Od kilku dni czytam również raport „Przyszłość Miast” (dostępny w języku polskim!), w którym koncept ten przedstawiony został jako drogowskaz dla rozwoju naszych miast. Myślę, że to odpowiedni moment na otwarcie dyskusji na ten temat, ponieważ pomysł wydaje się interesujący, jednak w kontekście obecnych polskich realiów wydaje się być podobny do planów zbudowania parku rozrywki Michaela Jacksona w latach 90. w Warszawie.
Idea inteligentnego miasta opiera się na połączeniu tradycyjnej, „twardej” infrastruktury miejskiej z „miękkim” kapitałem – społecznym oraz ludzkim. W praktyce chodzi tu o realizowanie znanej nam już idei zrównoważonego rozwoju, ale w połączeniu z tzw. usieciowieniem. Żyjemy dziś w świecie, w którym wiele elementów jest ze sobą połączonych, powiązania te zaś występują często na wielu płaszczyznach. Jesteśmy coraz bardziej od siebie zależni i ta konkluzja stanowi pierwszy krok w kierunku „inteligentnego miasta”. Tak by się przynajmniej wydawało.
Nowoczesne technologie rzeczywiście wpłynęły na to, że zbliżyliśmy się do siebie. Jest w tym jednak pewna ułuda. Wiele osób, nawet mieszkających w dużych miastach, nie korzysta z tych dobrodziejstw. Nie oznacza to również, że pewne osoby są względem nas bliżej lub dalej. Fakt, że mogę napisać maila do mojego kumpla w Kalifornii i wyrazić swoją zazdrość względem tamtejszego słońca i on to od razu przeczyta nie ma większego znaczenia dla moich stosunków z pozostałymi mieszkańcami Warszawy. A przecież o to tutaj chodzi. Spójrzmy na to bowiem z innej strony: czy przez tę rewolucję w technologiach zmieniło się nasze uczestnictwo w konsultacjach społecznych, chociażby online? Jest ono wciąż na bardzo niskim poziomie i dzieje się to pomimo tego, że mamy teraz dostęp do internetu, nosimy ze sobą laptopy, tablety i smartfony. A w smart city dużo zależy od tego, czy jego mieszkańcy są aktywni.
Kolejnym istotnym pomysłem inteligentnego miasta jest wprowadzenie innowacyjnych systemów komputerowego zbierania danych, przetwarzania oraz zarządzania za ich pomocą miastem. Wszystko będzie skomputeryzowane i nowoczesne. Nawet jako fan nowoczesnych technologii i ich szybkiego rozwoju, mam pewną nieufność wobec implementowania, przynajmniej w obecnych warunkach, takich rozwiązań w polskich miastach. Czy amortyzacja nowoczesnych systemów nie wpuści nas w studzienny kanał zależności od korporacji? Korzystanie z owoców pracy dzisiejszych światowych firm produkujących sprzęt IT daje nam pewne wyobrażenie o tym, jak mogłoby wyglądać funkcjonowanie takich rozwiązań. Problem w tym, że zepsuty smartfon można łatwo zamienić na nowy, natomiast uszkodzonej sieci miejskiej nie wyprujesz jak źle wszytego suwaka.
Pamiętamy wszyscy problemy z wprowadzeniem nowoczesnych tablic informujących o przyjeździe tramwajów na Alejach Jerozolimskich. W tamtym wypadku chodziło tylko o określenie czasu przyjazdu tramwaju. Co by jednak się stało, gdyby w podobny sposób nawalił system dystrybucji energii elektrycznej, albo – co gorsza – doprowadzania wody? Podkreślę jeszcze raz: nie jestem przeciwny innowacjom, jedynie boję się: po pierwsze, szeroko pojętego oszczędzania na tego rodzaju inwestycjach (chyba nie muszę tłumaczyć, o co chodzi) oraz po drugie, silnego uzależnienia od globalnych korporacji, do którego takie oszczędzanie prowadzi. Wchodząc jednak na nieco wyższy poziom nie tylko ja mam obawy przed uzależnieniem się w znaczeniu pejoratywnym . Już bowiem Saskia Sassen zwróciła uwagę na to, że „sensoryczne miasto może okazać się cenzurującym miastem” („does a sensored city mean a censored city?”).
Zanim wprowadzimy nowoczesne systemy monitorujące poziom dwutlenku węgla w śródmieściach naszych miast, zamknijmy je przynajmniej dla części samochodów. Stwórzmy w nich też więcej miejsc zielonych. Oddajmy pustostany małym biznesom kreatywnym. Jednym słowem wprowadźmy te wszystkie zmiany, które kiedyś już dokonano na Zachodzie, a dopiero potem zacznijmy myśleć o inteligentnych miastach. Nowoczesne technologie są mało kompatybilne z przestarzałymi systemami – wie to chyba każdy gracz, próbujący odpalić na nowym komputerze starą grę z dzieciństwa. Bez odpowiedniego emulatora nie ma na to szans. Nowoczesne technologie również okażą się bezużyteczne w miastach z przestarzałą strukturą. W Warszawie zbyt wiele inwestycji zostało wprowadzonych bez odpowiednio przygotowanej infrastuktury: mieliśmy stacje Veturilo, zanim wytyczono między nimi ścieżki rowerowe; po prawej stronie Wisły wylądował Stadion Narodowy, zanim cokolwiek wokół niego powstało. Nie zróbmy tego samego z ideą smart, bo wyjdziemy na tym zwyczajnie dumb.