Podemos, czyli „Yes, we can!” po hiszpańsku
Jest stary dowcip, w którym na pytanie o to, czym się różni politolog od polityka, pada odpowiedź: tym, czym kryminolog od kryminalisty. Pablo Iglesias jest politologiem, nie lubi polityków i właśnie sam wszedł do polityki.
Ruch Podemos – z czwartym wynikiem wśród startujących partii – to bezapelacyjnie największy wygrany tegorocznych eurowyborów w Hiszpanii i sensacja polityczna roku. Kampania kosztowała zaledwie 150 tys. euro, które zebrano w zbiórce społecznej (to nic w porównaniu z milionowymi nakładami największych partii politycznych), i trwała zaledwie kilka tygodni. Udało się zdobyć 1,2 mln głosów, czyli aż 12 proc. poparcia wśród wszystkich głosujących Hiszpanów. Tym samym Podemos wprowadził do Europarlamentu aż pięciu swoich przedstawicieli, niemających wcześniejszego doświadczenia w polityce: dwóch profesorów, bezrobotną politolożkę, zasłużonego w walce z korupcją prokuratora oraz fizyka.
Powstanie ruchu Podemos było konsekwencją załamania gospodarczego i owocem doświadczenia pokoleniowego młodych ludzi, którym kryzys odebrał możliwości dostępne ich starszym kolegom. | Magdalena Grzyb
Jedną z pierwszych decyzji nowo wybranych eurodeputowanych było oświadczenie o zrzeczeniu się swoich europejskich apanaży. Dla siebie mają zachować tylko równowartość trzech minimalnych wynagrodzeń (czyli około 1900 euro), a resztę przekazywać na cele społeczne. Będą również zabiegać o przyjęcie rozwiązań antykorupcyjnych (tzw. dyrektywy Villarejo) oraz złożą projekt uchwały, by wszyscy eurodeputowani obniżyli sobie pensje do równowartości średniej krajowej w swojej ojczyźnie. Ruch chce, by Unia Europejska zaczęła działać w interesie swoich obywateli, czyli zwykłych ludzi, a nie rynków finansowych i wielkich korporacji, które doprowadziły do kryzysu, a same wyszły z niego suchą stopą.
Sukces w wyborach do Europarlamentu to jednak tylko rozgrzewka. Podemos chce przede wszystkim odmienić oblicze hiszpańskiej polityki i już teraz szykuje się do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych.
Skąd się wzięło Podemos?
Powstanie ruchu Podemos (hiszp. „Możemy”) było konsekwencją załamania gospodarczego i owocem doświadczenia pokoleniowego młodych ludzi, którym kryzys odebrał możliwości dostępne ich starszym kolegom.
Wiele z postulatów Podemos pokrywa się z tym, o co walczył Ruch Oburzonych. To stowarzyszenie ludzi, którzy zwykle nie mieli wcześniej styczności z polityką, głównie młodych, rozczarowanych dotychczasowymi partiami socjalistycznymi oraz odrzucających porządek polityczny ustanowiony po śmierci generała Franco. Jak twierdzą, pragną nadać demokracji pierwotne znaczenie, tak aby obywatele nie byli tylko biernymi widzami, ale stali się aktywnymi uczestnikami procesów politycznych. Polityka ma ich zdaniem stanowić przede wszystkim służbę publiczną wykonywaną w interesie swoich obywateli, a nie rynków finansowych, wielonarodowych korporacji czy wąskiej grupy uprzywilejowanych kolesi działających na styku polityki i biznesu i będących ponad prawem (określanych mianem „kasty”). Można powiedzieć, że Podemos to ruch antypolityczny – sprzeciwiający się prowadzeniu polityki w dotychczasowej formie i panującej klasie politycznej. Siła Podemos wzięła się z tworzenia małych kółek dyskusyjnych w całej Hiszpanii, gdzie omawiano bieżące problemy kraju. Decyzje, również programowe, zapadają w drodze debaty na otwartych zebraniach, w których każdy może wziąć czynny udział.
Sam Iglesias, jeden z najstarszych członków Podemos, jest dobrym przedstawicielem tego „oświeconego prekariatu”. Nie wygląda na polityka. Lekko przygarbiony, w zwykłej koszuli z podwiniętymi rękawami; nigdy w garniturze, za to z mało efektowną bródką i długimi włosami związanymi w kucyk. Właśnie o takich mówi się „niepozorny”. Antypolityk par excellence. Popularność zyskał od 2010 r., gdy zaczął występować jako gość programów talk-show, a następnie prowadzić swój własny, La Tuerka, gdzie omawiano aktualne tematy polityczne i gospodarcze. Wykształcony (oprócz politologii skończył m.in. prawo), oczytany, zawsze opanowany i rzeczowy; mówi jasno, nigdy nie traci rezonu ani nie daje się zakrzyczeć. Ma charyzmę i dar przekonywania. Istny koszmar dla adwersarzy politycznych.
Pablo Iglesias jest dobrym przedstawicielem tego „oświeconego prekariatu”. Oczytany, opanowany i rzeczowy; mówi jasno, ma charyzmę i dar przekonywania. Istny koszmar dla politycznych adwersarzy. | Magdalena Grzyb
Trudno powiedzieć, czy jest populistą. Jest antysystemowy, bez przerwy używa wyrażenia „kasta polityczna” na określenie polityków głównych partii i obwinia ich o doprowadzenie do kryzysu. Nie myśli jednak o wypisaniu Madrytu ze struktur europejskich. Przeciwnie, chce by Hiszpania przestała być kolonią krajów północnych, krajem słońca i tapas, a wróciła do pierwszej ligi graczy. Dużo obiecuje. Sprzeciwia się płaceniu długów zewnętrznych przez Hiszpanię. Uważa, że to niedopuszczalne, by obywatele pokrywali długi banków. Zamiast tego postuluje podniesienie podatków dla najbogatszych i zablokowanie kapitałowi dróg ucieczki do „rajów podatkowych”. Krytykuje także media hiszpańskie – uważa, że jeśli 80 proc. z nich jest kontrolowane przez obcy kapitał, nie ma mowy o wolności słowa i należy ustanowić nowe prawo gwarantujące niezależność mediów od wielkiego kapitału.
