Tomasz Pindel
Po prostu „Portugalia”
Cały ten przydługi wstęp posłużyć ma zasadniczej tezie tej recenzji, która jest zarazem odpowiedzią na powyższe pytanie. Jeśli na coś warto się szarpnąć, to z całą pewnością na „Portugalię” Cyrila Pedrosy. Więcej nawet: to jest właśnie ten komiks, który z pierwszego półrocza roku 2013 mieć z pewnością należy.
Zacznijmy od strony wizualnej, bo przecież z tą czytelnik styka się najpierw. Kreska Pedrosy jest bardzo charakterystyczna: jest w niej miękkość kojarząca się z komiksem dziecięcym, z filmami rysunkowymi, z francuskim komiksem humorystycznym dla dzieci, co szczególnie widać w przedstawieniu postaci ludzkich. Ale jednocześnie rysownik śmiało skręca w stronę eksperymentu: bawi się kolorystyką (acz nie jest to zabawa dla zabawy – wszystko, co graficzne, służy tu treści), bawi się też samą kreską (kadry często zachowują charakter szkicu). Już pobieżne przekartkowanie tomu pozwala docenić różnorodność rozwiązań plastycznych i tonacji kolorystycznych, i nie chodzi tylko o to, że Francja jest zielonkawa i chłodna, a Portugalia ciepła i żółta – dzieje się tu dużo więcej.
W „Trzech cieniach”, wspaniałym albumie Pedrosy, który polski czytelnik miał już okazję poznać, było niby podobnie: bajkowe wręcz obrazki
Natomiast historia opowiedziana w „Portugalii” jest najzupełniej realistyczna. Jej bohater, Simon, jest rysownikiem komiksów i ewidentnie przechodzi głęboki kryzys – właściwie na wszystkich poziomach. Nie chce mu się pracować, do swojej twórczości odnosi się z ironicznym dystansem, a do tego sypie się związek z jego życiową partnerką. Nawet nie to, że sypie: to Simon robi, co może, żeby wszystko zepsuć. Mniej więcej w tym samym czasie przychodzi zaproszenie na ślub kuzynki, na południe Francji, i choć Simonowi nie bardzo chce się jechać, to ostatecznie się przełamuje i rusza na spotkanie z niezbyt kochaną, niezbyt wytęsknioną rodziną. Ten epizod – portret rodzinnego światka – stanowi jeden z mocniejszych atutów opowieści, bo daje Pedrosie okazję do wykazania się znakomitym słuchem i okiem w kwestii międzyludzkich relacji, dość – jak to w rodzinach – wieloznacznych, słodkich i gorzkich jednocześnie.
A rodzina Simona pochodzi z Portugalii, jego dziadek wyjechał do Francji za chlebem. Część krewnych została i uległa sfrancuzieniu, część wróciła do kraju. Pod koniec albumu Simon wyjeżdża do Portugalii, wprowadza się do opuszczonego rodzinnego domu i powoli zaczyna wracać do swoich korzeni. Czy też raczej: korzenie wracają do niego.
Morału nie ma: to nie jest historia z klarownym przesłaniem, tylko zapis pewnego procesu. Pedrosa nie stawia żadnej tezy, nie zabiera głosu. Wydźwięk tej historii najlepiej oddaje chyba portugalskie – a jakże! – słowo saudade, oznaczające silną nostalgię, tęsknotę. Zwykle Portugalczyków za Portugalią, ale po lekturze albumu Pedrosy za Portugalią zatęsknić może każdy.
Komiks:
Cyril Pedrosa „Portugalia”, tłum. Wojciech Birek, timof i cisi wspólnicy, Warszawa 2013.
* Tomasz Pindel, pracownik Instytutu Książki i b. wykładowca Katedry Ameryki Łacińskiej UJ, tłumacz literatury hiszpańskojęzycznej, ze szczególnym wskazaniem na latynoską. Publicysta, współautor audycji „Piątka z literatury” (RMF Classic) i bloga poczytane.blog.onet.pl, autor jednej powieści i jednej książki literaturoznawczej.
„Kultura Liberalna” nr 234 (27/2013) z 2 lipca 2013 r.