Faktem jest wzrost liczby przestępstw motywowanych nienawiścią. Nastroje ksenofobiczne zagospodarowało Prawo i Sprawiedliwość (dziś znacznie bardziej radykalne pod tym względem niż jeszcze dekadę temu) i Paweł Kukiz, którego wątpliwą zasługą jest wprowadzenie do Sejmu osób związanych ze skrajną prawicą. Sam Ruch Narodowy, mający stać się nową siłą, został politycznie zmarginalizowany, a posłowie kandydujący z jego poparciem podzielili się już na tych, którzy pozostali u Kukiza, związali się ze stowarzyszeniem Republikanie oraz, jak poseł Winnicki, pozostają niezrzeszeni.

Już sama organizacja dwóch odrębnych wydarzeń w tak krótkim odstępie czasu przez dwie współpracujące ze sobą dotąd organizacje świadczy o rozdrobnieniu tego środowiska. Jeśli dodamy do tego inicjatywy Mariana Kowalskiego, który wybrał prowadzenie komentatorsko-satyrycznego programu z ekscentrycznym pastorem, czy niszowe inicjatywy Grzegorza Brauna i innych ekstremistycznych działaczy, otrzymujemy obraz ruchu niszowego, rekompensującego swoją słabość agresywną retoryką i skrajnie demagogicznymi postulatami.

Sukces Marszu Niepodległości polegał na stworzeniu przestrzeni dla osób utożsamiających się z tradycyjnymi wartościami, niekoniecznie w pełnej zgodzie z interpretacjami jego organizatorów. Szum medialny wokół niszowej imprezy, porozumienie ze środowiskami wolnorynkowej i okołopisowskiej prawicy oraz kolejne blokady sprawiły, że inicjatywą zainteresowało się wiele osób nieświadomych tego, czym jest Obóz Narodowo-Radykalny, Młodzież Wszechpolska oraz do jakich korzeni ideologicznych się odwołują. Zgłoszenie wówczas własnego marszu przez Bronisława Komorowskiego było krokiem zdecydowanie spóźnionym. Organizatorom Marszu Niepodległości nie można odmówić zdolności do wyciągania wniosków i dyscypliny – po latach problemów Marsz stał się wydarzeniem pokojowym w formie, mimo niekoniecznie pokojowych haseł i transparentów. Na poziomie komunikacyjnym udało się jego organizatorom odnieść sukces.

Antymuzułmańska histeria przysporzyła popularności ugrupowaniom narodowo-katolickiej prawicy. Duża frekwencja na marszach ONR-u nie przełożyła się jednak bezpośrednio na poparcie dla tej organizacji. W ostatnim czasie narodowcy próbowali wzniecić podobne nastroje wobec imigrantów z Ukrainy – tych samych, którzy rok przed wybuchem tzw. kryzysu uchodźczego byli przedstawiani jako główne zagrożenie. Demonstracje przeciwko imigracji z Ukrainy cieszyły się jednak znikomym poparciem. Zapewne dlatego, że – w przeciwieństwie do imigrantów z państw muzułmańskich – wielu Polaków ma styczność z Ukraińcami. Choć nie wyróżniają się fizycznie, wyczuwalny jest typowy akcent. Studiują razem z polskimi studentami, obsługują nas w sklepach, lokalach gastronomicznych, pracują jako listonosze i kurierzy. Niewiele wiemy o ich życiu, lecz z pewnością nie mamy powodów do wrogości. Ten mechanizm również tłumaczy mniejszy strach przed muzułmanami w niemieckich landach, w których stanowią oni znaczącą grupę w porównaniu do landów, gdzie jest ich dosłownie garstka.

Wobec licznych incydentów na tle ksenofobicznym organizacje skrajnej prawicy zachowują stosunek ambiwalentny. Nie popierają ich wprost, lecz jednocześnie wzywają do mordowania „wrogów ojczyzny”. Oficjalnie starają się podważać wagę problemu, szukają adekwatnych sytuacji, zrównując np. niespecjalnie mądre i mało smaczne memy o papieżu czy wystawienie w teatrze sztuki posługującej się radykalnymi środkami wyrazu z legitymizowaniem retoryki usprawiedliwiającej przemoc.

