trump_IKONKA
Ilustracja: Dawid Widzyk.

W polskich mediach często słyszymy, że prezydentura Donalda Trumpa – jego obraźliwe tweety, nieprzemyślane decyzje, wojownicze zapowiedzi – paradoksalnie pokazuje siłę amerykańskiego państwa: sądów, które blokują nielegalne decyzje prezydenta; prasy ujawniającej skandale z wewnątrz Białego Domu; czy wreszcie opinii publicznej, która protestuje przeciwko nadużyciom władzy.

Tymczasem lektura książek poświęconych życiu Donalda Trumpa prowadzi do wniosku dokładnie odwrotnego – cała wieloletnia „kariera” obecnego prezydenta powinna służyć jako miażdżący akt oskarżenia pod adresem amerykańskich instytucji państwowych, a przede wszystkim amerykańskich elit politycznych, towarzyskich, medialnych i gospodarczych. Dowodem kryzysu państwa nie jest sukces Trumpa w wyborach prezydenckich, ale fakt, że przez kilka dekad jego skandaliczne wypowiedzi, wypowiadane publiczne kłamstwa i biznesowe szwindle uchodziły mu całkowicie na sucho. I nie mówimy tu o niesprawdzonych pomówieniach, podejrzeniach, domysłach. Większość z tych faktów została doskonale udokumentowana przez jego biografów.

Jako kopalnie przykładów mogą posłużyć dwie książki autorstwa uznanych amerykańskich dziennikarzy. „Trump Revealed” to efekt pracy wielu pracowników dziennika „Washington Post” zebrany w całość przez Marca Fishera i Michaela Kranisha. „The Making of Donald Trump” to z kolei dość krótka biografia Trumpa przygotowana przez Davida Cay Johnstona, dziennikarza, laureata Nagrody Pulitzera, który o obecnym prezydencie pisze od lat 80. minionego wieku. Ta druga książka ukazała się niedawno na polskim rynku pod tytułem „Donald Trump. Jak on to zrobił?” [Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2017]. Choć Johnston właściwie od pierwszej strony nie ukrywa swojej niechęci do obecnego prezydenta, a autorzy „Washington Post” zapewniają, że starali się stworzyć bezstronny portret obecnej głowy państwa, to przedstawione informacje w ogromnej mierze się pokrywają.

Money, money, money

„Nie robię tego dla pieniędzy. Mam ich aż nadto, więcej niż kiedykolwiek będę potrzebował. Robię to, bo chcę to robić. Interesy to moja forma sztuki”. To pierwsze zdanie ze słynnej „autobiografii” Trumpa „The Art of a Deal”, napisanej przez dziennikarza Tony’ego Schwartza. Pierwsze zdanie i pierwsze kłamstwo.

Miłość do pieniędzy to jedna z dwóch najważniejszych cech Donalda Trumpa, które zdaniem Davida Cay Johnstona, autora biografii prezydenta Stanów Zjednoczonych „Donald Trump. Jak on to zrobił?”, najlepiej pomagają zrozumieć jego decyzje i metody działania. Owa namiętność jest tak wielka, że przybiera niekiedy kuriozalne formy. W 1990 r. satyryczny magazyn „Spy” postanowił sprawdzić, jak skąpi są najbogatsi nowojorczycy. W tym celu dziennikarze założyli lipną firmę i do 58 nowojorskich bogaczy wysłali informację o rzekomo należnym im zwrocie pieniędzy. Suma wypisana na czeku była zawrotna – 1 dolar i 11 centów – a celem zabawy było sprawdzenie, czy któryś z adresatów zrealizuje czek. Każdy, kto to zrobił, otrzymywał kolejny, tym razem na kwotę o połowę mniejszą. Kiedy zabawę zakończono, na polu bitwy zostało tylko dwóch uczestników, w tym Donald Trump. Rzekomy miliarder, samozwańczy król luksusu, który twierdzi, że interesów „nie robi dla pieniędzy”, podpisał i zdeponował czek na… 13 centów, czyli niespełna 50 groszy [Johnston, s. 155].

Podobną historię opowiada w swojej książce „Trump & Me” dziennikarz „New Yorkera” Mark Singer, który wysłał Trumpowi czek na 37,82 dolarów, czyli około 140 zł. Miał to być ironiczny dowód wdzięczności za skok sprzedaży książki Singera po tym, jak Trump publicznie ją skrytykował, odsądzając autora od czci i wiary. Po kilku dniach Donald pieniądze pobrał.

Na podobieństwo ojca

Pod tym względem, jak i pod wieloma innymi, Trump wyraźnie pozostaje pod wpływem ojca, Freda seniora, który znacząco pomnożył rodzinną fortunę, budując – często przy wsparciu środków publicznych – wielkie osiedla dla nowojorczyków z niższej klasy średniej, szukających tanich mieszkań poza Manhattanem. Starszy Trump znany był z niebywałej zdolności oszczędzania na wykorzystywanych materiałach budowlanych. Wybierał zawsze najtańsze, a do legendy przeszły jego spacery po placach budowy, podczas których zbierał z ziemi… upuszczone gwoździe i oddawał robotnikom do ponownego wykorzystania [Johnston, s. 26].

donald-trump-david-johnston
David Cay Johnston, „Donald Trump. Jak on to zrobił?”.

Jak zauważa Johnston, nie znaczy to jednak, że surowy Trump senior był wyznawcą protestanckiej etyki pracy, oszczędzającym każdy grosz i odmawiającym sobie oraz rodzinie wszelkich przyjemności. Trumpowie mieszkali w dużej willi w nowojorskiej dzielnicy Queens, a Fred Senior nie szczędził pieniędzy na swoje słabości. Jedną z nich były błękitne samochody marki Cadillac, które zmieniał regularnie, co dwa lata, a dodatkowo jako jeden z pierwszych nowojorczyków wyposażał samochody w spersonalizowane tablice rejestracyjne z inicjałami FCT – Fred Christ Trump. Donald zrobił dokładnie ten sam gest. Jeszcze przed ukończeniem studiów kupił własnego Cadillaca, a na tablicy rejestracyjnej umieścił litery DJT – Donald John Trump.

Trump senior doskonale rozumiał także siłę reklamy i nie żałował na nią pieniędzy – to kolejna lekcja, którą przekazał synowi. Jeszcze przed narodzinami Donalda promował swoje mieszkania w niekonwencjonalny sposób. W roku 1939 zorganizował Trump Boat Show – 34-letni wówczas Fred podpłynął pod popularną wśród nowojorczyków plażę na Coney Island 20-metrowym jachtem obwieszonym banerami reklamującymi swoją nową inwestycję. Następnie, w takt między innymi amerykańskiego hymnu i innych patriotycznych przebojów puszczanych z głośników, wyrzucił do wody setki balonów z kuponem zniżkowym na mieszkania. Plażowicze walczyli o nie tak zaciekle, że doprowadziło to niemal do „wybuchu zamieszek”, pisał „New York Times”.

Nie ma złej reklamy

„Wiesz, tak naprawdę nie ma znaczenia, co [o tobie, przyp. ŁP] piszą, jeśli tylko masz przy boku młodą i piękną dupę”, powiedział Trump w 1991 r. w wywiadzie dla magazynu „Esquire”. To jedna z wielu wypowiedzi przyszłego prezydenta pokazująca jego przedmiotowy stosunek do kobiet. Jedna z nich, ujawniona na nagraniu tuż przed wyborami – na której chwali się, że może bezkarnie całować i „łapać za cipki” piękne kobiety, bo jest gwiazdą, a gwieździe się na to pozwala – kosztowała go niemalże utratę prezydentury.

Ale przez całe lata takie podejście do kobiet było fundamentem wizerunku Trumpa – opływającego w luksusy bogacza à la Hugh Hefner, który nie tylko otacza się pięknymi dziewczynami, ale może zdobyć także kobiety najbardziej znane i podziwiane. W 1991 r. w mediach pojawiła się plotka, że Trump ma romans z Carlą Bruni, wówczas włoską modelką, a w przyszłości żoną Nicholasa Sarkozy’ego. Kiedy dziennikarka magazynu „People” zadzwoniła w tej sprawie do firmy Trumpa, oddzwonił do niej niejaki John Miller, rzekomo rzecznik biznesmena. Miller nie tylko potwierdził plotkę, ale także dodał, że z jego przełożonym romansuje wiele innych gwiazd na czele z… Madonną [Johnston, s. 187–189]. Żadna z tych pogłosek nie została potwierdzona. Mało tego, wkrótce okazało się, że John Miller nie istnieje, a pod rzecznika podszywał się sam Trump, do czego zresztą się przyznał. Nie było to zresztą jedyne alter ego Donalda. Niekiedy funkcję własnego rzecznika spełniał, przedstawiając się jako John Barron.

