Szanowni Państwo,

Mail-Anhang-5wokół tonącej wyspy krążą rekiny. Czy to metafora obrazująca jedynie sytuację Cypru, czy też „The Economist” mimochodem zilustrował na swojej okładce całą strefę euro, do której niezmiennie pragnie przystąpić Polska?

W nocy z 24 na 25 marca po wielogodzinnych negocjacjach w Brukseli cypryjska delegacja zgodziła się przyjąć – zaproponowane przez Europejski Bank Centralny, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Komisję Europejską – warunki pomocy finansowej dla zagrożonego bankructwem kraju. Na nic zdały się groźby cypryjskiego prezydenta, który jeszcze kilka godzin wcześniej zapowiadał porzucenie europejskiej waluty. Instytucje międzynarodowe pozostały nieugięte. Nawet przedstawiciele Francji, zwykle wzywający do europejskiej solidarności, odmówili wyłożenia dodatkowych pieniędzy na – jak to ujęto – „gospodarkę w stylu kasyno”.

W rezultacie w zamian za 10 miliardów euro pomocy Cypr musi znaleźć 6 miliardów oszczędności, a to blisko jedna trzecia PKB tego małego kraju. Jak to zrobi? Likwidując jeden z dwóch największych banków, restrukturyzując drugi i opodatkowując ich najbogatszych klientów. I choć drobni ciułacze pozostaną bezpieczni, właściciele depozytów większych niż 100 tysięcy euro mogą stracić nawet 40 proc. zgromadzonych środków.

To jednak dopiero początek walki z kryzysem, którego konsekwencje jeszcze nie raz odbiją się czkawką zarówno unijnym ekonomistom, jak i europejskim politykom. „Ratując” skorumpowany i niekontrolowany system bankowy na wyspie złamano bowiem wiele reguł, ustanowiono niebezpieczne precedensy i jeszcze bardziej podkopano zaufanie do banków, polityków i instytucji finansowych. Bez fundamentalnych reform trudno będzie je odbudować.

Cypryjski kryzys udowodnił, że w Europie „konieczne jest utworzenie unii bankowej, wprowadzającej jednolite standardy (…) dla wszystkich banków UE” oraz „utworzenie na poziomie europejskim systemu gwarantowania wkładów, finansowanego ze składek do wspólnej kasy”, pisze w swoim tekście dla „Kultury Liberalnej” doradca ekonomiczny Prezydenta RP Jerzy Osiatyński.  W jaki jednak sposób ustalić wysokość tych „składek ubezpieczeniowych” dla poszczególnych krajów, jak dokładnie określić, za co ów fundusz ma być odpowiedzialny, wreszcie jak wymusić przestrzeganie standardów, skoro na Cyprze – choć wszyscy o tym wiedzieli – od dawna nie były one respektowane?

Problemy wyspy oraz propozycje ich rozwiązania po raz kolejny ujawniły, że kapitalizm i władza ludu nie zawsze idą ręka w rękę – zwłaszcza w czasie kryzysu gospodarczego. Jak bowiem pogodzić decyzję o zamrożeniu wkładów bankowych z zasadami demokracji? By ratować sytuację gospodarczą kraju politycy mogą wprowadzać nowe podatki; tym razem władze cypryjskie zablokowały środki pod jeszcze niewprowadzony i uchwalony podatek, w dodatku narzucony przez podmiot zewnętrzny. Zdaniem Pawła Dobrowolskiego z Forum Obywatelskiego Rozwoju nie można jednak w tym wypadku mówić o pogwałceniu norm demokratycznych. Cypryjczycy otrzymali propozycję pomocy – mają prawo ją demokratycznie przyjąć, walczyć o lepsze warunki lub odrzucić (i zbankrutować). Co jednak zrobić, gdy parlament na warunki pomocy przystanie, ale zaprotestuje lud? Komu wówczas należy przyznać rację i czy wolno nam stosować odpowiedzialność zbiorową?

