Iljas Churi to jeden z najwybitniejszych żyjących pisarzy arabskojęzycznych. Swoje życie dzieli między Liban i Stany Zjednoczone, gdzie pisze i wykłada literaturoznawstwo (m.in. na Columbia University). Jest regularnie wymieniany jako kandydat do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Jego książki tłumaczone są na dziesiątki języków. Niestety przez długi czas brakowało wśród nich języka polskiego. Aż do tego roku. Dzięki wydawnictwu Karakter dziś również i polski czytelnik ma szansę poznać wyjątkowy styl i wyobraźnię literacką Libańczyka. Lektura książki umożliwia także poznanie prywatnego oglądu wojny domowej w Libanie, z którą splata się biografia pisarza. Churi, który przyszedł na świat w 1948 r. w rodzinie chrześcijańskiej mieszkającej w Bejrucie, wcześnie  zaangażował się w działalność polityczną. Kiedy miał dziewiętnaście lat, wyemigrował do Jordanii, gdzie działał w Al-Fatah. W 1970 r. wrócił do Libanu. Walczył w wojnie domowej. Studiował w dwóch Paryżach – właściwym, francuskim oraz w „Paryżu Bliskiego Wschodu”, jak przed wybuchem wojny określano Bejrut. Doświadczenie bratobójczego konfliktu zawarł w powieści, która niedawno trafiła nad Wisłę.

Pod przymusem

„Jalo” to poruszająca opowieść o losach trzydziestoletniego mężczyzny. „Urodziłem się jako wisielec i krwawa pętla to moja jedyna spuścizna”, wspomina bohater i jednocześnie narrator powieści swoje przyjście na świat z pępowiną owiniętą wokół szyi. Nie jest to gołosłowne stwierdzenie. Cierpienie naznaczyło życie zarówno jego, jak i jego bliskich. Dorasta w cieniu konfliktu, a jego socjalizacja przypomina tresowanie dzikiego zwierzęcia. Szybciej uczy się zadawać cierpienie, niż współczuć. Gdy w latach 70. w Libanie wybucha wojna domowa nastoletni Daniel Georges Dżalu, czyli Jalo Hobel Abjad, ucieka z domu i przyłącza się do jednej z bojówek walczących po stronie chrześcijańskich falangistów. Jego więzy rodzinne rozpadają się, nawet inicjacja seksualna zostaje brutalnie przerwana. Jalo zostaje zassany przez wir przemocy. „Brodzi we krwi po kolana”. Po kilku latach dostrzega bezsens konfliktu. „Wojna zaciera imiona. To plucie. Bohaterstwo nie jest możliwe bez dozy zezwierzęcenia”, gorzko stwierdza po latach.

iljas-churi-jalo_okladka

Jalo rozpaczliwie szuka na świecie miejsca, gdzie mógłby się skryć przed koszmarem bratobójczej wojny. Razem z kolegą kradnie kasę oddziału i dezerteruje. Ponownie ucieka – tym razem do Europy. We Francji staje się żebrakiem, tygodniami koczującym w paryskim metrze. „W tamtym dalekim kraju Jalo czuł się niemy jak zwierzę. Nie umiał pluć słowami tak, jak nauczył się na wojnie”. Po powrocie do Libanu znajduje zatrudnienie jako ochroniarz. Nie potrafi się jednak odnaleźć w czasie pokoju – przemoc wrosła w niego zbyt silnie. Wkrótce popełnia serię przestępstw i trafia do więzienia.

Poddawany jest brutalnemu śledztwu – tańczy na „balu tortur”. Zeznania potrafi składać tylko w myślach, w rzeczywistości z trudem może sklecić jakiekolwiek zdanie. Dnie i noce spędza w salach przesłuchań i izbach, w których zadaje się zatrzymanym wymyślne męki. Poniżony, poraniony, nieomal wykastrowany przyznaje się do napadów z bronią w ręku, gwałtów, przechowywania materiałów wybuchowych, które zostały użyte w zamachach bombowych. Czy jednak na pewno to wszystko miało miejsce? Przecież „przyznanie się na torturach jest jak wyznanie kochanka, który nagle traci panowanie nad językiem i mówi rzeczy, które niszczą miłość”. Jalo zdradza samego siebie, znajomych – tych rzeczywistych i wyimaginowanych. Plącze się jednak w zeznaniach, część wycofuje. Przyznaje się do gwałtów, ale dodaje: „nie wiedziałem, że to się nazywa gwałtem. Myślałem, że taki jest seks: idzie się do kobiety i nie trzeba nic tłumaczyć”. Non stop katowany Jalo przestaje odróżniać jawę od urojeń. Zostaje zamknięty w celi dwa na dwa metry przypominającej psią budę. Dostaje papier i pióro – ma jak najszybciej spisać swoje życie.

Sytuacja ta wydaje się surrealistyczna. W jakim celu więzień, któremu udowodniono winę, ma spisywać wydarzenia z całego swojego życia? Czynić to raz za razem, w kółko… Z treści książki dowiadujemy się, że to praktyka często stosowana wobec więźniów politycznych. Ale przecież Jalo to zwykły, kryminalny przestępca… A może jest jednak nie? I to jest dopiero właściwy początek powieści Iljasa Churiego.

Autoterapia

Jalo „jak kalmar nie ma broni innej niż atrament, którym może zwieść tych, co na niego polują, i wymknąć się śmierci. Biada morskiemu żyjątku, jeśli wpadnie w sieć poławiaczy, bo wtedy zostanie ugotowane we własnym atramencie. (…) Jalo pisał jak atramentnik idący na śmierć”. W więzieniu chłopak uczy się przelewać myśli na papier. Rozumie, że „pół życia przeżył z zamkniętymi oczami”. Zmienia się jego perspektywa. Z bezlitosnego sprawcy, „ptasznika”, staje się bezbronną ofiarą, zwierzyną łowną. I uczy się myśleć, oceniać siebie i innych. Dostrzega swoje niespełnienie i pustkę, która go otacza i do której powstania przyczynił się swoją bezmyślnością.

Ludzkie refleksje wypychają atawistyczne instynkty. Jalo wcześniej ufał swojemu spojrzeniu, władzy wzroku – teraz musi ubierać myśli w zdania. Słowo zyskuje moc sprawczą, nadaje sens życiu, które utracił na własne życzenie. „Słowa widzą i oddychają”, stwierdza. Stopniowo zaczyna odróżniać prawdę od fałszu, imaginacje od wydarzeń, które rzeczywiście miały miejsce. „Nie sięga do wyobraźni, tylko do pamięci”. Uświadamia sobie wstyd. Upokorzenie oznacza dla niego utratę wiary w złudzenia, choćby w miłość, którą darzył Szirin. Namiętne chwile spędzone z nią znikają – pozostaje tylko wspomnienie z sali sądowej, gdzie kobieta składała obciążające go zeznania.

Jego reminiscencje, wielokrotnie powtarzane, są coraz bardziej uporządkowane. Z tymi zmianami, przypominaniem sobie nowych i ważnych faktów, koresponduje narracja powieści – staje się linearna, traci na liryczności. W labiryncie wspomnień czytelnik powoli zaczyna dostrzegać porządek przyczynowo-skutkowy, orientuje się, kto jest narratorem. Niczym w powieści detektywistycznej poznaje motywy, rozróżnia przyczyny i skutki. Życie Jala zaczyna posiadać jakąś strukturę. Odkrywamy z nim jego historię, a także skomplikowane dzieje jego rodu, od dziesięcioleci funkcjonującej na styku kultur.

Demony historii

Słów kilka o owej mozaice. Przed rozpoczęciem lektury warto poświęcić kwadrans na przypomnienie tła religijnego Libanu – bez tej wiedzy ocena postaw bohaterów powieści „Jalo” będzie utrudniona. Współczesne społeczeństwo Libanu jest silnie podzielone. Ponad połowa populacji wyznaje islam – jedna czwarta do sunnici, jedna czwarta do szyici. 40 proc. społeczeństwa to chrześcijanie różnych obrządków – co piąty Libańczyk to maronita, co dziesiąty przynależy do prawosławia, co piętnasty modli się w obrządku grekokatolickim. Do tego druzowie, wspólnoty żydowskie, bahaistyczne… Listę tę można byłoby jeszcze wydłużać. Bogactwo i różnorodność, tak religijna, jak językowo-etniczna, częściowo tłumaczy źródło konfliktu.

