Książka „Mężczyźni z różowym trójkątem…” nie jest po prostu kolejnym z licznych świadectw więźniów obozów koncentracyjnych. Historia tych wspomnień jest równie ciekawa, jak one same. Nadaje im także dodatkową moc i znaczenie. Wbrew karcie tytułowej publikacja ma bowiem przynajmniej dwóch autorów: Josefa Kohouta (1915–1994) i Johanna Neumanna. Ten pierwszy, Austriak, był więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych na mocy paragrafu 175 kodeksu karnego, penalizującego homoseksualizm. Cierpiał w obozach w Sachsenhausen, Flossenbürgu i Dachau, a wyzwolili go Amerykanie. Jego przyjacielem był drugi z autorów, który w latach 1967–1968 przeprowadził z nim serię wywiadów, a następnie uzupełnił je o relacje innych, anonimowych więźniów. Wspomnienia opublikowano jednak dopiero w 1972 r. w Niemczech. Była to pierwsza publiczna relacja więźnia skazanego za homoseksualizm, czyli noszącego w obozie różowy „winkiel” (to w gwarze obozowej trójkątna naszywka oznaczająca kategorię więźnia). Dlaczego trzeba było czekać tyle lat, a autorzy ukryli się za pseudonimem Heinz Heger?
Paragraf 175 pojawił się w niemieckim kodeksie karnym w 1871 r., po powstaniu Cesarstwa Niemieckiego. Od początku penalizował męskie relacje homoseksualne, choć rozumienie tych czynów zmieniało się z czasem. Naziści znacznie rozszerzyli katalog czynów karalnych (w 1935 r.), a także drastycznie obniżyli wymogi dowodowe. W ich przypadku tradycyjne uprzedzenia mieszały się z rasistowską ideologią dbałości o wspólnotę narodową. Do 1945 r. zamknięto w więzieniach i obozach około 10-15 tys. mężczyzn, z czego 60 proc. zmarło lub zostało zamordowanych. To, co z naszej perspektywy wydaje się najbardziej oburzające, to pozostawienie tego paragrafu po wojnie. W NRD obowiązywał on do 1967 r. W RFN złagodzono go dwa lata później, ale zniesiono dopiero na początku lat 90. W Austrii homoseksualizm penalizowano do 1971 r. Ta grupa ofiar nazistowskich represji po wojnie nie mogła się zatem czuć bezpieczne. Nadal groziło im ściganie za utrzymywanie relacji miłosnych z innymi mężczyznami. Jak zauważyła Joanna Ostrowska, autorka bardzo ciekawego posłowia do książki, geje i lesbijki, „nawet jeśli ocaleli, nie stali się ocalonymi” (s. 130).
Od wydania wspomnień „Heinza Hegera” na świecie ukazały się wiele kolejnych świadectw homoseksualnych więźniów. Poświęcono im sporo naukowych opracowań, ufundowano pomniki i tablice. Rozwijające się gender studies pogłębiły rozumienie procesów prowadzących do wykluczenia osób homoseksualnych ze społeczeństwa. Jednakże w naszym kraju nie dokonał się podobny przełom w pamięci zbiorowej, a liczba materiałów w języku polskim na temat różowych winkli jest bardzo ograniczona. Dlatego też polskie tłumaczenie tej książki ma ogromne znaczenie. Przyjrzyjmy się jednak najpierw samej relacji.
Piekło różowych trójkątów
Opowieść prowadzona jest chronologicznie, w pierwszej osobie. Rozpoczyna się w marcu 1939 r. w Wiedniu, gdy nasz bohater był 22-letnim studentem. Narrator jedynie hasłowo wspomina o odkrywaniu swojej tożsamości seksualnej i życiu w „wiedeńskiej szafie”. Bardzo szybko przechodzi do relacji o śledztwie i uwięzieniu, które uderzają również w jego rodzinę. Jego ojciec stracił pracę i został przymusowo wysłany na skromną emeryturę. Nie mogąc znieść szyderstw znajomych i sąsiadów, popełnił samobójstwo.
Prawie cała książka poświęcona jest doświadczeniom obozowym i pokrywa się w znacznej mierze z trajektorią biograficzną Kohouta. Zaczyna się w Sachsenhausen, a kończy ucieczką z marszu śmierci i ponownym połączeniem z rodziną w Wiedniu. Narrator nie ukrywa także tego, że był kapo, czyli pełnił funkcję dozorcy innych więźniów w obozie. Dla czytelników znających wspomnienia ocalonych ta relacja nie przynosi zbyt wielu nowych wiadomości o powszechnych regułach i patologiach życia obozowego. Wyróżnia ją jednak skupienie się na tytułowej kategorii więźniów i dostrzeżenie roli seksualności w zamkniętym świecie osadzonych. „Heger” opisuje sadystyczną, perwersyjną przyjemność, którą czerpali strażnicy z nadzorowania i wymierzania kar. Omawia szczegółowo życie „piplów”, czyli chłopców i młodych mężczyzn – służących więźniów funkcyjnych, zmuszanych do świadczenia swoim panom także usług seksualnych. Dostrzega hipokryzję społeczności więźniarskiej (nie tylko kryminalistów, ale także więźniów politycznych), która gardziła osadzonymi z różowym trójkątem, a zarazem nie potępiała – zgodnie z normami subkultury więziennej – relacji seksualnych łączących „normalnych” więźniów z ich młodymi pomocnikami. Osobny rozdział poświęca działalności „obozowego burdelu”, do którego, według jego relacji, więźniowie-homoseksualiści musieli regularnie uczęszczać, co miało wyleczyć ich z „niewłaściwych” skłonności.
Książka jest zatem bezkompromisowa w odkrywaniu wszelkich aspektów życia obozowego, również tych tabuizowanych do tej pory. I to nie tylko w dyskursie publicznym, lecz także w pamięci ocalonych. Wystarczy przytoczyć fragment głośnej książki Christophera R. Browninga: „Pewien ocalały podczas udzielania wywiadu wtrącił ni stąd, ni zowąd, że «więźniowie homoseksualiści» byli «najbardziej bezwzględni, najgorsi». W innym miejscu opisał, jak kapo – w tym przypadku przystojny niemiecki więzień polityczny – uratował mu życie, wykreślając z listy jego nazwisko. Przyznawszy, że kapo «objął» go jako «najmłodszego» więźnia w baraku, przerwał gwałtownie, jakby uświadomił sobie, że poruszył temat, którego nie chciał omawiać” [1]. Przy tym „Heger” opisuje zarówno losy innych więźniów, jak i swój własny. Wyznaje, że płacił ciałem za opiekę. Jest to o tyle ważne, że doświadczenia piplów to ciągle biała plama w historii II wojny światowej, tym trudniejsza do wypełnienia, że wśród nich znalazło się wielu heteroseksualnych chłopców i mężczyzn. Niewiele osób gotowych było przyznać się do bycia ofiarą wykorzystania seksualnego, ale i takie głosy obecne są w literaturze światowej, także dostępnej w języku polskim (na przykład Roman Frister w autobiografii „Autoportret z blizną”). O ile zachowania piplów można tłumaczyć relacjami władzy i dominacji, o tyle dobrowolnych związków homoseksualnych między więźniami nie da się w ten sposób wyjaśnić. A i takie miały miejsce. Wystarczy wspomnieć świadectwo znanego aktora Augusta Kowalczyka – „Refren kolczastego drutu. Trylogia prawdziwa”.
Wspomnienia „Hegera” ukazują także, jak podzielona i skonfliktowana była społeczność więźniów. Choć propagandowy wizerunek zgodnej wspólnoty osadzonych, pomagających sobie i walczących z nazistami dawno został odrzucony, to nie zawsze zdajemy sobie sprawę, ile frontów i zmiennych sojuszy przecinało obozowe baraki.
Narrator jest przekonany o tym, że jego kategoria – więźniowie z różowym trójkątem – stała na dole obozowej hierarchii. Relacjonując swe cierpienia, zbyt często zamyka się we własnej krzywdzie, co utrudnia mu dostrzeżenie, że położenie innych więźniów mogło być znacznie trudniejsze. Przede wszystkim nie zachowuje żadnego umiaru, gdy twierdzi, że geje byli w obozach traktowani gorzej niż Żydzi i Romowie: „Żydzi, homoseksualiści, Cyganie […] byli więźniami najbardziej udręczonymi przez esesmanów i kapo. […] Najgorszym odpadem z tych «śmieci» byliśmy my, mężczyźni z różowym trójkątem” (s. 25). Jego opowieść potwierdza także starą zasadę, że wykluczeni, przekonani o swojej moralnej wyższości, niejednokrotnie sami wykluczają. Widać to po stosunku narratora do Polaków czy Rosjan: „Te «kociaki» czy też «panienki», jak nazywano ich w innych obozach, miały przeważnie od 16 do 20 lat. Bardzo szybko chłopcy ci stali się bezczelni jak wszy” (s. 58). Dzisiaj czyta się to z silnym odczuciem – co najmniej – dwuznaczności moralnej, co w najmniejszym stopniu nie umniejsza wagi cierpienia ocalonego.
