27 kwietnia tego roku sąd w Pampelunie po 5 miesiącach od zakończenia przewodu sądowego ogłosił w końcu wyrok, w którym uznał, że pięciu mężczyzn nie dopuściło się zgwałcenia nastolatki. Swoje oburzenie wobec wyroku na ulicach hiszpańskich miast manifestowały setki tysięcy ludzi. Proces „La Manady” już od samego początku wywoływał ogromne poruszenie opinii publicznej.
Proces „La Manady”
Sprawa dotyczyła wydarzeń z lipca 2016 roku, kiedy to w Pampelunie w trakcie obchodów święta San Fermín, czyli słynnych gonitw z bykami, pięciu mieszkańców Sewilli dopuściło się zbiorowego gwałtu. Zapoznaną chwilę wcześniej przez jednego z mężczyzn 18-letnią mieszkankę Madrytu zaciągnęli na klatkę schodową pobliskiego budynku, a następnie gwałcili oralnie, waginalnie i analnie (jednocześnie i bez zabezpieczenia). Swój seksualny „wyczyn” sfilmowali telefonami komórkowymi i wrzucili na wspólny czat na Whatsappie zatytułowany „La Manada”, czyli „wataha”, by pochwalić się innym członkom grupy. Ci oczywiście nie kryli zazdrości i zachwytu, jak to koledzy świetnie się bawią i celebrują swoją męskość. Warto dodać, że jeden ze sprawców był funkcjonariuszem podległej Ministerstwu Spraw Wewnętrznych Guardia Civil, a inny zawodowym żołnierzem. Na sam koniec jeden z mężczyzn ukradł ofierze telefon. Roztrzęsioną dziewczynę siedzącą samotnie w środku nocy na ławce znalazła para przechodniów, którzy powiadomili policję.
Na nagraniach, które udało się przechwycić i które stanowiły główny dowód w sprawie, widać dziewczynę na kolanach, otoczoną przez pięciu mężczyzn, która nie odzywa się, ma zamknięte oczy, jest bierna i wykonuje wyłącznie polecenia sprawców. Centralnym elementem procesu była kwestia, czy pokrzywdzona stawiała opór. Jeśli jej bierne zachowanie oporem nie było, to czy brak oporu oznaczał zgodę? Czy w ogóle w takich okolicznościach faktycznych można mówić o możliwości wyrażenia zgody lub jej braku?
Obrona argumentowała, że nie doszło do przemocy i skoro ofiara nie stawiała oporu, to znaczy, że wyraziła zgodę i nie można mówić o gwałcie. Chciała uniewinnienia sprawców.
Co więcej, chcąc podważyć wiarygodność ofiary – jej traumę i reputację – obrona wynajęła prywatnego detektywa, który wyśledził, że dziewczyna kilka dni po zdarzeniu umieściła zdjęcia w portalach społecznościowych, na których się uśmiecha. Czyli prowadzi normalne życie, jak gdyby nic się nie stało. A to znaczy, że nie miała traumy. A to znaczy, że kłamała i wcale nie było gwałtu! Pod wpływem nacisków opinii publicznej i kampanii w mediach społecznościowych #YoTeCreo, czyli „ja ci wierzę”, te dowody jednak wycofano.
Oskarżenie wskazywało, że pokrzywdzona była w stanie szoku. Zastraszona i otoczona przez pięciu starszych i silniejszych mężczyzn, w środku nocy, zupełnie bezbronna nie była w stanie wyrazić świadomej zgody. Prokurator domagała się kary 22 lat pozbawienia wolności za gwałt i kradzież telefonu.
Badania kryminologiczne pokazują, że często opór stawiany przez ofiarę potęguje przemoc sprawcy i naraża ją na jeszcze większe obrażenia, nawet śmierć. Tak więc, nie zabili jej (bo się nie broniła) ani sama się potem nie zabiła (z traumy i rozpaczy, które musiała manifestować w określony i widoczny sposób), to znaczy, że gwałtu nie było. | Magdalena Grzyb
Wyrok
Po długich miesiącach oczekiwania sąd w końcu ogłosił wyrok. Uznał w nim, że nie doszło do przemocy ani zastraszenia, pokrzywdzona nie stawiała oporu, a zatem nie można przyjąć, że została zgwałcona (chodziło o art. 180.2 i 180.3 kodeksu karnego, kwalifikowane typy tzw. agresji seksualnej), ale w istocie miała miejsce przewaga sytuacyjna i pokrzywdzona nie mogła wyrazić swobodnej zgody, więc skazał oskarżonych na 9 lat pozbawienia wolności za przestępstwo nadużycia seksualnego (abuso sexual, art. 183.4). Zdanie odrębne zgłosił jeden sędzia, który uważał, że „Wataha” powinna zostać… uniewinniona.
Sąd przyjął interpretację, że aby doszło do gwałtu z prawnokarnego punktu widzenia, musi dojść do przemocy lub sytuacji zastraszenia. I ofiara musi się bronić. Jeśli ofiara nie stawia oporu, bo na przykład boi się, chce zminimalizować obrażenia, przewaga sytuacyjna jest tak oczywista, że wie, iż opór nie ma sensu, albo zwyczajnie jest sparaliżowana strachem, nie dochodzi do gwałtu. Kiedy ofiara nie broni się, sprawca nie ucieka się do przemocy (oczywiście oprócz wymuszonego stosunku seksualnego, który sam w sobie stanowi przemoc, jak zresztą i etymologia polskiego słowa „gwałt” to wskazuje) – również nie dochodzi do gwałtu. Sam brak zgody ofiary na stosunek nie oznacza, że doszło do gwałtu z prawnokarnego punktu widzenia. Prawnokarnego hiszpańskiego, ale również polskiego.
Badania kryminologiczne pokazują, że często opór stawiany przez ofiarę potęguje przemoc sprawcy i naraża ją na jeszcze większe obrażenia, nawet śmierć. Tak więc, jeśli nie zabili jej (bo się nie broniła) ani sama się potem nie zabiła (z traumy i rozpaczy, które musiała manifestować w określony i widoczny sposób), to znaczy, że gwałtu nie było.
Takie rozstrzygnięcie nie zadowoliło jednak znacznej części społeczeństwa. Na wyrok, który w intencji sądu miał być chyba salomonowym rozwiązaniem, spadł grad krytyki i fala oburzenia. Na ulice protestować wyszły tłumy, nie tyle przeciwko stosunkowo niskiej karze, ale przede wszystkim przeciwko temu, że sąd nie uznał „wyczynu” „Watahy” za gwałt. Bo w oczach społeczeństwa, to co zrobiło pięciu mężczyzn młodej dziewczynie, było gwałtem.
Zmiana
Sprawa „La Manady” nie dotyczy wyłącznie jednej 18-latki i pięciu chłopaków z Sewilli i ich seksualnych „wyczynów”. Z jednej strony obrazuje bardzo ciekawy problem prawny – jak definiować przemoc seksualną i gwałt oraz jak wymiar sprawiedliwości traktuje ofiary takiej przemocy. Jak zdefiniować zgodę, przemoc oraz zastraszenie, które wykluczają swobodne wyrażenie zgody. Czy brak oporu to zgoda? Czy ofiara zawsze musi się bronić i być nieskazitelna? Czy wymiar sprawiedliwości działa na korzyść sprawców takiej przemocy, podważając wiarygodność ofiary? Nawet dowód w postaci wideo nakręconego przez sprawców nie okazał się dla sądu wystarczający. Niemal dwa tysiące psychologów i psychiatrów podpisało list protestacyjny przeciwko wyrokowi i jego uzasadnieniu, podnosząc między innymi, że częstą i naturalną reakcją na zagrożenie jest odrętwienie (bezruch, tzw. efekt zmrożenia), gdy ucieczka lub walka są niemożliwe.
Z drugiej strony, ujawniła się w Hiszpanii ogromna przepaść między tym, czym w odczuciu społecznym jest gwałt, a tym, jak sformułowane są przepisy prawne oraz jak sądy je interpretują. Minister sprawiedliwości Rafael Catalá zapowiedział nowelizację kodeksu karnego i zmianę definicji jurydycznej zgwałcenia, tak by uwzględniała zalecenia Konwencji Stambulskiej, a zatem obejmowała zakresem przedmiotowym każdy niekonsensualny stosunek płciowy. Nowe przepisy mają nie pozwalać na wydawanie takich wyroków.
***
Wymiar sprawiedliwości patriarchalnej kazał nam uwierzyć, że 18-letnia dziewczyna dobrowolnie na stojąco lub na klęczkach odbywa na ulicy stosunek grupowy – waginalny, oralny i analny – z grupą pięciu starszych i pijanych mężczyzn, jednocześnie i bez zabezpieczenia, pozwalając się przy tym nagrać telefonem komórkowym. Że robi to z może trochę przymuszonej, ale własnej woli, że tak „lubi”. Że taka forma relacji seksualnych może jej odpowiadać. Że to jest to, na co świadomie się zgadza i mężczyźni mają prawo myśleć, że jej też się to podobało, bo przecież sama w nocy otoczona przez pięciu 30-letnich mężczyzn i zapędzona w kozi róg nie protestowała.
Na wyrok, który w intencji sądu miał być chyba salomonowym rozwiązaniem, spadł grad krytyki i oburzenia. Na ulice protestować wyszły tłumy, nie tyle przeciwko stosunkowo niskiej karze, ale przede wszystkim przeciwko temu, że sąd nie uznał „wyczynu” „Watahy” za gwałt. Bo w oczach społeczeństwa, to co zrobiło pięciu mężczyzn młodej dziewczynie, było gwałtem. | Magdalena Grzyb
Czasami, gdy mowa o gwałcie, zamiast wdawać się w zawiłe dyskusje prawne o przemocy, groźbie i zgodzie, wystarczy zrobić małe ćwiczenie intelektualne – postawić się w sytuacji tej młodej kobiety, powtórzę: sama, w wieku 18 lat, w środku nocy, otoczona przez pięciu pijanych mężczyzn – zadać sobie pytanie, czy to jest forma relacji seksualnych, których życzymy sobie lub naszym córkom. Czy nawet jeśli się temu poddajemy, to znaczy, że się godzimy? Sędziowie tego ćwiczenia poniechali i stanęli po stronie „Watahy”.
Hiszpańskie społeczeństwo, kobiety, mężczyźni, prawnicy, feministki, klasa polityczna po prawej i lewej stronie solidarnie uznali, że takie wyroki ze sprawiedliwością nie mają nic wspólnego. A jeśli przepisy prawa pozwalają wydawać takie wyroki, to prawo należy zmienić.