0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Niech wreszcie się...

Niech wreszcie się zacznie ta przeklęta nowoczesność! O „Wyniosłej wieży” Barbary W. Tuchman

Wojciech Engelking

La Belle Époque jako okres rozkwitu sztuki, nauki i technologii? Nic podobnego! W klasycznym zbiorze esejów wielka amerykańska dziennikarka Barbara Tuchman przekonuje, że świat tuż przed Wielką Wojną wcale nie wyglądał tak różowo, a cywilizacja zdominowana przez groteskową i niekompetentną elitę niechybnie zmierzała ku katastrofie.

Tuchman_Wyniosla wieza_okladka

Szukając wydarzenia emblematycznego dla symbolicznego końca XIX wieku, we wstępie do wydanego pod koniec lat 80. tomu „Kroniki” Czesław Miłosz przywołuje paryską premierę „Święta wiosny” Strawińskiego z 1913 roku: „Pogańscy bogowie – pisze – błogosławili wtedy, po stuleciu obłudy, rozkoszom cielesnym, ziemskim pokarmom, słyszano ekstatyczny krzyk Dionizosa w sycylijskich ruinach”. La Belle Époque, twierdzi Miłosz, nie była skąpaną w złotawym świetle leniwej secesji wyrwą w historii, cudownym trzydziestoleciem, w którym ni stąd, ni zowąd rozbrzmiały okrzyki „Vorwärts!”, „En avant!”, „Allez!”. Bez domieszki ironii epoka ta może zostać nazwana piękną tylko z perspektywy czterech lat, które nastąpiły po niej. Owe cztery lata „najbardziej wytężonego i najbardziej heroicznego wysiłku rasy ludzkiej”, by użyć określenia Grahama Wallasa, nie były zatem wydarzeniem, którego nikt nie mógł się spodziewać; stanowiły raczej sublimację i dopełnienie poprzedzającego je trzydziestolecia. Jak pisał Miłosz: „Wiek dziewiętnasty, bynajmniej nie idylliczny, przygotował rekwizyty dla mającego się wkrótce zacząć przedstawienia; niestety symboliczne noże, miecze i sztylety miały się okazać aż nadto prawdziwe, a zamiast czerwonej farby użyto krwi”. La Belle Époque to nie moment zatrzymania Historii, lecz ostateczne przegrupowanie jej sił przed mającą nastąpić rzezią.

I wojna nie zrodziła się ze złotego wieku

Taki sposób widzenia Pięknej Epoki proponuje amerykańska pisarka i dziennikarka Barbara W. Tuchman w zbiorze esejów „Wyniosła wieża. Świat przed pierwszą wojną 1890-1914”. Tuchman portretuje w nim La Belle Époque w krajach Zachodu – bardzo wąsko jednak rozumianego: z wyłączeniem paru napomknień nie pisze nic, na przykład, o postępującym przez niemal całą tę epokę upadku Rosji pod panowaniem Mikołaja II. Autorka „Sierpniowych salw” skupia się na Imperium Brytyjskim Cecila, Balfoura i Gladstone’a, III Republice Francuskiej rozgorączkowanej sprawą Dreyfusa, Stanach Zjednoczonych rządzonych niemal niepodzielnie przez Republikanów (z czteroletnim wyjątkiem w postaci prezydentury Clevelanda i kilku przegrupowań w Kongresie) oraz wilhelmińskich i habsburskich krajach języka niemieckiego. La Belle Époque istnieje w „Wyniosłej wieży” jako świat, którzy umożliwił wojnę, nie zaś jako zamknięta i autonomiczna epoka (inaczej niż na przykład dla Piotra Szaroty w fascynującym, wznowionym niedawno eseju „Wiedeń 1913”). Tuchman z lubością i w ironiczny sposób podaje informacje o planowanej na 1916 r. kolejnej Konferencji Pokojowej w Hadze: „Zjawisko o tak przewlekłym i złośliwym działaniu jak pierwsza wojna światowa nie rodzi się ze złotego wieku”.

Z czego zatem się rodzi? Najkrócej rzecz ujmując: z absurdu, za jaki niekryjąca swojej liberalno-lewicowej proweniencji Tuchman uznaje społeczne rozwarstwienie w świecie Zachodu, a zwłaszcza Europie, przed 1914 rokiem. „Okres ten był złotym wiekiem jedynie dla cieniutkiej warstwy klasy uprzywilejowanej”. Absurdalność społecznego rozwarstwienia ujawnia się dla Tuchman przez swoje pochodne, to jest: zadufanie i groteskową bufonadę klas wyższych, umacniające się stereotypy powstałe na gruncie rasowym i etnicznym (i umacniającą je hipokryzję owych wyższych warstw), neronowe gesty panujących (zwłaszcza kajzera Wilhelma), fascynację artystów i filozofów pierwotnymi instynktami przemocy. Ponieważ „Wyniosła wieża” jest zbiorem drukowanych wcześniej na łamach amerykańskich magazynów esejów, a nie jednolitą pracą historyczną, Tuchman siłą rzeczy nie skupia się na chronologicznym wymiarze historii, lecz snuje raczej opowieści silnie zakorzenione w problemach społecznych. I – także siłą rzeczy – osądza tychże opowieści bohaterów, dzieląc ich na dobrych i złych. Dobrzy to rewolucjoniści, anarchiści i idealiści w rodzaju Zoli i Jaurès’ego. Źli – to angielscy patrycjusze i monarchowie w rodzaju starego Franciszka Józefa i kajzera Wilhelma. I właśnie ci źli, przez swoją wziętą jak z Gogola groteskowość, są w eseju Tuchman o wiele ciekawsi od dobrych.