Z tymi atakami jest trochę jak z działalnością „samotnych wilków” – ludzi realizujących oddolnie działania wpisujące się w ideologie ekstremistycznych organizacji. W przypadku islamistycznych terrorystów czyny „samotnych wilków” są jednak chętnie legitymizowane przez jedną z większych grup. W przypadku osób bijących lub znieważających chilijskiego pianistę, syryjskiego doktora, starszą kobietę w hidżabie – są to ludzie realizujący program walki z „wrogami ojczyzny” jedynie z cichym przyzwoleniem organizacji zdających sobie sprawę, że popieranie przemocy może stanowić podstawę do ich delegalizacji.

Jeżeli sobotnia demonstracja miała być pokazem siły ONR-u – to okazuje się, że nie jest ona tak wielka, jak mogłaby być w państwie, w którym od lat mamy ogromne braki w edukacji antydyskryminacyjnej, a rekordy popularności święcą prawicowi demagodzy grający na najprostszych instynktach.

Oczywiście, problemem nie są jedynie bojówki. Pod przykrywką walki z „poprawnością polityczną” osoby sprawujące władzę pozwalają sobie na coraz więcej. Historia Ameera Alkawhany’ego pokazuje, jak daleko mogą posunąć się służby specjalne w niszczeniu człowieka tylko dlatego, że pochodzi z muzułmańskiego państwa, nawet jeżeli sam jest ateistą. Zmiany w prawie o zgromadzeniach idą w niebezpiecznym kierunku. Pierwsze efekty już widać, choć oburzenie na zachowanie policji wydaje się w dużym stopniu przesadzone.

Na nagraniach z blokady marszu daje się słyszeć prowokacyjne hasła. Pojawiają się sugestie, że policja staje w jednym rzędzie z faszystami. Pojawiają się doniesienia o przypadkach nadużyć, które zdecydowanie należy zbadać. Nie jest jednak winą policjantów z oddziału prewencji, że marsz ONR-u został uznany za legalny.

Policja skutecznie uniemożliwiła pikietującym zablokowanie trasy przemarszu i jakikolwiek bezpośredni kontakt. Dzisiaj to może brzmieć ponuro. Tyle że zadaniem służb porządkowych nie jest analizowanie racji stojących za udostępnieniem przestrzeni takiemu, a nie innemu ugrupowaniu. Obojętne im, czy słyszą, że są kryptolewakami, czy też kryptofaszystami. Wystarczy zresztą szybki przegląd aktualności na stronie ONR-u, by zobaczyć, że i oni mają swoje przejścia z policją.

Chcielibyśmy, żeby z podobną stanowczością policja oddzielała uczestników Parady Równości od kontrdemonstracji organizowanej przez narodowców. Tak było w poprzednich latach i miejmy nadzieję, że tak zostanie. Wyrażanie dezaprobaty wobec wybranych inicjatyw jest rzeczą naturalną i musi istnieć przestrzeń do jej wyrażania. Ze wszystkich problemów związanych z działalnością ONR-u najmniejszym jest jednak perspektywa jednorazowego przemarszu jego członków. W Polsce, w przeciwieństwie do Niemiec, blokowanie zgłoszonych zgromadzeń nie będzie mieć miejsca – co z jednej strony może frustrować ludzi odwołujących się do ideologii faszystowskich, z drugiej – daje szansę na swobodną organizację manif, marszów równości i innych potrzebnych zgromadzeń.

Zagospodarowanie skrajnych nastrojów przez ugrupowania głównego nurtu przynosi jedynie częściową ulgę. Podstawą jest myślenie o tym, jak pokazywać młodym ludziom alternatywę. W wielu miastach ONR, MW czy lokalne prawicowe ugrupowania są jedynymi organizacjami umożliwiającymi prowadzenie szeroko rozumianej działalności społecznej – niekoniecznie negatywnej. Często to właśnie te grupy organizują wydarzenia upamiętniające ważne rocznice, zbierają dary dla ubogich rodzin, kresowian czy schronisk dla zwierząt. Organizacje skrajnej prawicy potrafią zadbać o swój wizerunek. Siła skrajnej prawicy to pochodna słabości lewicy i liberałów. Zastanówmy się, w jaki sposób docierać do tej samej grupy, do której udało się dotrzeć narodowcom.

 

* Ikona wpisu: Marsz członków współczesnego Obozu Narodowo-Radykalnego z okazjo 81 lecia ONR, Poznań 2015. Fot. Rosiek.kub, Wikimedia Commons.