Lektura rozmowy z ministrem Konradem Szymańskim o polityce europejskiej rządu PiS przygnębia. Pustka ideowa i brak pozytywnego programu w przypadku tej partii nie dziwi, lecz musi martwić szczerość, a nawet duma, z jaką tę polityczną jałowość wykłada polityk należący do koncepcyjnie wyższej półki swej formacji. To przecież nie Joachim Brudziński czy Krystyna Pawłowicz.
Szymański straszy
Konrad Szymański przeraża płytkością swego rozumienia Wspólnoty Europejskiej, redukcjonizmem w pojmowaniu racji jej istnienia, teraz i w przyszłości. Unia Europejska sprowadza się dla niego do zarządzania różnicami, podobieństwa interesów i wynikających z tego dla państw członkowskich korzyści. Panie Ministrze, gdyby tak miało być, to UE nigdy by nie powstała. Wystarczyłaby ONZ czy OBWE, bo już nawet nie Rada Europy. Nie podejrzewam, aby minister Szymański nie znał XX-wiecznej historii Europy, aby nie wiedział, skąd się wziął plan Schumana i dlaczego Wspólnoty Europejskie, w tym EWG (wspólny rynek), zostały przekształcone w Unię Europejską. Wie o tym, ale tę wiedzę ignoruje, bo to nie jest jego bajka. Zero wartości, zero zasad, zero standardów.
Nie taką Europę tworzyli ojcowie założyciele, inspirujący się przecież chrześcijańską nauką społeczną. I w jednym punkcie zgoda z ministrem Szymańskim: nie należy rugować chrześcijaństwa z europejskiego dziedzictwa i z tożsamości Unii. Rzecz w tym, że w pisowskim podejściu do Europy i jej problemów nie odnajdujemy ani śladu chrześcijańskiej etyki. Tylko zarządzanie różnicami i interesy. A przecież, gdyby taka była Wspólnota Europejska, to Polska do dzisiaj nie byłaby jej członkiem. Unia mogłaby znakomicie prosperować bez Polski, Rumunii, Chorwacji czy starającej się o członkostwo Serbii. Przystępowaliśmy do Unii jako wspólnoty wartości, jako projektu politycznego, choć korzyści, owszem, także mieliśmy na względzie.
Niech minister Szymański zada sobie trud lektury przemówienia ministra Krzysztofa Skubiszewskiego z okazji otwarcia debaty ratyfikacyjnej układ stowarzyszeniowy w czerwcu 1992 (jeśli jeszcze nie zostało wyrzucone z gmachu przy Szucha). Prof. Skubiszewski był realistą, ale wielkim, czyli nie zredukowanym do wulgarnie pojmowanych interesów. Dobrze wiedział, że wejście w obszar europejskich wartości i standardów służy Polakom, Polsce i jej interesom. Dobrze, że Tadeusz Mazowiecki i Skubiszewski nie chowali się „w ideowej skorupie, która jest wyrazem związanego z tym strachu”, co Szymański zarzuca dzisiejszej Europie. Gdyby się chowali, nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy teraz. Owa przeraźliwie pusta skorupa i strach, to – jak mogą zobaczyć Polacy – wypisz wymaluj postawa obecnej partii rządzącej.
Szymański tumani
Ów brak chrześcijańskiego ducha w podejściu władz PiS do Europy i jej Wspólnoty najlepiej widać na przykładzie zasady solidarności, która jest fundamentem racji istnienia i działania Unii. Bez niej Polska nie stałaby się kilkanaście lat temu jej członkiem ani nie otrzymywałaby tak wielkiej pomocy od początku lat 90. Teraz, gdy pojawiła się potrzeba dania świadectwa chrześcijańskiej postawie i udzielenia pomocy uchodźcom ze strasznej wojny, Polska PiS-u wyróżniła się pogardą dla zasady solidarności i odwróciła się od Europy. Rząd i prezydent ujawnili skrajny egoizm, strach własny i politykę strachu zamiast chrześcijaństwa, które w tej formacji jest na sztandarach, ale nie w sercach i umysłach.
Minister Szymański nie tylko przeraża swoim ograniczonym rozumieniem Europy, ale i tumani wyjaśnianiem powodów, dla których mamy złe stosunki z Europą i dlaczego postępuje marginalizacja Polski w Europie. Wszystko sprowadza do różnic w sprawie aborcji czy małżeństw homoseksualnych. Owszem, te różnice są realne i niektóre uzurpacje Parlamentu Europejskiego czy Komisji w sprawach światopoglądowych szły zbyt daleko lub były zwyczajnie zbędne. Jednak Szymański przez cały wywiad nie rozumie lub udaje, że nie rozumie, powodów obecnych potężnych kłopotów Polski w Unii, a w tym samym – w Europie. Owszem, potwierdza, że obóz rządzący inaczej rozumie wartość rządów prawa czy praw człowieka i podstawowych wolności. Lecz nie dostrzega, że pisowskie rozumienie tych wartości sytuuje nas bliżej rosyjskich polityków, a z pewnością nie mieści się w kanonach UE.
Chodzi zresztą nie tylko o rozumienie, ale i praktyczne tego konsekwencje, które polegają na systematycznym zmienianiu modelu ustrojowego Polski w kierunku autorytarnym. Dzisiejsza Turcja nie stanie się członkiem UE właśnie dlatego, że jest takim ustrojowo krajem, do którego PiS, chce teraz upodobnić Polskę. W dniu, w którym ukazał się wywiad z ministrem Szymańskim, okazało się, że w indeksie wolności mediów Polska spadła z 18. na 47. Miejsce – i to w ciągu jednego roku! Wiadomo, dla Szymańskiego i PiS-u to żaden argument. Podobnie jak stanowisko Komisji Weneckiej i Komisji Europejskiej wobec dewastacji Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Każda krytyka to robota tych, którzy „nas nie lubią”.
Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobił były prezydent Ukrainy, Wiktor Janukowycz, po dojściu do władzy, było sparaliżowanie ukraińskiego sądu konstytucyjnego. Czy obawiał się, że ten sąd zablokuje ukraińską wersję 500+ lub inne ustawy dobre dla ludzi? Nie. Chciał stworzyć państwo oligarchiczno-autorytarne. Klientelizm, kolesiostwo, nepotyzm, wrogość wobec społeczeństwa obywatelskiego i wolnych mediów to już są niemal ustrojowe cechy Polski PiS-u. Chodzi, Panie Ministrze, o to, aby Trybunał nie przeszkodził wam tego zapisać w Konstytucji, którą chcecie z marszu zmieniać. Nie robicie tego dla Polaków, bo nie macie mandatu większości polskiego społeczeństwa. Robicie to, bo tak chce poseł Kaczyński, bo mentalnościowo tkwicie w głębokim PRL-u, bo uważacie, że to zapewni wam bezkarne rządy bez końca.
Zamiast Europy – własne podwórko
Jaka jest zatem recepta Konrada Szymańskiego na politykę zagraniczną Polski zmierzającej ku autorytaryzmowi? Tak samo prościutka (mówiąc eufemistycznie), jak rozumienie przez PiS Europy, co nam szczerze wykłada minister Szymański: „nie chodzi o to, by nas ktoś lubił” oraz Polska będzie „płynąć w swoim nurcie”. To pierwsze twierdzenie zrealizowane jest już w stu procentach. W tym drugim chodzi o to, że porzucamy ambicję Polski w pierwszej lidze Europy. Będziemy grać w drugiej lub trzeciej lidze, ale własnej i będziemy w niej jedyną drużyną. Cokolwiek to Polskę i Polaków miałoby kosztować. Bo tak chce Kaczyński, bo taki jest interes jego partii.
Perspektywę Europy mniejszej liczby państw Szymański nazywa pogardliwie „Europką”. Ale to była na przykład Europa „piętnastki”, czyli sprzed wielkiego rozszerzenia. Ona miała się bardzo dobrze. I dlatego Polska koniecznie chciała tam się dostać. No, może nie cała. Konrad Szymański i podobnie myślący woleli być może swoją drugą i trzecią ligę. Teraz nasz minister i cała formacja muszą się męczyć w chwilowo w pierwszej, ale już marzą o własnym nurcie, własnym tylko dla nich podwórku, na którym będą mogli robić z Polską i Polakami cokolwiek zechcą i nikt im nie będzie się wtrącać. Ale to nie będzie nurt, Panie Ministrze, to będzie zatęchły staw, bo taki jest wasz program dla Polski.
W polityce europejskiej, zwłaszcza wobec Unii, PiS zachowuje się podobnie jak wobec smoleńskiego dramatu. Najpierw katastrofa na własne życzenie (po co przestrzegać jakichś procedur głównego nurtu?), a potem wskazywanie winnych poza sobą oraz okrzyki „hańba”, „zdrada” i „zaprzaństwo”. Katastrofa, jaką rząd chce zafundować w polityce europejskiej, to nie będzie wina Tuska, Junckera, Schultza, Putina ani nikogo innego. To będzie wina Prawa i Sprawiedliwości oraz osobiście Pana, Panie Ministrze. I dlatego, minister Szymański również nie śmieszy.
Śmieszy za prezydent Andrzej Duda, gdy mówi, że prowadzi politykę zagraniczną…
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: George Becker; Źródło: Pexels.com