Za ukaraniem inwestorów przemawia jednak to, że cypryjskie banki oferowały swoim depozytariuszom znacznie większe oprocentowanie niż banki w innych krajach europejskich, na co zwraca uwagę w rozmowie Kacprem Szuleckim Mark Hallerberg z berlińskiej Hertie School of Governance. Aby wywiązać się ze swej obietnicy inwestowały dużo i ryzykownie. Jeśli wyższe oprocentowanie potraktujemy jako nagrodę za wyższe ryzyko, wówczas uderzenie depozytariuszy wydaje się sprawiedliwym rozwiązaniem. Z drugiej jednak strony zbyt surowa kara może narazić na szwank systemy bankowe w innych krajach. Jeśli ludzie, obawiając się o swoje oszczędności, zaczną trzymać je nie w bankach, ale w materacach i skarpetach europejskiej gospodarce grozi katastrofa.

Jakby tego było mało, musimy pamiętać, że cypryjski kryzys ma wymiar nie tylko ekonomiczny i prawny, lecz także geopolityczny. Upokorzeni Cypryjczycy zamiast w Europie, mogą zacząć szukać dla siebie gwarancji bezpieczeństwa gdzie indziej, choćby w Rosji. Tymczasem umocnienie pozycji Kremla w tym rejonie miałoby bardzo poważne konsekwencje, jak twierdzi w swoim artykule Łukasz Jasina z „Kultury Liberalnej”.  Po pierwsze, Putin i jego państwo odzyskaliby kontrolę nad wypływającymi tam z Rosji środkami finansowymi. Po drugie, Cypr to doskonała baza dla marynarki, a to dla Moskwy bardzo ważne, ponieważ jej wpływy w tej części Morza Śródziemnego maleją wraz z powolnym upadkiem syryjskiego reżimu Assada. Wreszcie, kontrakt na eksploatację złóż gazu na cypryjskim szelfie, dałby Rosji znaczący zastrzyk świeżej gotówki.

Jedno wiemy na pewno. Cypr, mimo pomocy zagranicznej, jest bankrutem. Gospodarka już wkrótce radykalnie się skurczy, bo do tej pory opierała się niemal wyłącznie na sektorze bankowym. W rezultacie standard życia dramatycznie spadnie, a ludzie zaczną wskazywać winnych. Na razie odpowiedzialności doszukują się wszędzie tylko nie u siebie. To jak i przez kogo ten rosnący gniew zostanie zagospodarowany może mieć poważny wpływ na losy Europy – przecież już nie raz w historii niewielki kryzys okazywał się kamykiem, który poruszał lawinę.

Zapraszamy do lektury!

Łukasz Pawłowski


1. JERZY OSIATYŃSKI: Bank to instytucja zaufania publicznego
2. PAWEŁ DOBROWOLSKI: Zajmij się politykami, bo inaczej ich błędy zajmą się tobą
3. MARK HALLERBERG: Gdzie gasić ogień, a kto może się dopalić
4. ŁUKASZ JASINA: Rosja, Ukraina, Cypr i nadmiar wzajemnych powiązań


Jerzy Osiatyński

Bank to instytucja zaufania publicznego

Cypryjskie problemy wynikające ze złego doboru portfeli inwestycyjnych oraz ze złego zarządzania mogą być rozwiązane jedynie przez długookresowe zmiany strukturalne.

Cypryjski kryzys finansowy jest konsekwencją braku dostatecznego nadzoru bankowego oraz ogólnoeuropejskiej unii bankowej, która mogłaby taki nadzór sprawować. Od lat było wiadomo, że banki cypryjskie przyciągają kapitały z różnych stron świata między innymi znacznie wyższym niż w innych krajach oprocentowaniem depozytów. Ponadto, wbrew obowiązującym w Europie przepisom, nie weryfikowano pochodzenia środków przechowywanych w bankach, mimo że przy wysokich jednorazowych lokatach powinno się to robić. Te procedury nie były przestrzegane, ale wszelkie uchybienia traktowano z przymrużeniem oka, ponieważ korzyści z tego faktu odnosiły również banki niemieckie, francuskie czy rosyjskie, które prowadziły interesy na Cyprze. Jakby tego było mało, decyzje inwestycyjne, podejmowane przez cypryjskie banki w ostatnich latach, były, mówiąc delikatnie, wysoce nieostrożne. Znaczną część tych środków ulokowano w greckich obligacjach oraz papierach skarbowych krajów, które, jak się potem okazało, miały duże problemy z wypłacalnością.

