Pierwszy raz nazwisko Gézy Csátha ujrzałem w 2001 r. na okładce miesięcznika „Literatura na Świecie”. W numerze znalazło się kilka jego opowiadań oraz dziennik z lat 1912 i 1915 w przekładzie Anny Góreckiej i Roberta Żmùdy-Trzebiatowscziego. Ten skromny zbiór tekstów uzupełniał esej biograficzny Elżbiety Cygielskiej, w którym Csáth jawił się jako Wunderkind węgierskiej literatury początków XX w. Przynęta szybko została połknięta. Wszystkie zaprezentowane utwory Csátha pochłonąłem za jednym zamachem.
Csáth ponownie pojawił się na moim horyzoncie już w następnym roku. Znów dzięki numerowi „Literatury na Świecie”, tym razem poświęconemu legendarnemu pismu „Nyugat” – kuźni najlepszych węgierskich piór pierwszej połowy XX stulecia. Już nie sam, lecz w towarzystwie takich pisarskich tuzów, jak Dezső Kosztolányi, Gyula Krúdy, Frigyes Karinthy, Endre Ady, Mihály Babits czy Margit Kaffka, Csáth okazał się częścią wielkiej, kolorowej mozaiki twórców, których dorobek można było postawić na równi z ówczesnymi osiągnięciami ich zachodnich kolegów.
Na monograficzny numer miesięcznika poświęcony już tylko samemu Csáthowi trzeba było jednak poczekać ponad dwanaście lat. Opłaciło się. W 2015 r. polski czytelnik otrzymał już nie tylko opowiadania i dzienniki Csátha, ale także jego felietony oraz psychoanalityczną pracę „Dziennik kobiety chorej umysłowo”, której ponowne wydanie na Węgrzech – jak wspomina Elżbieta Cygielska – stało się w 1978 r. prawdziwą sensacją. Zwieńczeniem tych wieloletnich translatorskich wysiłków jest książkowe wydanie wybranych utworów Csátha, opublikowane w tym roku nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego. Tom zawiera opowiadania, „Zapiski o lecie 1912 roku” oraz „Historię mojego morfinizmu”.
Co kryje dzieło tego madziarskiego écrivain maudit? Przede wszystkim jest świadectwem twórczego napięcia jego czasów, fermentu, który rozpoczął się w obu stolicach Austro-Węgier na przełomie stuleci. Wiedeń w roku 1900 r. to pierwsze wydanie „Objaśnień marzeń sennych” Freuda, rozwijająca się działalność Stowarzyszenia Artystów Austriackich „Secesja” oraz skandal wywołany ukazaniem się w formie manuskryptu „Korowodu” Schnitzlera – bezpruderyjnego utworu, zbudowanego z rozmów kochanków, z których każda kończy się aktem seksualnym.
Budapeszt nie pozostaje dłużny siostrzanej stolicy. „W każdej dziedzinie dzieją się rzeczy – pisze o węgierskim mieście Elżbieta Cygielska – które mają zmienić oblicze węgierskiej kultury, z jednej strony pod wpływem inspiracji zachodnioeuropejskich, z drugiej poprzez powrót do źródeł” [1]. Sándor Ferenczi pracuje jako neurolog w budapeszteńskim szpitalu Świętej Elżbiety i już niedługo pod wpływem spotkania z Freudem zacznie popularyzować na Węgrzech nową dziedzinę nauki – psychoanalizę. Endre Ady, madziarski Baudelaire i „rewolucjonista emocjonalny”, wydaje swój pierwszy tomik wierszy. Mniej więcej w tym czasie Ernő Osvát, legendarny wydawca i późniejszy redaktor naczelny „Nyugatu”, przejmie konserwatywne pismo „Magyar Géniusz” i otworzy je na dorobek najlepszych europejskich twórców – Ibsena, Wilde’a, Wellsa, Maeterlincka, Verlaine’a – oraz młodych węgierskich pisarzy, z których każdy jest indywidualnością. „Członkowie tego pokolenia – pisze Cygielska – pozostali w pamięci czytelników jako odtwórcy wyrazistych ról. I tak emploi Endre Adyego to Rewolucja, Zsigmonda Móricza – Lud, Mihálya Babitsa – Tradycja, Dezső Kosztolányiego – Subtelność, Ignotusa – Duchowość, Ernő Szépa – Zabawa, Frigyesa Karinthyego – Humor, Margit Kaffka natomiast została obsadzona w roli, do jakiej stworzyła ją natura, czyli w roli Kobiety, jedynej – jak zauważa László Németh – do której nie było gotowego scenariusza” [2].
