Jakiekolwiek wytłumaczenie, czym jest macierzyństwo, zazwyczaj ociera się o banał. Udało się go jednak uniknąć grupie matek – aktorek amatorek, które za pomocą ruchu, prostych rekwizytów i kilku słów trafiają w punkt.
Na scenie spotyka się dziewięć kobiet. I choć za każdą, jak możemy zakładać, stoi zupełnie inna historia, to ich wspólna opowieść o macierzyństwie jest dość spójna, choć różnorodna w odcieniach. Najpierw mamy zestaw kroków, ruchów, powtarzalnych figur przypominających krzątaninę, ten pośpiech, który staje się znakiem rozpoznawczym większości matek, gdy próbują nadążyć za pociechami, pogodzić życie rodzinne z zawodowym i towarzyskim, okiełznać czas i przestrzeń.
Potem wszystkie powlekają kołdry – to czynność, którą w znanych mi domach wykonują zazwyczaj kobiety. I owinięte w te kołdry zaczynają swoją opowieść: o tym, czego nie mają – czasu, pracy czy męża; co się skończyło – płyn do mycia naczyń i czyste spodnie; czego mają w nadmiarze – worków pod oczami; o czym marzą – masażu i wakacjach pod palmami. Kołdry z jednej strony otulają je, dając poczucie komfortu. Kojarzą się z ciepłem i domowymi pieleszami, bo przecież matki siedzą w domach z dziećmi. Z drugiej, osłaniają je, izolują, odcinają od świata za oknem, wyciszają jego hałas. A z trzeciej – otulone kołdrami kobiety wyglądają niczym Matka Boska z obrazka. Jeden ruch kołdry i tyle stereotypów, tyle skojarzeń.
Za chwilę te łagodne matki Polki przemówią do publiczności – ale nie swoim głosem, a za pomocą kartek z napisami. Dowiemy się z nich, że kochają bycie matką, główki dzieci pachnące słońcem, że czasem mają dość, bolą je plecy i boją się, że nie udźwigną oczekiwań związanych ze swoją rolą. Że „mimo dzieci” mają pracę, robią doktorat i chcą zajść w kolejną ciążę, że przeżywają wielokrotne orgazmy, idealnie godzą życie zawodowe, rodzinne i seksualne, są świetnymi kochankami oraz że matka i zimna suka świetnie idą w parze. Że są matkami i są za aborcją. Kolejne stwierdzenia i deklaracje migają nam na kolejnych planszach, trudno się w pewnym momencie zorientować, które z nich są poważne, które by rozśmieszyć, zirytować czy zbulwersować. Ale plansze spełniają swoje zadanie. Pokazują, jak ograniczone i stereotypowe jest nasze postrzeganie wizerunku matki. Że to jedyne słuszne wyobrażenie to matka Polka, matka troskliwa, cierpliwa, poświęcająca się, dobra matka, najlepiej taka Maryjka z Biblii dla dzieci. Po drugiej stronie jest ta zła matka, najczęściej spotykana w mediach, rzadziej na przystanku – matka morderczyni, matka złodziejka, matka porzucająca dzieci, matka głodząca dzieci albo pozwalająca im oglądać telewizję do późna i częstująca hamburgerem. Nie ma nic pośrodku. Tak jakbyśmy zapominali, że matka to ta sama kobieta sprzed zajścia w ciążę – też ma problemy, ambicje, aspiracje i marzenia. Oprócz całodobowej opieki nad dzieckiem/dziećmi też chce rozwijać się zawodowo, napić wina czy pójść do teatru. Żeby ktoś ją przykrył i jej poczytał. Miota się między oddaniem dziecku a odzyskaniem siebie.
Matka balansuje między światami – tym prawdziwym, nudnym, z rachunkami, pracą do znalezienia, niezadowolonym szefem i tym magicznym, widzianym oczami dziecka. | Katarzyna Kazimierowska
Najbardziej urzekła mnie jednak ostatnia część spektaklu, podczas której matki, niczym modelki na wybiegu, prezentowały kolejne części kostiumów, w które zwykle przebierają się dzieci na bale maskowe. Tu maska Spidermana, tu sukienka baletnicy, tam różdżka dobrej wróżki. Na koniec wystąpiły w kompletnych strojach, przyjmując pozy odpowiednie dla postaci, za które się przebrały. Ta „sesja” przypomniała mi projekt Supermatka autorstwa Eli Jabłońskiej, gdzie artystka w ubraniu Supermana wykonywała kolejne czynności domowe w powszechnym rozumieniu zarezerwowane dla kobiet, jak pranie, zmywanie czy opieka nad dzieckiem. Macierzyństwo poniekąd jest byciem supermatką – codziennym stawaniem się bohaterką we własnym domu, dla własnych dzieci. A z drugiej strony to przebieranie się w stroje ma w sobie też coś ze wspólnej zabawy. Bo w końcu to matka wypożycza stroje dla dzieci na karnawał, ona szyje sukienki, lepi skrzydełka, majstruje różdżki czy dorabia czarne pasy na żółtym dresie. To ona bije brawo na szkolnym przedstawieniu i zna wszystkie wierszyki, których uczy się jej dziecko w przedszkolu. Wyrusza na poszukiwanie skarbów do parku, docenia przyniesione przez dziecko kamienie, liście, martwą biedronkę czy fragment dżdżownicy znalezionej w piaskownicy.
Balansuje między światami – tym prawdziwym, nudnym, z rachunkami, pracą do znalezienia, niezadowolonym szefem i tym magicznym, widzianym oczami dziecka. I w obu bierze udział, będąc jednocześnie pracownikiem, klientem, petentem, kucharką, pielęgniarką, krawcową, terapeutką i klaunem. W matce nie zawiera się jedna rola społeczna, tylko ich mnogość. I dlatego tak trudno uchwycić istotę macierzyństwa, nie ocierając się o banał, oczywistość czy żart.
Macierzyństwo z domowych pieleszy już dawno wyszło na ulice, walcząc o żłobki, przedszkola, płatne i dłuższe urlopy macierzyńskie, powrót do pracy, normalne płace i godne porody. I to wszystko się zwyczajnie matkom należy, by mogły opiekować się dziećmi i wychowywać kolejne pokolenia ludzi. W taki sposób, w jaki to robią – całą sobą, bez lęku, że coś spieprzą. Spektakl „MaMa Perform” o tym przypomina. I o wielkiej radości, jaką w tym wszystkim może być macierzyństwo.
Banał? Może tak, ale „MaMa Perform” pokazuje siłę matek równą tej, której manifestację można usłyszeć podczas spektaklu Chóru Kobiet. Kobiety – aktorki amatorki zaczynają być widzialne. Mają coraz mocniejszy głos, coraz sprawniej poruszają się na scenie, coraz lepiej operują ciałem, by – właśnie swoim głosem i na swój sposób – opowiedzieć to, co często ucieka na scenie, w obsadzonej profesjonalistami sztuce. Często mówią więcej, niż dobrze wykształcona i kulturalnie przygotowana widownia chce usłyszeć. I chwała im za to.
Spektakl:
„MaMa Perform”, Nowy Teatr w Warszawie, chorografia Marysia Stokłosa. Więcej: www.nowyteatr.org.