Paweł Majewski

Sepulki obnażone

Lemologów i fanów Lema intryguje zagadka sepulek. Są to obiekty odgrywające istotną rolę w życiu społecznym mieszkańców jednej z planet odwiedzanych przez Ijona Tichego, który mimowolnie wywołuje tam spory skandal, kiedy w lokalu rozrywkowym prosi kelnera o sepulkę, twierdząc jednocześnie, że nie ma żony. Tichy zostaje niegrzecznie wyproszony z lokalu i nigdy nie dowiaduje się, co to są sepulki. Nie dowiadują się tego również czytelnicy. Lem stosuje w tym przypadku jedną ze swoich ulubionych sztuczek tekstowych – cytuje encyklopedię rzeczonej planety, w której wszystkie hasła odnoszące się do sepulek odsyłają użytkownika do siebie nawzajem. Można domyślać się tylko tego, że sepulki mają coś wspólnego z seksem i dlatego stanowią w kulturze badanej przez Tichego ścisłe tabu, będąc jednocześnie elementem przenikającym tę kulturę i stale w niej obecnym.

No dobrze. Ale co z tego wynika? Na pierwszy rzut oka jest to żart quasi-antropologiczny, bardzo typowy dla Lemowskiej sceptyczno-szyderczej wizji, w której kondycja ludzka składa się głównie z absurdów i niedorzeczności zwanych kulturą, tradycją i historią, a mających na celu samooszukiwanie się w kwestii naszej przypadkowości, w tym zwłaszcza przypadkowości tych cech naszej kondycji fizjologicznej, które determinują tak zwane życie duchowe. Lem rozwinął tę wizję w swoich groteskach, „Cyberiadzie”, „Bajkach robotów” i „Podróżach gwiazdowych”. Są to teksty wyjątkowo zdradliwe. Dla nieuważnego lub nieprzygotowanego czytelnika są zwyczajnie zabawne (o ile ma on poczucie humoru raczej profesorskie niż sitcomowe, wyczulone na komizm intelektualnych aluzji, neologizmów i dyskretnych złośliwości pod adresem „wielkiej kultury”). Odbiorca o nastawieniu „dekoderskim” odkrywa w nich natomiast, poza tym szczególnym komizmem, niewyczerpane pokłady znaczeń powiązanych z najbardziej fundamentalnymi problemami myśli ludzkiej, a przynajmniej tej jej odmiany, która rozwinęła się w Europie.

Ale wróćmy do sepulek. Nie warto byłoby się nad nimi głowić, gdyby nie ich źródłosłów. Wśród setek, a może i tysięcy neologizmów stworzonych przez Lema, da się wyróżnić dwie główne grupy, jeśli chodzi o kryterium przynależności językowej. Jedna z nich to słowa urobione od rdzeni polskich czy słowiańskich (na przykład „pćmy” i „murkwie” albo „bladawe” i „lepniaki”), druga – chyba liczniejsza, należą do niej bowiem również prawie wszystkie nazwy naukowe, techniczne i technologiczne występujące w „poważnych” utworach Lema – to słowa zbudowane na rdzeniach greckich i łacińskich.

„Sepulka” należy do drugiej z tych kategorii. Tkwi w tym słowie rdzeń wspólny łacińskim słowom oznaczającym grób (sepulcrum, skąd przymiotnik „sepulkralny”, znany historykom sztuki) i pogrzeb (sepultura, to słowo może kojarzyć się pozytywnie znawcom klasyków metalu muzycznego). Wygląda na to, że Lem zastawił tu jeszcze jedną pułapkę na swoich czytelników. Na poziomie fabularnym sepulki są bowiem obarczone konotacjami erotycznymi, ale na poziomie leksykalnym ich konotacje dotyczą sfery tanatycznej.

Przypomnijmy też zastosowaną około nich strategię tekstową – problem praktycznego użytkowania sepulek zostaje ośmieszony w scenie wyrzucenia Tichego na ulicę, a pozostały w tej sytuacji jako jedyny – problem znaczenia słowa „sepulka” – przeniesiony zostaje do słownika, w którym znaczenie to ulega rozmyciu w siatce zapętlających się odsyłaczy. Mamy więc do czynienia nie tylko z fiaskiem doświadczenia i praktyki, lecz także z fiaskiem tekstu podstawionego w miejsce doświadczenia. Ani jedno, ani drugie nie daje nam odpowiedzi na dręczące nas i Tichego pytanie – czym są sepulki. Zaś na poziomie metalektury sugestia fabularna i leksykalna pozornie wykluczają się nawzajem. Czy jednak na pewno jest to wzajemne wykluczenie?

Warto zauważyć, że przy tej okazji Lem powtarza zabieg znany z dawnych słowników językowych, w których wyrazy wulgarne lub dotyczące sfery seksualnej tłumaczone były na przykład z łaciny na grekę zamiast na język nowożytny. Tak więc w siedemnastowiecznym słowniku Du Cange’a termin masturbatio objaśniony jest jako cheirurgia (dosłownie – rękodzieło), co z pewnością zachwyciłoby Lema, i to z wielu powodów, a w dziewiętnastowiecznych przekładach greckich klasyków na angielski większość „momentów” tłumaczono na łacinę albo na włoski. Był to skuteczny sposób zapobiegający lekturze tych fragmentów przez zbyt młodych uczniów. Niewykluczone jednak, że niejeden przyszły wybitny znawca języków klasycznych dopingował się tymi tajemniczymi passusami do intensywnej nauki.

Co z tego wynika? Otóż niezależnie od tego, czy perfidna onomastyka sepulek była przez Lema zamierzona czy nie, jest ona dla nas wskazówką sugerującą, że seks i śmierć uległy w jego twórczym umyśle ponadprzeciętnie ścisłemu połączeniu. A scena z „Głosu Pana”, którą interpretowałem w tekście „Gdzie jest zagadka?” na łamach „Kultury Liberalnej” jako ślad Holocaustu, jest też (albo być może) śladem lęków kastracyjnych.

* Paweł Majewski, adiunkt w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego.

„Kultura Liberalna” nr 232 (25/2013) z 18 czerwca 2013 r.