Adrian Sinkowski

Harmonia jest iluzją

D?browska_Bia?e-krzes?aTrudno na początku roku uciec od podsumowań. Naturalnie opinie, które książki uznać za najlepsze, a które za najgorsze, należy wziąć w nawias, bo ocena dzieła jest w nich znikoma i zwykle są to po prostu rankingi popularności. Trudno odmówić im jednak waloru – uchodzą bowiem za punkt wyjścia do głębszej rozmowy. Tadeusz Różewicz, Wisława Szymborska, Justyna Bargielska – dopiero czas pokaże, czy ich zbiory zasługują na tytuł najlepszego tomiku minionego roku. Niemniej grono to, wymieniane stosunkowo często, należy natychmiast powiększyć o tomik „Białe krzesła”, który Krystyna Dąbrowska wydała sześć lat po swoim debiucie. Dąbrowska w podsumowaniach nigdzie się nie pojawia, tymczasem już to, że jej debiut nie był przedwczesny, a na kolejną książkę kazała czekać dość długo, powinno dawać do myślenia.

Białe plastikowe krzesła, przedmioty użytkowe, takie jak łóżko, miotła, buty – to w nich, a nie w ozdobnych fotelach poetka szuka metafory codzienności. To one, czasem obskurne, niewygodne, wykonane bez smaku, są bliżej poezji, gdy modlą się w nich starzy rabini, czołami dotykając kamieni w Ścianie Płaczu. Bez trudu metafora białych krzeseł daje się przełożyć na świat poezji. Nie jest bowiem poezją tekst pełen blichtru, który mieni się i uwodzi słowem. Prędzej będzie nią bury szlam po horyzont, który w świetle na chwilę zmienia się w masę perłową. Potem gaśnie, zmienia kolor, tężeje – po prostu czeka, aby ktoś nadał mu kształt, podobnie jak „Glina, która czeka na rzeźbiarza”. Wszystko zależy od punktu widzenia, pisze Dąbrowska, „Raz patrzę ci w oczy, raz twoimi oczami”.

Co łączy sprzedawczynię mioteł, garbatego dostojnika albo dziewczynę w chuście z hostelu, która „czujna jak półdzika kotka” nie daje się dotknąć, nie zdradza, skąd pochodzi, za to chętnie opowiada o życiu w Jerozolimie? Postaci, zwierzęta, a nawet przedmioty, którym przyglądamy się w wierszach, stanowią budulec poezji Dąbrowskiej i świadczą o jego sile. Mimo że w wierszu „Oceanarium” ryby różnią się od siebie, to osoba, która patrzy na nie zza szyby, widzi harmonię: „nikt nikogo nie płoszy, nie goni, nie zjada”. Warunkiem harmonii jest izolacja, akwen przedzielają bowiem przezroczyste ściany, które nie od razu dają się dostrzec. Z ujęcia, które proponuje Dąbrowska – z daleka podpatrując ludzi w codziennym krzątaniu się od sprawy do sprawy – rodzi się między bohaterami tych wierszy harmonia, lecz trudno pozbyć się wrażenia, że jest ona iluzją.

Czy zatem to, o czym mówi Dąbrowska, brzmi: nasze spotkania, więzi, poczucie bliskości nigdy w pełni się nie dokonają, gdyż nawet jeśli nie da się ich dostrzec, oddziela nas od siebie przezroczysta ściana? Inna sprawa, że ścianę widzi ktoś z zewnątrz, obserwator, który przygląda się rybom z boku. Odpowiedź na to pytanie przynosi wiersz „Stół”, w którym z pozoru poczciwy mebel na werandzie po zdjęciu obrusa zmienia się w lipowy gnom. Odpowiedzi można się także doszukać w utworze „Stołówka”, bodaj kluczowym dla tomiku – spotykają się w niej ludzie, którzy nic o sobie nie wiedzą, a łączy ich ledwie wspólny cel. Jedni wkładają białe fartuchy: „Przez godzinę nie są młodzi ani starzy, / nie mają planów, zawodów, biografii”, milczą. Inni dopiero tutaj zaczynają się odzywać. Dąbrowska wtrąca mimochodem: „niech ktoś zobaczy ludzi, a nie obdarte zjawy”. Postulat poetki traktuję zatem nie jak gorycz, iż harmonia jest iluzją, lecz prośbę, aby przyglądać się światu z troską. Nie oceniać, nie gardzić tym, co budzi sprzeciw lub czego nie jesteśmy w stanie pojąć – w końcu od innych oddziela nas bariera.

Z barierą, gdy się ją widzi, można oczywiście podjąć walkę. Niepostrzeżenie od zielonej głębi w oceanarium odrywa się samotna ryba piła i zaczyna ciąć najgrubsze szyby – czy z powodzeniem? Chyba nie. Już to, że walka została podjęta w pojedynkę, wydaje się mocno sugestywne. Nie mniej sugestywnie prezentują się świat islamu, Egipt, wątki odwołujące się do świata żydowskiego. Dąbrowska nie pyta: „W jaki sposób mogę cię zrozumieć?”, pyta natomiast: „Skąd mam spojrzeć, aby cię zobaczyć?”. I oto klucz do świata poetki – podpatrywanie, przyglądanie się. Ciekawe zresztą, że debiut Dąbrowskiej nosił tytuł „Biuro podróży”. Biura podróży zajmują się przygotowaniem do zmiany miejsca pobytu, białe krzesła mogą być za to synonimem bezruchu, trwania w miejscu, zapuszczenia korzeni. Inaczej podpatruje się z pociągu czy samolotu, inaczej z krzesła, siedząc pod Ścianą Płaczu.

„Białe krzesła” to książka niepozorna – oszczędna, wręcz ostrożna w słowach, niezbyt obszerna. Mimo to wydaje się poetycką książką roku, nikogo na siłę nie przekonuje do świata, który przedstawia Dąbrowska, ani nie przesuwa akcentów poza literaturę. Można by stwierdzić, że wiersze Dąbrowskiej są, aby trwać – własne, bezinteresowne, skupione – a mimo to nie odwracają się do nas tyłem. Zdania pozornie niczym się nie wyróżniają, próżno by szukać w nich gestów, które potrafią spektakularnie tchnąć ożywienie w opis albo historię, a mimo to urzekają i trudno odmówić im, że są prawdziwe. Dawno nie dokonałem odkrycia tej miary wśród poetów młodego pokolenia, lecz czy w ogóle o odkryciu może być mowa? Może wypada po prostu stwierdzić, że Dąbrowska wykonała niespiesznie kolejny krok na drodze, której będę przyglądał się odtąd z uwagą i apetytem na więcej.

Książka:

Krystyna Dąbrowska, „Białe krzesła”, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2012.

* Adrian Sinkowski, poeta, publicysta. Redaktor kwartalnika literackiego „Wyspa”. Rzecznik prasowy Centrum Myśli Jana Pawła II. Publikował m.in. w „Odrze”, „Twórczości”, „Kresach”, „Pograniczu”, „Frondzie”, „Czasie Kultury”, „Toposie”, „Akcencie” i „Frazie”. Stypendysta m.st. Warszawy (2013), laureat projektu Połów dla poetów przed debiutem książkowym (2011), wyróżniony w konkursie Dolina Kreatywna w dziedzinie literatury (2008). Mieszka w Warszawie.

„Kultura Liberalna” nr 212 (5/2013) z 29 stycznia 2013 r.