0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Codzienność w czasach...

Codzienność w czasach zarazy. O książce „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej

Thomas Orchowski

O II wojnie światowej napisano już setki książek. Czy jest sens tworzyć kolejne? Magdalena Grzebałkowska przekonuje nas, że warto. I czyni to niezwykle skutecznie.

Jest początek maja 1945 r. Zwycięstwo aliantów w II wojnie światowej staje się faktem. Jewgienij Chałdej robi zdjęcie sowieckiego żołnierza zatykającego flagę ZSRR na Bramie Brandenburskiej. Kilka miesięcy później Alfred Eisenstaedt uchwyci na fotografii pijanego marynarza i pielęgniarkę całujących się na Times Square. To będą symbole końca wojny, tak 1945 r. zapamięta świat. Ale nie wszyscy. O tej mniejszości jest książka „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej.

1945-wojna-i-pokoj_okladka

Historia mówiona

Największy konflikt zbrojny w historii, wojna światowa, ludobójstwo – te słowa często przysłaniają tragedie jednostek. Człowiek nie jest w stanie wyobrazić sobie tysięcy trupów, liczby ofiar podawane w podręcznikach szkolnych to dla młodego czytelnika abstrakcja. Właśnie dlatego Grzebałkowska postanowiła skupić się na pojedynczych świadectwach ocalałych. Jak sama przyznaje [1], pokolenie uczestników II wojny światowej powoli wymiera i należy zrobić wszystko, by spisać ich wspomnienia (we wstępie książki autorka opisuje rozmowę ze swoją babcią o tym, jak pamięta ona koniec wojny). Niedługo odejdą, a pisanie o tym konflikcie będzie możliwe tylko na podstawie źródeł historycznych.

Grzebałkowska układa relacje swoich bohaterów w obszary tematyczne – szabrownictwo, przesiedlenia, przyszłość osieroconych żydowskich dzieci, odbudowa polskich miast i katastrofa statku „Gustloff”. By przybliżyć te wydarzenia czytelnikowi, Grzebałkowska nie powołuje się na klasyczne źródła historyczne. Kładzie dyktafon na stole i oddaje głos swoim rozmówcom.

Kawa na zgliszczach

Dzięki tej metodzie poznajemy Wernera Henseleita, Niemca, który jako dziecko ewakuuje się wraz z rodziną przez zamarznięty Zalew Wiślany, gdzie w dziury po pociskach wpadają całe tabory uciekinierów. Czytamy o przesiedleńcach z Kresów podróżujących w wagonach pociągowych bez dachów, którzy czują się obco w poniemieckich domach. O zniszczonej Warszawie, gdzie organizuje się kawiarnie na gruzach i pije kawę o aromacie rozkładających się ciał zalegających w ruinach stolicy. O Bolesławie Drobnerze, pierwszym powojennym prezydencie Wrocławia, który starał się z miasta niepolskiego zrobić polskie i o Czesławie Gęborskim, komendancie obozu w Łambinowicach, znęcającym się i mordującym niemieckich wypędzonych. O żydowskich dzieciach z otwockiego sierocińca, w które polscy rówieśnicy rzucali kamieniami i o Ukraińcach drżących ze strachu na słowa „Polak idzie”.

Krytycy książki Grzebałkowskiej powiedzą, że taka selektywność w doborze bohaterów może wypaczać obraz wydarzeń z tamtych lat. Byłoby tak, gdyby autorka siliła się na stworzenie naukowej książki historycznej. „1945. Wojna i pokój” nią nie jest, nie taki był zamysł autorki. Sama zresztą z rozbrajającą szczerością przyznała, że przed jej napisaniem nie miała pojęcia o działających wtedy żydowskich sierocińcach [2]. Dlatego wybrała gatunek, w którym czuje się najlepiej – reportaż. I nie napisała o wielkiej historii, która ją, jak sama przyznaje, nudzi [3], ale opisała życie codzienne w 1945 r.

To życie codzienne nie ma u Grzebałkowskiej wiele wspólnego z radością. O trudach powrotu do normalności świadczą ogłoszenia z gazet, którymi autorka przeplata tragiczne świadectwa swoich głównych bohaterów. Jedenastu indywidualnym opowieściom towarzyszy snuta równolegle historia o mozolnym, dwunastomiesięcznym odbudowywaniu Polski i pozbywaniu się wojennej traumy. Za pomocą ogłoszeń reporterka opowiada nam na przykład o nawoływaniach do zaangażowania się w proces odbudowy kraju, lamencie matek, które proponują, że „oddadzą dziecko za swoje”, czy prośbach o informacje na temat psa, jedynej istoty pozostałej w czyimś życiu po wojnie. Grzebałkowskiej wszystkie te na pozór mało znaczące informacje są potrzebne po to, by czytelnik poczuł się tak, jakby brał udział w wydarzeniach roku 1945. Mamy odczuwać ból osób poszukujących swoich bliskich i nadzieję na lepsze jutro małych przedsiębiorców reklamujących swoje produkty. Przez całą lekturę „1945. Wojna i pokój” daje się wyczuć tę przejściowość, przenikanie się przeszłości z przyszłością.

Wielka Trwoga na Dzikim Kontynencie 

Skrupulatnie odtworzone elementy codzienności i namacalność historii ocalałych odróżnia „Wojnę i pokój” od książki „Wielka Trwoga. Polska 1944–1947” Marcina Zaremby, w której autor pokusił się o historyczno-socjologiczny opis zjawisk mających miejsce w czasie wojny i zaraz po niej. Autor chciał „zrozumieć, z jakim garbem wyszliśmy z wojny i jak ten garb ciążył nam w pierwszych powojennych latach” [4]. Zaremba postawił sobie jasny cel – nakreślenie wojennego i powojennego doświadczenia Polaków poprzez socjologiczne uogólnienie zjawisk, które podważają narodowe mity. W „Wielkiej Trwodze” jest więc szaber wiążący się z kulturą chłopską, powojenną biedą i demoralizacją – niekoniecznie zaś z antyniemieckością i pragnieniem zemsty. Są też żydowskie pogromy. Według autora „Wielkiej Trwogi” żyliśmy w kraju fobii i neuroz, a przede wszystkim strachu [5].

W szerszej, europejskiej perspektywie podobną tezę postawił Keith Lowe w „Dzikim Kontynencie”. Brytyjski historyk opisał Europę jako miejsce zniszczone zarówno pod względem materialnym, jak i moralnym. Miejsce, w którym duże obszary trawiła hobbesowska wojna każdego z każdym, gdzie „Fale przemocy i chęć zemsty dosięgły wszystkich sfer życia”, a „całe społeczności były terroryzowane z powodu tego, co – często jedynie rzekomo – zrobiły w czasie wojny” [6].

Magdalena Grzebałkowska korzystała z obydwu tych pozycji w czasie pisania swojej książki. Zaremba i Lowe, historycy, stworzyli dzieła w oparciu o archiwalne dokumenty, doniesienia prasowe, a nawet literaturę piękną. Są tam rzecz jasna także świadectwa ocalałych, ale prace obu autorów mają charakter bardziej badawczy i naukowy. Dlatego też pozycja Grzebałkowskiej stanowi dopełnienie „Wielkiej Trwogi” i „Dzikiego Kontynentu”. Nie z perspektywy historycznej, ale reporterskiej – stawiającej w centrum człowieka i jego los.

Los, który bywał niezwykle zagmatwany. Na samym początku „1945. Wojny i pokoju” znajduje się historia szabrowniczki Niusi. Reporterka podczas spotkania z nią zastanawia się, jak zapytać starszą, uprzejmą kobietę, która siedzi na kanapie w swoim pokoju, czy nie miała wyrzutów sumienia z powodu tego, że uczestniczyła w grabieży. Po czym pyta siebie i czytelników: „Czy będę umiała zrozumieć jej odpowiedź, ja, która nie przeżyłam wojny?” [7]. Żadna książka nie sprawi, że odpowiemy na to pytanie, ale Grzebałkowska pozwala nam się do tej odpowiedzi zbliżyć. To bardzo dużo.

Przypisy:

[1] „Nagrywajcie swoje babcie, póki czas!”, Magdalena Grzebałkowska w rozmowie z Lidią Ostałowską, „Duży Format”, 23 kwietnia 2015 r.
[2] „Rok 1945 czasem spokoju? To naiwny stereotyp”, Magdalena Grzebałkowska w rozmowie z Adamem Przegalińskim, „Wirtualna Polska”, 27 kwietnia 2015 r.
[3] „Nudzi mnie wielka historia”, Magdalena Grzebałkowska w rozmowie z Agnieszką Sowińską, „Dwutygodnik”, nr 157, kwiecień 2015 r.
[4] „Jesteśmy do dzisiaj poparzeni”, Marcin Zaremba, „Kultura Liberalna”, nr 193, 18 września 2012 r.
[5] Tamże.
[6] „Europa po wojnie, czyli dziki kontynent”, Keith Lowe w rozmowie z Maciejem Nowickim, „Newsweek”, 8 maja 2014 r.
[7] Magdalena Grzebałkowska, „1945. Wojna i pokój”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2015, s. 14.

 

Książka:

Magdalena Grzebałkowska, „1945. Wojna i pokój”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2015.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 330

(18/2015)
5 maja 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj