0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Feminizując] Opiekunki kontra...

[Feminizując] Opiekunki kontra żywiciele, czyli macierzyństwo i ojcostwo w Polsce

Katarzyna Kazimierowska

Często spotykam się z opinią, że matki to grupa w Polsce uprzywilejowana. Bo dużo się o nich i ich problemach mówi. Bo rząd zajmuje się ich urlopami macierzyńskimi, bo ugiął się pod żądaniami Matek Pierwszego Kwartału, bo co chwila słyszy się o budowie żłobków i przedszkoli, żeby ulżyć matkom. A one, te matki, tylko rozpychają się wózkami, na oczach klientów zmieniają dzieciom pieluchy w restauracjach i oczekują coraz więcej.

Już powyższa litania argumentów stwierdzających, że w Polsce świat się kręci wokół matek, zawiera w sobie podstawowy błąd: o matkach mówi się tak, jakby były pojedynczymi atomami, do których przytwierdzone co prawda są dzieci, ale jakby w ich życiu nie występowali mężowie, partnerzy, słowem – sprawcy ciąż. Jakby ten brak urlopów, żłobków czy bezpiecznego środowiska pracy dotyczył tylko matek i nie miał żadnego wpływu na rodzinę, którą z tymi dziećmi i ich ojcami tworzą.

O tym, że matki nie są samotnymi bytami, a wszystko, co dotyczy macierzyństwa i opieki nad dziećmi, rozpisane jest na większą liczbę aktorów, można było posłuchać 29 stycznia podczas spotkania wokół wydanej właśnie przez Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego książki pt. „Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka” pod redakcją Elżbiety Korolczuk i Renaty E. Hryciuk. Lektura książki jeszcze przede mną, przy stosownej okazji postaram się w „Feminizując” do niej wrócić.

Tymczasem już sama dyskusja pokazuje, że macierzyństwo to nie sexy mamy w wersji dobrze sytuowanych celebrytek. Problemy, z którymi borykają się matki – od braku państwowej opieki dziennej nad dziećmi w postaci żłobków i przedszkoli, po mało elastyczne warunki pracy, brak wyrozumiałości pracodawców albo niekorzystne formy zatrudnienia (umowy śmieciowe), które nie dają komfortu rocznego urlopu macierzyńskiego, brania zwolnień, gdy dziecko jest chore, czy bezpłatnej opieki zdrowotnej – to tylko czubek góry lodowej. Jest tak nawet w sfeminizowanych środowiskach, gdzie zatrudnione są niemal wyłącznie kobiety! Niech za przykład posłuży zasłyszana przeze mnie rozmowa pracowniczki z pracodawczynią. Ta pierwsza mówi, że nie może pracować 12 godzin dziennie nad projektem, bo od kilku miesięcy niemal nie ogląda swojego rocznego syna. Na co pracodawczyni odpowiada, że każdy ma życie osobiste i musi sobie jakoś je na własny rachunek układać, ona przecież też opiekuje się trzema psami! Trzema!

To dość ponura anegdota z wiele mówiącym zakończeniem: pracowniczka w końcu rzuciła pracę, bo nie chciała przegapić pierwszych lat życia swojego dziecka. Przed nią szukanie dorywczego zatrudnienia albo życie na garnuszku ojca dziecka. O takich historiach słyszymy dość często. Ale już o kłopotach kobiet z niepłacącymi alimentów ojcami już tak często się nie mówi. To zaskakująca, wręcz schizofreniczna sytuacja: kochający ojciec, gdy odchodzi od rodziny, bardzo szybko zapomina, że ma wobec niej zobowiązania. Kobieta jest właściwie pozostawiona sama sobie. Państwo jakoś się tym specjalnie nie przejmuje – jesteśmy liderem w skali europejskiej, jeśli chodzi o wskaźnik nieściągalności alimentów.

O niefrasobliwych alimenciarzach – choć liczba rozwodów rośnie i trudno tego problemu nie zauważyć – milczy również Kościół, co jest dość znamienne. Rozumiem, że ta instytucja stoi na straży rodziny, ale – jak ujęła to jedna z prelegentek podczas spotkania – zgodnie z myśleniem Kościoła katolickiego w Polsce: jeśli kobieta się rozwodzi, to dalej powinna radzić sobie sama. W końcu godzi się na rozbicie świętego sakramentu małżeństwa i rodziny. To niezwykle zastanawiające, jak kluczowe dla życia społecznego instytucje łatwo pozostawiają kobiety samym sobie. W dodatku mało kto publicznie potępia alimenciarzy za ich zaniechania. Wręcz przeciwnie, traktowani są niemal jak bohaterowie, którzy nie dają się „orżnąć byłej”.

