Sezon muzyczny 2015/2016 w Polsce był dość bogaty w wydarzenia z Konkursem Chopinowskim na czele, odbył się również Konkurs Moniuszkowski oraz trochę premier operowych dzieł niekoniecznie oczywistych w naszych warunkach, a więc rokujących mniej lub bardziej uzasadnione nadzieje („Dokręcanie śruby”, „Salome”, „Głos ludzki”, „Czarna maska”, „Łaskawość Tytusa”). Były też jubileusze m. in.: Jerzego Maksymiuka, Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, 20. Festiwal Beethovenowski. Na liczbę wydarzeń muzycznych nie można było narzekać. Z ich jakością bywało różnie. Korzystając z chwili wytchnienia między końcem sezonu a dużymi letnimi festiwalami – Chopin i Jego Europa oraz Wratislavia Cantans – i nowym sezonem, proponujemy przysłuchać się trzem płytom pochodzącym z zupełnie różnych światów muzycznych i reprezentujących odmienne estetyki.

Hélène Grimaud, „Water” (Deutsche Grammophon, 2016)

grimaud WATER

Najnowszy album francuskiej pianistki Hélène Grimaud, znanej z zamiłowania do dzikiej przyrody i zaangażowanej w jej ochronę, jest dość nietypowy. Znalazły się na nim znane kompozycje fortepianowe powszechnie kojarzone z wodą, takie jak „Jeaux d’eau” Maurice’a Ravela, „La Cathédrale engloutie” Claude’a Debussy’ego oraz „Les Jeux d’eaux à la Villa d’Este” Ferenca Liszta, a także mniej znane kompozycje w wodnych klimatach: Isaaca Albéniza, Leoša Janáčka i Gabriela Faurégo oraz nieco rzadziej grywanych kompozytorów, jak Luciano Berio i Tōru Takemitsu, które stanowią ozdobę repertuarową tego programu. Artystka gra je z wrażliwością i pasją, nie popisując się pustą wirtuozerią, choć niektóre z tych kompozycji są wymagające nie tylko od strony interpretacyjnej, lecz także technicznej. Wszystkie zamieszczone na płycie nagrania pochodzą z występu w Nowym Jorku w grudniu 2014 r.

Utwory te składają się na różnorodną stylistycznie i formalnie kolekcję raczej refleksyjnych miniatur. Aby dodać im spójności tematycznej, zwiększyć, nomen omen, płynność narracji i skupić uwagę słuchacza, Grimaud zaproponowała specyficzne wstawki. Pomiędzy kolejnymi ogniwami wymienionych powyżej kompozytorów dograno w warunkach studyjnych 7 krótkich utworów elektronicznych z cyklu „Water – Transition” Nitina Sawhneya, odwołujących się do dźwięku kapiącej wody, chlupotania w kałuży czy kropiącego deszczu. Tę podróż przez głębsze i płytsze wody dopełnia – lub raczej przepełnia – bonus w formie medytacji, w której Grimaud kojącym głosem stereotypowej psychoterapeutki… leje wodę, dzieląc się refleksjami na temat granych przez siebie wcześniej kompozycji. Można tam znaleźć teksty takie jak „Water is also Nature’s composer, its drops, streams and waves beating the world’s primordial rhythms” [Woda jest również kompozytorem natury, jej krople, strumienie i fale wybijają pierwotne rytmy świata].

Na szczęście nie jest to recenzja literacka, więc poprzestańmy na stwierdzeniu, że mimo przedobrzonej koncepcji, płyta nie bez powodzenia próbuje nadać nowy sens tak zwanym składankom. Jej program czysto pianistyczny jest ciekawy i zagrany na przyzwoitym poziomie, a całość nadaje się zarówno jako tło, jak i do słuchania w skupieniu.

Daniel Hope, „My tribute to Yehudi Menuhin” (Deutsche Grammophon, 2016)

Daniel Hope

Ta płyta to osobisty hołd Daniela Hope’a dla jego nauczyciela i mentora – Yehudiego Menuhina, który w kwietniu tego roku obchodziłby setne urodziny. Menuhin zmarł w 1999 r. na zawał podczas tournée roku z Sinfonią Varsovią, z którą był związany od początku jej działalności pod tą nazwą. Z okazji rocznicy urodzin część wielkich wytwórni płytowych wznowiła jego nagrania (a w fonograficznym dorobku Menuhina znaleźć można kilkaset płyt, gdzie figuruje jako solista, a później także dyrygent). Chociaż to kolejny krążek typu składankowego o mało spójnym na pierwszy rzut oka doborze programu, jest on szczególny. Dokumentuje bowiem artystyczny związek Hope’a i Menuhina w bardziej osobisty sposób, pierwszy nazywa zresztą drugiego swoim „muzycznym dziadkiem”. Co warte podkreślenia, Hope jest obecnie jednym z najbardziej aktywnych i cenionych skrzypków świata. Grał w legendarnym Beaux Arts Trio przez ostatnich 6 lat jego działalności i kameralistyka nadal zajmuje poczesne miejsce w jego różnorodnym repertuarze obok koncertów oraz utworów z pogranicza muzyki klasycznej i filmowej.

