Todd VanDerWerff z portalu „Vox” twierdzi, że najintensywniej śledzonym serialem 2017 r. były wiadomości, za którymi nie potrafiła nadążyć jakakolwiek satyra [1]. Niektóre seriale bezpośrednio zareagowały na prezydenturę Donalda Trumpa. W siódmym sezonie „American Horror Story” (FX) zatytułowanym „Kult” fabuła została ściśle spleciona z ostatnimi wyborami w Stanach Zjednoczonych. W nowym sezonie „Broad City” (Comedy Central) każde pojawienie się nazwiska „Trump” zostało wygłuszone niczym pospolity niecenzuralny wyraz. Nawet „Mr. Robot” (USA Network), pomimo akcji osadzonej w niedalekiej alternatywnej przeszłości, zawiera mało subtelne nawiązanie do politycznej rzeczywistości. Z kolei gospodarze komediowo-publicystycznych programów typu talk show, takich jak „Late Night with Seth Meyers” (NBC), „The Late Show with Stephen Colbert” (CBS) czy „Przegląd tygodnia: Wieczór z Johnem Oliverem” (HBO), prześcigali się we wnikliwym komentowaniu niemal każdej najmniejszej wpadki administracji Trumpa.

Inne produkcje okazały się bardzo aktualne, mimo iż nie były planowane jako bezpośredni komentarz do zastanej rzeczywistości. Dwie adaptacje prozy kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood – „Opowieść podręcznej” (Hulu) oraz „Grace i Grace” (Netflix) – doskonale wpisały się w światową walkę o prawa kobiet, krytykę patriarchatu i akcję #MeToo. Charakterystyczne stroje bohaterek pierwszego serialu (czerwone suknie i białe czepki) wykroczyły nawet poza świat przedstawiony i stały się symbolem podczas wielu prawdziwych protestów [2]. W piątym sezonie serial „Zawód: Amerykanin” (FX), opowiadający o radzieckich szpiegach w Ameryce w czasach zimnej wojny, również nieoczekiwanie zyskał na aktualności. Z powodu śledztwa w sprawie ingerencji Rosji w wybory w USA, wydarzenia przedstawiane w serialu nagle przestały się wydawać odległym, zamkniętym rozdziałem.

Produkcje serialowe okazały się bardzo aktualne, nawet gdy nie były planowane jako bezpośredni komentarz do zastanej rzeczywistości. | Karol Kućmierz

Gorące debaty wokół seriali z 2017 r. toczyły się jednak nie tylko w cieniu polityki i konfliktów społecznych. Jedna z ciekawszych dyskusji tego roku dotknęła odwiecznego antagonizmu pomiędzy filmem a telewizją. Choć seriale dawno temu uzyskały kulturowy prestiż, dzięki któremu produkcje telewizyjne nie muszą się już dowartościowywać nieustannymi porównaniami z kinem czy literaturą, jeden tytuł w tym roku sprawił, że możemy się znowu poczuć jak w latach 90., i nie chodzi tutaj tylko o nostalgię. Powrót „Twin Peaks” Davida Lyncha i Marka Frosta ponownie rozpalił dogasające, zupełnie niepotrzebne spory o podobieństwa i różnice pomiędzy filmem a serialem. Kontrowersje rozpoczęło pojawienie się nowego „Twin Peaks” w filmowych podsumowaniach roku brytyjskiego magazynu „Sight & Sound” [3] (na drugim miejscu) oraz francuskiego „Cahiers du Cinéma” [4] (na pierwszym miejscu).

Jedna z ciekawszych dyskusji tego roku dotknęła odwiecznego antagonizmu pomiędzy filmem a telewizją. | Karol Kućmierz

Spór pomiędzy krytykami filmowymi i telewizyjnymi podsycił sam David Lynch, który mówi o swoim dziele jako o osiemnastogodzinnym filmie, a ostatnio także Museum of Modern Art w Nowym Jorku, organizujące pokazy nowej odsłony „Twin Peaks” [5] w całości. Najdobitniej i najbardziej niesprawiedliwe ujął sprawę Richard Brody [6], krytyk filmowy tygodnika „The New Yorker”, stwierdzając, że to, co najlepsze w „Twin Peaks” (reżyseria, kadrowanie, tonacja), pochodzi z kina, a to, co najgorsze (fabularne tajemnice, repetycje, podział na odcinki) – z telewizji. Dużo bardziej wyważoną i ciekawą opinię oferuje Vadim Rizov z „Filmmaker Magazine” [7], który powołuje się również na kontekst seriali europejskich, takich jak „Berlin Alexanderplatz”. Niezależnie od tego, czy uznamy „Twin Peaks” za film, serial telewizyjny, czy też za osobliwość, która wymyka się wszelkim klasyfikacjom, z pewnością była to jedna z najciekawszych produkcji w roku, w którym nie brakowało wartościowych tytułów. Oto niektóre z nich.