Trajektoria życia Jala, którą bohater mozolnie odtwarza, odzwierciedla złożoność tożsamości społecznej i politycznej współczesnych Libańczyków. Ale czy Jalo jest tak naprawdę Libańczykiem? Może to Syryjczyk? A może Asyryjczyk, jak sugeruje współpracujący z wydawnictwem Karakter polski tłumacz. Jalo posługuje się językiem arabskim, w uproszczonej jego formie, choć ceni klasyczną kaligrafię. W domu słyszał język syriacki, czyli dialekt języka aramejskiego – nie potrafi jednak wyrażać się w nim w sposób zrozumiały. Zna słowa, ale nie umie utworzyć z nich komunikatu czytelnego dla drugiej osoby. Śledczemu w więzieniu powie: „nasz język umarł. Kiedy chcę się wysłowić, czuję coś martwego w ustach”.

Jalo staje się ofiarą wykluczenia religijnego, rodzinnego, etnicznego, językowego. Wspólnota religijna jego rodziny podlega Syryjskiemu Ortodoksyjnemu Patriarchatowi Antiochii i Całego Wschodu. Wychowuje go matka i dziadek. Choć może słowo „wychowuje” to za dużo powiedziane. Matka, Marie – wiecznie w oddaleniu, żyjąca własnym życiem, z lubością wspominająca doznania erotyczne z czasów młodości. „Czarny Dziadek”, Hobel Abjad, to z kolei konserwatywny duchowny (kohno), „przekonany, że Bóg wybrał go spośród najbardziej poniżonych, (…) spośród dzieci rzezi”. Próbował wpajać wnuczkowi twarde zasady religii i mistyczno-martyrologiczną pamięć o prześladowaniach Kurdów, z których wierzył, że się wywodzi – czynił tak, dopóki sam nie zwariował zupełnie przed śmiercią. Szaleństwo wpisane zostało w dzieje rodziny Jalo, obłęd uniemożliwiający samoidentyfikację.

***

Kim właściwie jest Jalo? Czy pobyt w więzieniu uczynił z niego nowego człowieka? Jalo to przede wszystkim „dziecko wojny, która nie kłamała – bo nic nie mówiła”. To ofiara konfliktu, który trwał przez półtorej dekady i zniszczył zręby instytucji społeczno-politycznych. Tożsamość Jala jest poszarpana, rozczłonkowana, niedookreślona. Bohater nie potrafi jej samemu wybrać – autor pozostawia tę kwestię czytelnikowi. W takim kontekście pytania o winę i zasadność kary tracą na znaczeniu. Co miałoby być dla nich kontekstem, kto powinien osądzić zagubionego chłopaka? Pytań o resocjalizację nikt tutaj nie stawia.

Czym jest „Jalo” jako dzieło literackie? To bezkompromisowa opowieść o upadku człowieczeństwa, o zagubieniu i bezradności jednostki zniszczonej przez system polityczny. To także brutalna diagnoza bezprawia skrytego pod płaszczykiem instytucji okresu transformacji, w którym oficjalne hasła dialogu i pojednania nie mają żadnego pokrycia w polityce prosyryjskich władz.

Książka powstała w 2002 r., a zatem trzy lata przed wydarzeniami tzw. cedrowej rewolucji, na której skutek oddziały syryjskie po wielu latach opuściły Liban. Mimo zmiany kontekstu geopolitycznego przesłanie dzieła nie straciło na aktualności. „Wspólne dziedzictwo wszystkich ludzi to łzy”, stwierdza jeden z bohaterów książki „Jalo”. Iljas Churi w subtelny sposób daje swoim rodakom przestrogę: przemyślcie swoje życie, pochylcie się nad przeszłością. Przepracujcie w końcu traumę i scalcie duszę narodu. W przeciwnym razie czeka was wykluczenie, chaos i pustka.

 

Książka:

Iljas Churi, „Jalo”, przeł. z jęz. arabskiego Marcin Michalski, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2014.