Z dzieciństwa niewyraźnie pamiętam dwudziesty stopień zasilania i długie wieczory przy świeczce. Ponieważ przed nami upalne lato i majaczące widmo blackoutu, warto pomyśleć o pomysłach na spędzanie czasu z dziećmi jedynie przy latarce czy zapomnianym zniczu.
Co powiecie na teatrzyk cieni? Taki ze zwierzątkami przypominającymi te prawdziwe i z postaciami, które dają się rozpoznać już na pierwszy rzut oka?
Doskonałą skarbnicą gotowych pomysłów i inspiracji będzie urokliwy reprint wydawnictwa Egmont pt. „Chińskie cienie. Wesoła zabawa dla wszystkich”. Oryginalnie wydana w 1935 roku nakładem Wydawnictwa Gier Towarzyskich książka to równocześnie zbiór rymowanek, konturów pomocniczych do samodzielnego wycięcia i czarnych kartek do tworzenia sylwetek. Same rymowanki autorstwa, jak głosi stopka, tajemniczej Gaby Bai, towarzyszące rysunkom z układem rąk, nie rzucają na kolana. Nieliczne są zabawne, jak: „Osioł: Ranga pewnego osła wzrosła,/ Kiedy wybrano go na posła”, ale większość albo nie budzi żadnych pozytywnych uczuć, jak: „Krowa: Tu i ówdzie darła szaty, / Stąd te wielkie, białe łaty”, albo budzi wyłącznie te mieszane: „Po paluszkach straszna zgaga, /Narzekała Baba Jaga”. Nie dla poezji jednak sięgamy po książkę z konturami do rzucania cieni, prawda?
Znacznie ciekawsze są rysunki, na których jedynie z rąk i prostych elementów pomocniczych, jak patyczek czy kawałek papieru, wyczarowane są zwierzęta z zagrody i lasu oraz postacie ludzkie o charakterystycznych cechach, jak św. Mikołaj czy żołnierz. Naśladując układ rąk z rycin i posiłkując się gotowymi do wycięcia konturami, uda się z łatwością (tym utalentowanym manualnie) lub z pewnym wysiłkiem (casus autorki) pokazać dziatwie, że tymi rękami zarabiamy nie tylko na chleb z szynką i masłem, ale także umiemy zrobić zająca czy wielbłąda. Wyobrażacie sobie ten przyrost podziwu i szacunku w oczach potomstwa? Gdy zaś zmęczą nam się ręce, a liczba palców i stawów stanie się niewystarczająca do wyrażenia naszych wizji, możemy po prostu na czarnych stronicach z ostatniej strony książki narysować, co nam się wymarzy, wyciąć i zamienić się w mistrza drugiego planu, tworząc własny teatrzyk cieni.
A gdy już i to nam się znudzi, warto zastanowić się nad tytułem książki. Dlaczego cienie rzucane na ścianę to chińskie cienie? Skąd wziął się ten rodzaj rozrywki i sztuki? Czy od początku była przeznaczona dla dzieci?
Chińskie cienie, w Chinach nazywane „sztuką skórzanych cieni” (皮影戏), mają imponująco długą historię. Ich legendarną genezę opowiada podanie z czasów dynastii Han o miłości cesarza do pewnej konkubiny. Gdy zmarła, a nieutulony w żalu władca tęsknił i rozpaczał, pewien magik obiecał mu przywołanie ducha ukochanej. Odniósł sukces i cesarz za zasłoną ujrzał cień jej sylwetki, który, zgodnie z podaniem, powstał z umiejętnie oświetlonego pochodnią przyciętego papieru. Jednak dopiero kilkaset lat później przedstawienia cieni stały się popularne na terenie całego kraju, a ich największy rozkwit datuje się na okres dynastii Song (960–1127 r.). Za Mingów w samym Pekinie działało kilkadziesiąt teatrów cieni, bogacze zatrudniali własne zespoły, których występy dodawały splendoru przyjęciom i uroczystościom. W dobie cyfrowej teatr cieni cokolwiek odszedł w cień, co raczej nie dziwi, i dla dorosłych (w dawnych czasach to oni byli głównymi odbiorcami, nie dzieci) jest raczej urokliwą ramotką niż źródłem rozrywki, ale do dziś w Chinach istnieją trupy wystawiające tradycyjny repertuar za pomocą tradycyjnych technik i produkowane są filmy animowane dla dzieci sięgające po tę charakterystyczną stylistykę.
Sama idea teatru cieni jest banalnie prosta: sylwetka, ekran i światło. Pierwotnie figurki wycinano z papieru, ale później dominującym surowcem stała się skóra – twardsza i bardziej wytrzymała. Do oświetlonego od tyłu ekranu z płachty papieru lub białej tkaniny przykładano postacie wysokie na kilkanaście centymetrów, a czasami takie sięgające ponad 50 cm! Zazwyczaj do poruszania jedną postacią wystarczał jeden aktor, ale przy dużych, z ruchomymi stawami w kończynach, potrzebne były dwie albo i trzy osoby. Z boku siedział człowiek-orkiestra, który za pomocą różnych instrumentów budował ad hoc podkład muzyczny. Teksty bohaterów wygłaszali lub wyśpiewywali aktorzy. Dzięki popularności na terenie całego kraju powstawały lokalne odmiany teatru cieni, różniące się tematyką sztuk, typami postaci, podkładem muzycznym i śpiewanymi ariami. Chiński teatr cieni został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO, dzięki czemu powstał o nim ciekawy film.
„Chińskie cienie” to miła i nietypowa pozycja, dzięki której uświadomimy dzieciom, jak dawniej spędzano wieczory i że elektryczność do polskich domów zawitała powszechnie dopiero w latach powojennych. Bez złudzeń – teatrzyk cieni nie zastąpi tabletu ani komputera, ale z pewnością zaskoczy, zaciekawi i zachęci do kreatywnej zabawy z wymyślaniem i wycinaniem własnych bohaterów do scen i przedstawień.
Książka:
„Chińskie cienie. Wesoła zabawa dla wszystkich”, „Teatrzyk cieni. Wycinanka”, rymowanki: Gaba Baja, opracowanie graficzne: Adelina Sandecka, wyd. ART Egmont, Warszawa 2017.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.