują wybory, szukamy w nich przede wszystkim ciągłości. Jesteśmy bardzo zainteresowani i zachęceni, kiedy okazuje się, że linia wyboru od wczesnej młodości do późnej starości jest niezmienna. To mit, w którym jednak zostaliśmy wychowani – cała kultura europejska w gruncie rzeczy spoczywa na takim micie, mimo dojmujących świadectw, że było inaczej. Bobkowski to kolejny przykład tego, jak taki mit sam się rujnuje.

Joanna Podolska: Nie do końca umiem odpowiedzieć na pytanie, co zmienia się wraz z upadkiem tego mitu. Myślę, że nadal fascynujące jest przyglądanie się Bobkowskiego potyczkom z polskością i temu, jak one zmieniają się w zależności od okoliczności. Swego rodzaju puentą dla całej tej historii jest dla mnie los żony Bobkowskiego w Gwatemali, która została tam po jego śmierci przez 20 lat i która była dość izolowana od tamtejszej Polonii, ponieważ postrzegano ją jako… Żydówkę. To również otwiera kolejny rozdział opowieści i na pewno zmienia, choć niekoniecznie obala, mit samego Bobkowskiego.

Łukasz Mikołajewski: Kiedy zacząłem się nim zajmować, Bobkowski wydawał mi się człowiekiem o niezwykłej zdolności formułowania sądów politycznych. Ten mit upadł. Tuż po wojnie, w dwóch pierwszych tomach „Korzeni totalitaryzmu” Hannah Arendt rozliczała się z historią europejską. Pisała tam, że podziemny nurt tradycji europejskiej wydobył się na powierzchnię i że nie możemy już więcej uznawać za nasze dziedzictwo tylko tego co dobre, musimy też sobie radzić z tym, co złe. Pierwszy tom to jest historia antysemityzmu, a drugi – imperializmu. Kiedy do tych dwóch wątków wyróżnionych przez Arendt przystawimy teksty Bobkowskiego, lepiej zrozumiemy jego perypetie, przygody z europejską tożsamością. Nie chodzi o to, aby Bobkowskiego przeciwstawiać Arendt, jego karcić, a ją wychwalać jako autorytet. Również Arendt miała swoje słabości, z których warto zdawać sobie sprawę, również ona dziedziczyła część uprzedzeń – jak choćby niechęć do poznawania złożoności tego, co istniało „na wschód” od Niemiec. Wyzwanie polega na tym, żeby myśląc o osądzie politycznym w dwudziestym wieku, nauczyć się utożsamiać się także z tymi ludźmi, którzy wpadali w różne koleiny intelektualne, niejednokrotnie zmieniali zdanie, mylili się.

Paweł Rodak: Nieco żartobliwie powiedziałbym, że odkrycie oryginału „Szkiców piórkiem” doprowadziło do upadku mitu słowa drukowanego, a w każdym razie dzienników drukowanych. Zobaczyliśmy, że opublikowane dzienniki nie mogą być właściwie traktowane jako dzienniki – wcale nie muszą zawierać tego, co ludzie naprawdę napisali czy co naprawdę myśleli. A mówiąc całkiem poważnie, to nowe informacje o Bobkowskim w moich oczach obalają nie tyle mit samego pisarza, ale inny mit, mówiący że antysemityzm musi łączyć się z postawami narodowymi czy nacjonalistycznymi. Ten przypadek pokazuje bardzo wyraźnie, że nawet krytyczne myślenie o polskości czy o własnym narodzie nie zabezpiecza przed postawami antysemickimi. Antysemityzm i nacjonalizm nie są nierozłączne.

Marcin Gałązka: Mnie od dawna dziwi, dlaczego musiało minąć tak dużo czasu od śmierci Bobkowskiego zanim ktoś zajął się sprawą tych oryginalnych dzienników. Dopiero pan Mikołajewski zgłębił ten temat, mimo że były one dostępne o wiele wcześniej.

Paweł Rodak: Moim zdaniem – choć może pozostali państwo odpowiedzą inaczej – wynika to z wciąż dość powszechnego wśród historyków literatury przeświadczenia, że dziennik opublikowany w postaci książki jest oryginalnym dziennikiem. Jak wielu pana zdaniem historyków literatury zajrzało do archiwów, żeby popatrzeć jak wyglądają dzienniki Zofii Nałkowskiej, Marii Dąbrowskiej, Stefana Żeromskiego czy Witolda Gombrowicza? Prawie nikt, bo wierzymy, że książka wydrukowana jest zgodna z jakąś wersją pierwotną i że powinna być dla nas ostatecznym punktem odniesienia. To jest może prosta odpowiedź, ale dość prawdopodobna.

Łukasz Mikołajewski: Opóźnienie wynika również z innego, bardzo przyziemnego powodu. Taka weryfikacja to rzeczywiście bardzo trudna i bardzo żmudna robota. W tekście mamy do czynienia z rozmaitymi zmianami – część wpisów została usunięta, część jest dopisana, część z kolei przeredagowana. Myślę, że należałoby się zastanowić, czy te rękopisy albo ich zdjęcia nie powinny być dostępne dla badaczy gdzieś w Polsce, bo to ułatwiłoby i przyspieszyło cały proces.

Paweł Rodak: W idealnym wypadku „Szkice piórkiem” powinny zostać wydane w ten sam sposób jak dziennik Anne Frank. Ona również przepisywała swój dziennik i bardzo dużo zmieniała, co nawiasem mówiąc potem niesłusznie zarzucano jej ojcu. Dzisiaj jest dostępne w kilku językach wydanie krytyczne, gdzie w jednym miejscu mamy pierwszą wersję, wersję przepisaną oraz kompilację obu wersji przygotowaną do druku przez ojca. Tak samo można byłoby zrobić z Bobkowskim – zestawić wersję rękopiśmienną, wersję przepisaną w maszynopisie i wersję wydrukowaną, tak by każdy mógł je sobie porównać.

Piotr Kieżun: Zanim tak się stanie, pozostaje nam czytanie Bobkowskiego w takiej wersji, która jest dostępna – bo czytać go nadal warto. Warto jednak mieć przy tym pod ręką artykuły Łukasza Mikołajewskiego i innych badaczy Bobkowskiego.

Przypisy: 

[1] Artykuł Łukasza Mikołajewskiego pt. „Pamięć fabularyzowana. Powojenne poprawki w «Szkicach piórkiem» Andrzeja Bobkowskiego” ukazał się pierwotnie w „Res Publice Nowej” (15/2011), a następnie w książce „Buntownik, cyklista, kosmopolak. O Andrzeju Bobkowskim i jego twórczości” (red. J. Klejnocki, A. St. Kowalczyk, Warszawa 2011), gdzie został dodatkowo poszerzony o polemikę z Maciejem Nowakiem z KUL. Krótkim podsumowaniem badań nad rękopisami Bobkowskiego jest tekst opublikowany w numerze 201 (46/2012) „Kultury Liberalnej” pt. „Retusze Europejczyka”.

* Marek Beylin, publicysta „Gazety Wyborczej”, ostatnio ukazał się jego esej „Marks patrzy na populizm”, stanowiący przedmowę do „18 brumaire’a Ludwika Bonaparte” Karola Marksa.
** Łukasz Mikołajewski,
absolwent Uniwersytetu Warszawskiego i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji, członek zespołu redakcji „Res Publiki Nowej”, współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
*** Joanna Podolska, dyrektor Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi, autorka książki „Potłuczona mozaika”, wyboru myśli Andrzeja Bobkowskiego.
**** Paweł Rodak, historyk literatury i kultury polskiej, kierownik Zakładu Historii Kultury w Instytucie Kultury Polskiej UW, autor książki „Między zapisem a literaturą”, poświęconej
dziennikom polskich pisarzy w XX wieku.
***** Piotr Kieżun, szef działu „Czytając” w „Kulturze Liberalnej”, pracuje w Instytucie Książki.

Do góry

***

* Autorzy koncepcji numeru: Marta BudkowskaPiotr Kieżun
** Współpraca: Konrad KamińskiJakub KrzeskiKonrad NiemiraŁukasz PawłowskiAnna PiekarskaMatylda Tamborska
*** Autor ilustracji: Wojciech Tubaja
**** Fotografie rękopisów „Szkiców piórkiem”: © Łukasz Mikołajewski | The Polish Institute of Arts and Sciences of America

                          „Kultura Liberalna” nr 205 (50/2012) z 11 grudnia 2012 r.