0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Chiny] Los Hongkongu...

[Chiny] Los Hongkongu jest przesądzony

Katarzyna Sarek

Osłabienie pozycji Wielkiej Brytanii i ogólna sytuacja międzynarodowa sprawiają, że los Hongkongu można uznać za przesądzony. Stopniowe i systematyczne ograniczanie wolności i praw mieszkańców trwa od lat i obecnie nikt nie jest w stanie zmusić Chin do zmiany swojej polityki.

Hucznie obchodzona 20. rocznica powrotu Hongkongu do Chin po raz kolejny pokazała, jak diametralnie zmieniły się polityczne realia. Dawny chory człowiek Azji daje dziś pstryczka w nos byłemu kolonizatorowi. Ten zaś z wymuszonym uśmiechem udaje, że nic takiego się nie stało.

Sam Xi Jinping wpadł na trzy dni do Hongkongu i wziął udział w licznych uroczystościach zorganizowanych w Pachnącym Porcie, m.in. odebrał paradę wojskową w jednostce wojskowej. Dzięki temu Hongkong na kilka dni zmienił się w oblężoną twierdzę i wszyscy mieszkańcy mogli przekonać się, że wizyta głowy państwa to nie przelewki. Sama oprawa – rzecz jasna perfekcyjnie przygotowana – czy niezwykle widowiskowe fajerwerki wystarczyłyby do przyciągnięcia uwagi światowych mediów. Podczas oficjalnych przemówień i późniejszych komentarzy pojawiły się jednak wypowiedzi, które doskonale i dobitnie pokazują obecne spojrzenie Chin nie tylko na status Hongkongu, lecz także politykę międzynarodową, sposób komunikacji z partnerami, wreszcie – przyszłość.

W 1984 r. Margaret Thatcher i Zhao Ziyang podpisali umowę Sino–British Joint Declaration, w której ustalono warunki powrotu Hongkongu do macierzy. Zadeklarowano w niej, że przez okres 50 lat – czyli od 1997 do 2047 r. – ustrój i prawa dawnej kolonii pozostaną niezmienione. Kapitalistyczne miasto miało spokojnie egzystować bez zmiany ustroju w obrębie socjalistycznych Chin. Wydawało się zatem, że los miasta jest przyklepany w ramach „jednego państwa, dwóch systemów”, a mieszkańcy dostali dużo czasu na negocjowanie i ustalanie przyszłych zmian.

Jednak założenie, że zasada pacta sunt servanda obowiązuje wszystkich i wszędzie, okazuje się przestarzałym konceptem w naszym ponowoczesnym i płynnym świecie. Xi Jinping podczas swoich przemówień bardzo ostro wypowiedział się o lokalnych próbach demokratyzacji ustroju miasta, ostrzegając, że „jakakolwiek próba naruszenia suwerenności i bezpieczeństwa Chin, konfrontacji władzy rządu centralnego […] i użycie Hongkongu do infiltracji i sabotażu wobec Kontynentu będzie przekroczeniem czerwonej linii i jest absolutnie niedopuszczalne”. Różne problemy trapiące mieszkańców, np. niebotyczne ceny nieruchomości i rosnące niezadowolenie masowym napływem Chińczyków z kontynentu zdaniem przewodniczącego Xi nie są w żaden sposób związane z rządami Pekinu czy kliki miliarderów. Winne im są obce siły i garstka lokalnych wichrzycieli, którzy „wszystko czynią politycznym i umyślnie tworzą problemy i prowokują konfrontacje”. Pewnie dlatego tuż przed wizytą aresztowano działaczy prodemokratycznych i uczestniczących w tzw. rewolucji parasolkowej w 2014 r., która przez kilka miesięcy paraliżowała życie w centrum miasta. Szorstkie słowa Xi zasadniczo wpisują się w styl zarządzania Hongkongiem za pomocą słownych gróźb i lekko maskowanej przemocy wobec najgłośniejszych oponentów – zaszczyt odpalenia prawdziwej bomby przypadł jednak komuś innemu.

To Lu Kang, rzecznik prasowy chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, o którym szepcze się, że może zostać przyszłym ministrem, przejdzie do historii. A to dzięki oficjalnej wypowiedzi, w której stwierdził: „Ponieważ Hongkong powrócił do ojczyzny 20 lat temu, umowa jako dokument historyczny nie ma żadnej wiążącej mocy”. Ta brutalna wypowiedź była zapewne pomyślana jako odpowiedź na oświadczenia Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Brytyjczycy w łagodnym tonie wyrazili nadzieję, że w przyszłości Hongkong poczyni postępy na drodze do w pełni demokratycznego systemu rządów. Amerykanie nieco ostrzej zwrócili uwagę na łamanie praw obywatelskich i naruszanie wolności mediów.

Ostatni gubernator Hongkongu, Chris Patten, w wywiadzie dla „Guardiana” nie szczędził za to krytyki obecnej polityce brytyjskiej wobec Chin, zarzucając swojemu rządowi trwanie w złudzeniu, że „jeśli nie ukłoni się wystarczająco nisko, to nigdy nie zrobi żadnych interesów w Chinach”. W obecnej sytuacji międzynarodowej i osłabieniu pozycji Wielkiej Brytanii wywołanej Brexitem los Hongkongu można uznać za przesądzony. Stopniowe i systematyczne ograniczanie wolności i praw mieszkańców trwa od lat i obecnie nikt nie jest w stanie zmusić Chin do przestrzegania warunków podpisanej w 1984 r. umowy. Jeśli nie nastąpi jakieś wielkie przetasowanie na arenie światowej, na które zresztą się nie zanosi, za kilka czy kilkanaście lat Pachnący Port straci resztki autonomii i zmieni się w kolejną chińską metropolię.

Znając historię Chin i dawne sposoby radzenia sobie z sąsiadami (czytaj: uzależnianie i podbijanie), właściwie niczego innego nie należało się spodziewać. Mimo promowanego obecnie przez Chiny wizerunku państwa pacyfistycznego, które nigdy nikogo nie zaatakowało – choćby Wietnamczycy mają na ten temat krańcowo odmienne zdanie! – już ponad dwa tysiące lat temu Państwo Środka stosowało świadomą i przemyślaną politykę powolnego wciągania sąsiadów w orbitę swoich wpływów.

Za czasów dynastii Qin i Han taką strategię nazywano jimi, polityką luźnych lejcy. Polegała ona na nawiązaniu współpracy z władcą kraju czy plemienia, uznaniu jego władzy, przyjęcia lenna i deklaracji poddania, a w zamian na powstrzymaniu się od interwencji i niewtrącania się Chin w sprawy lokalne. Kilka wieków później, za Tangów, tę strategię tylko ulepszono, wprowadzając różne stopnie i tytuły dla poszczególnych regionów. Prawdziwa zmiana w polityce nastąpiła dopiero w czasie panowania mongolskiej dynastii Yuan. Wtedy system jimi zastąpiono przez tusi – lokalnych władców, których włączono do chińskiego systemu urzędniczego, z czym wiązały się obowiązki, ale i duże profity. Przy okazji wprowadzano chińskie prawa, system administracyjny, a na terenach etnicznie niechińskich stopniowo pojawiali się chińscy urzędnicy i ludność. Z czasem przy boku lokalnego władcy stawał chiński „pomocnik”, którego zakres praw wzrastał proporcjonalnie do pomniejszania się zakresu władzy tusi.

Z tego systemu zaczęli wycofywać się już władcy mingowscy, którzy mając dość niepokornych watażków, w obręb standardowej administracji siłą włączali terytoria zarządzane przez tusi. Jednak oficjalny koniec przyszedł dopiero za Qingów, kiedy w 1724 r. cesarz Yongzheng zarządził likwidację autonomicznych obszarów i zastąpienie lokalnych władz przedstawicielami władzy centralnej (gaitu guiliu). Oczywiście nie spotkało się to z aprobatą zainteresowanych i doprowadziło do wielu powstań i buntów, ale małe i skłócone plemiona, dziś nazywane „mniejszościami narodowymi”, nie były w stanie przeciwstawić się potędze Pekinu. Mimo że ostatni taki obszar został dołączony do terytorium Chin dopiero w 1953 r.! Jak widać, umiejętność prowadzenia przemyślanej i efektywnej polityki, w której czas liczy się nie na dekady, lecz stulecia, Chińczycy posiedli już w starożytności.

Zmiany w globalnym ładzie mają mocne i szybkie przełożenie na sytuację państw słabszych, małych i zależnych. Hongkong może posłużyć za przykład – silny może wszystko, może również nie dotrzymywać umów i obietnic. Wychodzi na to, że nasz kultowy „Miś” jak wróżka przepowiedział nowe zasady polityki międzynarodowej: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?”.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: momo, Wikimedia Commons.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 443

(27/2017)
6 lipca 2017

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj