Globalne ocieplenie to jeden z najgorętszych tematów naszych czasów – zaraz za terroryzmem, wojną na Bliskim Wschodzie oraz prezydenturą Donalda Trumpa. Analiza skomplikowanych procesów klimatotwórczych nie jest już tylko domeną naukowców. Na stałe przeniknęła do sfery polityki i popkultury, a politycy oraz celebryci przejęli rolę ekoaktywistów. Pharrel Williams, dla przykładu, postanowił zaimplementować wyłowione z oceanu plastikowe odpady w tkaninach duńskiej marki G-Star RAW. Leonardo DiCaprio wystąpił w dokumencie „Before the Flood”, a Al Gore – były wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, stał się twarzą walki z globalnym ociepleniem.

Podczas, gdy cały świat trąbi na alarm, obecny rezydent Stanów Zjednoczonych – kraju będącego drugim co do wielkości emitorem CO2 – postanowił zerwać paryskie porozumienie klimatyczne, uważając je za „zabójcze dla miejsc pracy” oraz zarzucając mu dyskryminację amerykańskich pracowników, pracodawców i podatników.

Polskie społeczeństwo także ma mieszane uczucia w kwestii globalnego ocieplenia. Według badań przeprowadzonych przez CBOS z 2016 r., zmiany klimatu zajęły w polskim rankingu dopiero trzecie miejsce na liście najgroźniejszych zjawisk spowodowanych rozwojem cywilizacji. Ponadto jedna z najbardziej renomowanych instytucji naukowych w Polsce, Polska Akademia Nauk, opublikowała oświadczenie opracowane w 2009 r. przez Komitet Nauk Geologicznych PAN, głoszące, iż klimat zmienia się samoistnie i Ziemia znajduje się obecnie w kolejnej fazie cyklicznego ocieplenia. Kontrowersyjne oświadczenie przylgnęło do PAN, mimo że w dwóch pozostałych oświadczeniach wydanych przez Zgromadzenie Ogólne PAN z 2007 r. oraz przez Komitet Geofizyki PAN z 2009 szkodliwy czynnik ludzki stawiany był na pierwszym miejscu.

Aby dowiedzieć się, czym właściwie jest globalne ocieplenie, z czego wynika nasz stosunek do zmian klimatu, czemu trudno podjąć działania zapobiegawcze i czy można negocjować w tej sprawie, zaprosiłem do rozmowy współtwórców portalu „Nauka o Klimacie”, prof. dr hab. Szymona P. Malinowskiego – fizyka atmosfery z Wydziału Fizyki, Uniwersytetu Warszawskiego oraz dr. Adriana Wójcika – socjologa, kierownika Pracowni Psychologii Społecznej i Środowiskowej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika.

Paweł Hajdasz: Powinniśmy zacząć od wyjaśnienia aktualnie zachodzących zmian.

Szymon Malinowski: Sytuacja wygląda następująco. Gwałtownie zwiększamy zawartość gazów cieplarnianych w atmosferze. Gazy te utrudniają zbilansowanie energii w systemie klimatycznym. Zawartość energii w systemie energetycznym rośnie, czego efektem jest globalne ocieplenie. Warto zauważyć, że 90 proc. tej niezbilansowanej energii trafia do oceanów, a nie do atmosfery.

Analiza artykułów naukowych przeprowadzona przez Johna Cooka, naukowca z Center for Climate Change Communication na Uniwersytecie George’a Masona wykazała, że 97 proc. publikacji łączy globalne ocieplenie z działalnością człowieka. Skąd wiadomo, które zmiany wywołujemy my, a nie na przykład zmienna aktywność Słońca?

SM: Potrafimy odróżnić emisję antropogeniczną CO2 od emisji naturalnych. Prowadzone są również pomiary aktywności słonecznej oraz promieniowania kosmicznego. Stosunkowo łatwo jest wykluczyć oba te czynniki.

Dziś mamy wiele satelitów, które mierzą bardzo precyzyjnie promieniowanie kosmiczne i słoneczne. Monitorowane są również wulkany. Dwutlenek węgla produkowany podczas spalania paliw kopalnych ma inną sygnaturę izotopową niż dwutlenek węgla w normalnym, krótkim cyklu węglowym. Możemy również zaobserwować, że zawartość tlenu w atmosferze spada wprost proporcjonalnie do wzrostu spalania węgla z paliw kopalnych (w procesie spalania węgiel łączy się z tlenem z powietrza). Nauka na wiele sposobów pokazuje, że winę ponosi człowiek. Gdyby wzrost koncentracji CO2 był następstwem erupcji wulkanicznych, nie doszłoby do spadku tlenu w atmosferze i zmian sygnatury izotopowej węgla.

Czy w atmosferze najwięcej wśród wszystkich gazów cieplarnianych jest właśnie CO2?

SM: CO2 jest głównym sprawcą wzrostu temperatury. Natomiast gazem cieplarnianym wstępującym w największej ilości w atmosferze jest H2O. Para wodna jest niezwykle ważna dla globalnego ocieplenia, lecz w zupełnie innym sensie. Ilość pary wodnej znajdującej się w atmosferze zależy od temperatury. Ocean z punktu widzenia atmosfery jest praktycznie nieskończonym źródłem pary wodnej. Gdyby nie odpowiedni mechanizm fizyczny – skraplanie H2O i usuwanie jej z atmosfery przez opady, to pary wodnej mogłoby być w atmosferze dużo więcej niż jest powietrza. Zatem w atmosferze jest najwyżej tyle pary wodnej, na ile pozwala aktualna temperatura. Z kolei temperatura ta jest regulowana przez dopływ energii słonecznej oraz zawartość innych, długożyjących gazów cieplarnianych w atmosferze. Para wodna ma tę miłą cechę, że jej nadmiar sam usuwa się z atmosfery w postaci deszczu. Niestety inne gazy cieplarniane, w tym CO2, tej cechy nie mają.

Czy możliwe jest zatrzymanie procesu globalnego ocieplenia poprzez ograniczenie emisji CO2 przez człowieka?

SM: Jeśli spowolnimy emisję, to spowolnimy proces. Jeżeli zatrzymamy (wyzerujemy) emisję, to po jakimś czasie proces się zatrzyma. Całkowite zatrzymanie tego procesu jest możliwe pod warunkiem całkowitego zaprzestania emisji.

Sytuacja wygląda następująco. Gwałtownie zwiększamy zawartość gazów cieplarnianych w atmosferze. Gazy te utrudniają zbilansowanie energii w systemie klimatycznym. Zawartość energii w systemie energetycznym rośnie, czego efektem jest globalne ocieplenie. | Szymon Malinowski

Nieustannie słyszymy, że na Antarktydzie dochodzi do „topnienia lodowców”. Czy to prawda?

SM: Pojęcie topnienia lodowców to uproszczenie. Lodowiec to nie jest rzecz czy obiekt tylko proces, jak wszytko wokół nas. Bilans masy lodowca zależy od tego, ile lodu tworzy się na kontynencie, a ile spływa do oceanu. Obecnie ten bilans jest zachwiany – więcej lodu spływa, niż się tworzy. Jęzory lodu, w oceanie podmywane ciepłą wodą, robią się krótsze i nie mają możliwości oparcia się na dnie. W efekcie wielkie fragmenty lodowca, odrywają się, zaczynają dryfować w postaci gór lodowych. Najistotniejszy w tej chwili jest sam mechanizm przyspieszonego dostarczania lodu do oceanu. Cały proces prowadzi do podniesienia się poziomu morza.

zmianyklimatu_JoannaWitek
Ilustracja: Joanna Witek

Wielu ludzi jest świadomych problemu, lecz w dalszym ciągu nie brakuje sceptyków – nawet wśród naukowców. Dlaczego?

SM: Wynika to ze sposobu przedstawienia problemu oraz zrozumienia go. Osoby, którym nie jest na rękę podejmowanie jakichkolwiek działań, zaczną przedstawiać alternatywne wersje problemu. Niestety nielicznym chce się sprawdzać – o ile w ogóle potrafią to zrobić – gdzie leży prawda. Posiadanie tytułu naukowego również nie jest gwarancją uczciwości, ani tego, że posiadacz tego tytułu zrobił cokolwiek więcej poza napisaniem paru niekoniecznie dobrych prac z wąskiej dziedziny, spełniając tym samym kryteria, pozwalające mu ten tytuł uzyskać. Tak samo możemy spotkać nieuczciwych księży czy dziennikarzy. Naukowcy bardzo często, mając dużą wiedzę w wąskiej dziedzinie, uważają, że wiedzą więcej w innych dziedzinach – co nie jest prawdą. Taka osoba lubi się autorytatywnie wypowiadać na tematy spoza zakresu swoich kompetencji. Mało kto sprawdza, jakie są kompetencje osoby z danym tytułem naukowym.

Adrian Wójcik: Dodatkowo, informacje o zmianie klimatu zwykle wywołują strach – a więc emocję, której ludzie starają się unikać. Problem polega na tym, że w przypadku zmiany klimatu istnieje stosunkowo niskie poczucie skuteczności. Ludzie nie czują, że ich indywidualne działania przełożą się na rozwiązania globalnego przecież problemu. Motywuje to więc do pomijania albo negowania tego typu informacji.

Czy za pomocą środków masowego przekazu możemy uzyskać rzetelne informacje o zmianach klimatu?

SM: Nie, nie uzyskamy w ten sposób rzetelnych informacji. Zadaniem mediów nie jest przedstawianie informacji, ale przedstawianie opinii. Opinia nie jest równoznaczna informacji. Bardzo częstą techniką jest publiczna konfrontacja dwóch rożnych opinii. Niezależnie od tego, czy mają one szansę być sprawdzone, czy zweryfikowane innymi metodami. Zdecydowanie częściej przebijają się opinie bardziej popularne – niekoniecznie prawdziwe.

AW: To jest generalnie problem działalności mediów – brak czasu na weryfikację rzeczywistej kompetencji ekspertów. W nauce działa prosty system. Żadna wypowiedź, nawet utytułowanego badacza, nie może być uznana, jeżeli nie została zweryfikowana przez procedurę peer review (recenzji) w uznanym czasopiśmie naukowym. W mediach proces selekcji jest o wiele niższy, tzn. wystarczy często sam tytuł naukowy, żeby być uznanym za eksperta.

Druga rzecz jest związana ze sposobem współczesnej dystrybucji informacji. Coraz większa jej część jest zapośredniczona przez media społecznościowe (Facebook, Twitter), a tam zdecydowanie częściej jesteśmy wystawiani na informacje zgodne z naszymi przekonaniami i poglądami. Naturalne dla mediów społecznościowych jest to, że kontaktujemy się w nich z osobami o podobnych poglądach do naszych. Tak więc trudno jest nam znaleźć w nich informacje, które niepotwierdzałyby naszych wcześniejszych przekonań. Dotyczy to zwłaszcza poglądów politycznych, a ochrona środowiska zaczyna być niestety z polityką łączona.

Problem polega na tym, że w przypadku zmiany klimatu istnieje stosunkowo niskie poczucie skuteczności. Ludzie nie czują, że ich indywidualne działania przełożą się na rozwiązania globalnego przecież problemu. | Adrian Wójcik

Istnieje też teoria, według której globalne ocieplenie ma służyć jako narzędzie polityczne.

SM: W dzisiejszych czasach wszytko jest narzędziem politycznym. Mamy przeglądarkę Google, portal społecznościowy Facebook, internetowych trolli – to też są narzędzia polityczne. Żyjemy w świecie postprawdy. Postprawda na temat globalnego ocieplenia jest ewidentnie narzędziem politycznym, zasłaniającym prawdziwe problemy. Przykładem mogą być Stany Zjednoczone. Doszła tam do władzy grupa konserwatystów, którzy własną ideologię uznają za jedyną objawioną prawdę, ignorując prawdę naukową. Tymczasem świat fizyczny rządzi się prawami fizyki, a nie prawami ideologii. Jeśli tereny uprawne czy miasta zaleje woda, żadna ideologia nie pomoże.

W jakiej grupie społecznej w Polsce możemy zaobserwować największą aktywność proekologiczną?

AW: Gdy przeprowadza się analizy dotyczące powiązania między różnymi zmiennymi socjo-demograficznymi a na przykład przekonaniem o zmianie klimatu czy poparciem dla różnych form energetyki odnawialnej, to efekty są bardzo słabe. Okazuje się na przykład, że osoby starsze nieco bardziej są przekonane o potrzebie dofinansowywania energetyki węglowej i jednocześnie nieco mniej przekonane o realności zmiany klimatu. Różnice te między osobami młodszymi a starszymi są jednak naprawdę minimalne.

Dodatkowo, w badaniach światowych często daje się zauważyć powiązanie postaw prośrodowiskowych z postawami politycznymi. W Polsce tego prawie nie ma – wyborcy różnych partii są do siebie dosyć zbliżeni, jeżeli chodzi o przekonanie o zmianie klimatu, poparcia dla odnawialnych źródeł energii, czy też szerzej o troskę o środowisko naturalne (przynajmniej deklarowaną). Wraz z dr Janiną Pietrzak zrobiliśmy reanalizę danych sondażowaych z lat 2002–2013, żeby sprawdzić, na ile poglądy polityczne (wymiar lewicowości/prawicowości) są związane z postawami środowiskowymi. Ten związek wtedy nie występował. Pojawia się on dopiero gdzieś około roku 2014 i w późniejszych badaniach. Tak więc na przykład osoby o poglądach prawicowych nieco mniej „wierzą” w zmianę klimatu niż lewicowcy. To jednak nie są silne efekty. Można powiedzieć, że to politycy bardziej różnią się pod tym względem, ale to nie przekłada się na podziały polityczne i trzeba zrobić wszystko, żeby do takich podziałów nie dopuścić. Upolitycznienie sporu o ekologię jest największym zagrożeniem, jakie widzę.

Czy nasze społeczeństwo angażuje się w działania zapobiegawcze?

AW: Mamy oczywiście grupę aktywistów, ale nie dotyczy to ogółu Polaków. Nie sądzę jednak, żeby to była wina społeczeństwa. Raczej jest tak, że nawet jeżeli jest się przekonanym o zmianie klimatu, to i tak nie jest to wystarczająca motywacja do działania. Bardzo trudno jest znaleźć jakąś akcję, która pozwalałaby poczuć indywidualną sprawczość – mieć przekonanie, że coś się zmienia swoim działaniem. Zmiana klimatu jest pod tym względem trudna dla ruchów prospołecznych.

Druga przyczyna jest taka, że działania przeciwko zmianie klimatu powinny być podjęte przede wszystkim na szczeblu politycznym. W Polsce nie ma zaś – z wyjątkiem Zielonych – partii, która by stawiała kwestie ekologiczne na pierwszym miejscu. Ze strony działaczy ekologicznych też potrzebne są działania, które będą potencjalnie w stanie dotrzeć do osób konserwatywnych – np. odwoływanie się do interesu narodowego, świętości czy konserwatywnych autorytetów politycznych.