Subiektywne zestawienie najlepszych seriali 2017 r.:

10. „Specjalista od niczego” (Netflix)

„Specjalista od niczego” to ambitny, pełen empatii, wielopłaszczyznowy serial, który ujawnia gorzką prawdę o melancholijnej egzystencji w wielkim mieście. I robi to z taką lekkością, jakby była to najłatwiejsza rzecz na świecie. Drugi sezon jest w każdym calu (na poziomie reżyserii, aktorstwa, scenariuszy) lepszy od pierwszego, który był przecież świetny. Twórca serialu, Aziz Ansari, wykracza daleko poza skupiony na głównym bohaterze sposób opowiadania, który charakteryzuje wiele produkcji autorstwa stand-uperów. Najlepsze odcinki w nowym sezonie to te, w których Ansari oddaje głos innym. „New York, I Love You” składa się z przeplatających się krótkich historii ukazanych z perspektywy nowojorczyków, którzy zazwyczaj pozostają na dalszych planach: taksówkarzy, portierów, pracowników sklepów. „Thanksgiving” to z kolei epizod napisany wspólnie z Leną Waithe, w którym kolejne Święta Dziękczynienia dają nam wgląd w życie afroamerykańskiej rodziny, zmagającej się z akceptacją homoseksualnej córki (odcinek dostał zasłużoną nagrodę Emmy za najlepszy scenariusz).

9. „Mr. Robot” (USA)

Po obiecującym pierwszym sezonie druga odsłona serialu „Mr. Robot” okazała się ślepą uliczką, w której autor Sam Esmail utknął wraz ze swoimi najgorszymi instynktami, co poskutkowało nadmiernym zagmatwaniem fabuły, zbyt długimi, pełnymi warsztatowych popisów odcinkami i brakiem poczucia humoru. Trzeci sezon to nieprawdopodobna korekta: pozbycie się wszystkich zbędnych wątków i postaci, funkcjonalna, wspomagająca dramaturgię reżyseria (popisy wreszcie czemuś służą) oraz przykuwająca uwagę, klarowna akcja. „Mr. Robot” w najnowszym wydaniu to precyzyjnie skonstruowany thriller, który nie próbuje już oszukać widzów fabularnymi przewrotkami, tylko skupia się na motywacjach bohaterów i wydobywa maksymalne napięcie z ich przecinających się trajektorii. W efekcie powstał najlepszy jak do tej pory sezon serialu.

8. „American Vandal” (Netflix)

Na pierwszy rzut oka „American Vandal” to przede wszystkim perfekcyjna parodia seriali dokumentalnych o prawdziwych zbrodniach, takich jak „Making a Murderer” czy „Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta”, osadzona w amerykańskim liceum. Twórcy drobiazgowo zgłębili materiał źródłowy i idealnie odtworzyli wszelkie niuanse formy, przy okazji subtelnie je wyśmiewając. „American Vandal” to jednak coś więcej. Scenarzyści skonstruowali wiarygodne środowisko szkolne, pełne ciekawych, wielowymiarowych bohaterów, z Dylanem Maxwellem (Jimmy Tatro), oskarżonym o tytułowy akt wandalizmu, na czele. Oprócz wciągającej intrygi i brawurowo rozegranych komediowych momentów, znalazło się także miejsce na refleksję o dokumentach tego rodzaju, złożonej relacji pomiędzy dokumentalistą a bohaterem oraz o skazanym na niepowodzenie dążeniu do obiektywności. Największe zaskoczenie tego roku.

7. „Mindhunter” (Netflix)

David Fincher, który osobiście wyreżyserował cztery odcinki „Mindhuntera”, jest tutaj niewątpliwie w swoim żywiole. Scenariusz oparty na książce non-fiction Johna E. Douglasa i Marka Olshakera to fantastyczna pożywka dla stylistycznych obsesji tego filmowca. Opowieść o początkach profilowania kryminalnego w FBI pod koniec lat 70. pozwala Fincherowi na odwzorowywanie przeszłości w najdrobniejszych detalach, laboratoryjną obserwację zachowań swoich bohaterów (zarówno seryjnych morderców, jak i agentów FBI) oraz wizualną akumulację szczegółów, ilustrującą żmudny proces śledztwa. Chociaż większość akcji serialu stanowią minimalistycznie zainscenizowane rozmowy agentów Forda (Jonathan Groff) i Tencha (Holt McCallany) ze słynnymi seryjnymi mordercami, Fincher i showrunner Joe Penhall sprawiają, że nie można oderwać od nich oka i ucha.

6. „BoJack Horseman” (Netflix)

Animowany serial Raphaela Boba-Waksberga to prawdziwy fenomen, który zachowuje niewiarygodnie wysoką jakość nawet w czwartym sezonie. Najnowsza odsłona eksploruje nie tylko kolejne warstwy psychiki BoJacka (Will Arnett), ale także inne płaszczyzny czasowe (subiektywną wizję przeszłości oraz wyobrażoną przyszłość). Jednocześnie serial wciąż eksperymentuje w zakresie stylu animacji i trybów opowiadania historii. W odcinku „The Old Sugarman Place” przeszłość płynnie przeplata się i wchodzi w dialog z teraźniejszością, a w poruszającym epizodzie „Time’s Arrow” podróżujemy po wybrakowanej pamięci Beatrice (Wendie Malick), matki BoJacka. Jednak najbardziej zaskakującą innowacją w porównaniu z pozostałymi sezonami jest delikatna nutka nadziei, skromnie wybrzmiewająca pośród oceanu dysfunkcji, w którym zanurzeni są główni bohaterowie.

5. „Kroniki Times Square” (HBO)

W „Kronikach Times Square” David Simon, twórca słynnego „The Wire”, robi po raz kolejny to, co potrafi najlepiej – konstruuje polifoniczną opowieść w wielu odcieniach szarości, w której oddaje głos odrzuconym, outsiderom i drobnym cwaniaczkom. Jednocześnie udowadnia, że wszyscy pozostają równi wobec bezlitosnej kapitalistycznej machiny i ludzkich słabości. Tym razem Simon opowiada o branży pornograficznej rozwijającej się w latach 70. w Nowym Jorku. Dzięki współpracy ze świetnymi reżyserkami (Michelle MacLaren, Uta Briesewitz, Roxann Dawson) i scenarzystkami (Lisa Lutz, Megan Abbott) w „Kronikach Times Square” udało się opowiedzieć niejednoznaczne historie o pracownicach seksualnych, unikając gloryfikacji i eksploatacji.

4. „Halt and Catch Fire” (AMC)

Ostatni, czwarty sezon niedocenianego „Halt and Catch Fire” był zarazem jego najlepszą odsłoną i ukoronowaniem całego serialu. Nie do końca udany pierwszy sezon sprawił, że opowieść o pionierach ery komputerów osobistych, a później raczkującego internetu, nie znalazła dużej widowni. Wielka szkoda, ponieważ „Halt and Catch Fire”, podobnie jak jego bohaterowie, podążający za kolejnymi technologiami, które mają zmieniać świat, wciąż się rozwijał i przekonfigurowywał. W czwartym sezonie główni bohaterowie – Joe (Lee Pace), Cameron (Mackenzie Davis), Gordon (Scoot McNairy) i Donna (Kerry Bishé) – znaleźli się w latach 90., mając za sobą liczne start-upy i przedsięwzięcia. Po raz kolejny depczą po piętach gigantom w branży i są o krok od zapisania się w annałach historii komputerów i internetu. Najważniejsze pozostają jednak relacje pomiędzy postaciami i ich osobiste dramaty, które w ostatnim sezonie osiągają emocjonalną kulminację dostępną tylko dla seriali o kilkuletnim stażu.

