Kiedy pod koniec 2014 r. w mediach gruchnęła wieść o nielegalnym udostępnieniu w internecie długo wyczekiwanej powieści Michela Houellebecqa, nikt nie spodziewał się, że już niedługo „Soumission” (Uległość) stanie się jednym z elementów znacznie bardziej wstrząsającej historii. Któż mógłby bowiem wymyślić taką sekwencję zdarzeń?
Nowa powieść najbardziej rozpoznawalnego współczesnego francuskiego pisarza ukazała się 7 stycznia. Tego samego dnia w kioskach pojawił się też nowy numer „Charlie Hebdo”. Na jego okładce widniała karykatura Houellebecqa autorstwa Luza, stałego współpracownika pisma. Jak na standardy „Charlie Hebdo”, tym razem ilustracja była wyjątkowo grzeczna. „W roku 2015 stracę zęby – mówi rysunkowy Houellebecq przystrojony w czapkę czarodzieja – a w 2022 będę obchodził ramadan”. W południe dochodzi do zamachu na redakcję tygodnika. Luz przeżyje, ponieważ spóźni się na redakcyjne kolegium. Wstrząśnięty pisarz odwoła swój promocyjny objazd po Niemczech. Książka poradzi sobie jednak bez wsparcia autora. We Francji „Soumission” od razu wskoczy na pierwsze miejsce rankingów sprzedaży. Podobnie będzie w Niemczech, gdzie pierwsze 100 tys. egzemplarzy rozejdzie się w ciągu dwóch tygodni, i we Włoszech – Houellebecq przegoni tam Umberta Eco z jego najnowszą powieścią „Numero Zero”.
Autoportret z półksiężycem w tle
Powyższe wyniki to marzenie każdego wydawcy. Pod warunkiem, że popytu nie nadyma najkrwawszy zamach terrorystyczny we Francji od przeszło półwiecza. Teresa Cremisi, szefowa Flammariona i wydawczyni Houellebecqa, może jednak spać spokojnie. „Soumission” i tak zrobiłaby furorę. Political fiction Houellebecqa trafiła na swój czas. Europa już od kilku dobrych lat żyje w strachu przed islamem: Francuzi – w dużej mierze w obawie przed imigrantami pochodzącymi z Maghrebu i Zachodniej Afryki – zwrócili się ku Frontowi Narodowemu, który bije rekordy popularności; w Niemczech w siłę rośnie antymuzułmańska Pegida; po zamachu na żydowską szkołę w Tuluzie oraz w odpowiedzi na setki antysemickich incydentów, znad Sekwany wyjechało do Izraela kilkanaście tysięcy francuskich Żydów. Do tego wszystkiego należy dodać antymuzułmańskie i antyimigranckie nastroje w Szwajcarii, Belgii czy Holandii. Któż na zachodzie Europy nie wydałby dziś z ciekawości 20 euro na powieść głośnego pisarza, który w przewrotny sposób opisuje islamizację Francji?
Myli się jednak ten, kto sądzi, że nowa powieść Houellebecqa traktuje o obcym, który puka do naszych bram z zamiarem poderżnięcia nam gardeł. W powieści nie ma dżihadystów. W zasadzie nie ma też za wielu muzułmańskich imigrantów. W każdym razie żaden z nich nie należy do grona kluczowych postaci. Zarówno arabscy szejkowie, którzy w książce Houellebecqa pełnią rolę bogatych inwestorów i wykupują co się da, łącznie z szacowną Sorboną, jak i pochodzące z Afryki muzułmańskie studentki tejże Sorbony, które chodzą na zajęcia okutane w burki, pojawiają się jedynie w tle lub w niewiele znaczących epizodach. Podobnie rzecz się ma z Mohammedem Ben Abbesem, założycielem i politycznym przywódcą francuskiego Bractwa Muzułmańskiego, postacią, którą Houellebecq w swojej political fiction uczynił zwycięzcą wyborów prezydenckich we Francji w 2022 r. Jego wygrana w decydującym stopniu wpływa na kształt świata przedstawionego w powieści, jednak Ben Abbes to zarazem wielki nieobecny. Słyszymy o nim z medialnych doniesień, dowiadujemy się o jego politycznej karierze z rozmów bohaterów, lecz nigdy nie obserwujemy go bezpośrednio w akcji. „Soumission” jest więc książką nie tyle o obcych najeżdżających Europę, co o nas samych – Europejczykach dotkniętych duchowym uwiądem.
