Amerykański klasyk liberalizmu i pisarz Lionel Trilling mówił, że mamy moralny obowiązek bycia inteligentnymi. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla popadnięcia w analityczną drzemkę. Oznacza to, że musimy być krytyczni nie tylko wobec status quo, ale także możliwych alternatyw.
W tym kontekście trzeba patrzeć na popularne w ostatnich tygodniach książki Marcina Króla, „Byliśmy głupi”, oraz Jana Sowy, „Inna Rzeczpospolita jest możliwa!”. Obie wyrażają głęboki sceptycyzm wobec III RP, która – w istniejącym kształcie – wydaje się ich autorom nie tylko niewarta naprawy, ale też niemożliwa do naprawienia.
Wieszczenie radykalnej zmiany społecznej w Polsce – poza tym, że nieprzesadnie zakorzenione w analizie rzeczywistości społecznej – ma w sobie coś osobliwego. Odwiecznym problemem Polski był raczej brak stabilności. Brak trwałych struktur politycznych i rozwiniętej praktyki demokratycznej przejawia się w takich patologiach jak niski poziom zaufania społecznego, nikłe uczestnictwo w życiu publicznym (w tym w wyborach) czy niewielki szacunek dla prawa. Postulowanie kolejnej wielkiej zmiany społecznej bez przemyślenia tych okoliczności odznacza się nadmierną lekkością.
Nie chodzi przy tym o wrogość wobec samej idei zmiany. Świat społeczny podlega współcześnie dynamicznym przekształceniom. Porzucenie bieżących problemów w celu poszukiwania czegoś zupełnie nowego nie jest więc dowodem na postępowość wbrew rzekomo konserwatywnym obrońcom istniejącego ładu. Akt ten stanowi raczej odmowę wzięcia się za bary z rzeczywistością. Jest to przede wszystkim akt ucieczki.
Nawet jeżeli faktycznie ktoś u początków III RP „był głupi”, to nie ma w tym nic dziwnego ani nowego – w praktyce nigdy nie będziemy mądrzy na czas. | Tomasz Sawczuk
Strategia ta jest nadzwyczaj łatwa. Jest też atrakcyjna – daje iluzję przezwyciężenia bieżących problemów. Opiera się ona jednak na pewnym istotnym błędzie. Upraszczając rzeczywistość, widzi w niej pewien „system”, z którego można przejść do „systemu” innego. Nie docenia tym samym wagi historycznej ciągłości kształtowanych przez lata praktyk kulturowych. Rozumie zmianę raczej jak symboliczne przestawienie zwrotnicy – niż jak skomplikowany proces przebudowy relacji politycznych, społecznych i ekonomicznych.
Analizy tych ostatnich zarówno u Króla, jak i – w mniejszym stopniu – u Sowy praktycznie brak. Współczesna Polska jest dla nich tematem właściwie pobocznym. Król patrzy na wydarzenia lat 1989-90 – porzucenie idealistycznej wizji działalności politycznej i rozwiązanie Komitetów Obywatelskich – jak na moment betonujący polskie społeczeństwo i uniemożliwiający pomyślenie jakiejkolwiek zmiany. Taka wizja – poza tym, że zbyt jednostronna i pesymistyczna – czyni naszą sytuację beznadziejną i utrwala społeczny marazm. Co więcej – zdejmuje z architektów III RP odpowiedzialność za podejmowanie dzisiaj wspólnych prób dla uczynienia Polski lepszym miejscem.
Sowa tymczasem obiera za główny cel wolnorynkowy kapitalizm jako taki. Przedmiot jego ataków jest jednak równie łatwy, co abstrakcyjny. Za to oburzenie na aktualną klasę polityczną zagospodarowuje póki co nie jakiś nowy Lew Trocki, lecz Paweł Kukiz. Sowa patrzy w przyszłość, Król w przeszłość. Żaden z nich nie przygląda się jednak wystarczająco wnikliwie teraźniejszości.
Tymczasem pożądana w liberalnej kulturze krytyka społeczna zajmuje się przede wszystkim analizą możliwych do wykonania ruchów politycznych przekształcających rzeczywistość społeczną poprzez zmianę powszechnych praktyk – z poszanowaniem jednostkowych wrażliwości i wsparciem dla możliwie szerokiej różnorodności stylów życia. Musi ona uwzględniać „zmysł rzeczywistości”, przywiązanie do realnego doświadczenia. Musi też mieć na uwadze, że nic nie zastąpi pojedynczego człowieka w realizacji jego moralnych obowiązków wobec siebie i wspólnoty. Głosicielom demokratycznej równości wizja taka powinna być chyba dość bliska.
Sowa Minerwy zapewne wylatuje z zapadającym zmierzchem. Nie można w pełni zrozumieć historii, zanim się ona wydarzy. A zatem, nawet jeżeli faktycznie ktoś u początków III RP „był głupi”, to nie ma w tym nic dziwnego ani nowego – w praktyce nigdy nie będziemy mądrzy na czas. Historyczna epoka „posiadających wiedzę”, czas ślepego dążenia do ideału, skończyła się na szczęście dawno temu. Pozostaje jedynie uparcie wysilać inteligencję.
Nie zarzucam więc Sowie i Królowi, że nie przedstawiają w punktach planu zmiany społecznej i jej efektów. Zarzucam im jednak, że w twardym, materialnym świecie realnej polityki, globalnych procesów gospodarczych i przekształcających się społeczeństw oferują nam niewiele ponad to, czego w Polsce mamy już nadmiar na każdym kroku – moralne oburzenie.
* * *
Czytaj TUTAJ także recenzję książki Jana Sowy „Inna Rzeczpospolita jest możliwa!”.