Kto się boi nowego ruchu?
Niespodziewany sukces Podemos wywołał wręcz histeryczną reakcję hiszpańskiego establishmentu. Na lidera ruchu, zaledwie 35-letniego profesora nauk politycznych na Uniwersytecie Complutense w Madrycie, posypały się gromy. W pierwszej kolejności oskarżono jego ugrupowanie o inspirowanie się ideami Fidela Castro i fascynację wenezuelskim chavizmem, ekstremizm, a także lekceważenie prawa i porządku. Tak widzi to rządząca Partia Ludowa, której dyskretnie wtóruje lewicowa PSOE. Bo to im Podemos zabrało najwięcej głosów.
Temperatura sporu podniosła się, kiedy dziennik „El Pais” zarzucił Iglesiasowi, że rząd wenezuelski wyłożył na kampanię Podemos 3,7 mln euro. Jednak naprawdę gorąco zrobiło się na początku lipca, gdy kolejny szacowny dziennik, „El Mundo”, opublikował informacje o tym, jakoby Pablo Iglesias miał mieć związki z ETA, a wręcz być madryckim kontaktem ETA! Taki zarzut w Hiszpanii to poważna sprawa. W porównaniu z nim ciągłe oskarżenia o populizm i demagogię to małe piwo.
Iglesias jest antysystemowy, nie myśli jednak o wypisaniu Madrytu ze struktur europejskich. Przeciwnie, chce by Hiszpania przestała być kolonią krajów północnych, krajem słońca i tapas, by wróciła do pierwszej europejskiej ligi. | Magdalena Grzyb
Czy zatem Iglesias to nowy Hugo Chavez, który przy pomocy ETA chce zrobić z Hiszpanii drugą Wenezuelę? To prawda, Pablo Iglesias Turrión nie ukrywa swojej sympatii do lewicujących reżimów ani faktu, że realizował w minionych latach prace konsultacyjne dla rządu wenezuelskiego w ramach kierowanej przez niego fundacji Centro de Estudios Politicos y Sociales (CEPS), która zajmuje się doradztwem organizacjom lewicowym w krajach Ameryki Łacińskiej. Również jego naukowy mentor i współtwórca Podemos, kolega z katedry na Complutense, Juan Carlos Monedero, był doradcą Hugo Chaveza. Ale o żadnym finansowaniu nie ma mowy. Wszystkie rachunki i operacje finansowe Podemos są dostępne na ich stronie internetowej. Jeśli chodzi o domniemane kontakty z ETA, chodziło o oficjalną kolację, na której byli również politycy głównych partii, oraz kontakty Iglesiasa ze stowarzyszeniem zajmującym się opieką nad członkami ETA przebywającymi w hiszpańskich więzieniach.
Jedno nie ulega wątpliwości – owe próby kompromitacji politycznej i demonizowanie Iglesiasa służą przede wszystkim zagłuszeniu tego, co mówi i że to, co mówi, spotyka się z dużym i pozytywnym oddźwiękiem społecznym. Powyższe rewelacje prasowe oraz ostra reakcja polityków na tryumf Podemos wyraźnie pokazują, że klasa rządząca nie na żarty przestraszyła się nowego żywiołu politycznego. Podemos złamał istniejący od 1978 r. monopol dwóch partii (obie łącznie nie zdobyły nawet 50 proc. głosów) i poważnie zagroził politycznemu status quo.
Pudimos, czyli mogliśmy, i co dalej?
Czy spektakularny sukces Podemos zostanie przekuty w trwały kapitał polityczny i ruch z Pablo Iglesiasem na czele odmieni hiszpańską politykę? Czy ludzie i ich problemy znajdą się w centrum zainteresowania i troski rządzących? I czy zwykli ludzie zamiast być widzami staną się wreszcie uczestnikami demokracji? Czy idealista i demokrata Pablo Iglesias poprowadzi Hiszpanię ku demokracji partycypacyjnej? I wreszcie, czy program Podemos nie jest przypadkiem zbyt idealistyczny, by mógł być wykonalny?
Istnieje pewne ryzyko, że to właśnie na zbytniej szlachetności i idealizmie Iglesias może się poślizgnąć. Problematyczna wydaje się szczególnie postulowana przez niego polityka imigracyjna, polegająca na zlikwidowaniu wszelkich istniejących barier i programów ochrony granic oraz przechwytywania nielegalnych imigrantów, a także przyznaniu pełnych praw wyborczych wszystkim przybyszom. Takie utopijne postulaty nawet w zbuntowanych i lewicujących Hiszpanach oraz żelaznym elektoracie Podemos wywołują pewien dystans.
No i wreszcie, czy przeprowadzając ważne reformy społeczne lub chociażby realizując pewne idee polityczne (w tym wypadku lewicowe), można opierać się całkowicie na woli ludu? A co, jeśli lud ma tak naprawdę bardzo konserwatywne poglądy? Co jeśli nie powiodły się edukacja ludu i wpajanie mu wartości demokratycznych? I wreszcie, co jeśli lud angażowany do polityki być nie chce?
To pytania ważne nie tylko dla Hiszpanii.