Nawrócony antimoderne
Można by powiedzieć – nic nowego pod słońcem. Oto stary dobry Houellebecq, którego znamy z „Cząstek elementarnych” czy „Platformy” – krytyk nowoczesności, która zamienia ludzi w odizolowane od siebie atomy wydane na pastwę nudy, nigdy nie zaspokojonych pożądań i brutalnej konkurencji. I tak po części jest. Świat roku 2022 przedstawiony w „Soumission” to wciąż ten sam świat, który zamieszkują Michel i Bruno z „Cząstek elementarnych” i Jed Martin z „Mapy i terytorium”, miejsce, w którym wszystkie współczesne projekty emancypacyjne – od rewolucji przemysłowej, przez rewolucję polityczną, aż po rewolucję obyczajową – przeradzają się w swą własną karykaturę, nie oferując człowiekowi nic ponad monotonną konsumpcję, fasadową demokrację i rozkosz płatnego seksu.
W takim świecie zanurzony jest też François, główny bohater i jednocześnie narrator „Soumission” – 44-letni samotny wykładowca Sorbony specjalizujący się w twórczości Huysmansa. Czas odmierzają mu sezonowe romanse ze studentkami i powolny rytm roku akademickiego. A jednak ton u Houellebecqa nieco się zmienia. W nowej powieści, poza trzema epizodami z udziałem jednej z kochanek bohatera oraz dwóch prostytutek, właściwie nie ma quasi-pornograficznych opisów, które mają ukazywać pustkę naszych seksualnych relacji. Nie da się również podsumować jej autora tak jednoznacznie, jak po wydaniu polskiego tłumaczenia „Poszerzenia pola walki” zrobiła to Agata Bielik-Robson: „odczarowany antimoderne […], pozbawiony wiary w Boga i w świecką wersję zbawienia” [1]. Przynajmniej jeden z członów tego epitetu jest w przypadku nowej książki dyskusyjny. Houellebecq z „Soumission” co prawda nadal pozostaje przeciwnikiem nowoczesności i wątpi w postęp, lecz trudno mówić o odczarowaniu w powieści, w której największą pokusą głównego bohatera staje się religijne nawrócenie.
Czyżby Houellebecq odkrył w sobie religijną strunę? To łatwo nasuwający się wniosek, zwłaszcza jeśli prześledzimy perypetie François. Już na samym początku powieści w spokojny żywot tego mężczyzny w średnim wieku wkracza wielka polityka. Po zwycięstwie nad Marine Le Pen muzułmańskiego lidera Ben Abbesa – wspieranego w drugiej turze wyborów prezydenckich przez socjalistów i centroprawicę – we Francji zawiązuje się specyficzna koalicja. Bractwo Muzułmańskie oddaje socjalistom i centroprawicy część resortów, pozostawiając kluczowe dla siebie Ministerstwo Edukacji. Na Sorbonie szybko daje się odczuć skutki politycznej zmiany warty. Rektorem zostaje prof. Robert Rediget, muzułmański konwertyta, specjalizujący się w twórczości Nietzschego i René Guénona – twórcy koncepcji tradycjonalizmu integralnego z przełomu wieków XIX i XX, który pod koniec życia wstąpił w Kairze do ezoterycznego muzułmańskiego Zakonu Sufi. Wkrótce okazuje się, że François musi wybierać: albo przejdzie na islam i pozostanie wykładowcą na uczelni, albo będzie musiał pożegnać się z posadą i przejść na emeryturę.
Pokusa jest wielka, ale w „Soumission” to nie uniwersyteckie apanaże pchają głównego bohatera w stronę konwersji. To raczej duchowa pustka, na którą odpowiedzią jest zresztą nie tylko religia proroka Mahometa. Zanim Houellebecq każe zacząć rozmyślać François nad niewielką książeczką Redigeta „Dziesięć pytań o islam”, najpierw wyśle go śladem Jorisa-Karla Huysmansa – autora, który po napisaniu biblii dekadentów, a więc powieści „Na wspak” (1884), przeszedł na katolicyzm i spędził ostatnie dni życia w benedyktyńskim konwencie. François odwiedzi klasztor Ligugé, a następnie dozna religijnego uniesienia przed słynną Czarną Madonną z Rocamadour. Niestety, poczucie pełni będzie chwilowe: „Następnego ranka, po zaparkowaniu samochodu i zapłaceniu za hotel, wróciłem do kaplicy Notre-Dame, o tej porze pustej. Dziewica czekała w cieniu, spokojna i niezniszczalna. Posiadała suwerenność, władzę, ale coraz bardziej czułem, że tracę z nią kontakt, że oddala się w przestrzeni i w czasie. Osunąłem się na ławkę rozbity, pokonany”[2]. Pozostaje więc islam, który w „Soumission” pełni dla François tę samą rolę, co katolicyzm dla Huysmansa, Wilde’a czy innego nawróconego dekadenta epoki – Julesa Barbey d’Aurevilly.
