W praktyce prawnej przyjęło się uważać, że w przypadku konfliktu, w którym nie mamy dowodów – jedynie słowo oskarżonego przeciwko słowu oskarżającego – bezwzględnie ufać należy policji, jeżeli oskarżającym jest funkcjonariusz. Dzisiaj – gdy analizujemy dorobek Polski ostatniego ćwierćwiecza – warto się zastanowić, czy rzeczywiście policja zapracowała na takie zaufanie; tym bardziej, że postęp technologiczny dał nam możliwość rejestrowania i kontrolowania pracy funkcjonariuszy tej instytucji.

Niewyjaśniona do końca pozostaje sprawa Roberta Biedronia, który w 2010 r., po Marszu Niepodległości organizowanym przez środowiska narodowe 11 listopada, oskarżył policję o pobicie – policja zaś jego o naruszenie nietykalności cielesnej jednego z funkcjonariuszy.

W listopadzie 2014 r. dziennik „Fakt” ujawnił nagranie, które dowiodło, że – wbrew słowom policji – w nocy z 29 na 30 października 2013 r. to nie poseł Wipler zaatakował policjantów, ale to jeden z policjantów napadł na niego. Komentujący wówczas sprawę dla Polskiego Radia publicysta Paweł Lisicki zwracał uwagę, że do filmu miała wcześniej wgląd prokuratura. „To by wskazywało na to, że nie można mieć zaufania do policji i prokuratury w tego typu sprawach”, oceniał.

Warto przypomnieć też w tym kontekście śmierć Maxwella Itoyi – handlarza ze Stadionu Dziesięciolecia, który zginął tam od policyjnej kuli 23 maja 2010 r. Zeznania świadków zostały zignorowane, uznano, że policjant, który wystrzelił kulę działał zgodnie z procedurami i sprawę umorzono.

Oczywiście sprawa zabójstwa ma inny ciężar gatunkowy od pobić, te zaś różnią się od karania mandatem, obrażania i straszenia studenta izbą wytrzeźwień. Wszystkie łączy jednak fakt, że domniemanymi sprawcami przemocy byli policjanci. I że prowadzą one do sytuacji, w której znane postacie życia społeczno-kulturalnego z każdej strony politycznej barykady podkreślają, że policji nie warto dłużej ufać.

O swoich doświadczeniach z policyjną przemocą opowiadał w głośnym wywiadzie dla „Magazynu Świątecznego” „Gazety Wyborczej” wielokrotnie nagradzany poeta Jacek Podsiadło: „Co jakiś czas opinia publiczna bardzo się dziwi, że gdzieś tam funkcjonariusze nadużyli uprawnień, np. teraz się dowiadujemy, że w olsztyńskim komisariacie torturowano niewinnego chłopaka, a w komisariacie w Kutnie facet podejrzany o kradzież dostał dwie kule w głowę. Dariusz Loranty i Mariusz Sokołowski [rzecznicy prasowi] znów mają swoje pięć minut na utwierdzenie opinii publicznej w przekonaniu, że policja nie torturuje i nie zabija, a jeśli już, to sporadycznie i z nadmiaru profesjonalizmu. A ja wiem, że jest inaczej, że fundamentem policji jest nie profesjonalizm, tylko nieudacznictwo i psychopatia”.

W ostatni czwartek mechanizmy działania policyjnej przemocy opisywał dla „Dużego Formatu” Łukasz Bukowski, anarchista skazany na karę więzienia za naruszenie nietykalności cielesnej policjanta: „[…] Zapytałem siedzących obok policjantów, dlaczego nie reagują, kiedy ich kolega mnie bije. Później zaczął przeglądać zawartość mojej komórki. Powiedziałem, że nie ma prawa, że musi mieć zezwolenie z prokuratury, i znowu zapytałem siedzących obok, dlaczego nie reagują, kiedy ich kolega łamie prawo. Milczeli”. Decyduje źle pojęta środowiskowa solidarność; koledzy stoją za oskarżonymi murem, nawet gdy przedstawiana przez nich wersja zdarzeń na zdrowy rozsądek wydaje się absurdalna.

