Szanowni Państwo,
w Stanach Zjednoczonych o politykach mówi się, że to aktorzy, zbyt brzydcy jednak by zrobić karierę w Hollywood. Przyglądając się spotom wyborczym wyemitowanym podczas kończącej się kampanii do Parlamentu Europejskiego dostrzeżemy, że i naszej klasie politycznej ambicji aktorskich nie brakuje. Wyskakują na nas z krzaków, prężą się do rytmu kiczowatych piosenek, popisują rozbieranymi sesjami w kolorowych magazynach, chwalą się, że zrobili „to” ze swoimi asystentami, by na koniec huknąć prosto z telewizyjnego ekranu „więcej, więcej”!
A mówiąc precyzyjniej, nie z telewizyjnego ekranu, ale komputerowego monitora, bo aktywność kampanijna z radia i telewizji przeniosła się niemal całkowicie do sieci. Medium to ma swoje specyficzne wymagania – ilość treści dostępnych internaucie w każdej chwili sprawia, że w walce o cenne sekundy uwagi widza opłaca się sięgać po każdy chwyt. Czy to jednak zwalnia z jakichkolwiek prób podjęcia merytorycznych dyskusji?
Sorry, taki mamy system! – można by powiedzieć, parafrazując pewną wpływową przedstawicielkę klasy politycznej, która zarzeka się, że politykiem nie jest. Wyborca oczekuje rozrywki, nie informacji, niechaj więc wygra ten, kto dostarczy największej uciechy. Długie, merytoryczne dyskusje na temat konkretnych rozwiązań prawnych, instytucjonalnych, czy ekonomicznych obywatela nużą. A zresztą, czegóż istotnego mogłyby dotyczyć debaty kandydatów do Parlamentu Europejskiego – krzywizny bananów, długości ogórków, czy kolejnego zakazu sprzedaży zbyt mocnych żarówek?
„Europarlament to nie tylko instytucja odległa geograficznie, ale pozbawiona realnego wpływu na życie przeciętnego człowieka” – przekonuje nas część mediów, a także niektórzy kandydaci. Po co w takim razie walczą o stanowiska w Strasburgu i Brukseli? Żeby Europę zmienić – słyszymy w odpowiedzi. Jak jednak to zrobić, zasiadając w ciele politycznym rzekomo całkowicie pozbawionym znaczenia? Na to pytanie odpowiedzi już nie słychać. Mało który kandydat próbuje nam wyjaśnić, co tak naprawdę chce osiągnąć przez kolejne pięć lat, z kim zamierza w tym celu współpracować i dlaczego to on, a nie kto inny podoła temu zadaniu najlepiej.
Czy możemy coś z tym zrobić? Wielu Polaków jest przekonanych, że najlepszym rozwiązaniem jest pozostanie w domach. To nieprawda. Politycy już dawno przestali traktować niską frekwencję wyborczą jako sygnał rozczarowania obywateli i jako czynnik podważający ich mandat do sprawowania władzy. Mało tego, niska frekwencja to doskonałe narzędzie służące pacyfikowaniu społecznego niezadowolenia. Nie podoba się? To trzeba było głosować!
Podrażnionym obywatelom warto więc zwrócić uwagę na to, iż te europejskie wybory mają charakter szczególny, ponieważ odbywają się w cieniu wydarzeń na Ukrainie oraz tamtejszych wyborów prezydenckich. Nie chodzi jedynie o zbieżność dat. Timothy Snyder z Uniwersytetu Yale w swoich ostatnich publikacjach przekonuje nas, że wzrost popularności krytyków Unii Europejskiej należy postrzegać w kontekście bieżących sukcesów polityki prezydenta Rosji, Władimira Putina.
Nawet groteskowi kandydaci, niedorzeczne spoty wyborcze, czy spory o kompetencje Parlamentu Europejskiego nie powinny przesłaniać nam faktu, że przynajmniej z polskiej perspektywy gra dziś toczy się o większą stawkę. Rozkład europejskiej konstrukcji lub nawet spowolnienie rozwoju Unii jest dziś bezdyskusyjnie na rękę Kremlowi.
W dzisiejszym Temacie tygodnia zastanawiamy się więc, dlaczego – na przekór okolicznościom i interesom wyborców – polska kampania wyborcza pogrąża się w odmętach nudy oraz trywialności, i co należałoby zrobić, aby ten stan rzeczy na ostatniej prostej realnie zmienić.
W otwierającym numer wywiadzie Antoni Dudek w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim opowiada o kluczowych momentach najważniejszych kampanii wyborczych w historii III RP. Momentach, które niejednokrotnie oznaczały polityczną śmierć lub przeciwnie, dawały skazanemu na porażkę politykowi drugie życie. Na jakie marketingowe chwyty dawaliśmy się nabrać my, a niekiedy także nasi polityczni faworyci i czy obecna kampania różni się czymś szczególnym od poprzednich?
Recenzji rodzimych kampanii podejmują się też kolejni nasi Autorzy. Bartłomiej Biskup wyróżnia w swoim tekście trzy perspektywy oceny – obywatela, polityka i eksperta. Zwłaszcza pierwsza i trzecia z nich prowadzą do smutnych wniosków. Bo choć „przez ostatnie 25 lat polska polityka się sprofesjonalizowała” strategie polityczne specjalistów od marketingu wciąż obliczone są na krótkotrwałe efekty. Tymczasem „prawdziwi doradcy polityczni muszą mieć także na uwadze cele długofalowe, muszą widzieć nie tylko partię i lidera, ale także państwo”.
Z powyższą tezą zgodziłaby się zapewne Małgorzata Molęda-Zdziech, ale przyczyn marnej jakości kampanii upatruje ona w szerszych – i nieograniczonych tylko do Polski – zmianach charakteru polityki. Jej zdaniem, przekaz polityczny w coraz większym stopniu nabiera cech infotainmentu, czyli „połączenia informacji i rozrywki, ze zdecydowanym naciskiem na uciechy. Problem w tym, że nie wszystkich śmieszy to samo”.
Na zakończenie o ocenę poszczególnych spotów Ewa Serzysko zapytała Roberta Zydla, antropologa kultury, ale także analityka zachowań konsumenckich w agencji reklamowej Saatchi&Saatchi. Jego zdaniem niska jakość, czy nawet siermiężność tegorocznych spotów wynika z medium, w jakim są rozpowszechniane. „To nie są filmy, które będą krążyć miesiącami, ale kończą żywot po zaledwie kilku dniach”, mówi. Zgadza się jednak z tezą wyrażoną także w pozostałych tekstach – polscy politycy nie mają spójnej, długofalowej strategii myślenia o państwie i swojej w nim roli.
Państwa uwadze polecamy także Komentarz Nadzwyczajny Jacka Raciborskiego, w którym autor dowodzi, że kampanie polityczne niezwykle rzadko zmieniają wyjściowe preferencje obywateli. Nie oznacza to jednak, że ich jakość nie ma żadnego znaczenia.
Zapraszamy do lektury!
Łukasz Pawłowski
Stopka numeru:
Autor koncepcji Tematu tygodnia: Łukasz Pawłowski
Współpraca: Ewa Serzysko, Błażej Popławski, Kacper Szulecki
Ilustracje: Joanna Grochocka [http://ideyka.blogspot.com/]