Afrykanizacja polskiej kobiety

Ksiądz Jerzy Limanówka, pracownik Pallotyńskiego Sekretariatu Misyjnego, współpracownik Katolickiej Agencji Informacyjnej, w artykule „Gender a afrykanizacja polskiej kobiety” przedstawia proces „zrzucania na nią [kobietę] całego ciężaru odpowiedzialności za rodzinę i jej utrzymanie”. Ksiądz „buntuje się na afrykański system, […] który tak wykorzystuje kobietę”, przedstawiając stereotypowy wizerunek Afrykanki „z dzieckiem na plecach, [która] za rękę prowadzi drugie dziecko, na głowie niesie kosz z owocami, a w drugiej ręce trzyma motykę. […] W domyśle mamy obraz jej męża wylegującego się pod drzewem. Pewnie czeka na obiad. Oczywiście, zniecierpliwiony, że żona się spóźnia”.

Głos ks. Limanówki wpisuje się w główny nurt debaty nad „genderyzmem”. Duchowny pisze o blaskach i cieniach emancypacji kobiety i ewolucji modelu rodziny. Z jego tezami można się zgadzać lub z nimi polemizować. Nie można jednej rzeczy odmówić ks. Limanówce – próbuje on wprowadzić do debaty nad gender potrzebny wątek porównawczo-kontekstualny. To rzadkie u polskich duchownych, których argumentacja jest często uboga w ujęcia komparatystyczne. Taki zabieg erystyczny zasługuje zatem na docenienie. Czy jednak wizerunek kobiety afrykańskiej, do którego odwołuje się polski duchowny nie jest zbyt jednostronny? Czy nie odpowiada on wyłącznie rzeczywistości z głębokiego interioru i z minionych stuleci? A może jednak „ideologia gender” zakorzeniła się już Afryce?

„Ministerstwa ds. gender”

Robert Sarah, gwinejski kardynał, przewodniczący Papieskiej Rady Cor Unum, w wywiadzie pod wymownym tytułem „Samobójstwo Zachodu” stwierdza: „Słowo «gender» jest niestety silnie obecne w Afryce na wszystkich płaszczyznach i wprowadza w nich ogromnie dużo zamieszania. W niektórych krajach afrykańskich istnieją nawet ministerstwa ds. płci. To wydaje się dziwne i głupie! Słowo to jest narzucane przez mocarstwa i rządy światowe”.

Kardynał Salah uważa, że „projekt ideologiczny [gender w Afryce] jest szybko odrzucany”. Przypomina sprzeciwy prezydenta Ghany i Senegalu wobec apeli Baracka Obamy o równe traktowanie osób niezależnie od orientacji seksualnej. Gwinejski duchowny dodaje: „Trzeba, aby Afryka stanowczo i radykalnie podtrzymała swoje stanowisko i kategorycznie odmawiała przyjęcia tej dekadenckiej spuścizny kulturalnej i moralnej Zachodu, jeżeli chce pozostać «duchowym płucem ludzkości»”.

Stanowisko Kardynała nie jest specjalnie oryginalne – konserwatywny duchowny potępia gender, atakując jednocześnie feminizm i homoseksualizm. Wydaje się, że najciekawsza część opinii purpurata dotyczy samego mechanizmu klasyfikacji gender jako „zła zewnętrznego”, przeszczepionego przez Zachód na „nieskalany ideowo” Czarny Ląd oraz opis działalności „ministerstw ds. płci”.

Rzeczywiście, kulturowo-polityczna problematyzacja gender w Afryce zachodzi pod wpływem wyraźnych inspiracji ruchów społecznych ze Starego Świata. Należy jednak podkreślić, że dostarczają one tylko wzorów i narzędzi do opisu zjawiska, które jest obecne na południe od Sahary, tak jak wrosło w krajobraz ideowy w Europie czy USA. Tezie o dekadencko-zachodnim charakterze gender przeczy także fakt przytoczony przez samego kardynała – rosnąca liczba działających na południe od Sahary ministerstw ze słowem „płeć” w nazwie.

Instytucje te instalowane są w krajach, gdzie niedawno nowelizowano konstytucję (np. kenijskie Ministry of Gender, Children and Social Development), a także w najmłodszych państwach Czarnego Lądu (południowosudańskie Ministry of Gender, Social Welfare and Religious Affairs). Ustawodawcy afrykańscy wprowadzają tego rodzaju podmioty zarówno w krajach, gdzie idee gender pojawiają się expressis verbis w konstytucji (np. ghańskie Ministry of Gender, Children and social protection), jak i w państwach, gdzie konstytucjonaliści nie dostrzegli potrzeby umieszczania tego rodzaju przepisów w treści ustawy zasadniczej (np. namibijskie Ministry of Gender Equality and Child Welfare).

