W okolicach obecnej ulicy Kujbyszewa Sankt Petersburg kiedyś się kończył. Jednocześnie jednak było stąd blisko do Newy, Twierdzy Pietropawłowskiej i ścisłego centrum ówczesnej stolicy Imperium z Pałacem Zimowym. Nic więc dziwnego, że na początku poprzedniego stulecia tutaj właśnie budowali swoje wille mniej lub bardziej bogaci petersburżanie.
Jednym z nich była Matylda Krzesińska – tancerka polskiego pochodzenia, którą w początkach kariery łączył gorący romans z Wielkim Księciem Mikołajem Romanowem, późniejszym ostatnim imperatorem Wszechrosji. Krzesińska zarabiała bajecznie i postawiła sobie na peryferiach stolicy luksusowy pałacyk z widokiem na iglice Soboru Pietropawłowskiego – miejsca pochówku carów i dożywotniego pobytu podpadających im więźniów. Gdy w lutym 1917 r. wybuchła rewolucja lutowa i upadł carat, Matylda Krzesińska opuściła swój dom na zawsze.
Do opuszczonego i obrabowanego domu wprowadzili się bolszewicy, przez kilka miesięcy pracował w nim Lenin. Przemawiał zresztą do mieszkańców stolicy Rosji z balkoniku Krzesińskiej. Ten krótki okres zadecydował o tym, do czego później przeznaczono budowlę. Gdy nowa, bolszewicka władza okrzepła, przystąpiła do tworzenia własnego, historycznego mitu. Mit zaś wymaga ojca-założyciela oraz czegoś w rodzaju „stajenki betlejemskiej”. Taka kołyską sowieckiej rzeczywistości została również willa tancerki. Ulokowano w niej Muzeum Rewolucji.
Powoli rozszerzano je i rozbudowano, zajmując także sąsiednie pałace i wznosząc nowe budynki. Zgromadzono tu pamiątki po Leninie, odtworzono jego gabinet, zebrano także gigantyczną kolekcję sowieckiego plakatu.
Historia lubi ironię – to właśnie w leningradzkim Muzeum Rewolucji, już w dobie „Pieriestrojki”, przygotowywano pierwsze wystawy o dysydentach i stalinowskich zbrodniach oraz o rosyjskim liberalizmie, który pod koniec caratu miał się całkiem nieźle.
Gdy w 1991 r. rozpadł się ZSRR, dotychczasowe Muzeum Rewolucji przekształcono w zupełnie nową jednostkę – Muzeum Historii Politycznej Rosji. Co tu dużo pisać – jest to w tej chwili chyba najważniejsze muzeum historyczne Federacji Rosyjskiej, w którym mimo pogarszających się warunków politycznych udało się wprowadzić dwa niezbyt często występujące w rosyjskim muzealnictwie elementy: poszanowanie dla prawdy historycznej i nowoczesne techniki narracji muzealnej.
Wielu historycznych błędów uniknięto poprzez skupienie się na ostatnich dwóch stuleciach. Naród polityczny zaczął się tworzyć w Rosji bardzo późno – dopiero za panowania Aleksandra I, tak więc dopiero wtedy możemy zacząć mówić o historii politycznej odmiennej niż autokratyzm monarchy. Znany obraz z książek markiza Astolphe’a de Custine’a zastępuje wizja Rosji, w której najważniejsze są projekt reform Michała Speranskiego, pomysły konstytucyjne dekabrystów, wpływ na Rosję Królestwa Polskiego i wywodzącego się stamtąd fermentu, rosyjscy intelektualiści i pisarze tacy jak Dostojewski i Turgieniew, Hercen i Tołstoj. Jest tu też coś, z czym Polakom trudno się pogodzić. Dla nas jako narodu – choć nie dla jednostek robiących w Rosji karierę – Rosja był więzieniem. W muzeum jest przedstawiona jako państwo o gigantycznym potencjale rozwoju naukowego, gospodarczego i społecznego, który zniszczyła dopiero rewolucja.
Obraz Rosji po roku 1917 wydaje się czymś niespotykanym w obecnej putinowskiej narracji historycznej. W muzeum rewolucja to ciąg okrutnych zbrodni, zniszczeń i emigracji milionów. To także postawienie na równi: białych, czerwonych, buntowników spoza głównych grup politycznych i zagranicznych interwentów. W galeriach opowiadających o późniejszym okresie udało się również pokazać ludobójstwo milionów połączone z gigantycznym skokiem geopolitycznym. Ta dwutorowość widoczna jest już do końca. Zdjęcia kułackich rodzin przeplatają się z kominami Czelabińska, a pamiątki z łagrów z wojskowymi orderami. Najwięcej dwójmyślenia jest obecne w epoce Breżniewa. W końcu historia Rosji to nie tylko Gromyko i Gagarin, ale i Galicz z Okudżawą.
Tylko jednego człowieka na tej wystawie prawie nie ma – Józefa Stalina. Obecny jest tu wprawdzie niczym złowrogi duch, ale jego twarz występuje tylko w formie pośmiertnej maski, zdjętej w 1953 r. – jak koszmar, który nareszcie się skończył.
Gdy wychodzi się z muzeum, z jednej strony widać starą Rosję – Twierdzę Pietropawłowską, gdzie śpi snem wiecznym psychopatyczny morderca i twórca miasta nad Newą, Piotr Pierwszy, z drugiej – minarety i kopułę gigantycznego meczetu przypominającego o liczebności islamskiej diaspory w mieście, pełnej lęków i oskarżanej przez władze o związki z fundamentalizmem. Pomiędzy nimi rozciąga się morze zwykłych ludzi, którzy widzą meczet i iglice carskiej twierdzy, ale liberalnego rozsadnika w postaci muzeum nie dostrzegają.