Gdzieś pośród tego twórczego zamętu wypływa na szerokie wody budapeszteńskiej literatury młodziutki, 20-letni Géza Csáth. Co ucieleśnia jego twórczość? Géza Csáth – Psychoanaliza, chciałoby się powiedzieć, i jest to opinia ze wszech miar usprawiedliwiona. Pisarz, jeszcze jako József Brenner (pseudonim przyjmie wkrótce po przybyciu do Budapesztu z rodzinnej Szabadki), po nieudanej próbie dostania się do konserwatorium muzycznego rozpoczyna studia medyczne i wkrótce potem zatrudnia się w klinice psychiatrycznej słynnego profesora Moravcsika. Tam z zapałem bada pacjentów, wprowadzając różne nowinki – w tym psychoanalizę Freuda i teorię archetypów Junga. Pisze pracę naukową „O psychicznym mechanizmie chorób umysłowych”, wysoko ocenioną przez samego Sándora Ferencziego.
Ten sam psychoanalityczny zapał wydaje się mu przyświecać przy pisaniu opowiadań, które szybko zjednują mu przychylność krytyków i starszych kolegów po piórze. Csáth często sięga w nich do dzieciństwa, opisuje budzącą się seksualność, senne marzenia. Pojawiają się w nich motywy autobiograficzne: młodość w prowincjonalnej Szabadce, matka, której śmierć przeżył bardzo mocno jako 8-latek, pierwsze miłości. Wszystko jest opisane prostym, lecz jednocześnie lirycznym językiem. Opowiadaniom tym daleko jednak do idylli. „Większość utworów Csátha można by określić, jako «Bajki, które źle się kończą»”, jak słusznie zauważa Mateusz Chmurski, cytując tytuł jednej z miniatur pisarza [3].
I to jak źle! Oto kilka przykładów. W „Świniobiciu” rzeźnik najpierw szlachtuje zwierzę, a następnie zmusza do seksu 15-letnią służącą Maris. W „Ojcu i synu” zrozpaczony syn przybywa do Instytutu Anatomii, by odzyskać ciało ojca, z którego – o czym się niebawem dowiadujemy – pozostał tylko szkielet, wypreparowany na zlecenie dyrektora. W końcowej scenie główny bohater w komicznej pozie, uginając się pod ciężarem kościotrupa, paraduje z nim po korytarzu instytucji. W słynnym „Matkobójstwie”, dedykowanym Ernő Osvátowi i opublikowanym w roku powstania „Nyugatu”, młodzi bracia Witmanowie najpierw pastwią się nad zwierzętami, a następnie zabijają matkę, by skraść jej biżuterię i zażyć nieco rozkoszy z prostytutką sadomasochistką Irén. W „Czarnej ciszy” przejęty narrator opowiada lekarzowi historię swojego braciszka, w której ten ostatni okazuje się wcieleniem wszelkich możliwych sił destrukcji. Narrator dusi go sznurem. Dopiero wówczas okazuje się, że „na łóżku leżał mały, delikatny chłopiec”, a cała demoniczność jest wytworem wyobraźni opowiadającego.
Opowiadania nie są więc niewinną wyprawą w „kraj lat dziecinnych”. Eros miesza się tu z Tanatosem, rzeczywistość z sennym marzeniem i koszmarem, dziecięca beztroska z nieuświadomionym okrucieństwem, obsesja z traumą. Lekcja doktora Freuda zostaje odrobiona.
