Afryka i przemiany w niej zachodzące to zagadnienie wciąż niedostrzegane i bagatelizowane przez polskie media. Dlatego też na łamy „Kultury Liberalnej” wprowadzamy nowy cykl felietonów poświęconych Afryce. Tematyka artykułów koncentrować się będzie wokół problemów transformacji ustrojowej państw afrykańskich, wyzwań związanych z modernizacją społeczeństw, stosunków międzynarodowych na południe od Sahary, konfliktów surowcowych a także trudnego dialogu globalnej Północy z globalnym Południem.
Cykl rozpoczynamy felietonem analizującym szanse na zakończenie trwającego od lat konfliktu zbrojnego w Kongo. Zdaniem części komentatorów wydarzenia z ostatnich dni w regionie Kiwu stać się mogą cezurą w relacjach rwandyjsko-kongijskich, początkiem pojednania tak potrzebnego mieszkańcom współczesnego „jądra ciemności”. Według innych analityków to jedynie chwilowe zawieszenie broni, stonowanie konfliktu, który wkrótce wybuchnie na nowo ze zdwojoną siłą.
Redakcja
***
Wielki Rów Wschodnioafrykański dzieli kontynent – wyznacza także strefy wpływów w regionie Wielkich Jezior Afrykańskich. Kiwu historycznie i etnicznie przynależy do Rwandy – politycznie i gospodarczo to część Konga. Od dwóch dekad w rejonie trwa krwawa wojna. 5 listopada 2013 roku władze w Kinszasie ogłosiły pokonanie rebeliantów. Czy oznacza to jednak rzeczywisty kres konfliktu i początek pojednania?
Klątwa surowcowa i antagonizmy etniczne
Prowincja Kiwu turystom znana jest z najstarszego w Afryce parku narodowego Wirunga – ostoi górskich goryli, malowniczych krajobrazów nieskalanych ręką człowieka. Od wybuchu wojen kongijskich w 1996 roku Kiwu stanowi półautonomiczny region w granicach Demokratycznej Republiki Konga. O jej quasi-niezależności przesądziła „klątwa surowcowa” – bogate złoża surowców, głównie diamentów i koltanu, o które od dekad rywalizują Rwanda, Kongo i Uganda.
Rolę katalizatora konfliktu odgrywają podziały etniczne. Od XIX wieku większość mieszkańców prowincji stanowią Banyamulenge – „Ludzie z gór”, kongijscy Tutsi sprowadzeni tu przez Belgów z terenów dzisiejszej Rwandy (co pozwala części polityków z Kigali uważać Kiwu za historyczny fragment Rwandy). Banyamulenge przez władze w Kinszasie zawsze traktowani byli jako „piąta kolumna”. Napływ Tutsi z Rwandy w czasie ludobójstwa w 1994 roku naruszył chwiejną równowagę etniczną. Do dyskursu lokalnych liderów Tutsi powróciły hasła wyrównywania krzywd i walki z Demokratycznymi Siłami Wyzwolenia Rwandy, czyli rebeliantami z Hutu, byłymi członkami bojówek odpowiedzialnych za ludobójstwo.
Polityzacja tożsamości plemiennych
Z Tutsi pochodzą Laurent Nkunda i Bosco Ntaganda – wojskowi watażkowie, weterani Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego, oskarżani o zbrodnie przeciwko ludzkości (masowe mordy dokonywane przez armię dzieci-żołnierzy) i zdradę stanu DRK (kolaboranci rwandyjscy). Obaj potrafili skupić wokół siebie rozproszone grupy partyzantów i, dzięki wsparciu finansowemu z Kigali oraz Kampali, przekształcić je w elitarne oddziały, które – mimo mniejszej liczebności – potrafiły trzymać w szachu armię kongijską.
W 2006 roku Nkunda założył Narodowy Kongres Obrony Ludu. Tożsamość etniczna uległa stopniowej polityzacji. Prezydent DRK, Joseph Kabila, początkowo zbagatelizował militarne i polityczne znaczenie ruchu. Nie dostrzegł, że partyzantka etniczna może szybko przeobrazić się w regularne wojsko wyekwipowane i wyszkolone przez oficerów rwandyjskich, zdolne nie tylko do krwawej zemsty na Hutu, którzy uciekli z Rwandy po ludobójstwie, ale także do pokonania armii kongijskiej. Ofensywa Nkundy w 2008 roku obnażyła słabość władz w Kinszasie. Po naciskach społeczności międzynarodowej rządzący Rwandą Paul Kagame wycofał poparcie dla Nkundy, a nawet zaatakował zachodnią część Kiwu. Nkunda utracił władzę i został uwięziony w Rwandzie. Do dziś jest zakładnikiem politycznym, żywym dowodem skuteczności „rwandyjskiego żandarma” w Krainie Wielkich Jezior Afrykańskich.
Podobny los spotkał następcę Nkundy – Bosco Ntagandę. 23 marca 2012 roku, w trzecią rocznicę ugody między rebeliantami a rządem w Kinszasie, Ntaganda zerwał kruche porozumienie. Oficjalnie występował przeciwko marginalizacji Narodowego Kongresu Ludu oraz bronił Banyamulenge. Tak narodziło się ugrupowanie M23 – ruch 23 marca. Rebelianci Ntagandy, podobnie jak wcześniej oddziały Nkundy, szybko pokonali wojsko rządowe i na przełomie 2012 i 2013 roku zajęli rejon Północnego Kiwu. Ofensywa M23 doprowadziła do ucieczki tysięcy Kongijczyków, szukających schronienia w obozach „błękitnych hełmów”. Według danych organizacji międzynarodowych, liczba uchodźców w rejonie nadgranicznym przekroczyła 2,5 mln, aczkolwiek szacunki te wydają mocno zaniżone.
Funkcjonalność rebeliantów
Źródłem sukcesu M23 od samego początku było nieoficjalne wsparcie władz w Kigali. Dzieje partyzantki to klasyczny przykład wykorzystania przygranicznego konfliktu etnicznego przez włodarzy okolicznych państw. W Afryce subsaharyjskiej często dochodzi do celowego odwoływania się przez polityków do resentymentów plemiennych, podsycania antagonizmów mających swe źródło w skomplikowanej historii postkolonialnej. Tak należy tłumaczyć sukcesy Bożej Armii Oporu Josepha Konyʼego – rebeliantów ugandyjskich wspieranych przez rządzącego Sudanem Omara al-Baszira – czy zwycięstwa koalicji Seleka, ugrupowań partyzanckich z Republiki Środkowej Afryki powiązanych z interesami północnych sąsiadów tego kraju.
Od początku 2013 roku konflikt w Kiwu szybko się zaostrzał. Kagame pod naciskiem ONZ wycofał wsparcie dla M23. Rebelianci zaczęli ponosić porażki w walce z oddziałami rządowymi. W ugrupowaniu doszło do wyodrębnienia kilku frakcji. Ntaganda, utraciwszy kontrolę nad M23, zdecydował udać się w marcu 2013 roku do Kigali. Liczył zapewne na powtórzenie losu Nkundy. Rwandyjczycy wydali go jednak Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu, legitymizując w ten sposób swoje aspiracje do miana najskuteczniejszego rozjemcy w regionie Wielkich Jezior Afrykańskich. W marcu rozpoczął się proces Ntagandy w Hadze.
Dopiero ofensywa wojsk kongijskich pod koniec października 2013 roku wyparła M23 z Kiwu. 5 listopada Bertrand Bisimwa, nowy lider M23, ogłosił wstrzymanie walk. Resztki oddziałów rebelianckich przekraczają właśnie granicę z Rwandą i Ugandą. Władze w Kinszasie ogłaszają więc zwycięstwo i początek stabilizacji w Północnym Kiwu.
Ułuda pojednania
Czy data 5 listopada faktycznie ma szansę stać się cezurą w dziejach Kiwu? Z pewnością oznacza ona złamanie potencjału militarnego M23. To także sukces władz w Kinszasie, które dowiodły, że przeszkolone przez ONZ wojska rządowe są w stanie pokonać rebeliantów. Ten dzień ma jednak niewielkie szanse stać się cezurą dla relacji Rwandy i Konga, naznaczonych rywalizacją o bogactwa naturalne oraz walką o status regionalnego „żandarma”. Pozostaje mieć nadzieję, że wyparcie M23 z Kiwu da szansę na powrót do domów setkom tysięcy uchodźców. Wiara w szybkie pojednanie jest jednak mrzonką. Odbudowa instytucji publicznych oraz ustanowienie ponadetnicznego konsensusu to proces o wiele dłuższy, wymagający dobrej woli i nakładów finansowych Kinszasy. A na taką pomoc nie ma co liczyć. Kiwu stanie się więc najpewniej zmilitaryzowaną prowincją, powoli odbudowującą swój potencjał gospodarczy.