Uległość o smaku baklawy
Houellebecq nie jest pisarzem konfesyjnym. Jego bohater nie pokazuje duchowych bebechów. Nawrócenie – tak nota bene miał brzmieć początkowo tytuł powieści [3] – nie ma w „Soumission” charakteru intymnego. Jest faktem społecznym i ma swoje polityczne konsekwencje. Katolicyzm przegrywa z islamem walkę o rząd dusz nie z powodu braku teologicznego seksapilu, lecz dlatego, że traci moc organizowania zbiorowej wyobraźni. Ostatnią, piątą część książki poprzedza znaczący cytat z Chomeiniego: „Jeśli islam nie jest polityczny, jest niczym”. To właśnie w tym rozdziale François odwiedza Redigeta w jego domu i prowadzi z nim decydującą rozmowę na temat religii Proroka. Argumenty profesora na rzecz istnienia Boga i prawdziwości islamu nie są odkrywcze: Rediget powołuje się na harmonię i piękno wszechświata poddanego boskiemu ładowi. Ową moc Boga widać też w rozmachu, z jakim Ben Abbes dąży do przesunięcia punktu ciężkości europejskiej polityki z Północy na Południe i połączenia w jedno polityczne ciało wszystkich państw basenu Morza Śródziemnego. Jego plany są współczesnym powtórzeniem średniowiecznej idei wielkiego chrześcijańskiego cesarstwa w granicach imperium rzymskiego – tym razem w muzułmańskim wydaniu.
Houellebecqowi nie patronuje jednak Bierdiajew z jego „Nowym Średniowieczem”, lecz Huysmans. Czar politycznego islamu w „Soumission” ma więc swoje źródło nie w etyce, lecz w estetyce i to właśnie ta ostatnia wydaje się kluczem do zrozumienia książki francuskiego autora. Ostatecznie François przekonuje się do islamu, gdyż stanowi on odpowiedź na jego potrzebę spokoju i estetycznego ładu. Daje ukojenie zmysłom i umysłowi przy dźwiękach orientalnej muzyki i w towarzystwie nastoletnich żon, które u Redigeta usługują dwóm wykładowcom. Opis szczęścia, które przynosi życie zgodne z muzułmańskimi zasadami, nie pozostawia u Houellebecqa żadnych złudzeń – przypomina folder wczasów w Szarm el-Szejk przygotowany dla niemieckich emerytów. To dlatego islamizacja przebiega w „Soumission” zadziwiająco łagodnie – not with a bang but a whimper. Tytułowa uległość ma smak baklawy, a nie prochu.
Cóż jednak w tym dziwnego? Religia w świecie neurotycznych konsumentów nie może się stać niczym innym jak kolejnym towarem, którego zakup jedynie przez chwilę potrafi ukoić nasze nerwy. Chyba że zdarzy się cud, który u Houellebeqa nie jest zarezerwowany nawet dla miłości.
W „Soumission” nie znajdziemy zatem żadnego religijnego pocieszenia. Zresztą czytelnik nie jest nawet do końca pewien, czy François przechodzi na islam. Scena konwersji opisana jest w trybie przypuszczającym, niczym senne marzenie. Houellebecq pozostaje tym, kim był – niepoprawnym pesymistą i rozczarowanym światem dziedzicem Baudelaire’a. Może z lekką korektą, o której mówił w wywiadzie udzielonym „The Paris Review” tuż przed ukazaniem się książki: „Myślałem, że jestem ateistą, tak. Teraz już sam naprawdę nie wiem” [4].
Przypisy:
[1] Agata Bielik-Robson, „Houellebecq, albo skarga seksualnego proletariusza”, „Europa”, nr 117, 28.06.2006, [w:] tejże, „Romantyzm, niedokończony projekt. Eseje”, wyd. Universitas, Kraków 2008, s. 203.
[2] Cytat z „Soumission” w przekładzie autora recenzji.
[3] Por. „Scare Tactics: Michel Houellebecq Defends His Controversial New Book”, Sylvain Bourmeau, „The Paris Review”, 2.01.2015.
[4] Tamże.
Książka:
Michel Houellebecq, „Soumission”, wyd. Flammarion, 2015 (wyd. pol. „Uległość”, przeł. Beata Geppert, wyd. W.A.B., Warszawa 2015).