Lekcja irlandzka, lekcja hiszpańska

Już mniej więcej od półtora roku regularnie pojawiały się informacje o poważnych problemach cypryjskiego systemu bankowego, budząc wśród depozytariuszy coraz większy niepokój o naturę tych problemów i bezpieczeństwo ich pieniędzy. Taki proces ma zwykle charakter kuli śniegowej, a ostatecznie prowadzi do wybuchu paniki na rynku bankowym.

Kiedy do tego dochodzi, można zapobiec upadkowi systemu bankowemu, wybierając jedno z dwóch rozwiązań: albo to bank centralny udzieli zagrożonym bankom kredytu, albo rolę pożyczkodawcy ostatniej szansy przyjmie na siebie państwo. Podczas kryzysu w Irlandii wybrano to drugie rozwiązanie. Gdy pękła spekulacyjna bańka na rynku obrotu nieruchomościami, a system bankowy znalazł się na progu załamania, rząd irlandzki – m.in. ze względu na bierność Europejskiego Banku Centralnego – zagwarantował całkowite bezpieczeństwo wkładów, czyli innymi słowy przejął długi banków na rachunek budżetu państwa. Kiedy jednak to zrobił, Europejski Bank Centralny i Komisja Europejska na bardzo długo, w gruncie rzeczy aż do połowy ubiegłego roku, odwróciły się od Irlandii plecami, twierdząc, że odpowiedzialność przyjęły na siebie władze kraju, dług jest długiem państwa, więc państwo musi sobie z nim poradzić. Taka była wymowa kroków podejmowanych wówczas tak praz EBC, Komisję Europejską i Eurogrupę. Podobnie było w przypadku Hiszpanii. Ta nie miała do czasu kryzysu żadnych deficytów budżetowych i prowadziła politykę fiskalną, którą powszechnie stawiano za wzór. Kłopoty zaczęły się wówczas, kiedy – również ze względu na bierność Europejskiego Banku Centralnego – hiszpański rząd także postanowił uratować zagrożone upadłością banki. Władze Cypru wyciągnęły wnioski z tych lekcji i zdecydowały się nie przejmować zbyt łatwo zobowiązań za banki komercyjne, uznając, że powinien to zrobić bank centralny. Jeżeli nie cypryjski, bo on nie ma takiej możliwości, to europejski. Po tej decyzji zaczął się poker między EBC, Komisją Europejską, Eurogrupą i władzami Cypru, czyli walka o to, kto i ile ostatecznie zapłaci za obecny kryzys.

Istnieje oczywiście niebezpieczeństwo, że bez pomocy instytucji europejskich te banki upadną, wywołując efekt domina. Należy przy tym pamiętać, że na Cyprze nie działają tylko cypryjskie banki, ale także te, które swoje siedziby mają w Londynie, Paryżu czy Berlinie. Nie mam wątpliwości, że władze tych banków wywierały presję na rządy Eurogrupy, żeby Komisja Europejska zmieniła swoje sztywne stawisko i żeby w jakiejś formie, zachowując twarz, cypryjskiemu systemowi bankowemu pomocy udzielić. Tym bardziej, że zwiększony dług publiczny Cypru w relacji do PKB tak czy inaczej będzie wymagał restrukturyzacji, czyli po prostu częściowego umorzenia. Można przypuszczać, że podobnie rzecz się miała w Rosji i tamtejsi oligarchowie, którzy swoje kapitały inwestowali na Cyprze, także naciskali na prezydenta i struktury władzy, by udzieliły Cyprowi pomocy. Ostatecznie pomoc została przyznana przez Unię Europejską, ale niewykluczone, że zostanie uzupełniona o kapitał rosyjski.

Potrzeba głębokich reform

Tego rodzaju rozwiązanie będzie jednak miało z konieczności charakter krótkookresowy, ponieważ cypryjskie problemy, wynikające ze złego doboru portfeli inwestycyjnych oraz ze złego zarządzania, mogą być rozwiązane jedynie przez długookresowe zmiany strukturalne. Jakie to zmiany?

Po pierwsze, utworzenie unii bankowej, wprowadzającej jednolite standardy dotyczące nadzoru nad depozytami i działalnością inwestycyjną dla wszystkich banków UE. Po drugie, utworzenie na poziomie europejskim systemu gwarantowania wkładów, finansowanego ze składek do wspólnej kasy, które potem mogłyby być wykorzystane na dokapitalizowanie banków w czasie kryzysu. Tu jednak dla kraju takiego jak Polska pojawia się problem. Polega on na tym, że pieniądze zbierane do tej pory w ramach krajowych systemów gwarantowania depozytów bankowych, takich jak polski, nie powinny być wykorzystane na ratowanie tego, co jest konsekwencją przeszłych decyzji, i niedostatecznego nadzoru sprawowanego tak przez centralny bank Cypru, jak i przez organy nadzoru bankowego Unii Europejskiej, na które nie mieliśmy żadnego wpływu. A zatem – ogólnoeuropejski system gwarancji nie może działać wstecz i musi dotyczyć tylko decyzji podjętych po jego utworzeniu. Niewykluczone również, że składki na taki fundusz powinny różnić się w zależności od kondycji systemu bankowego w danym kraju – a zatem banki włoskie czy greckie będą musiały zapłacić więcej niż na przykład banki niemieckie czy polskie. To wszystko jednak powinno być ustalone w drodze negocjacji i nie zmienia faktu, że pilnie takiego systemu potrzebujemy.

Banki są instytucjami zaufania publicznego, ponieważ gospodarują nie swoimi pieniędzmi, tylko pieniędzmi powierzonymi im przez każdego z nas w wysokości swoich wpłat. To w sposób fundamentalny różni je od każdego innego przedsiębiorstwa – nawet dziś, kiedy większość z nich to ogromne, międzynarodowe konglomeraty.

* Jerzy Osiatyński, doradca ekonomiczny Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego.

Mail-Anhang-3

Do góry

***

Paweł Dobrowolski 

Zajmij się politykami, bo inaczej ich błędy zajmą się tobą 

Złodziejstwo! Konfiskata! Pogwałcenie demokracji! Te i inne niezbyt mądre określenia używane są ostatnio do opisu sytuacji na Cyprze. Wolność słowa pozwala wypowiadać każdą głupotę, ale głośne i częste powtarzanie głupoty nie czyni jej jeszcze prawdą. Prawda jest natomiast następująca – nikt Cypryjczykom żadnych pieniędzy nie zabrał, gdyż ich już dawno nie mają.

Rok temu banki cypryjskie straciły od 5 do 15 miliardów euro na inwestycjach w greckie obligacje, ponieważ Grecję „uratowano”, odmawiając spłaty jej obligacji. Od drugiej połowy ubiegłego roku banki cypryjskie są zasilane kroplówką pieniędzy z Europejskiego Banku Centralnego. Bez tej pomocy dawno by już upadły, gdyż państwa cypryjskiego nie stać na uzupełnienie straconych pieniędzy. W obliczu bankructwa cypryjskich banków państwo samo jest bankrutem.

Nie było zamachu na demokrację

Gdy upadają banki, pieniądze tracą albo ci, którzy je finansowali, albo państwo, które na ratunek banków wykłada pieniądze podatników. Banki cypryjskie były finansowane prawie w całości przez depozytariuszy. Nic zatem dziwnego, że na nieudanych inwestycjach to oni stracą pieniądze.

Państwa cypryjskiego nie stać na uratowanie tamtejszych banków, ponieważ wartość ich aktywów niemal ośmiokrotnie przekracza tamtejsze PKB, które wynosi mniej więcej 19 miliardów euro. Oprócz pieniędzy na pokrycie wspomnianej straty w wysokości 5-15 miliardów Cyprowi potrzebne są jeszcze pieniądze na uzupełnienie odpływu gotówki, który niewątpliwe nastąpi po otworzeniu banków zamkniętych decyzją władz. A tych, którzy krzyczą, że stratę banków powinni pokryć obligatariusze, spytam: którzy? Spójrzcie w bilans. Cypryjskie banki są finansowane prawie wyłącznie depozytami.

Nie było też żadnego zamachu na demokrację. Demokracja to rządy ludu, a nie system, w którym żyjemy na koszt podatników z innych krajów. Cypryjczycy mają demokratyczne prawo przyjąć oferowaną im pomoc na proponowanych warunkach, walczyć o lepsze warunki lub pomoc odrzucić i zbankrutować. Tych, którzy argumentują, że chodziło o małe pieniądze, zapytam: co się stanie, jeśli uratujemy cypryjskiego bankruta bez obciążania go znaczącą częścią kosztu ratunku? Ilu innych utracjuszy ustawi się w kolejce z wyciągniętą ręką, krzycząc: „Nas też ratujcie! Nam też się należy! Też chcemy żyć na czyjś koszt!”?

Szarlatani i teorie spiskowe

Europa jest coraz bardziej zadłużona i politycy będą coraz częściej szukali nowych źródeł finansowania. Podatki od majątku, konfiskata pieniędzy w funduszach emerytalnych, nieoczekiwane zwiększanie inflacji, dewaluacje, zamrażanie pieniędzy w bankach, ograniczenia transferowania funduszy za granicę – to narzędzia, po które władza będzie sięgać coraz chętniej. Rządy, gdy brakuje im gotówki, stają się brutalne i wiarołomne. A pieniądze zabiera się tym, którzy je mają. To żadna nowość. We Włoszech w latach 90. rząd zabrał depozytariuszom niecały procent, by ratować narodową walutę – lira. Podobnie postąpiono w Islandii, gdzie niedawno w ramach ratowania banków władza dobrała się do wkładów bankowych. Z kolei u nas rządzący planują skok na pieniądze młodych, odkładane na emerytury w OFE. Sami zobaczymy, czy obietnice zapisane na kontach w ZUS-ie są naprawdę lepsze od aktywów na kontach w OFE.

W kryzysie popularni stają się szarlatani i teorie spiskowe. Tak jest i tym razem. Słyszymy, że bankructwo Cypru to zamach ze strony Frankfurtu i Londynu, które promują swoje centra finansowe, lub próba ukrócenia konkurencji podatkowej przez północną Europę. To nie tak. Konkurować też trzeba umieć, a Cypryjczykom tej umiejętności zabrakło. Do bankructwa i popadnięcia w zależność od możnych tego świata nie potrzeba żadnych spisków – wystarczy zwykła nieudolność. Obniżanie podatków i podwyższanie emerytur, rozdęty sektor państwowy oraz kiepski nadzór bankowy – to jej niektóre przejawy.

Konkurencja też nie jest winna. Konkurencja centrów finansowych, w tym konkurencyjne polityki podatkowe, to świetna rzecz! Europejczycy mają większy wybór. Mogą wybierać wysokie podatki i wysokie świadczenia lub niskie podatki i oszczędne państwo. Europa była kiedyś bogata m.in. dlatego, że panowały tu różne ustroje i prawa – jak komuś nie podobał się władca, stawka podatków czy panujące wyznanie, miał szansę uciekać gdzie indziej. Ale taka konkurencja jest dobra pod warunkiem umiejętnego prowadzenia. Jeśli polega na tym, że najpierw się konkuruje, a potem wyciąga ręce po pieniądze rozsądniejszych konkurentów, nie jest konkurencją, lecz zwyczajnym złodziejstwem lub co najwyżej socjalizmem.

Kontroluj polityków

To przykre, gdy zwyczajni ludzie zostają poszkodowani przez decyzje polityków i finansistów. Ale to do ich obywatelskiego obowiązku należało pilnować polityków i rozsądnie inwestować własne pieniądze. Każdy, kto politykom za bardzo wierzy, jest sam sobie winien. Cypr to doskonały przykład. Wybrany w zeszłym miesiącu prezydent Nicos Anastasiades jeszcze kilka miesięcy temu twierdził, że depozyty w bankach są bezpieczne, bo tak stanowi prawo. To samo powtórzył, obejmując władzę. Zwyczajnie kłamał. Banki straciły pieniądze już ponad rok temu, a państwa nie stać na wywiązanie się z rzekomej gwarancji.

Dla Ciebie, Czytelniku, wniosek jest prosty – patrz swoim politykom na ręce.

* Paweł Dobrowolski, prezes Forum Obywatelskiego Rozwoju, ekspert Instytutu Sobieskiego, strażak w OSP Wilków Polski.

Mail-Anhang-4

Do góry

***

Gdzie gasić ogień, a kto może się dopalić

O przyczynach kryzysu na Cyprze i reakcji Unii Europejskiej z Markiem Hallerbergiem rozmawia Kacper Szulecki

Całość: CZYTAJ TU

Kacper Szulecki: Przez długi czas Cypr radził sobie nieźle z ogólnoeuropejskim kryzysem. Czy jest zaskoczeniem, że kraj ten znalazł się nagle na pierwszych stronach gazet? I czy w jakimś sensie Cypryjczycy sami sprowadzili na siebie kłopoty?

Mark Hallerberg: Tak, to było do przewidzenia. Już od roku było wiadomo, że prędzej czy później kryzys na Cyprze się zaostrzy, co zobaczyliśmy w połowie marca. Jakiś czas temu „Financial Times”, pisząc o powodach załamania na rynkach w 2008 roku, jako jeden z kluczowych wymienił udzielanie przez banki pożyczek i kredytów, które nie były równoważone przez ich aktywa. Na Cyprze było pod tym względem dużo lepiej, bo tamtejsze banki mają bardzo dużo środków na kontach. Wielu uznaje wręcz tamtejszy system bankowy za modelowy, bo instytucje te zmagazynowały środki zabezpieczające pożyczki. To pozytywna strona. Negatywna, podkreślana w mediach, jest taka, że cypryjski system bankowy jest po prostu za duży w stosunku do reszty gospodarki: osiem razy od niej większy. To rezultat statusu raju podatkowego; bez niego nie byłoby lokat i kont należących do Brytyjczyków, Rosjan i innych. I to właśnie jest przyczyna całego galimatiasu – bo czy zadaniem Unii Europejskiej jest ratowanie każdego raju podatkowego, który jest w kłopotach, tylko dlatego, że obowiązuje w nim euro? Zapytał pan, czy Cypryjczycy sami sprowadzili na siebie kłopoty. Nie do końca podoba mi się to sformułowanie, ale można powiedzieć, że zbudowali dom, który łatwo może się zapalić i właśnie się zapalił. Teraz Cypryjczycy mówią UE – „chodźcie gasić nasz pożar, bo jak tego nie zrobicie, zajmą się sąsiednie domy”. Tym czasem UE chyba nie jest do końca o tym przekonana. I mówi tak:  „To o czym mówicie było prawdziwe być może w kontekście Grecji i Hiszpanii, ale wasz pożar jest tak mały, że nie musimy go gasić. Pozwolimy wam się dopalić”.

A jak ocenia pan pierwotną strategię, jaką rząd cypryjski zastosował, by poradzić sobie z sytuacją: blokowanie lokat bankowych obywateli?

Politykom cypryjskim zależało, aby nie stracić statusu raju podatkowego, więc starają się znaleźć rozwiązanie, dzięki któremu najwięksi depozytariusze nie zostaną zbyt mocno dotknięci. Nie wiem, jak dokładnie wyglądały negocjacje, nie byłem tam, a relacje są rozbieżne. Sądzę jednak, że UE domagała się wkładu ze strony Cypru, a sposób zdobycia pieniędzy należał już do samych Cypryjczyków. Oni z kolei uznali, że jedynym sposobem na szybkie zebranie pieniędzy jest przycięcie lokat. Może mogli podnieść podatki, ale proste pytanie brzmiało, gdzie jest gotówka, pieniądze od ręki. A są właśnie tam. Zdecydowanie sprzeciwiam się obciążaniu kogokolwiek z lokatą oszczędnościową poniżej 100 000 euro. Tego typu środki powinny być nietykalne. Mam też obawy, że ten model okaże się zaraźliwy. Jeśli za jakiś czas pogorszy się sytuacja w Hiszpanii, nie jest wykluczone, że jej przywódcy skorzystają z cypryjskiego precedensu. A poza tym, jeśli oszczędności obywateli przestaną być uważane za nietykalne, przy pierwszym zamieszaniu wokół banków wiele osób będzie wolało wypłacić swoje pieniądze.

Porozmawiajmy o roli Rosji w całej zagmatwanej sytuacji. Szukając rozwiązań cypryjskiego kryzysu José Barroso dyskutował z Dmitrijem Miedwiediewem, a rząd Cypru starał się o rosyjską pomoc…

Pomysł, że rząd Rosji przyjdzie z pomocą depozytariuszom pieniędzy ludzi, którzy starają się uniknąć płacenia podatków w Rosji, jest zastanawiający. Chyba przy okazji powinno się poprosić o ujawnienie nazwisk posiadaczy kont. Ale można podejrzewać, że część z tych ludzi jest w rządzie lub blisko rządu, więc to raczej nie będzie miało miejsca. Inna rzecz (może zabrzmię tu nieco makiawelicznie), że Cypr ma spore złoża gazu, które będę gotowe do eksploatacji w 2019 roku. Scenariusz, w którym związany z Gazpromem bank daje Cypryjczykom pożyczki, w zamian dostając koncesje na wydobycie gazu, brzmi prawdopodobniej.

Jak w przyszłości Unia powinna radzić sobie z rajami podatkowymi – zarówno tymi wewnątrz wspólnoty, jak i poza nią?

Całość: CZYTAJ TU

* Mark Hallerberg, profesor ekonomii, dyrektor Fiscal Governance Center w Hertie School of Governance w Berlinie.

** Kacper Szulecki, doktor politologii, członek redakcji „Kultury Liberalnej”. Obecnie Dahrendorf Fellow w Hertie School of Governance oraz gość Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych (DIW) w Berlinie.

Mail-Anhang-2

Do góry

***

Łukasz Jasina

Rosja, Ukraina, Cypr i nadmiar wzajemnych powiązań

O tym, że Cypr stanowi niezwykle ważny element układanki geopolitycznej związanej ze Wspólnotą Niepodległych Państw, a w szczególności z Rosją i Ukrainą, wie chyba każdy, kto choć przez chwilę zajmował się tą problematyką. Popularny kurort w południowej części wyspy – Limassol – nazywany był „Limassolgradem”. Zaś niektórych biznesmenów, znanych głównie z tego, że ich środki najprawdopodobniej znajdowały się w cypryjskich bankach, ogłoszono  „limassolczykami”. 

Cypr był dla rosyjskich i, w mniejszym stopniu, ukraińskich biznesmenów ważną wyspą, w szczególności po przystąpieniu jej – a faktycznie tylko południowej, „greckiej” części – do Unii Europejskiej w maju 2004 roku. Cypryjczycy z ich pozytywnym stosunkiem do Rosji (wszak dla nich, Greków czy Bułgarów, to nacja wyzwolicieli spod tureckiego panowania, a do tego bracia w prawosławnej wierze) i otwartością na szwindle bankowe byli wymarzonymi partnerami. Klimat wyspy skłaniał do inwestowania i budowania luksusowych rezydencji, a paroletni pobyt na Cyprze mógł zaowocować otrzymaniem cypryjskiego obywatelstwa, które zmieniało Rosjanina ustawiającego się w kolejce po „schengeńską” wizę w szacownego biznesmena unijnego. Dla Rosjan inwestujących na wyspie miała ona jeszcze jedną wielką zaletę: Cypr to nie Rosja, a w związku z tym nie rządzi tutaj Władimir Putin nie patyczkujący się zazwyczaj z przeciwstawiającymi mu się biznesmenami. Również pojawiające się tu i ówdzie informacje o nadchodzącym  exodusie  mieszkańców Limassol w związku a nadchodzącym kryzysem – wydają się mocno przesadzone.

Jak najlepiej upokorzyć Europę

Wydarzenia na Cyprze i unijne pomysły na usprawnienie cypryjskiej gospodarki nie mogły się więc nie spotkać z odzewem Rosji. Do tego zainteresowania dołączyła w tym miejscu niebywała radość okazywana przez rosyjskie środki masowego przekazu, ilekroć Unii czy Stanom Zjednoczonym powinie się noga. To w końcu „Russia Today” relacjonowała każdy najdrobniejszy protest Oburzonych i snuła narrację o protestach w Grecji porównywalną z epickimi dziełami Homera. Grecy przedstawiani byli w niej niemal jako dzielni prawosławni bracia walczący o swoją wolność. Odpowiednikiem manifestanta z głównego placu Aten stawał się bojownik greckiego ruchu oporu z czasów II wojny światowej – Manolis Glezos, a Angelę Merkel porównywano do niemieckich okupantów. Nie inaczej jest obecnie z Cyprem, zwłaszcza że – inaczej niż w Grecji – Rosja ma tu naprawdę wiele do zdobycia.

Przede wszystkim Władimir Putin nie chciałby zmarnować okazji do kolejnego prestiżowego zwycięstwa nad Unią Europejską. W tym samym tygodniu, gdy toczyły się wstępne negocjacje Cypru i UE – które zaowocowały słynną decyzją o opodatkowaniu depozytów, zamknięciem banków i masowymi strajkami – odbyło się również pierwsze spotkanie na szczycie nowego przywódcy Chin i Władimira Putina. Rosja nie ugrała wtedy wiele. Przede wszystkim wciąż nie udało jej się zdywersyfikować eksportu swojej wzrastającej produkcji gazu. Musi więc zająć twardsze stanowisko w negocjacjach z Unią. Jak dotychczas jest oporna, należy więc ją upokarzać. Unia przegrana moralnie i medialnie jest partnerem łatwiejszym.

Wspieranie prawosławnych braci

Pojawienie się możliwości odrzucenia przez Cypr unijnych warunków (mniejsza o rząd – pozostaje jeszcze większość społeczeństwa, a ta jest podatna na pobudzanie dumy narodowej, poczucia godności i lęków), Rosja może próbować wykorzystać. Kilka miliardów dolarów to dla Putinowskich księgowych w zasadzie nic. To, że władze Cypru zaakceptowały po nocnych negocjacjach unijne warunki, nic jeszcze nie oznacza. Piłka jest jeszcze w grze i kryzys na Cyprze wcale jest jeszcze zakończony. Czy w Grecji zakończył się po ustalenie warunków udzielenia unijnej pomocy? Pamiętajmy że Grecja i Cypr są krajami o zbliżonej kulturze politycznej.

Umocnienie pozycji Rosji na Cyprze miałoby jeszcze kilka innych poważnych konsekwencji. Po pierwsze, Putin odzyskałby kontrolę nad wypływającymi tam z Rosji środkami finansowymi. Po drugie, zatoczki Cypru, tak lubiane przez Brytyjczyków i ich flotę w czasie ostatniej wojny światowej, nadal mogą być dobrymi bazami marynarki – tym bardziej, że Rosja traci swoją pozycję w tej części Morza Śródziemnego wraz z powolnym upadkiem syryjskiego reżimu Assada. Oczywiście przesadni zwolennicy tej tezy musieliby się liczyć ze wzrastającą (również w sferze militarnej) pozycją Turcji, którą Cypr (nie tylko Północny) traktuje coraz bardziej jako swoją strefę wpływów Po trzecie, koszty związane z remilitaryzacją można sobie powetować kontraktem na eksploatację złóż gazu na cypryjskim szelfie.

Tę politykę trzeba jednak sprzedać własnemu społeczeństwu i malkontentom świata zachodniego, ale Rosja i rosyjskie media robią to znakomicie. Zresztą równie dobrze będzie można sprzedać i odwrót od niej.

Bez względu na rozwój sytuacji, Rosja może być jedyną stroną, która odniesie zwycięstwo. W najgorszym wypadku Cypr – któremu  brakuje woli do poważnej reformy systemu bankowego – pozostanie pralnią brudnych pieniędzy wychodzących z Rosji. Kto wie, może jednak uda się ugrać więcej.

* dr Łukasz Jasina, członek redakcji „Kultury Liberalnej”, pracownik naukowy KUL, zajmuje się problematyką wschodnią.

Mail-Anhang-1

Do góry

***

* Autor koncepcji Tematu tygodnia: Łukasz Pawłowski.

** Autor ilustracji: Antek Sieczkowski.

*** Współpraca: Kacper Szulecki, Jakub Krzeski.

„Kultura Liberalna” nr 220 (13/2013) z 26 marca 2013 r.