Okres największych literackich sukcesów Csátha przypada na końcówkę pierwszej dekady XX w. Wydaje wówczas tom krótkich form „Ogród czarodzieja”, publikuje studium o Puccinim, docenione również w Niemczech. Pisze felietony do stołecznych gazet. W 1910 r. budapeszteńskie teatry wystawią jego sztuki „Janika” i „Hamvazószerda” (Środa popielcowa). Jest to również rok, w którym zaczyna się jego powolny upadek. To wówczas, już jako stażysta w klinice profesora Moravcsika, zażywa pierwszą dawkę morfiny. Moment ten opisze potem w krótkiej „Historii mojego morfinizmu”: „9 kwietnia 1910 r. profesor uniwersytecki Dezső Kuthy, opukawszy moją klatkę piersiową, orzekł: «Lekkie zapalenie szczytu prawego płuca». Wypełniony wonią karbolu, pogrążony w mroku gabinet w jednej chwili zamienił się w kryptę. Przebiegł mnie lodowaty dreszcz. […] O północy zażyłem pierwszą dawkę bromu. Dwie godziny później następną, o piątej jeszcze jedną. Wpół do szóstej, w świetle pierwszych promieni pięknego wiosennego słońca, wziąłem leżącą na moim stoliku strzykawkę z roztworem i wstrzyknąłem sobie pierwszą dawkę, 0,02 M” [4].
Jednorazowe, jak mniema, spotkanie z „boginią M” przeradza się w niszczący nałóg. Jego destrukcyjne działanie możemy obserwować, czytając dzienniki Csátha, które prowadzi od wczesnych lat młodzieńczych. Jest w nich metodyczny. Notuje wszystko. Jako dziecko – postępy w nauce, lektury, spotkania. Jako podrostek, a potem młody kawaler – twórcze plany, spotkania ze znajomymi i wizyty w burdelach, ale także wydane kwoty, puls, temperaturę ciała, liczbę wypróżnień, aktów seksualnych i nocnych polucji. Wypróżnienia oznacza symbolem trójkąta, akty seksualne symbolem koła, zmazy – symbolem pięciokąta. „Buchalteria egzystencji”, pisze o tych notatkach Mateusz Chmurski [5] i coś w tym jest. Przypomina ona zapiski Gombrowicza z „Kronosa”, z tym że Csáth jest wobec siebie i potencjalnego czytelnika zupełnie szczery, z nikim i w nic nie gra.
Od 1910 r. do listy fizjologicznych aktywności dochodzą skrupulatnie notowane dawki morfiny, bromu, pantoponu. Jednocześnie spada jego twórcza wydajność. Od momentu popadnięcia w nałóg Csáth pisze jedynie kilka opowiadań. Powstają „Zapiski o lecie 1912 roku”, notatki z uzdrowisku Stubnya (dziś Turčanskie Teplice), gdzie pisarz pracował jako lekarz. Na utwór składają się opisy seksualnych podbojów i (nie tylko) psychologiczne portrety kobiet, z którymi Csáth sypiał. O charakterze zapisków niech zaświadczą „dobre rady” dla podrywaczy, które autor umieścił na końcu:
„1) Nie zapominaj, że jeśli akurat nie można odbyć normalnego stosunku, zawsze pozostaje O.C. [obverso corpore, pozycja 69 – przyp. red.], petting, cunnilingus, coitus in anum, fellatio.
2) W sukces należy wątpić, ale zachowujmy się tak, jakbyśmy nie mieli żadnych wątpliwości.
3) Nie wolno zapominać, że w chwilach kryzysu pomocne mogą się okazać: brom, fryzjer, kąpiel, czysta pościel, płukanie serca, lewatywa, płukanie nosa, alkohol itd.
4) Jeśli tracimy panowanie nad sobą, zażyjmy jeszcze jeden gram bromu i połóżmy się na pół godziny.
5) Równomierne, spokojne, głębokie oddychanie w pozycji leżącej działa uspokajająco.
6) Praca nad silną wolą to szlachetne zajęcie, ale…” [6].