Michael Kranish, „Trump Revealed”
Marc Fisher, Michael Kranish, „Trump Revealed”, Scribner, 2016.

Cóż z tego jednak, że oszustwo szybko wyszło na jaw, skoro plotka poszła w świat i zaczęła żyć własnym życiem. A kiedy Bruni została pierwszą damą Francji, Trump odgrzał temat w rozmowie ze słynnym radiowcem Howardem Sternem. Z kolei w roku 2016, już podczas kampanii prezydenckiej, na antenie telewizji NBC zaprzeczył, by kiedykolwiek podszywał się pod Johna Millera i zapewniał, że o całej sprawie słyszy „pierwszy raz” [Johnston, s. 196–197].

Trump przez całe dekady potrafił wykorzystywać prasę, radio i telewizję do własnych celów, skandalizujące występy traktując jako darmową formę reklamy. Najpierw dla swoich inwestycji budowlanych, a potem – kiedy zamiast faktycznym budowaniem, zajął się głównie użyczaniem nazwiska rozmaitym produktom: od budynków, przez ubrania, gry planszowe, po wódkę i steki – dla promocji marki. Doskonale wykorzystał pazerność mediów zawsze spragnionych kolorowych informacji, nawet jeśli szybko okazywały się one nieprawdziwe. Z niewyczerpaną energią rozpuszczał plotki na tematy towarzyskie i biznesowe, a do legendy przeszedł zwrot, którym opatrywał zdania wypowiadane w rozmowach z dziennikarzami:. „To jest off the record, ale możesz tego użyć” [Kranish, Fisher, s. 109].

Najbardziej uderzające jest to, że w bezczelne kłamstwa Trumpa – jego zdolności w dziedzinie mijania się z prawdą również są legendarne – wierzą nie tylko amerykańskie tabloidy, ale także najpoważniejsze tytuły. Wspomniany Mark Singer opisuje, jak podczas spotkania z Trumpem zadzwonił do niego dziennikarz magazynu „Time” i zapytał, czy to prawda, że wspólnie z rosyjskim artystą, niejakim Zurabem Tseretelim, Trump planuje zbudować w Nowym Jorku gigantyczny posąg Krzysztofa Kolumba, dwa metry wyższy od Statui Wolności. Trump natychmiast potwierdził, wychwalał talenty Tsereteliego, opowiadał o wykorzystanych do produkcji materiałach i zapewniał, że rzeźba została już stworzona, ale w Nowym Jorku jest na razie tylko głowa Kolumba. Reszta ciała rzekomo wciąż przebywała w Moskwie, bo całość była prezentem od władz rosyjskiej stolicy. Po zakończeniu rozmowy Trump zwrócił się do cały czas siedzącego po drugiej stronie biurka Singera: „Widzisz, co robię? Wszystko to gówno prawda” [Singer, s. 39].

Los gorszy niż śmierć

Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że stosunek Trumpa do mediów jest wyłącznie instrumentalny. Prezydent nie tylko z nich korzysta. On kocha w nich być, a strach przed utratą zainteresowania publiczności to druga – obok miłości do pieniędzy – cecha, która zdaniem Johnstona pozwala najpełniej zrozumieć Trumpa.

To właśnie dlatego, choć nasz bohater już nie raz zapowiadał start w wyborach prezydenckich, ale potem zawsze szybko się wycofywał, tym razem Johnston od początku traktował jego kandydaturę poważnie. Dlaczego?

„Trump opadał w rankingach. Zagrażało mu zdjęcie z anteny jego programu [reality show, „The Apprentice”, w którym uczestnicy pracują jako handlarze nieruchomości i walczą o nagrodę w postaci pracy w firmie Trumpa; przyp. red.]. Wiedziałem, że on, człowiek nabożnie czytający nowojorskie tabloidy, nie mógłby sobie chyba wyobrazić gorszego losu (poza śmiercią) niż przeczytanie w dziennikach «Daily News» lub «New York Post» nagłówka: «NBC do Trumpa: wylatujesz!»” [Johnston, s. 11].

Obsesyjne wręcz zainteresowanie Trumpa oglądalnością jego programu i tym, jak jest przedstawiany w mediach, potwierdzają inne źródła. Autorzy „Trump Revealed” opisują swoją rozmowę z przyszłym prezydentem w Trump Tower, podczas której Trump zaprowadził ich do niewielkiego pokoju ze stołem konferencyjnym ustawionym pośrodku pomieszczenia. Stół był szczelnie przykryty grubą warstwą rozmaitych gazet i magazynów z Trumpem na okładce. „Wszystko to z ostatnich czterech miesięcy”, miał powiedzieć Donald. „Okładka «Time’a» trzy razy w ciągu czterech miesięcy. Nikt nigdy przedtem. To niesamowite” [Kranish, Fisher, s. 333].

Polska brygada i włoska mafia

Książka Johnstona – podobnie jak inne biografie Trumpa – pokazuje wyraźnie, że cechy jej bohatera to nie niewinne dziwactwa, ale prawdziwe obsesje, które zbierają ponure żniwo. Trump nikomu nie wierzy, wobec nikogo nie czuje się lojalny i nie ma żadnych skrupułów, by odegrać się na kimś, kto zawiódł jego zaufanie. Sam zresztą otwarcie o tym mówi.

Marc Singer, „Trump&Me”, Penguin, 2016]
Marc Singer, „Trump&Me”, Penguin, 2016.

Podczas jednego z płatnych publicznych wystąpień, w którym jeszcze przed objęciem prezydentury dzielił się z publicznością poradami na temat sukcesu w życiu i biznesie, Trump zalecał, by, po pierwsze, nikomu nie wierzyć, a po drugie, mścić się za każdy przejaw nielojalności, zaś na każdą zaczepkę odpowiadać tak mocno, jak to tylko możliwe. Radę powtórzył także w jednej ze „swoich” książek, „Think Big. Make It Happen In Business and Life”, podobnie jak inne napisanej przy pomocy ghostwritera: „Uwielbiam się odgrywać, kiedy ktoś mnie rucha – tak, to prawda. […] W biznesie musisz się odgrywać na ludziach, którzy cię ruchają. Musisz ich wyruchać piętnaście razy mocniej” [cyt. za Johnston, s. 41].

Instrumentem służącym do realizacji tej „maksymy” Trumpa były przede wszystkim pozwy sądowe. Jak wyliczyli dziennikarze magazynu „USA Today”, na których powołuje się Johnston, Trump do połowy roku 2016 był stroną w „ponad trzech i pół tysiącach spraw” [Johnston, s. 39]! W wielu z nich to on oskarżał, ale i w wielu sam był oskarżany – na przykład przez prywatnych inwestorów wykładających pieniądze na mieszkania w budynkach firmowanych nazwiskiem Trumpa, które nigdy nie powstały, czy kontrahentów, którym nie płacił za wykonane zadania. Tak było m.in. przy budowie perły w koronie w jego „imperium”, nowojorskiej Trump Tower, kiedy to nasz milioner zatrudnił nielegalnych imigrantów z Polski, nazywanych później „polską brygadą”. Ich zadaniem było rozebranie budynku stojącego na miejscu przyszłego wieżowca. Oto, jak ich pracę opisuje Johnston:

„Ponad dwustu mężczyzn zaczęło rozbierać budynek w środku zimy 1980 roku. Pracowali bez kasków. Nie mieli masek, chociaż wokół unosiły się włókna azbestu […]. Nie mieli gogli do ochrony oczu przez okruchami betonu i stali […]. Nie dysponowali też elektronarzędziami; zburzyli dwunastopiętrowy budynek młotami kowalskimi” [Johnston, s. 98].

Pracującym dla Trumpa Polakom nie tylko płacono mniej niż legalnym robotnikom, ale często nie płacono im wcale. Oszukani robotnicy wytoczyli Trumpowi proces, który ciągnął się przez 18 lat i zakończył – jak wiele innych jego procesów – ugodą. Niestety, znów, jak w przypadku wielu innych batalii sądowych Trumpa, ugodę objęto klauzulą tajności.