Z drugiej strony coraz silniejszy, wręcz agresywniejszy w komunikowaniu swoich potrzeb, staje się ruch ojców, którzy domagają się prawa do opieki nad dziećmi na takich warunkach, jak ich byłe żony. Nie chcą widywać dzieci raz w tygodniu i realizować się w ojcostwie poprzez przelewanie pieniędzy na konto. Niekiedy kartą przetargową są właśnie alimenty: nie dacie mi opieki nad dziećmi, nie zapłacę.

Relacje z dziećmi stają się w rodzinie wartością nadrzędną, a prawo do opieki staje się synonimem władzy i kontroli – nad dziećmi, ale często też nad byłą partnerką. Alimenty i opieka nad potomstwem po rozwodzie to mocny i przykry temat, ale wciąż za mało nagłośniony. Nie ma u nas praktyki, by zawstydzać niepłacących alimenciarzy, nie ma też praktyki, by stworzyć zasady gry pozwalające ojcom na zachowanie kontaktu z dziećmi. W tej sytuacji cierpi każda ze stron, ale zwykle tylko matki z dziećmi tracą na rozwodzie pod kątem finansowym.

W Polsce o matkach mówi się tak, jakby były pojedynczymi atomami, jakby w ich życiu nie występowali mężowie, partnerzy, słowem – sprawcy ciąż.

Katarzyna Kazimierowska

Amerykańska feministka Nancy Fraser w jednym z esejów zawartych w tomie „Drogi feminizmu” (wyd. Krytyka Polityczna) omawia dwa utopijne modele, które pozwolą przeorganizować w niedalekiej przyszłości rynek pracy i rozwiążą problem braku płacy za opiekę nad dziećmi oraz osobami starszymi. Pierwszy model to „Uniwersalny Żywiciel”. Zakłada on, że główny żywiciel rodziny, niezależnie od tego, czy to mężczyzna, czy kobieta, za swoją pracę otrzymuje pensję w takiej wysokości, by pozwalała ona żyć jego rodzinie na godnym poziomie. Drugi model – „Parytet Opiekunki/Opiekuna” zakłada płacę za opiekę nad dziećmi, osobami starszymi czy schorowanymi, która pozwoli opiekunom skoncentrować się na samej opiece, bez konieczności szukania pracy. Ponieważ każdy z tych modeli ma swoje wady, Fraser proponuje połączenie ich w model „Uniwersalnego Opiekuna”. Jak pisze: „Musimy wyobrazić sobie świat, w którym w życiu obywatelek i obywateli praca zarobkowa, opieka, działania na rzecz wspólnoty, partycypacja polityczna i zaangażowanie w działalność stowarzyszeń w ramach społeczeństwa obywatelskiego są zintegrowane – przy czym pozostaje jeszcze czas na rozrywkę. Mało prawdopodobne, by taki świat się ziścił w niedalekiej przyszłości. Jednak w epoce postindustrialnej jest to jedyny wyobrażalny świat obiecujący prawdziwą sprawiedliwość genderową. Jeśli dzisiaj nie zaczniemy kierować się jego wizją, nigdy nie uda nam się jej przybliżyć ani o krok”.

Opieka nad dziećmi i kwestia alimentów to tylko jeden z wielu wątków omawianych podczas wspomnianej dyskusji i jeden z wielu przedstawionych w książce. „Niebezpieczne związki” poruszają tematykę bliską większości z nas – mowa w końcu o rodzinie, o dzieciach, o prawie do opieki nad nimi, o związkach pracy z domem i płacy z wolnością. O prawach matek i ojców, o sile rodzicielskich ruchów oddolnych. Czyli tematy ważne, wiele można się było dowiedzieć, usłyszeć kilka mocnych podsumowań. Tymczasem na sali siedziały w 95 proc. kobiety. To jest niestety duża wada tego typu spotkań, choć nie wynika to z błędów organizacyjnych. Mimo że kierowane są do różnych graczy, których dotyczy problem, na planszy pojawia się tylko jedna strona. W ten sposób trudno podjąć temat, trudno dyskutować i wspólnie wypracować płaszczyznę porozumienia.

Szkoda też, że na takie spotkania nie docierają urzędnicy ani politycy, że ani jedni, ani drudzy nie sięgną po książkę Hryciuk i Korolczuk, nie wypunktują sobie, jakie kwestie są kluczowe dla poprawy sytuacji demograficznej i dla poprawienia dobrostanu osób już posiadających dzieci. A to przecież politycy i urzędnicy decydują o ich życiu. O naszym życiu.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 316

(4/2015)
2 lutego 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj