Przyznam, że po sobotnim Marszu Godności w Warszawie mam poczucie porażki. Nie liczyłam na dziesiątki tysięcy maszerujących wzorem uczestników demonstracji KOD-u, ale przynajmniej na tyle, ile wzięło udział w spontanicznych demonstracjach przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Tymczasem ulicą Marszałkowską przemaszerowało w obronie praw i interesów kobiet, przeciwko przemocy wobec nich ok. 3 tys. osób. Nie pomogły gorące zachęty i apele ze strony polskich i zagranicznych gwiazd i celebrytów. Albo zawiodła informacja o wydarzeniu, albo Polki (i Polacy) nie rozumieją, dlaczego tak ważny był udział w tym marszu.

Społecznościowy profil spontanicznie zawiązanej grupy Dziewuchy Dziewuchom, który powstał natychmiast w reakcji na poparcie przez panią Beatę vel premier polskiego rządu wniosku o zaostrzenie ustawy aborcyjnej, liczy ponad 100 tys. sympatyków. Dziewuchy żywo komentują wszelkie propozycje lub uwagi polityków dotyczące obecności kobiet w życiu publicznym: od słynnego już aroganckiego wystąpienia pełnomocnika rządu ds. równego traktowania na tegorocznym Kongresie Kobiet (powiedział, że szklany sufit nie istnieje), po wypowiedź ministra zdrowia (sic!), że trzeba wrócić do wydawania tzw. pigułek morning after na receptę, bo Polki traktują je jak antykoncepcję, kupując garściami, co jest dość zabawne, zważywszy, że cena jednej takiej pigułki to koszt ok. 130 zł.

Po kilku miesiącach takich uwag ze strony rządu Dziewuchy uznały, że trzeba przypomnieć partii rządzącej, że kobiety, postrzegane przez tę partię jak nieradzące sobie z własną seksualnością idiotki, to ponad połowa społeczeństwa, która płaci podatki i głosuje w wyborach. Ma więc prawo do tego, żeby być potraktowana poważnie, a nie jak upośledzona grupa społeczna, której liczna grupa panów w garniturach oraz równie liczna grupa panów w sukienkach powie, jak żyć.

Głośno powiedziała to Dorota Wellman, rozpoczynając Marsz Godności. Zaczęła słowami, że nieustannie ktoś nam mówi, jakie mamy być. I chyba już czas przestać pozwalać zarówno państwu, jak i Kościołowi zaglądać nam pod spódnicę. „Płacimy podatki, należy nam się szacunek” – krzyknęła. I to jest clou tego marszu. Koniec z pochylaniem głowy, z przepraszaniem za swoją obecność, za swoją seksualność, za swój okres, macierzyństwo, za „wózkowe” i za prośby o alimenty. Mamy prawo do tego, by żyć godnie w kraju, w którym wymaga się od nas ekonomicznie tyle samo, co od mężczyzn, ale w praktyce dużo więcej. Nie wiem, co miał na myśli ten rząd, przyznając „500 zł na dziecko”. Czy liczył na to, że nas upupi kilkoma stówkami i zamknie buzie, a po cichu cofnie prawo do aborcji i pigułkę ellaOne bez recepty? Że uciszy nasze wołania o równe prawa na rynku pracy, o równe płace, o należne nam jak psu buda alimenty od migających się byłych mężów i partnerów? Co to jest 500 zł wobec zlikwidowanego funduszu alimentacyjnego?

Poza tym, drogie i drodzy – to nie rząd nam daje 500 zł, rząd nie ma przecież pieniędzy. To my same sobie dajemy te 500 zł, z naszych własnych podatków, same dla siebie jesteśmy hojne, więc niech nikt nam nie mówi o rządowej darowiźnie. Mówienie, że rząd coś daje, to oszukiwanie społeczeństwa i robienie z nas idiotów.

Nieustannie ktoś nam mówi, jakie mamy być. I chyba już czas przestać pozwalać zarówno państwu, jak i Kościołowi zaglądać nam pod spódnicę. | Katarzyna Kazimierowska

Na kilka dni przed Marszem Godności w sieci pojawiła się absurdalna propozycja „małżeńskiej intercyzy” na wzór biblijny. Wymyśliła ją, mająca jakże kuriozalną nazwę i takie same poglądy, Fundacja Ojców Pokrzywdzonych przez Sądy. Jej prezes, który nie przebiera w słowach, gdy mówi o cwanych i fałszywych kobietach niszczących życie porządnym chrześcijańskim mężczyznom, uważa, że tylko intercyza pozwoli biednym panom trzymać żony krótko w domu, wymuszać na nich obiady, seks oraz rodzenie i wychowywanie dzieci, a także – gdy panom nie wychodzi – zarabianie pieniędzy.

Wiele było śmiechu w sieci, internauci przesyłali sobie nawzajem treść intercyzy, ale ja nie widzę nic zabawnego w tym, że wiatr „dobrej zmiany” zaprasza do działania i zabierania głosu takie kuriozalne podmioty, które odmawiają równych praw współżycia małżeńskiego i społecznego osobie ze względu na jej płeć. Właśnie przeciwko tego rodzaju dyskryminacji odbywają się akcje takie jak sobotni Marsz Godności. Żeby łaskawie przypomnieć co niektórym, że prawa człowieka są także prawami kobiet.

Mój ulubiony tabloid „Fronda”, piórem Tomasza Terlikowskiego, czyli jednego z wielu w Polsce katolików świętszych od papieża, zdążył skomentować, że Marsz Godności był „publicznym gwałtem na umyśle” oraz „bezmiarem kretyństwa”. Terlikowski, cytowany w ogólnopolskich mediach, swobodnie obraża wszelkie inicjatywy mające na celu obronę praw kobiet. Trzeba głośno powiedzieć „dość” takiemu traktowaniu.

Używając ulubionej metafory prezesa Kaczyńskiego o powstaniu z kolan, stwórzmy własną – czas podnieść pochyloną dotąd głowę i zadbać o to, by kolejne marsze w imię obrony praw, interesów i godności kobiet pokazały, że jesteśmy siłą. Bo jesteśmy.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: aut. Duncan C; Źródło: Flickr.com