Efekt Hegera
Ukazanie się „Mężczyzn z różowym trójkątem…” miało ogromne znaczenie dla więźniów osadzonych z paragrafu 175 i całej społeczności LGBT. Oczywiście, reakcje były bardzo zróżnicowane. Wśród krytyków znajdowali się historycy podkreślający, że jest to jednostronna wizja życia obozowego. Co jednak najważniejsze, książka „Hegera” przerwała tamę milczenia, utorowała drogę licznym relacjom i wywołała publiczną debatę. W szczególności środowiska LGBT zaczęły uznawać obozowe doświadczenie za ważną składową zbiorowej tożsamości, a różowy trójkąt – za symbol grupowy [2].
Tymczasem w Polsce cały czas homoseksualni więźniowie nie pasują do heroicznej wizji obozowego doświadczenia. Nie chodzi oczywiście o naukowe opracowania (tych zresztą też jest niewiele) czy dostępne świadectwa (znaleźć takie możemy na stronie Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau [3]), lecz o publiczną debatę i upamiętnianie wojennej gehenny grupy wykluczonych. W tym sensie ukazanie się polskiego tłumaczenia (dzięki – co ważne w tym kontekście – akcji crowdfundingowej) może stać się ważnym impulsem do zaistnienia w świadomości społecznej obozowych doświadczeń więźniów homoseksualistów. I już to wystarczy, aby sięgnąć po książkę.
Nie należy jednak przeceniać wagi tych wspomnień jako świadectwa. Jak już wspomniałem, „Mężczyźni z różowym trójkątem…” to kompilacja relacji Kohouta z innymi źródłami, wzbogacona dodatkowo o różnorodne wezwania do czytelnika, który ma dostrzec niesprawiedliwość i uwrażliwić się na los gejów. Nie wszyscy badacze zdają sobie z tego sprawę [4]. Ponadto trudno uznać prezentowane doświadczenia za reprezentatywne dla wszystkich więźniów z różowym winklem (jak niektórzy zdają się sugerować). Narrator jest bowiem Austriakiem i deklaruje solidarność z Niemcami: „I choć z całego serca życzyliśmy nazistowskiemu reżimowi najcięższych ciosów, to jednak te alianckie naloty nie były nam obojętne – z powodu lęku o najbliższych nikt nie mógł się z nich cieszyć” (s. 112). Więźniowie innych narodowości, a zwłaszcza ci, którzy nie znali języka niemieckiego, znajdowali się w o wiele gorszym położeniu niż niemieccy czy austriaccy homoseksualiści. Nie wspominając już o tym, że niejednokrotnie z radością słuchali informacji o alianckich bombardowaniach.
Pomimo powyższych ograniczeń, trzeba przyznać, że jest to książka na polskim rynku wyjątkowa. Dobrze napisana, pozwala zagłębić się w świat ocalonego, któremu długo po wojnie odmawiano prawa do bycia sobą. Mimo ponad 70 lat, które upłynęły od zakończenia wojny, nadal wiele rachunków krzywd pozostaje niezamkniętych. Dyskusja wokół relacji „Hegera” może przysłużyć się właściwemu rozpoznaniu gehenny i upamiętnieniu losów więźniów z różowymi trójkątami. Tak, aby homoseksualni więźniowie obozów, nawet jeśli nie dożyli naszych czasów, nie byli nadal symbolicznie wiktymizowani i stali się w pełnym tego słowa znaczeniu Ocalonymi.
Książka:
Heinz Heger, „Mężczyźni z różowym trójkątem. Świadectwo homoseksualnego więźnia obozu koncentracyjnego z lat 1939–1945”, przeł. Alicja Rosenau, seria Świadectwa. XX wiek, Ośrodek Karta, Warszawa 2016.
Przypisy:
[1] Ch.R. Browning, „Pamięć przetrwania. Nazistowski obóz pracy oczami więźniów”, przeł. H. Pustuła-Lewicka, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012, s. 325–326.
[2] E.N. Jensen, „The Pink Triangle and Political Consciousness: Gays, Lesbians, and the Memory of Nazi Persecution”, „Journal of the History of Sexuality” 2002, Vol. 11, No. 1/2, Special Issue: Sexuality and German Fascism, s. 319–349.
[3] Joachim Neander, „Dla moich towarzyszy — Karl”, http://www.auschwitz.org/historia/rozne-grupy-wiezniow/homoseksualisci-odrebna-kategoria-wiezniow/joachim-neander-dla-moich-towarzyszy–karl [dostęp: 5.08.2016].
[4] Por. J.C. Blutinger, „Bearing Witness: Teaching the Holocaust from a Victim-Centered Perspective”, „The History Teacher” 2009, Vol. 42, No. 3, s. 271–272.