W sprawie budowy Trump Tower oburzający jest nie tylko fakt zatrudnienia nielegalnych robotników, którzy – jak zeznał potem współpracownik Trumpa, Daniel Sullivan – „gołymi rękami demontowali przewody elektryczne” [Johnston, s. 100]. Jeszcze ciekawsze jest pytanie, jak to możliwe, że taki szwindel przeszedł w samym sercu Nowego Jorku, na środku Piątej Alei, którą codziennie przechodzą dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ludzi? „Wiesz jak” – miał odpowiedzieć Johnstonowi Sullivan. Trump wręczał łapówki inspektorom BHP.

Ale to nie wszystko. Johnston opisuje, jak Trump opłacał skorumpowanych szefów związków zawodowych, przede wszystkim Johna Cody’ego – wówczas stojącego na czele związku, który zrzeszał między innymi kierowców betoniarek. Tę historię potwierdzają także dziennikarze z „Washington Post”. Po zakończeniu budowy bezrobotna dziewczyna Cody’ego dostała w Trump Tower dwa apartamenty, w tym jeden ze specjalnie dla niej przygotowanym basenem! Trump zaprzeczał, by miała to być łapówka za pomoc w budowie wieżowca. Ale kiedy w 1982 r. Cody trafił do więzienia, Trump natychmiast odzyskał mieszkania, powołując się na zaległości w spłacie czynszu.

Państwo z tektury

Skandale wokół budowy Trump Tower to tylko jeden z licznych kryminalnych wątków w karierze Trumpa. Johnston – podobnie jak dziennikarze „Washington Post” – wymienia na stronach książki nazwiska wielu innych osób z szemraną przeszłością, które blisko współpracowały z przyszłym prezydentem.

Największe zdumienie budzi jednak fakt, że mimo tych wszystkich powiązań Trump zdołał uzyskać pewien przywilej przynajmniej w teorii wymagający nieposzlakowanej opinii, czyli licencję na prowadzenie kasyn w Atlantic City. Johnston pisze, że kiedy w 1976 r. zalegalizowano hazard w tym mieście, władze stanu New Jersey wymagały od każdego, kto ubiegał się o licencję, „dostarczenia szczegółowych akt personalnych w ramach systemu pomyślanego tak, by spełnić obietnicę złożoną wyborcom, że Atlantic City nie stanie się kontrolowanym przez mafię Las Vegas wschodu” [Johnston, s. 63].

Trump, już kiedy starał się o pozwolenie, miał na swoim koncie poważne procesy i oskarżenia – m.in. o dyskryminację rasową w budynkach mieszkalnych swojego ojca. Sprawę wytoczył Trumpom Departament Sprawiedliwości i zakończyła się ona – niespodzianka – ugodą, w ramach której „Trumpowie zostali zobowiązani do reklamowania się nie-białym lokatorom i zakończenia wszystkich praktyk dyskryminacyjnych” [Jonston, s. 60]. Ale mimo tego procesu Trump dostał zezwolenie na prowadzenie kasyn, a licencję podtrzymywano mimo poważnych wątpliwości dotyczących choćby jego płynności finansowej. Jak to możliwe? Dzięki łapówkom, zastraszaniu, trikom prawniczym?

Biografowie Trumpa, na czele z Johnstonem, pokazują, że korzystał z każdej z tych możliwości. A co najgorsze, żadna z nich nie obniżała jego towarzyskiej atrakcyjności.

Kiedy w 2005 r. Trump brał ślub z obecną żoną, Melanią, wszystkie opisane wyżej skandale dotyczące jego samego i jego interesów były już doskonale znane – wypowiedzi na temat kobiet, opowieści o seksualnych podbojach, sprawy o dyskryminację rasową, podejrzane kontakty biznesowe, bankructwa, sprawy sądowe wytaczane przez poszkodowanych pracowników itp.

Mimo to na uroczystości w Mar-a-Lago na cześć młodej pary śpiewali m.in. Elton John, Billy Joel, Paul Anka i Tony Bennett. Wśród gości znaleźli się zaś między innymi jeden z najsłynniejszych baseballistów, Derek Jeter, legendarna dziennikarka Barbara Walters oraz Arnold Schwarzenegger. Serdeczne gratulacje młodej parze złożyli też osobiście Bill i Hillary Clinton.

 

Książki:

David Cay Johnston, „Donald Trump. Jak on to zrobił?”, przeł. Aleksandra Paszkowska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2017.

Marc Fisher, Michael Kranish, „Trump Revealed”, Scribner, 2016.

Marc Singer, „Trump&Me”, Penguin, 2016.