Smith_NW_okladkaTytułowe NW z nowo przetłumaczonej na język polski powieści Zadie Smith jest dla Londynu tym, czym Goutte d’Or dla Paryża. Obie dzielnice są w dużej mierze zamieszkane przez emigrantów, niebezpieczne, z lokalnym szemranym biznesem. Czasem można tam przypadkowo oberwać, prawie zawsze jest brudno i lepiej trzymać swoje rzeczy przy sobie, i nie wtrącać się w nie swoje sprawy.

Zadie Smith z kolei jest w swoim kraju tym, kim w Polsce Dorota Masłowska. Obie pisarki pojawiły się znienacka na rodzimych scenach literackich, wywołując niemałe zamieszanie: mieszanka młodego wieku, talentu oraz niezwykłej jakości ich debiutów powieściowych na stałe przykuły do nich uwagę mediów oraz środowisk kulturalnych. Łączy je też kilkuletnia przerwa w publikowaniu powieści, aktywność inna od oczekiwanej – zresztą w obu przypadkach wychodząca im na dobre. W tym momencie paralela się kończy. Dorota Masłowska eksploruje inne formy ekspresji artystycznej, od współpracy z teatrem poczynając, na nowej płycie kończąc. Jej posunięcia mogą wydawać się ekscentryczne i niekiedy niezrozumiałe czy kontrowersyjne, jakkolwiek widać w nich pewną konsekwencję: świadome, postępujące oddalanie się od tego, co możemy nazwać „realizmem” czy „sztuką zaangażowaną” w takim sensie, w jakim uprawia ją choćby duet Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki.

Kariera Zadie Smith przebiega inaczej, przypomina bardziej żywot stereotypowego intelektualisty w anglojęzycznym kraju. Znana na całym świecie autorka pisze do najbardziej popularnych (i prestiżowych) magazynów o literaturze, wykłada na nowojorskim uniwersytecie, daje wskazówki początkującym pisarzom oraz redaguje zbiory opowiadań. Wydała także trzy powieści, napisane językiem bardzo sprawnym i skrzącym się od humoru oraz subtelnej analizy środowisk społecznych. Prześledziwszy dorobek Smith można by odnieść wrażenie, że jej dotychczasową drogę artystyczną wyznacza swoisty rodzaj… konserwatyzmu.

Tymczasem „Londyn NW” to w twórczości Zadie Smith pozycja wyjątkowa. Jest to opowieść o życiu czterech osób wywodzących się z tej samej, podupadłej nieco części Londynu, z narracją tak mocno osadzoną w lokalnym kontekście, że można by wedle niej rozrysować mapę północno-zachodniej części miasta. Leah, Nathan, Natalie i Felix chodzili do tej samej szkoły („Do niektórych szkół się «uczęszcza». Do Brayton się «chodziło»”). Pierwsza spośród bohaterów, Leah, to córka angielsko-irlandzkiego małżeństwa. „Pierwotnie wybrała filozofię, bo bała się śmierci i pomyślała, że studia te pomogą jej okiełznać strach”, jednak plan ten się nie powiódł. Obecnie zmaga się z presją, wywieraną na nią przez męża, by wejść na kolejny etap związku, czyli postarać się o dziecko. Jej najbliższa przyjaciółka z czasów dzieciństwa, Natalie (zwana wcześniej Keishą), to „ta, której się udało”. Mimo swojego karaibskiego pochodzenia, zdołała się wybić wyłącznie dzięki ciężkiej pracy i wreszcie osiągnęła to, czego – jak sądziła – chciała: posady w korporacji prawniczej, bystrego męża o dobrej prezencji. Trzeci z bohaterów, Felix, stanowi klasyczny przypadek „mężczyzny po przejściach”, próbującego zmienić swoje dotychczasowe relacje z innymi ludźmi oraz z samym sobą. Nathan w czasach szkolnych był obiektem westchnień dziewcząt, szkolnym zawadiaką – dziś jest jednym z typów, którego matki jego dawnych koleżanek omijają na ulicy. Ścieżki całej czwórki zupełnie się rozminęły, codzienność stawia przed nimi inne pytania. Mimo to rozważania postaci Smith splatają się w jednym punkcie. Motywem przewijającym się przez kilkaset stron książki jest poszukiwanie własnego głosu. Bohaterowie „NW” mają podobne wątpliwości: czy to, jak żyję, wyraża mnie samą/samego? Może wcale nie mówię swoim głosem, a jedynie głosem tego, za kogo uważają mnie inni?

W kontekście takich pytań warto przypomnieć „Mówienie językami” – jeden z esejów Zadie Smith ze zbioru „Jak zmieniałam zdanie”. Ważny punkt stanowi w nim interpretacja „Pigmaliona” George’a Bernarda Shawa. Dramat brytyjskiego pisarza uwspółcześnia mit o tytułowym Pigmalionie, obsadzając w jego roli profesora fonetyki, Henry’ego Higginsa. Ze względu na zakład z przyjacielem decyduje się on na nauczenie biednej kwiaciarki, Elizy Doolittle, zasad savoir-vivre’u, gramatyki oraz poprawnej wymowy, by wprowadzić ją na przyjęcie do księżnej. Eliza poddaje się temu i rzeczywiście trafia w towarzystwo wyższych sfer. Smith zwraca uwagę na fakt, że od momentu napotkania na swojej drodze profesora, biedna i niedouczona wcześniej Eliza teraz znająca sposób właściwego zachowania (lub, określając to brutalniej, odpowiednio wytresowana) i zdająca sobie sprawę z istnienia innego świata, znajduje się jednak na granicy. Poprzez proces nauki bohaterka wkroczyła w przestrzeń liminalną – nie będącą już światem jej pochodzenia, ale i nie stanowiącą jej nowego środowiska. Coś zostało odebrane bohaterce sztuki Shawa: coś, czego nie da się ani zastąpić, ani przywrócić. Z eseju – choć ostatecznie dotyczy Baracka Obamy i jego zdolności do mówienia językami różnych ludzi – wynika, że sama Smith obserwuje u siebie powtórzenie tego schematu: Cambridge wypleniło jej akcent, wraz z którym bezpowrotnie straciła jakąś część siebie.

Jeśli szukać powiązań „NW” z poprzednimi projektami pisarskimi Zadie Smith, to właśnie ze wspomnianym zbiorem esejów „Jak zmieniałam zdanie”. Utrata głosu i poczucie straty dotyka każdego z bohaterów. Leah, Keisha, Felix oraz Nathan – każde z nich poszukuje momentu, od którego „wszystko potoczyło się inaczej”. Analizują przeszłość, każde na swój sposób, i obwiniają okoliczności zewnętrzne oraz samych siebie o niepowodzenie. I choć bohaterowie, jakich prezentuje nam Smith, znacząco różnią się miedzy sobą, to łączy ich poczucie permanentnej pomyłki w dokonywanych wyborach.

W odróżnieniu od poprzednich powieści Brytyjki ta nie jest jednorodną całością. Smith rozbiła strukturę swojego pisarstwa, szczególnie w trzeciej spośród czterech części „NW”. Znajduje się w niej 185 opatrzonych tytułami mininarracji, stanowiących kolaż z życia Keishy/Natalie, chyba najważniejszej postaci powieści. W odróżnieniu od „O pięknie” czy „Łowcy autografów”, w „NW” nie pojawia się również moment suspensu; zamiast konstrukcji wertykalnej książka zbudowana jest raczej horyzontalnie, ale – jeśli nadal posiłkować się metaforą budowli – posiada też obszerne podziemia i piwnice.

W „NW” nie ma zbyt dużo humoru. To kolejny aspekt, odróżniający ostatnią powieść autorki „Białych zębów” nie tylko od jej debiutu, lecz także późniejszych książek. Narracja nadal skrzy się błyskotliwością, ale jest zbudowana na innych podstawach – ujmowaniu w słowa zmian odcieni ludzkich myśli – umiejętności, której dawno nie widziałam we współczesnej powieści. Smith odtworzyła sposób istnienia człowieka w świecie, który moim zdaniem zawiera się w poniższym fragmencie z „Ulicy jednokierunkowej” Waltera Benjamina:

„Co się «rozwiązuje»? Czy pytania stawiane w ciągu życia nie pozostają jak korony drzew zasłaniające nam widok? Prawie nie myślimy o tym, by je wykarczować lub choćby tylko przerzedzić. Kroczymy dalej, zostawiamy je za sobą, a z oddali można je wprawdzie dostrzec, ale niewyraźnie, jako cienie i tym bardziej zagadkowo posplatane”.

Właśnie z cieniami bohaterów, ostatecznie wyraźniejszymi niż oni sami, zostawia nas Zadie Smith. Z nimi oraz z poczuciem, że właśnie przeczytaliśmy jej najlepszą książkę – do której będziemy wracać, by przypominać sobie, jak ważne jest posiadanie własnego głosu.

 

Książka:

Zadie Smith „Londyn NW”, przeł. Jerzy Kozłowski, Znak, Kraków 2014.