3. „Better Things” (FX)

W drugim sezonie „Better Things” jego autorka i odtwórczyni głównej roli Pamela Adlon podjęła się również reżyserii wszystkich odcinków, wznosząc się w ten sposób na artystyczne wyżyny. Boleśnie osobista, fragmentaryczna, pełna obrazoburczego humoru i nieoczekiwanych dygresji opowieść o aktorce na pograniczu sławy, samotnie wychowującej trójkę dorastających córek, to dzieło jedyne w swoim rodzaju, wymykające się linearnemu opisowi. Adlon porywa widzów w idiosynkratyczne uniwersum jednej rodziny, w niczym go nie upiększa i odważnie eksploruje emocje każdego rodzaju, dostosowując do nich niezwykle elastyczną formę serialu. Esencję serialu stanowi sekwencja, w której córki organizują mamie ceremonię pogrzebową za życia. To prawdopodobnie najbardziej wzruszająca scena tego roku.

2. „Twin Peaks” (Showtime)

„Obecność takiej osobliwości jak „Twin Peaks” w 2017 r. uzmysławia, że większość najbardziej innowacyjnych i kontrowersyjnych seriali jest w istocie dość zachowawcza. Produkcje, które obecnie uchodzą za odważne i świeże, czy to ze względu na tematykę, czy też na warstwę wizualną lub narracyjną, wciąż pozostają podporządkowane imperatywowi dostarczania widzom spójnej opowieści (o mniej lub bardziej wyrazistej strukturze). David Lynch wbija żelazny pręt w zębatki tej fabularnej maszynerii, a po dokonaniu destrukcji wznosi z rozrzuconych fragmentów abstrakcyjną rzeźbę, kierując się wyłącznie intuicją i wskazówkami, które uzyskał w snach. Niezależnie od tego, czy będziemy oglądać nowe „Twin Peaks” w kluczu racjonalnym, próbując przetłumaczyć sobie całość na język linearnej narracji, czy poddamy się jego unikatowym rytmom, David Lynch i Mark Frost podarowali nam serial, o którym będziemy dyskutować przez kolejne 25 lat” [8].

1. „Pozostawieni” (HBO)

Siedem lat temu Damon Lindelof zakończył popularny serial „Zagubieni” w taki sposób, że rozczarował niemal wszystkich fanów. Dzięki temu doświadczeniu zweryfikował swoje poglądy na temat rozwiązywania fabularnych zagadek. Efektem tego namysłu i zarazem symbolicznym odkupieniem Lindelofa jest serial „Pozostawieni”, który zakończył się w trzecim sezonie i trudno sobie wyobrazić lepszy finał. Ostatnia odsłona daje widzom wszystko, co tylko może dać serial: emocje odmienione przez wszystkie przypadki, absurdalny humor, narracyjne zaskoczenia, głęboką empatię w stosunku do wszystkich bohaterów, metafizyczny niepokój oraz niesamowite odcinki, sceny i pojedyncze obrazy, które trudno będzie zapomnieć. Tylko w tym sezonie jedna z bohaterek skacze na trampolinie w rytm piosenki Wu Tang Clanu, nagi żołnierz Francuskiej Marynarki Wojennej samodzielnie odpala broń jądrową, a człowiek, który podaje się za Boga, zostaje pożarty przez lwa. Pomimo wielu ekscentrycznych pomysłów, najbardziej poruszające momenty „Pozostawionych” to najczęściej intymne rozmowy twarzą w twarz pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Lindelof w końcu opanował do perfekcji umiejętność pozostawiania niektórych tajemnic w spokoju, zgodnie ze wskazówką zawartą w czołówce serialu. Jego zakończenie jest idealnie wyważone – jednocześnie wieloznaczne i zwyczajnie satysfakcjonujące.

Przypisy:

[1] https://www.vox.com/2017-in-review/2017/12/19/16779454/best-tv-2017-shows-twin-peaks-leftovers-good-place
[2] https://www.nytimes.com/2017/06/30/us/handmaids-protests-abortion.html
[3] https://www.cahiersducinema.com/produit/top-10-2017/
[4] http://www.bfi.org.uk/features/best-films-2017/
[5] http://www.indiewire.com/2017/12/twin-peaks-the-return-theatrical-release-new-york-city-david-lynch-1201909376/
[6] https://www.newyorker.com/culture/2017-in-review/the-best-movies-of-2017
[7] http://filmmakermagazine.com/103996-is-twin-peaks-season-three-a-movie-or-a-tv-show-well/
[8] https://kulturaliberalna.pl/2017/09/19/kucmierz-inna-telewizja-jest-mozliwa-twin-peaks-david-lynch-mark-frost/