Łukasz Pawłowski: Przeciwnicy wprowadzenia w polskim prawie zawierania związków partnerskich, w tym także związków jednopłciowych, twierdzą, że Konstytucja RP tego zabrania. Pani się z tym nie zgadza…
Ewa Łętowska: Dokonajmy prostego, logicznego rozbioru art. 18 Konstytucji. Ten przepis jest skonstruowany następująco: „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny” – rzeczywiście, chodzi o związek heteroseksualny – „rodzina, małżeństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”. Oznacza to, że ten przepis za główny problem, sens, cel swojego działania przyjmuje zasadę ochrony i opieki państwa nad małżeństwem i rodziną, nad małżeństwem hetero. Tylko proszę powiedzieć, jak z tego w logiczny sposób wynika zakaz innych małżeństw, nie wspominając o innych nierejestrowanych związkach, innych niż hetero?
Ten argument – o rzekomym zakazie zawartym w art. 18 – jest dość powszechnie wykorzystywany podczas krucjaty przeciwko jakiejkolwiek instytucjonalizacji związków innych niż małżeństwa heteroseksualne. Ale jego używanie dowodzi braków humanistycznej dyscypliny logicznej. Zgadzam się z uprzywilejowanym miejscem małżeństwa heteroseksualnego. To wynika z artykułu 18. Nijak nie wynika jednak, w żaden logicznie spójny sposób, zakaz wprowadzenia „do prawa” innych związków.
To znaczy, że zgodnie z Konstytucją mogą powstać małżeństwa jednopłciowe, tylko nie mogą mieć identycznych praw jak małżeństwa heteroseksualne?
Otóż to. One muszą mieć choćby minimalnie mniejszą opiekę i ochronę, ale mogą – moim zdaniem – powstać na poziomie ustawowym. Na poziomie konstytucyjnym będziemy rozstrzygali in favorem małżeństwa hetero. W związku z tym, moim zdaniem, art. 18 nie zawiera żadnej przeszkody dla instytucjonalizacji innych związków – ba! nawet innych małżeństw! Przypis tego artykułu nie jest przypisem definicyjnym. Odwołuje się do pewnej zaszłości, do pojęcia zastanego. Rzeczywiście, dotychczas małżeństwa były małżeństwami hetero. To nie znaczy, że ta sytuacja nie może się zmienić w przyszłości.
W Konstytucji nie ma żadnej przeszkody dla instytucjonalizacji innych związków – ba! nawet innych małżeństw – niż heteroseksualne. | Ewa Łętowska
Skąd więc przekonanie, że Konstytucja wprowadza taki zakaz?
Niedawno – w zeszłym roku – ukazał się bardzo pokaźny tom komentarza do Konstytucji pod redakcją profesora Marka Safjana. W tej pracy art. 18 został opracowany komentatorsko przez dra Witolda Borysiaka, znanego cywilistę, którego bardzo szanuję, m.in. za jego publikację o dziedziczeniu. Czytając ten komentarz, z przykrością stwierdzam jednak, że został on napisany bez cienia jakiejkolwiek próby falsyfikacji przedstawionego przeze mnie rozumowania logicznego. Przeczytam panu fragment tego komentarza:
„W świetle artykułu 18 konstytucji, małżeństwo musi być związkiem ulegającym regulacji prawej, która zapewniałaby mu ochronę i opiekę. Regulacja ta powinna dookreślić niektóre elementy tej instytucji w ustawodawstwie. […] Co do prób rejestracji w ustawodawstwie innych związków międzyludzkich – związki takie, nieodpowiadające cechom małżeństwa, nie mogą podlegać prawnej rejestracji oraz nie pozostają pod opieką i ochroną przewidzianą dla małżeństwa w artykule 18. Dotyczy to w szczególności konkubinatu jako związków małżeńskich, zwłaszcza osób tej samej płci oraz stosunków poligamicznych”.
Proszę pana – ja się zgadzam, że związki poligamiczne nie mogą podlegać w Polsce rejestracji z tej przyczyny, że są zakazane w ustawodawstwie. W tej chwili, skoro nie ma rejestracji na poziomie ustawy zwykłej związków partnerskich jednopłciowych bądź małżeństw jednopłciowych, nie istnieją tego rodzaju procedury. Ale dlaczego autor uważa, że Konstytucja przeciwstawia się stworzeniu w ustawie jakichkolwiek możliwości rejestracyjnych dla tej kategorii związków jednej płci? Ja tego po prostu nie rozumiem.
W tym komentarzu autor wyklucza możliwość rejestracji jakichkolwiek innych związków, niezależnie od tego, czy homo- czy heteroseksualnych.
Argumentacja, jaką przytacza się przeciwko możliwości rejestracji jakichkolwiek związków innych niż małżeństwa heteroseksualne, opiera się o argument konkurencyjności. Rozumiem, że wobec małżeństw hetero można uznać za konkurencyjne konkubinaty. Co więcej, możemy mieć do czynienia z sytuacją, w której ktoś chce zakończyć małżeństwo i wchodzi w konkubinat. Rejestrujemy ten konkubinat i powstaje komplikacja dotycząca spraw majątkowych czy mieszkaniowych.
Chodzi o sytuację, w której ktoś po rozwodzie wchodzi w konkubinat?
Nawet bez rozwodu. O ile ja mogę zrozumieć wobec tego argument o konkurencyjności związków konkubinackich z małżeństwem hetero, o tyle nie mogę pojąć argumentu o konkurencyjności związków jednej płci z małżeństwem heteroseksualnym. To jest przecież problem orientacji, a ona się na ogół nie zmienia.
Państwo jest z oczywistych względów – m.in. demograficznych – zainteresowane rejestracją związków hetero. Rozumiem więc, że ten konkubinat jest czymś, co się wyłamuje z pewnego porządku. Ale tu zachodzi pewien paradoks polegający na tym, że rejestracja związków jednej płci – z tego punktu widzenia – mniej zagraża porządkowi niż jakakolwiek rejestracja konkubinatu.
Rejestracja związków jednej płci ma niesamowicie mocną konotację ideologiczną. Jeżeli wobec tego założymy, że państwo ma jakieś silne założenie ideologiczne, to jesteśmy w dołku z całą argumentacją.
Czy przeciwnicy rejestracji związków innych niż małżeństwa heteroseksualne, którzy powołują się na Konstytucję, nie mają żadnych argumentów?
Mają jeden, który wydaje mi się mocny, i byłabym nieuczciwa, gdybym go przemilczała. Otóż, jak wspomniałam, państwo otacza szczególną opieką i ochroną małżeństwa hetero. Czyni to m.in. ze względów demograficznych, bo potomstwo przeważnie rodzi się w związkach tego typu. Z tego tytułu przyznaje się pewne benefity, wynikające właśnie z zapisanej w Konstytucji „szczególnej opieki i ochrony”. Dlatego domaganie się pełnego zrównania statusu ewentualnych związków jednopłciowych z małżeństwem, korzystanie z tych samych benefitów – to tak, to się sprzeciwia Konstytucji. Krótko mówiąc, ten status musiałby być w tym zakresie inny.
Poza tym, podam przykład czysto praktyczny. Jesteśmy państwem niespecjalnie zasobnym. Benefity socjalne – w tym te, które mają małżeństwa zgodnie z art. 18 – stanowi pewną „miseczkę”. Jeżeli do niej ustawi się kilka łyżek więcej, to ta miseczka szybciej się opróżni. I to rzeczywiście wówczas jest przesłanka za powołaniem się na artykuł 18.
Nie rozumiem tego argumentu.
Jeżeli na ten fundusz wypłacający benefity składają się świadczenia ewentualnych beneficjentów – to znaczy pozostających w związku – to ten argument nie jest wiążący. Były nawet zresztą takie rozstrzygnięcia w Trybunale Sprawiedliwości w Luksemburgu. Natomiast w przypadku świadczeń ze środków publicznych – czyli nieskładkowych – to argument o „miseczce” jest prawidłowy.
Ale to jest argument zupełnie nieprzystający do tej rozmowy. Bo z jednej strony mamy benefity socjalne małżeństw heteroseksualnych, a z drugiej strony prawa obywatelskie osób homoseksualnych.
To nie dotyczy praw obywatelskich. Rejestracja związków jednopłciowych – jeżeli przechodzimy na poziom praw człowieka – wynika z zasady ochrony prywatności. Tyle tylko, że my jesteśmy na poziomie dyskusji o praktycznych przyczynach, dla których można byłoby znaleźć w artykule 18 podstawę do zakazu wprowadzenia tego typu związków.
A gdyby odwrócić sytuację? Czy można argumentować, że związki jednopłciowe to wręcz konstytucyjne prawo, a w związku z tym to ich brak prowadzi do złamania konstytucyjnych praw osób homoseksualnych?
Oczywiście! W Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie Oliari przeciwko Włochom użyto takiego argumentu. Brak jakiejkolwiek regulacji tych spraw powoduje naruszenie praw człowieka. To trafne uzasadnienie.
My w Polsce nie mamy żadnych regulacji.
Zwolennicy obecnego, restryktywnego podejścia argumentują: osoby homoseksualne mogą ułożyć swoje stosunki poprzez sieć odpowiednich umów cywilnoprawnych, zapisów w testamencie i tak dalej. To błędne uzasadnienie. Sieć umów wymaga każdorazowego przewidzenia podobnych sytuacji. Tego jest dużo, a tu chodzi o jeden akt, którym określa się status takiego związku jako instytucji. Jedno chcę tylko mocno podkreślić – to, co mówię, nie oznacza aprobaty dla zrównania statusu małżeństw jednej płci z małżeństwami hetero. Artykuł 18 stwarza w tym zakresie wyraźną przeszkodę.
Niemcy mają podobny artykuł w swojej konstytucji. Małżeństwo pozostaje pod ochroną państwa, ale nie jest wyraźnie zapisane, że chodzi o małżeństwo heteroseksualne. Na tle orzecznictwa niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego i ustalonej praktyki nie ulega jednak wątpliwości, że właśnie o taki związek chodzi. Wydaje mi się, że uprzywilejowany status małżeństwa hetero w Niemczech też jest konstytucyjnie zapewniony. Nie znam jednak dokładnie tego świeżego rozstrzygnięcia niemieckiego. Przypuszczam, że ta sprawa trafi do Trybunału Konstytucyjnego, a ten ją wyjaśni. To po prostu trzeba przetestować. Niemiecki Trybunał Konstytucyjny to poważna instytucja i w tym zakresie używa poważnej i uczciwej argumentacji – tak było na przykład w 2004 r., kiedy testowano rejestrację związków partnerskich – w Niemczech ustawowo aprobowanych od 2001 r.
W Polsce wynik takiego „testu” jest dość łatwy do przewidzenia…
Oczywiście, w Polsce kwestia odsyłania ustaw do TK jest obecnie problematyczna, bo my w tej chwili jesteśmy pozbawieni tej możliwości. Już nawet abstrahując od tego, że nikt u nas niczego w tym zakresie zmieniać nie chce.
Jeżelibym miała spuentować naszą rozmowę, to powiedziałabym, że nie jest problemem to, czego u nas brakuje. Nie jest problemem to, że następuje potężne przekłamanie, upraszczające sens artykułu 18. U nas występuje ogólna wrogość. Nie tylko w stosunku do małżeństw i związków jednej płci czy ludzi do nich aspirujących, ale wręcz do rozmowy na ten temat. Debata jest przesycona fałszem intelektualnym i nieuczciwością. Bardzo nad tym boleję.