Równość wobec prawa niezależnie do płci biologicznej i kulturowej wyrażona została m.in. w Deklaracji Praw, stanowiącej integralną część Konstytucji RPA: „Państwo nie może nikogo niesprawiedliwie dyskryminować bezpośrednio ani pośrednio na podstawie jednego lub więcej kryteriów, do których należą: rasa, płeć biologiczna, płeć kulturowa, ciąża, stan cywilny, pochodzenie etniczne lub społeczne, kolor skóry, orientacja seksualna, wiek, inwalidztwo, wyznanie, sumienie, przekonania, kultura, język i urodzenie”. Dodać można, że w RPA, kraju o jednym z najwyższych wskaźników przestępczości na tle seksualnym, powołano także specjalną komisję promująca równouprawnienie płci – Commission for Gender Equality. To przykład instytucji operacjonalizującej wartości rainbow nation – egalitarnego społeczeństwa z mozołem budowanego na gruzach apartheidu. Idea ta – za której autora uznaje się najczęściej abp. Desmonda Tutu – opierała się na inkluzywnym modelu wspólnoty, poszanowaniu bogactwa wielokulturowości, zwalczaniu rasizmu, szowinizmu etnicznego i innych form prześladowania.

Zatem czym tak naprawdę zajmują się subsaharyjskie „ministerstwa i komisje ds. gender”? W większości przypadków odpowiadają one za akcje afirmatywne. Ich celem jest walka z dyskryminacją płciową, demokratyzacja modelu rodziny afrykańskiej. Do pewnego stopnia to odpowiedniki polskiego urzędu Pełnomocnika Rządu ds. Równouprawnienia. Czy wobec tego utworzenie ministerstw z „gender” w nazwie pozwala na stwierdzenie, że „genderyzm” jest zagrożeniem dla Czarnego Lądu? Wydaje się, że kardynał Sarah, próbując przenosić mechanizmy dyskursywne z debat europejskich do analizy Afryki subsaharyjskiej, mija się częściowo z prawdą. W podejściu takim znika kontekst – implementacji reform redukujących marginalizację społeczno-ekonomiczną kobiet, tak potrzebnych wielu ludom Afryki.

Watykan i Afrykanki

Warto także dodać, że Kościół katolicki – przynajmniej deklaratywnie – wspiera tworzenie instytucji przeciwdziałających dyskryminacji kobiet w Afryce. W adhortacji papieża Jana Pawła II „Ecclesia in Africa” wydanej po podróży apostolskiej do Kamerunu, RPA i Kenii Papież stwierdził: „Jednym z charakterystycznych zjawisk naszej epoki jest wzrost świadomości dotyczącej godności kobiety oraz jej doniosłej roli w Kościele i w całym społeczeństwie. […] Ja sam wielokrotnie podkreślałem zasadniczą równość oraz ubogacającą komplementarność istniejącą między mężczyzną i kobietą. […] Jest bardzo wskazane, aby Konferencje Episkopatów powołały specjalne komisje, które zajmą się głębszym badaniem problemów kobiet, w miarę możliwości we współpracy z zainteresowanymi instytucjami rządowymi”.

Jan Paweł II dostrzegał problem dyskryminacji kobiet na Czarnym Lądzie i apelował o tworzenie zaplecza instytucjonalnego w Kościele, które to mogłoby Afrykanki wspierać. Do słów Papieża Polaka nawiązał jego następca na tronie Piotrowym. Benedykt XVI w adhortacji „Africae Munus” wydanej po podróży apostolskiej do Beninu w 2011 roku stwierdził: „Ewolucja sposobu myślenia w tej dziedzinie [uznania równej godności mężczyzny i kobiety] dokonuje się niestety zbyt wolno. Kościół winien się przyczyniać do tego uznania i tego wyzwolenia kobiety. […]. Stworzenie dla niej przestrzeni do zabierania głosu i do wyrażania jej zdolności za pośrednictwem inicjatyw, które wzmocniłyby jej wartość, […] pozwoliłoby jej więc zająć w społeczeństwie miejsce równe temu, jakie zajmuje mężczyzna”.

Po lekturze adhortacji poświęconych Afryce sformułować można nowe pytania w debacie nad gender: Czy katolicka krytyka instytucji powołanych przez Afrykanów w celu walki z dyskryminacją kobiet za samo użycie w ich nazwie słowa „gender” ma sens? Czy działalność taka rzeczywiście odzwierciedla wartości, o których pisał Jan Paweł II i Benedykt XVI? Czy Kościół, potępiając gender w Afryce, nie neguje jednocześnie pakietu reform mających na celu poprawę losu mieszkańców Czarnego Lądu – w tym katolików?

***

Gender stało się elementem nowego sposobu mówienia o demokracji, modernizacji i transformacji w Afryce. Być może w dyskursie tym kryje się znamię okcydentalizmu, ale niewątpliwie także promowanie wartości konsensualnych. Gender w afrykańskim prawie trafiło do „antydyskryminacyjnego pakietu idei” razem z pochodzeniem etnicznym, kolorem skóry, czy językiem. Cóż, jak widać słowo to posiada duży potencjał do wchodzenia w relacje z innymi wartościami – stając się narzędziem konstrukcyjnym tudzież destrukcyjnym (zależnie od przyjętej optyki).