Patrycjusze, gabinet luster i Richard Strauss

Przypatrzmy się więc kilku z tych, którym przez całą La Belle Époque się przelewało –  przelewało, aż w końcu się przelało. Nasamprzód bierze Tuchman na warsztat angielskich patrycjuszy. „Zdawało się – cytuje diuszessę de Clermont-Tonnerre – że żyją w złotej chmurze, trwoniąc swoje bogactwa z taką indolencją i naturalnością, z jaką zielenią się liście”. Opisując owo – jak nazwał je w swoich „Pamiętnikach” Churchill – „znakomite i możne grono” dwustu rodzin rządzących Anglią od pokoleń, Tuchman w istocie opisuje jego polityczną indolencję. Nie musi nawet napomykać o rosnących w siłę ruchach społecznych świata pracy: by pokazać nieudolność patrycjuszy wobec nadchodzącej nowoczesności, wystarczy opisać spór graniczny między Gujaną Brytyjską a Wenezuelą, podczas którego Wielką Brytanię ogarnęło zdumienie wobec politycznej siły obstających przy doktrynie Monroe’a Stanów Zjednoczonych. „Anglicy uważali wówczas USA za tak mało znaczące”, wspomina cytowany przez Tuchman sekretarz stanu w administracji Clevelanda, Richard Olney. Patrycjusze są dla Tuchman kompilacją dziwacznych nawyków (jeżdżenie na rowerze w ponczo w przypadku lorda Salisbury) z imponującymi stanami posiadania (autorka „Wyniosłej wieży” podaje dokładne inwentarze ich majątków i wylicza dochód), których pozornie – lecz grubymi nićmi szyty to pozór – nie imają się takie katastrofy polityczne jak wojna burska. Ster politycznej gry wymyka się patrycjuszom z rąk jak na jachcie podczas sztormu – tyle, że poza metaforą nie można wówczas, jak królowa Wiktoria, przekazać kapitanowi pozdrowień i powiedzieć mu, że „to się więcej nie może powtórzyć!”.

O ile w przypadku Imperium Brytyjskiego trudno orzec, kto przejmuje ten ster (Tuchman widzi Piękną Epokę jako pierwsze stadium jego upadku), większa jasność co do tego panuje dla autorki „Wyniosłej wieży” w przypadku żyjącej sprawą Dreyfusa III Republiki Francuskiej, w której oburzeni w rodzaju Zoli występują przeciw potężnej i majętnej garstce hipokrytów, sportretowanej następnie przez Prousta na kartach „W poszukiwaniu straconego czasu”. To wkroczenie nowoczesności do Francji jest o tyle interesujące, że dokonuje się w ramach błahej, salonowej gry: najpierw księżna de Guermantes oburza się, iż „należy teraz uznawać wszystkich ludzi, których się unikało całe życie, tylko dlatego, że mają wypisane «śmierć Żydom na parasolkach»”, by dyskretnie i anonimowo zacząć prosić zaprzyjaźnionego abbé o odprawianie mszy świętej za duszę Dreyfusa, a w końcu – odkryć „ze zdumieniem, że abbé również uważa go za niewinnego”. Kiedy po powtórnej rewizji procesu niewinnie skazany Francuz pochodzenia żydowskiego zostaje w końcu uniewinniony, wygląda to jak scena w gabinecie luster: wszyscy nieśmiało przyglądają się samym sobie, dziwiąc się, że naprawdę tak wyglądają, by na koniec z pewną ulgą to zaakceptować. Skupiona w Dreyfusie i dreyfusistach nowoczesność ma zostać na siłę wtłoczona w anachroniczne ramy instytucjonalne poprzedniego świata, by pozwolić mu przetrwać: Dreyfus awansuje na majora, a pułkownik Picquart na ministra wojny, do „rang, do jakich by nie doszli w normalnym biegu wypadków”.

I wreszcie ostatni z groteskowych i groźnych bohaterów esejów Tuchman – kajzer Wilhelm. O ile Miłosz szukając wydarzenia emblematycznego dla rodzącej się nowoczesności wybrał paryski sukces Ballets Russes, o tyle Tuchman jest nieco mniej optymistyczna i opisuje inną muzyczną premierę – „Wolnego strzelca” Weberna, którym w berlińskiej Operze Królewskiej dyrygował Ryszard Strauss. Opętany nietzscheańską wizją nadczłowieka Strauss spotkał podówczas innego wyznawcę tejże, u którego owo opętanie przyjęło na gruncie politycznym wymiar – by użyć słów Tuchman – „unoszącego się w powietrzu neronizmu”. Po przedstawieniu kajzer zaprosił Straussa do swej loży, gdzie wdał się z nim w rozmowę o muzyce współczesnej, oświadczając, iż jeśli chodzi o kompozytorów, Strauss jest obecnie „jednym z najgorszych”. „Cała nowoczesna muzyka jest bez wartości – powtórzył król-krytyk – nie ma w niej ani krzty melodii. Wolę «Wolnego strzelca» […]. Strauss ustąpił. «Wasza cesarska mość, ja także wolę ‘Wolnego strzelca’», odpowiedział”. Strauss – jedyna postać, której Tuchman poświęciła niemalże cały esej – „był jak struna szarpana przez ducha czasu”. Z jednej strony burżuj o zamiłowaniu do wygody i luksusu, z drugiej „wyczuwał jednak rewolucyjny pomruk świata pracy” i – to jeden z najpiękniejszych i najbardziej złowrogich z przywoływanych przez Tuchman obrazów końca Pięknej Epoki – stał się mimowolnym akuszerem rzezi. „25 lipca [1914 r.] Balety Rosyjskie zamknęły swój sezon przedstawieniem «Józefa» Straussa [skądinąd baletu na temat zakłamania warstw wyższych, bo historii biblijnej namiętności, jaką do tytułowego syna Jakuba żywiła żona Putyfara – przyp. W.E.] i «Pietruszki» Strawińskiego. Tego samego wieczoru o tej samej godzinie w Belgradzie austriacki ambasador odrzucił odpowiedź Serbii na ultimatum Austrii, oznajmił o zerwaniu stosunków i wyjechał z kraju”. Trzy dni później rozpoczęła się Wielka Wojna.

„Vorwärts!”, „En avant!”, „Allez!”

Tytuł dla zbioru swoich esejów Tuchman zaczerpnęła z wiersza Edgara Allana Poe „Miasto na morzu”. Po angielsku brzmi on „Proud Tower”, po polsku – mimo przekładu Langego, w którym słowo „proud” tłumaczone jest jako „dumny” („Gdyż z dumnej wieży tej stolicy / Duch Śmierci patrzy bladolicy”) – to „Wyniosła wieża”, co jak się zdaje najlepiej tłumaczy zamysł autorki. Wyniosłość, nie zaś duma negatywnych bohaterów książki amerykańskiej autorki wynika z ich zamknięcia się w wieży z kości słoniowej łagodnego lenistwa La Belle Époque, gdzie – znów Miłosz o Pięknych Czasach – „fiakry drzemały pod Mariacką wieżą”. Jednocześnie należy zauważyć, że negatywni bohaterowie książki Tuchman, także za sprawą swojej groteskowości, są pod względem politycznym jedynymi w miarę spójnymi jej bohaterami. Pozytywni, którzy starają się nowoczesności (a przynajmniej niektórym jej aspektom, takim jak ochrona pracy) wyjść naprzeciw, to albo wywodzące się z grona decydentów wybitne jednostki zawieszone między faktycznym działaniem a idealizmem, jak niektóre postaci z kręgu amerykańskich Demokratów lub Fabian Society, albo – jeśli mówimy o socjalistach, anarchistach i wszystkich tych, którym dopiero nowoczesność pozwoli rozwinąć skrzydła – jednostki zawieszone między idealizmem a faktycznym działaniem. Najlepszym podsumowaniem ich działalności jest zdziwienie Leopolda hrabiego von Bechtolda, austriackiego ministra spraw zagranicznych, który na wieść o przygotowywanej w Rosji rewolucji miał rozbawiony wykrzyknąć: „I kto, jeśli można wiedzieć, przygotowuje tę rewolucję? Herr Bronstein, który całymi dniami gra w szachy w Central? [znanej wiedeńskiej kawiarni – przyp. W.E.]”.

Po lekturze esejów Tuchman chce się powiedzieć jedno: niech wreszcie się zacznie ta biorąca swój początek w niespotykanej wcześniej w historii Zachodu rzezi nowoczesność. Przeklęta bo przeklęta, ale niech się zacznie, bo – by użyć zdania, jakim Antoni Libera opisał kiedyś lata 30. wyższych warstw społecznych – ten złoty wiek „wolności i beztroski, gdy świat, jakby opromieniony łagodnym światłem zachodzącego słońca, pławił się w rozkoszach i niewinnych szaleństwach” jest już nie do wytrzymania. „Vorwärts!”, „En avant!”, „Allez!”.

 

Książka:

Barbara W. Tuchman, „Wyniosła wieża”, tłum. Janina Zawadzka, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 290

(30/2014)
29 lipca 2014

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj