Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Feminizując] Porno bez...

[Feminizując] Porno bez różu

Katarzyna Kazimierowska

Pamiętacie może zestawienie zdjęć, na których prezentowano aktorki porno przed charakteryzacją i po niej? Twarze „przed”, czyli bez makijażu, nie przypominały tych „po”. Podobnie jest z przemysłem pornograficznym. Niezbyt przypomina różowy świat, jakim dla niektórych jest.

Nowy numer „Kultury Liberalnej” poświęcony będzie wirtualnemu seksowi – jak staje się on częścią kultury, jak bierze aktywny udział w polityce i jak wpływa na nasze życie. Dodaję swoją cegiełkę, pisząc nie tyle o seksie wirtualnym, co o seksie w ogóle. Bo słowo to otacza nas i osacza, nie tylko wirtualnie (od reklam internetowych po seksualne nowinki na wszelkich, także tych „szanujących się”, portalach), ale też realnie – od codziennego seksizmu po problem edukacji seksualnej w szkołach.

Postanowiłam napisać o filmie, który nie pojawił się jeszcze na ekranach naszych kin. I nie wiadomo, czy się pojawi, ale z pewnością powinien. To film „Lovelace”, opowiadający historię kobiety, która jednym tytułem rozsławiła przemysł pornograficzny w latach 70. Było to słynne „Głębokie gardło”, o którym dziś mówi się, że wprowadziło tzw. hard porno na salony, czyli na ekrany kin. Linda „Lovelace” Marchiano stała się jednocześnie ikoną porno biznesu i ikoną popkultury, włączając tym samym pornografię do świata kultury masowej.

Jeffrey Friedman i Rob Epstein (twórcy m.in. filmu „Skowyt”), zdecydowali się na zabieg podobny do wspomnianych przeze mnie zdjęć „przed” i „po”. Opowiedzieli historię Lindy Lovelace dwa razy. Najpierw w wersji znanej, popowej, przedstawiając aktorkę jako ikonę seksualnego wyzwolenia, celebrytkę, której pożądają mężczyźni i która dokonała rewolucji seksualnej. Przypomnijmy, „Głębokie gardło” opowiada o kobiecie, która dowiaduje się, że ma łechtaczkę w gardle, i w związku z tym może osiągnąć orgazm jedynie poprzez seks oralny z mężczyzną. Gdy już nasyciliśmy oczy widokiem glamour gwiazdy porno, twórcy przewijają taśmę i powracają do wątków, które zostały niedopowiedziane albo zaledwie muśnięte w wersji pierwszej. Dekonstruują historię, by pokazać, co kryje się za lukrowaną oficjalną fasadą. Poznajemy historię Lindy jako ofiary chciwego męża, który wprowadził ją w świat producentów porno i gwałtem oraz szantażem zmusił do kupczenia własnym ciałem. W książce „Ordeal”, wydanej przez aktorkę w 1980 roku, pisze ona, że „wszystkie sceny seksu, jakie widzicie w filmie, to gwałt na mnie”. Rzeczywistość okazuje się bardziej drastyczna niż w niejednym filmie hard porno.

Film zbiera mieszane recenzje, jedni krytycy zarzucają mu zbytnią melodramatyczność, inni – posługiwanie się sztampowymi kliszami, typu: „dobra dziewczyna została zmuszona do zejścia na złą drogę”, ale nikt nie zarzucił mu przekłamania faktów, ani nadinterpretacji intencji ludzi z otoczenia Lovelace. Film „Lovelace” konsultowały dwie współczesne ikony ruchu feministycznego i obrończynie praw kobiet: Gloria Steinem (założyciela pisma „Ms”) oraz Catharine MacKinnon, prawniczka zajmująca się molestowaniem seksualnym w miejscu pracy, także późniejsza adwokatka Lindy Lovelace. Czy przez to film nabrał zabarwienia feministycznego? Powiedziałabym raczej, że mocno wybrzmiewa w nim głos kobiecy, a historia Lindy opowiedziana jest wreszcie swobodnie przez grającą ją Amandę Seyfried. Sama Lovelace nie doczekała produkcji – zmarła w 2002 roku.

To film, który powinno się pokazywać dzieciakom, zanim sięgną po wieszane w sieci za darmo filmiki porno. Zanim zaczną wysyłać SMS-y na sekstelefon, zanim zaczną bawić się w sexting i wysyłać w świat nagie fotki swojego rozwijającego się jeszcze ciała. To niezwykłe, że żyjemy w czasach, gdy decyzję o tym, czy powinniśmy zafundować dzieciom edukację seksualną, podejmują głównie środowiska kościelne związane z partiami prawicowymi,  księża na dźwięk słowa „seks”, zakrywają twarz sutanną, a w konfesjonale wypytują „ile razy”, jakby od tego zależała waga grzechu.

Tymczasem przemysł pornograficzny ma się świetnie, rośnie w siłę i coraz chętniej sięga po widzów niepełnoletnich, nieświadomych jeszcze do końca swojej seksualności. Może zamiast udawania, że to się nie dzieje, lepiej pokazać konsumentom popkultury, z czym się ten cały seks je i czemu w pewnych wariacjach bywa to mocno niesmaczne, grozi utratą zdrowia, a nawet życia? Zacznijmy od filmu „Lovelace”, zawsze to jakiś początek.

Skoro tu jesteś...

... przez kilkanaście lat strona kulturaliberalna.pl pomysłu Edgara Bąka była dla nas przestrzenią wartościowej debaty. Od 1 września Czytelniczki i Czytelnicy Kultury Liberalnej odnajdą kolejne analizy i opinie na nowej wersji naszej strony, zaprojektowanej przez Piotra Kieżuna - szefa Działu Recenzji Książkowych i autora okładek książek w serii Biblioteka Kultury Liberalnej.

Nowa strona kulturaliberalna.pl to między innymi przejrzyste archiwum, dostępne artykuły, książki i wideopodcasty oraz intuicyjna nawigacja.

Jesteśmy wdzięczni naszym Darczyńcom i Patronom za możliwość rozwoju niezależnego i jakościowego dziennikarstwa. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 50 zł miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami.

SKOMENTUJ

Nr 242

(36/2013)
2 września 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

 

TEMATY TYGODNIA

drukuj