W przywołanej na początku tego tekstu sprawie policjanci kolejno twierdzą, że student, którego zatrzymali „leżał w miejscu publicznym, sprawiając wrażenie osoby nieprzytomnej” – temu fragmentowi zaprzecza matka chłopaka, która rozmawiała z nim przez telefon chwilę po zatrzymaniu, więc była w stanie ocenić poziom jego nietrzeźwości. Zatrzymany po wybudzeniu miał grozić policjantom, oświadczając „że jest członkiem jednej z partii politycznych, zna prominentne osoby, a także, że jego rodzic pracuje w jednej z największych ogólnopolskich redakcji prasowych i ma tzw. kontakty. Straszył także policjantów, że stracą pracę”. Historia nieźle wpisująca się w stereotypowe postrzeganie relacji między oficerami policji i chronionymi immunitetami politykami, a przez to potencjalnie wiarygodna – gdyby nie to, że partia, o której mowa, pełni rolę pozaparlamentarnej opozycji, a ogólnopolska redakcja prasowa, o której mowa, również nie znajduje się w łaskach polityków obecnie rządzącej opcji politycznej.

„Wydział Kontroli KSP potwierdza zasadność interwencji policjantów” – informuje rzecznik stołecznej policji, Mariusz Mrozek. I chociaż Rzecznik Praw Obywatelskich zapowiedział na Twitterze, że przyjrzy się sprawie, to trudno spodziewać się happy endu. Gdy dowiadujemy się, że prokuratura nie ujawniła niekorzystnych dla policji taśm w jednej sprawie – pobicia posła Wiplera – trudno spodziewać się rzetelnego wyjaśnienia innych spraw, gdzie o taśmy czy zeznania świadków może być trudniej.

Można wzruszyć rękami i powiedzieć, że to wciąż pojedyncze przypadki, a za granicą jest gorzej – w końcu, jak to kiedyś mówiono, „w Ameryce biją Murzynów”. Można powiedzieć, że wierzy się w słowa policji. Nie można jednak lekceważyć faktu, że coraz więcej osób – również tych znanych i szanowanych – policji wierzyć przestaje. Trudno jest nie podejrzewać, że jeśli nie udaje się wyjaśnić spraw, w których pokrzywdzeni przez policję są celebryci, to dochodzenia w sprawach, w których pokrzywdzeni są „zwykli ludzie”, czy tym bardziej „chłopaki z osiedla”, nawet nie są wszczynane, a doniesienia w takich sprawach – rejestrowane w policyjnych statystykach.

Jesteśmy świadkami instytucjonalnej przemocy – bezpośrednimi sprawcami jest bez wątpienia mniejszość funkcjonariuszy, ale ten rodzaj przemocy nie byłby możliwy, gdyby nie to, że koledzy sprawców milczą, a szefowie deklarują wiarę w zeznania sprawców i pomagają w tuszowaniu spraw. Państwo umywa ręce, sprawcy pozostają bezkarni.

Z problemem policyjnej brutalności mierzą się teraz również inne społeczeństwa. W Stanach Zjednoczonych, gdzie sprawa osiągnęła rozmiary poważnego społecznego kryzysu, nad rozwiązaniami pracują organizacje pozarządowe (American Civil Liberties Union, Black Lives Matter, Campaign Zero) i ciała rządowe – powołany został specjalny prezydencki zespół roboczy, który w maju zeszłego roku wydał swój raport.

Podkreśla się rolę przejrzystości w sprawach dotyczących policyjnej przemocy. Zaś jednym z proponowanych rozwiązań jest wykorzystanie noszonych przez policjantów kamer nagrywających podejmowane interwencje. Jak podaje przywołany powyżej raport, jedno z badań wykazało, że: „policjanci noszący kamery mieli o 87,5 proc. mniej incydentów z użyciem przymusu bezpośredniego i 59 proc. mniej skarg niż policjanci, którzy nie nosili kamer”.

Wygląda na to, że to jeden z niewielu przypadków, gdy odrobina technologii naprawdę może zmienić świat na lepsze.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Piotr Drabik; Źródło: Flickr.com