Na płycie znalazły się utwory nad którymi wspólnie pracowali obaj skrzypkowie. Otwiera ją wirtuozowski „Koncert d-moll”, mniej znany z dwóch koncertów skrzypcowych Felixa Mendelssohna, który dzięki Menuhinowi został dosłownie wskrzeszony. To młodzieńcze dzieło prawie nie było grane, a w repertuarze legendarnego skrzypka zajęło szczególne miejsce. Obok niego pojawia się popularny „Koncert na dwoje skrzypiec i smyczki a-moll” RV 522 Antonia Vivaldiego. Do ciekawostek repertuarowych należy „Unfinished Journey”, poruszająca kompozycja utrzymana w postromantycznym stylu, zakorzeniona melodycznie w tradycji Wschodu, której autorem jest pochodzący z Libanu Bechara El-Khoury. Nie brakuje na tej płycie wirtuozowskich miniatur na skrzypce z towarzyszeniem innych instrumentów, jak „Salut d’amour” Edwarda Elgar, czy „Song of the Angel” Johna Tavenera.

Sporo miejsca zajmuje też muzyka inspirowana folklorem różnej proweniencji, począwszy od wyboru kilku spośród „44 duetów skrzypcowych” Béli Bartóka (w tym roku ukazało się ich kompletne nagranie).  Innym utworem, który porywa tanecznym idiomem jest „Hora Unirii” skomponowany przez George’a Enescu, u którego zresztą Menuhin studiował w Paryżu. Hope znakomicie odnajduje się w stylu i dobrze oddaje elementy charakterystyczne dla muzyki ludowej, unikając przy tym skansenowego brzmienia (może z wyjątkiem utworu „Rumänisch” Jo Knümanna). Płytę symbolicznie zamyka „Kadisz” w znanym opracowaniu Ravela. Hope kończy muzyczny hołd dla swojego mistrza tym samym utworem, który wykonywał z nim na kilka dni przed jego śmiercią. Cały materiał tego wydawnictwa został zarejestrowany w 2015 r. na wyjątkowym instrumencie Giuseppe Guarneriego z 1742 r., znanym pod nazwą „Ex-Lipiński”.

Les Sacqueboutiers, „Reis Glorios” (Flora, 2016)

reis_gloria_

Działający od 1976 r. zespół Les Sacqueboutiers (którego nieoczywista nazwa pochodzi od instrumentu sacqueboute, przodka dzisiejszego puzonu) specjalizuje się w wykonawstwie szeroko pojętej muzyki dawnej. Koncentruje się na okresie renesansu, ale nie obce są mu wycieczki nawet w stronę jazzu, za to na historycznych instrumentach. Ich najnowsza propozycja skupia się na istotnych wpływach muzyki arabskiej na kulturę Oksytanii, a pośrednio całego kontynentu, i to nie tylko muzycznych.

W dobie kontrowersji związanych z migracjami autorzy płyty przypominają nam m.in. postać Gerberta z Aurillac, wybitnego uczonego z X w. To jemu właśnie chrześcijańska Europa zawdzięcza wprowadzenie do matematyki cyfr arabskich, a muzyka konstrukcję ówczesnych organów. Ten znawca i miłośnik kultury arabskiej przeszedł również do historii jako… papież Sylwester II. Krucjaty i rozkwit handlu w XIV i XV w. pozwoliły, aby kultura arabska płynęła na europejską w jeszcze większym stopniu niż we wczesnym średniowieczu. Co ciekawe, część badaczy literatury i muzykologów widzi rodowód trubadurów właśnie w kulturze arabskiej. Według nich słowo „trobar” miałoby być hispanizacją arabskiego określenia na wzruszanie i zabawianie muzyką.

Na płytę „protopuzonistów” trafił repertuar, który przechował się w „Llibre Vermell de Montserrat” i manuskrypcie z St. Victor de Paris. Zwłaszcza ta druga księga zawiera cenne świadectwo zarabizowania języka i muzyki w Hiszpanii między XI a XVII w. Obejmuje też wartościowe muzykologicznie uwagi odnoszące się do wykorzystywanego wówczas instrumentarium. Dlatego też spora część nagranych na tej płycie utworów jest czysto instrumentalna i stanowi dobry przyczynek do zapoznania się z tym egzotycznym tematem w warstwie nie tylko opisowej i teoretycznej, lecz także brzmieniowej. Dodatkowym atutem płyty jest wykorzystanie różnych technik wokalnych, zarówno bliższych światowi arabskiemu, jak i kulturze europejskiej. Jednocześnie bogata melizmatyka przerastająca wiele z tych utworów oraz ich orientalizująca rytmika czynią z „Reis Glorios” ciekawą propozycję także dla tych, którzy z muzyką dawną nie mieli dotąd wiele do czynienia.