No właśnie, praca nad silną wolą to szlachetne zajęcie… Nie jest to mocna strona autora. Frywolny ton dzienników wkrótce zmienia się w pełne rozdrażnienia utyskiwanie uzależnionego. Csátha denerwują wszyscy i wszystko. Zwłaszcza własna niemoc. Wielokrotnie próbuje zerwać z nałogiem. „Program na jutro – pisze zimą 1913 r. – Żadnej M. Żadnego seksu. Żadnego alkoholu. Żadnej nikotyny. Pewnie będę cierpiał, ale trudno. Teraz zdychaj, ty śmieciu, psie, cierp, choćbyś miał gryźć ściany, ty łajdaku. W nocy, ale dopiero po 12, możesz wziąć podskórnie 0,03 P [pantoponu – PK]” [8]. Szybko jednak wraca do dawnego trybu życia. Próbują mu pomóc przyjaciele, żona, stryjeczny brat Dezső Kosztolányi, jeden z najwybitniejszych pisarzy tamtej epoki. Ten ostatni już po rozpoczęciu wojny pisze do brata Gézy Csátha, Dezső Brennera: „Plan leczenia Jóski, któryśmy przygotowali, okazał się całkowicie naiwny i bezużyteczny” [9].
Opis ostatnich momentów życia Csátha brzmi równie ponuro, jak jego najbardziej mroczne opowiadania. Oddajmy głos Kosztolányiemu, który w 1919 r. na łamach „Nyugatu” zamieścił tekst, będący swego rodzaju mową pogrzebową i jednocześnie podsumowaniem twórczości kuzyna:
„Oto co donosi mój znajomy z zajętej przez Serbów Szabadki: «W marcu ponownie przyjechał tutaj Twój biedny kuzyn, tak jak poprzedni – wozem, aby wystarać się o przyjęcie do kliniki Moravcsika. Ponieważ nie dostał przepustki na podróż do Budapesztu, został przez młodszego brata umieszczony w szpitalu w Baja, z którego jednak uciekł z powrotem do Regőce. Stamtąd napisał ojcu, że wedle własnej lekarskiej oceny jest już całkowicie wolny od nałogu morfinowego, w związku z czym dalszy pobyt w szpitalu nie ma sensu. Było to oczywiste kłamstwo. W dniu 22 lipca po południu, we własnym gabinecie oddał do swojej żony trzy strzały z rewolweru. Pierwsza kula trafiła nieszczęsną kobietę, kiedy miała na rękach ich małą córeczkę. Zdołała jeszcze uciec do sąsiadów, gdzie po godzinie zmarła. Po tym zajściu Géza Csáth podciął sobie żyły i zażył dużą dawkę morfiny. Przybyły na miejsce serbski lekarz wojskowy wykonał natychmiastowe płukanie żołądka i zatamował krwotok, ratując Twojemu kuzynowi życie. […] W Baja pozostawał pod opieką lekarską do pierwszego dnia września, potem przeniesiono go na oddział dla umysłowo chorych. W nocy z 11 na 12 września uciekł stamtąd i o szóstej rano – w szpitalnych spodniach, pasiastej czapce i marynarce – pojawił się u swojego wuja aptekarza, prosząc o morfinę i atropinę. Żadnego z leków oczywiście nie dostał. Pół godziny później wyruszył w stronę Budapesztu, mając przy sobie sto koron, które wyprosił u wuja. Dotarł do linii demarkacyjnej, gdzie zatrzymali go żołnierze i chcieli zmusić do powrotu. Błagał żeby go zastrzelili, ponieważ nie chce wracać do szpitala. Kiedy odmówili, połknął truciznę, którą miał przy sobie, nie wiadomo jak i skąd zdobytą, i tego samego dnia o szóstej wieczorem zmarł»” [10].
Oto Csáth w całej swojej krasie. Zdolny muzyk, wcale niezły rysownik, dobrze zapowiadający się naukowiec, dociekliwy psychoanalityk, wybitny prozaik, przyzwoity dramaturg, namiętny publicysta, seksualny obsesjonat, morfinista, morderca i samobójca. Wszystko w ciągu zaledwie 33 lat, z których jedna trzecia przeżyta została w szponach nałogu. Jego dzienniki są skrupulatnym zapisem narkotycznych uniesień i upadków oraz świadectwem trudnych zmagań z toczącą ciało chorobą. Nie gorszym niż „Wyznania angielskiego opiumisty” De Quinceya czy „Dziennik kuracji odwykowej” Cocteau. Wraz z opowiadaniami są one również odbiciem epoki, w której odkryto istnienie podświadomości i znaczenie marzeń sennych, przy jednoczesnym zachowaniu wiary w to, że da się je przeanalizować w sposób naukowy. Nie dlatego jednak warto czytać twórczość Gézy Csátha. Skrywa ona zupełnie inną tajemnicę. Najlepiej opisał ją chyba cytowany już Kosztolányi:
„Czy można go było jakoś uratować? Wątpię. Fizyczna izolacja i przymusowe odstawienie od morfiny mogłyby pomóc jedynie ciału i zapobiegłyby krwawemu finałowi tragedii, ale z pewnością nie powstrzymałyby rozwoju choroby umysłowej, która skrywała się przez kilka lat za nieprzejrzystą i gęstą zasłoną dymną morfiny. Uzależnienie się od trucizny jest zawsze tylko skutkiem, nigdy zaś przyczyną. Kiedy po nią sięgał, podświadomie zdawał sobie sprawę, że wybiera mniejsze niebezpieczeństwo zamiast większego. Chciał uciec przed melancholią, która pobrzmiewała w jego dziełach słodką melodią z zaświatów” [11].
Jeśli na literackim firmamencie szukać postaci, która dzieliłaby z Csáthem jego obsesje i zainteresowania, naturalnym kandydatem wydaje się Schnitzler. Wiedeński pisarz również był lekarzem i tak samo jak Csáth pasjonował się psychoanalizą. Podobnie jak autor „Historii mojego morfinizmu” miał też erotyczną manię. Skrzętnie odnotowywał swoje wszystkie seksualne zbliżenia.
Jednak pomimo jędrnego erotyzmu dzienników kto wie, czy Gézie Csáthowi nie jest bliżej do innego literackiego geniusza jego czasów – mrocznego Georga Trakla. Obaj byli równolatkami i obaj przesiąkli tą samą twórczą i jednocześnie ciężką atmosferą schyłkowych Austro-Węgier. Lecz przede wszystkim obu oblewał blask czarnego słońca melancholii i można sobie łatwo wyobrazić, że „Skarga”, jeden z wierszy Trakla, opublikowany tuż po wybuchu I wojny światowej, mogłaby pojawić się również na ustach Gézy Csátha:
Sen i śmierć, mroczne orły
Szumią wokół tej głowy długo w noc
Złoty obraz człowieka
Niech pochłonie kipiel
lodowatej wieczności. Purpurowe ciało
rozbija się o straszliwe rafy
I skarży się ciemny głos
Sponad morza.
Siostro szalonej smętnicy
Spójrz trwożliwe czółno tonie
Pod gwiazdami,
Milczącym obliczem nocy.
(przeł. Andrzej Kopacki)
Przypisy:
[1] Elżbieta Cygielska, „Nyugat” [w:] „Literatura na Świecie”, nr 7-8-9/2002, s. 265.
[2] Tamże, s. 275.
[3] Mateusz Chmurski, „Rąbek nieskończoności” [w:] „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2015, s. 354.
[4] Géza Csáth, „Historia mojego morfinizmu”, przeł. Maciej Sagata [w:] tenże, „Opium”, PIW, Warszawa 2016, s. 340–341.
[5] Mateusz Chmurski, dz. cyt., s. 343.
[6] Géza Csáth, „Zapiski o lecie 1912 roku”, przeł. Anna Górecka [w:] „Opium”, dz. cyt., s. 306.
[7] Tamże, s. 354.
[8] Géza Csáth, „Historia mojego morfinizmu”, dz. cyt., s. 354.
[9] „Géza Csáth w listach”, przeł. Anna Górecka [w:] „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2015, s. 295.
[10] Dezső Kosztolányi, „O chorbie i śmierci Gézy Csátha”, przeł. Krzysztof Wołosiuk [w:] „Opium”, dz. cyt., s. 361–362.
[11] Tamże, s. 367.
Książka:
Géza Csáth, „Opium. Opowiadania i dzienniki”, przeł. Elżbieta Cygielska, Anna Górecka, Wojciech Obiała, Maciej Sagata, Miłosz Waligórski, Krzysztof Wołosiuk, Robert Żmùda-Trzebiatowsczi, posłowia: Elżbieta Cygielska, Dezső Kosztolányi, opracowanie redakcyjne: Anna Górecka, PIW, Warszawa 2016.
Książka wydana z okazji obchodów Roku Kultury Węgierskiej 2016–2017.