Przyznam, że cienka koperta w mojej skrzynce na listy, opatrzona stemplem Fundacji III Kliniki Psychiatrii „Syntonia”, wywołała u mnie niemałą konsternację. Owszem, spodziewałam się KSIĄŻKI na temat depresji dziecięcej, ale z koperty wydobyłam broszurę formatu A5. Z miękką, kredową okładką w odcieniach szarości i różu wyglądała dość niepozornie, jednak niecałe trzydzieści stron tego wyjątkowego komiksu wystarczyło, by mną wstrząsnąć i zmusić do wychowawczych refleksji.
O poradniku dotyczącym dziecięcej depresji słyszałam sporo, czytałam też wywiad z autorami, od których zacznę – od Katarzyny Szaulińskiej, psychiatry, oraz Daniela Chmielewskiego, rysownika. Jak się okazuje, dobór ilustratora nie był przypadkowy, ponieważ za młodu Daniel Chmielewski sam zmagał się z depresją. Zna więc temat z autopsji, co nadaje historii „Czarnych fal” wiarygodności i naturalności. Co ważne, jest też przykładem na możliwy happy end, wyjście z choroby i szczęśliwe, aktywne życie. Autorka, na co dzień pracująca z młodymi pacjentami, wie, jak często faza nastoletniego buntu i przygnębienia nabiera wymiaru chorobowego. A ten, w przeciwieństwie do naturalnych turbulencji dojrzewania, nie mija samoczynnie po ustaniu burzy hormonów. Stan depresyjny pogłębia się, utrzymuje długo, czasami podstępnie słabnie, robiąc miejsce chwilowym wzlotom i euforii. Powraca w dogodnej dla siebie chwili (słabości, porażki, smutku) jako ciężka depresja (czasami nawet po latach!) lub prowadzi do najgorszego. Komiks „Czarne fale” powstał właśnie po to, by zapobiegać próbom samobójczym młodych ludzi.
Często słyszę opinie skrajnie dwubiegunowe (nomen omen). Wielu osobom zdarza się błędnie i na wyrost szafować terminem depresja. Kompletnie bez zrozumienia natury tego stanu. Nie, nie „miałaś wczoraj depresji”, gdy wkurzyli cię rodzice. Ani nie masz depresji jesienią, od poniedziałku do piątku, gdy nie chce ci się zwlec z łóżka do szkoły. Depresja nie przychodzi ani nie mija nagle. Nie da się od niej spontanicznie wyzwolić w piątkowy wieczór, by przeszaleć wolny weekend i w poniedziałek rano znów „zachorować”. To nadwyrężanie definicji. Błąd lub manipulacja.
Zdarza się jednak, że depresję traktuje się jako fanaberię. Wymysł, a nie chorobę, mimo iż nią jest i miewa, niestety nierzadko, tragiczny finał. Bo czego może brakować dziecku z obojgiem rodziców, bez problemów szkolnych, żyjącemu w otoczeniu kochających osób, w dobrobycie i (pozornie) bezpiecznej stabilności? Stan depresyjny nastolatka w takim kontekście wydaje się być wynikiem zepsucia i rozpieszczenia, i często bywa najzwyczajniej ignorowany, wypierany ze świadomości otoczenia, czasami wręcz wykpiwany. Jak czułby się pacjent ze zdiagnozowaną „prawdziwą” chorobą, np. nowotworem, gdyby zamiast zrozumienia, wsparcia i leczenia (!), otrzymywał przytyki i porady typu: „Weź się w garść”, „Nie przesadzaj”, „Zrób coś z tym” lub „Wystarczy przeczekać, to minie”. Ani nie jest to budujące, ani skuteczne. Wręcz przeciwnie, domyślam się, że rozpacz i poczucie beznadziei osoby chorej pogłębiałyby się drastycznie. A przecież depresja nastolatka niewychwycona w porę może go zabić.
Dlaczego więc i komu poleciłabym rysunkową historię gimnazjalisty Dominika (czyż nie tak miał na imię młody chłopak, który całkiem niedawno odebrał sobie życie, co skrupulatnie analizowały media)? Na pewno młodzieży, a nawet starszym dzieciom. Młodsza córka bardzo się przejęła treścią poradnika. W jej przypadku uznałam za sensowne towarzyszenie w lekturze, odpowiadanie na pytania, które obudziły w niej „Czarne fale”, tłumaczenie i uspokajanie. Starsza, która zaczyna borykać się z trudnym etapem dojrzewania, coraz rzadziej dzieli się z rodzicami swoimi przeżyciami, problemami, obawami. Nie ciągnie jej też obecnie do książek, ale po komiks sięgnęła spontanicznie i natychmiast po przeczytaniu podała dalej. Znają go już wszystkie koleżanki z klasy, następna w kolejce jest wychowawczyni i wiem, że planuje wykorzystać książkę podczas zajęć wychowawczych. Zamierzam też podpowiedzieć jej, że możliwy jest kontakt z inicjatorami programu ([email protected]) i organizacja warsztatów z psychologiem czy psychiatrą.
Jako rodzic polecam „Czarne fale” przede wszystkim rodzicom i opiekunom dorastających dzieci. Nie tylko tych „problematycznych”! Obserwujmy uważnie swoje córki i synów, nawet gdy pozornie wszystko wydaje się być w porządku. Depresja nie dopada nagle. Skrada się zdradziecko niczym powoli zalewająca smoła. Powoli i konsekwentnie nakręca spiralę poczucia beznadziei i bezradności. Młody człowiek z czasem przestaje się bronić i pozawala czarnym falom pochłonąć się bez reszty. Żeby nie utonąć, chory otacza się bezpieczną bańką odpierającą problemy, ale i ewentualną pomoc. Apatia i stan zawieszenia trwają, aż przez ochronny pancerz nie przedrze się pomocna dłoń. Albo czarne fale depresji.
Dobrze, gdy ktoś wtajemniczony jest w pobliżu. W przypadku młodego Dominika jest to koleżanka Zosia. Widzi, co dzieje się z kolegą, i zna problem, bo sama borykała się z nim jakiś czas temu. Otwiera Dominikowi oczy. Zaczyna on rozumieć, co się z nim dzieje, ale to jeszcze niczego nie rozwiązuje, gdyż przed nim są wciąż: obojętność i pobłażliwość (brat), wyparcie (matka) i bezradność (ojciec). Na szczęście dla Dominika dzięki Zosi pojawia się myśl o wizycie u psychiatry. Na szczęście ojciec przeciwstawia się upartej postawie matki i umawia go na wizytę. Na szczęście Dominik decyduje się rzeczywiście tam pójść.
To wciąż nie koniec dramatu młodego człowieka. Komiks znakomicie pokazuje pułapki terapii. Pozorny brak efektów czy nowe trudności i niepowodzenia, które mogą chorego bardzo szybko znów wepchnąć w otchłań czarnych fal. Widzimy, jak długą drogę musi przejść młody pacjent i jego otoczenie, by mozolnie, czasami w niesprzyjających warunkach życiowych, powoli i konsekwentnie brnąć do celu, czyli do ufności i optymizmu, które pozwolą mu przejść przez etap dojrzewania. Dominik, a z nim i czytelnicy, poznaje różne opcje leczenia depresji. Psychoterapię indywidualną, grupową, farmakoterapię, w ostateczności pobyt w szpitalu psychiatrycznym, który w relacji Zosi nie wydaje się wcale straszny. Dowiaduje się też, że sam musi chcieć walczyć. I potrzebuje sprzyjającego – a więc wtajemniczonego i współpracującego – otoczenia.
Rodzice, nauczyciele – bądźmy takim „sprzyjającym otoczeniem”! Niech „Czarne fale” otworzą nam oczy i zwiększą czujność. Czarne fale zabójczej depresji można odeprzeć – jeśli się je w porę zauważy.
Książka:
„Czarne Fale”, tekst Katarzyna Szaulińska, ilustr. Daniel Chmielewski, Fundacja III Kliniki Psychiatrii „Syntonia”, Warszawa 2015.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.