Natomiast, warto zauważyć, że wiele działań, które pośrednio ograniczają zmiany klimatu, jest podejmowanych na szczeblu lokalnym. Np. jeden z największych sukcesów ostatnich lat ruchu ekologicznego w Polsce to dyskusja na temat smogu i przyjęte rozwiązania lokalne. To pokazuje, że Polacy mogą się zaangażować w działania przeciwko zmianie klimatu, jeżeli poczują, że to przez to bezpośrednio wpływają na swoje najbliższe otoczenie.

Wraz z dr Janiną Pietrzak zrobiliśmy reanalizę danych sondażowych z lat 2002–2013, żeby sprawdzić, na ile poglądy polityczne (wymiar lewicowości/prawicowości) są związane z postawami środowiskowymi. Ten związek wtedy nie występował. | Adrian Wójcik

Co się stanie, jeśli nie zmniejszymy emisji CO2?

SM: Będzie zarówno sucho jak i mokro – pojawią się krótkie okresy intensywnych opadów z długimi suszami pomiędzy. Woda, która spadnie, bardzo szybko wpłynie do morza. W kraju zrobi się bardziej sucho, mimo że spadnie więcej wody. Duże znaczenie ma, czy wodę wylewamy z wiaderka w jedno miejsce, czy polewamy cały ogródek konewką. Zapewniam, że uprawa będzie wyglądała zupełnie inaczej.

Już teraz zachodzą zmiany geopolityczne wywołane migracją uchodźców z Afryki czy Syrii. Mówi się, że są to uchodźcy klimatyczni. Czy czeka nas taki sam los?

SM: W starożytności wszystkie większe wojny na Bliskim Wschodzie były bitwami o wodę. W tej chwili podobne zjawiska zachodzą na bardzo dużą skalę. Ogromne fragmenty Afryki i Bliskiego Wschodu przestają się nadawać do życia. Wkrótce dojdą do tego jeszcze tereny nadmorskie, gdzie mieszka zdecydowana większość ludzi.

Zdążymy się dostosować?

SM: Zmiany mogą być szybsze niż nasza zdolność adaptacji. Nasza cywilizacja może z tego powodu upaść. Na pewno nie będziemy mieć w Polsce klimatu śródziemnomorskiego – jak niektórzy sugerują. Klimat oraz pogoda będą bardziej zmienne. Istnieje duże prawdopodobieństwo pojawienia się dużych fal upałów, natomiast mniej prawdopodobne będą fale ostrych mrozów. Przywykliśmy mówić „globalne ocieplenie”, ale proces ten będzie cechowała duża zmienność, nieprzewidywalność oraz wzrost średniej temperatury.

Załóżmy, że czeka nas najgorszy scenariusz. Jak możemy przygotować się na te zmiany?

S.M.: Do życia będzie nadawała się cała Planeta, lecz nie będzie już takich warunków, w których rozwijała się nasza cywilizacja. Rolnictwo na tak wielką skalę nie będzie możliwe bez wykorzystywania technik produkcji GMO – wystarczy spojrzeć na raporty światowej organizacji FAO (Food and Agriculture Organization of the United States). Będziemy musieli zmienić wszystkie normy budowlane – są przestarzałe i niedostosowane do zmian zachodzących w środowisku. Około 80–90 proc. zużywanej energii jest marnowana – należy niezwłocznie zacząć ją oszczędzać. Jest to, wbrew pozorom, najprostsza rzecz, którą każdy z nas może zrobić indywidualnie. Wystarczy sprawdzić za pomocą kalkulatora emisji, ile nasze codziennie działania pochłaniają energii, a następnie obrać odpowiednie alternatywy.

Każdy człowiek jest odpowiedzialny za szkody, jakie wyrządza globalne ocieplenie i jakie dopiero nastąpią. Zachowanie środowiska w jak najlepszej formie leży w naszym wspólnym interesie – musimy myśleć o przyszłych pokoleniach. To nasz obowiązek. Globalne ocieplenie nie jest przestrogą na przyszłość – to już fakt.