Kiedy w życie Marysi wkracza wojna, wszystko się zmienia. Dziewczynka nie może rozpocząć nauki w pierwszej klasie, na niebie pojawiają się samoloty zrzucające bomby, a konie – zamiast swobodnie się poruszać – leżą na ulicy, stając się źródłem pożywienia zdesperowanych z głodu mieszkańców Warszawy. W kolejnych odsłonach Marysia opisuje życie w trawionej wojną Polsce oraz wprowadzane nieustannie przez okupanta ograniczenia, utrudniające życie tak dorosłym, jak dzieciom. Pojawiają się również takie wątki, jak pomoc Żydom, działalność konspiracyjna, powstanie warszawskie i przymusowe przesiedlenie do Wrocławia, wreszcie koniec wojny i powrót do zniszczonej Warszawy z nadzieją odnalezienia zaginionych członków rodziny. Marysi udało się przetrwać kolejne cierpienia dzięki tytułowym lalkom, towarzyszącym jej w codziennych znojach. Z pozoru zwykła zabawka stała się nie tyle przyjaciółką bohaterki, co rezerwuarem bezpieczeństwa i nadziei na lepszą przyszłość, w której dzieci będą mogły w spokoju uczyć się, bawić i dorastać. Również z takim przesłaniem pozostawia czytelników sama autorka.

Małgorzata Berwid, twórczyni programów telewizyjnych, piosenek i utworów scenicznych dla dzieci, debiutuje jako autorka dłuższych utworów prozatorskich dla niedorosłych. Biorąc pod uwagę jej doświadczenie artystyczne oraz fakt, że prowadzi audycję poświęconą literaturze dziecięcej [1], nie sposób wyzbyć się wysokich oczekiwań wobec „Wojennych lalek Marysi”. Berwid od lat obserwuje rynek książki dla dzieci, zaczytując się w kolejnych pozycjach, również tych poświęconych wojnie. Nie jest więc wielkim zaskoczeniem, że słowo wstępne do książki napisała profesor Joanna Papuzińska, badaczka literatury dziecięcej oraz autorka między innymi wojennych i powojennych wspomnień dla dzieci („Asiunia”, „Mój tato szczęściarz”, „Krasnale i olbrzymy”). Jak pisze Papuzińska, „mamy w rękach kolejną opowieść o wojennym dzieciństwie. Kolejną, ale jednocześnie taką, jakiej jeszcze nie było” [s. 9]. Można, a nawet trzeba się zgodzić z tymi słowami. Po pierwsze, jest to niewątpliwie kolejna opowieść o wojnie wydana z myślą o dziecięcym odbiorcy. Biorąc pod uwagę bogatą reprezentację tego tematu w najnowszej polskiej literaturze dla niedorosłych, trudno ponadto uniknąć porównań, zwłaszcza do innych (auto)biograficznych utworów, takich jak wspomniana już „Asiunia”. Po drugie, rzeczywiście takiej opowieści jeszcze nie było. Przyzwyczajony do fabularyzowanych, często metaforyzowanych opowieści o wojnie, „Wojenne lalki Marysi” traktuję jako novum i swego rodzaju zaskoczenie.

Jak wspomniałem, opowieść Berwid to książka wydana z myślą o dziecięcym odbiorcy. Ale czy słusznie? „Wojenne lalki Marysi” nie przypominają innych tekstów dla dzieci mówiących o wojnie, próżno szukać tu wyeksponowanej wyobraźni dziecięcego bohatera, „zmuszającej” niejako autora do stosowania metafor (wyjątek stanowi ubarwienie przymusowej pracy, jaką było obieranie ziemniaków, do których narratorka zwraca się jak do dzieci i które „rozbiera” za pomocą noża). Takie zabiegi dostrzec można choćby w „Arce czasu” Marcina Szczygielskiego, kiedy w oczach mieszkającego w warszawskim getcie Rafała niemieccy żołnierze stają się potwornymi Morlokami (postaciami z „Wehikułu czasu” Herberta George’a Wellsa), czy u wspomnianej już Papuzińskiej, której bohaterka – utożsamiana z autorką – postrzega abstrakcyjnie brzmiący „konflikt” jako wielkiego czarnego potwora. Warto podkreślić, że metafory użyte w tekście nie tylko nadają utworowi wartości literackiej, ale również ułatwiają odbiór czytelniczy, rezonując z wyobraźnią młodego czytelnika. Ich brak w „Wojennych lalkach Marysi” można uznać za świadomą decyzję autorki, która postanowiła uczynić ze wspomnień własnej matki, które nagrała, a następnie spisała, kanwę opowieści [2]. Tym sposobem stworzyła niezwykle cenne, bo osobiste świadectwo wojennych doświadczeń, widzianych tam i wtedy oczami dziewczynki, opowiedzianych jednak tu i teraz z perspektywy dorosłej kobiety wspominającej wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat.

Pewnego rodzaju niespójność widać wyraźnie w tekście: narratorka naprzemiennie posługuje się językiem dziecięcym i dorosłym, czasem prezentując naiwność i infantylność, czasem niezwykłą świadomość zdarzeń i powagę. Na formę świadectwa wskazują również bezpośrednie zwroty do czytelnika, zachowane choćby na samym początku: „Zapraszam do przeczytania historii, która wszystko wyjaśni” [s. 7]; „Na pewno niektórzy z was to znają” [s. 8]. Jak przyznała redaktor prowadząca „Wojennych lalek Marysi”, Monika Karmaza z wydawnictwa Tadam, tekst „nie jest łatwy, bo jest bardzo autentyczny”, a zespół redakcyjny nie ingerował w gotową propozycję Berwid, przez co pozostało w nim wiele dziecięcych sformułowań [3]. I choć Karmaza podkreśla, że zachowanie tekstu w tak nieregularnej formie było świadomym działaniem, wydaje się, że dziecięcy czytelnik może zwyczajnie stracić zainteresowanie opowieścią pozbawioną walorów artystycznych, ponadto chropowatą językowo. Niestety – wbrew słowom redaktorki – w finalnej wersji pozostały nie tylko dziecięce frazy, lecz także niezrozumiałe na poziomie lektury powtórzenia, co rzuca się w oczy już po kilku stronach. Na samym początku narratorka mówi: „Mam na imię Marysia i 1 września 1939 roku miałam pójść do szkoły, do pierwszej klasy. Ale tak się nie stało” [s. 7], by kilka stron dalej oznajmić: „Jak się pewnie domyślacie, 1 września 1939 roku nie poszłam do szkoły” [s. 10]. Cóż, czytelnik nie tyle się domyśla, co – przyjmując słowa samej narratorki za pewnik – już od początku ma pewność, że Marysia do szkoły nie poszła. I o ile takie powtórzenia są charakterystyczne dla opowieści mówionej, tworzonej na bieżąco i kreowanej pod wpływem impulsu, to w publikacji przeznaczonej dla młodego odbiorcy, nawet powstałej na kanwie zarejestrowanych wspomnień, redaktorska obróbka tekstu jest tym, z czego wydawca nie powinien w mojej ocenie rezygnować.

Warto wspomnieć o oprawie graficznej publikacji, za którą odpowiada Ania Jamróz, autorka ilustracji do dwóch książek dla dzieci wydanych wcześniej przez Tadam („Po co komu biała kredka?” Małgorzaty Falkowskiej i „Marcelinka rusza w kosmos” Janusza Leona Wiśniewskiego). Już okładka „Wojennych lalek Marysi” – przedstawiająca Marysię otoczoną samolotami i wybuchami – nawiązuje do szkolnego zeszytu: w jego ramy wpisany został bowiem tytuł oraz nazwiska twórczyń publikacji. Motyw zeszytu zapisanego wojennymi doświadczeniami jest obecny w ilustracji dziecięcej (najbardziej znanym przykładem jest chyba „Pamiętnik Blumki” Iwony Chmielewskiej), aczkolwiek w książce Berwid staje się przestrzenią wizualnych wyobrażeń Marysi. I choć sam tekst pozostaje pozbawioną elementów fikcyjnych surową relacją wojenną, ilustracje Jamróz – mimo że mocno realistyczne – oferują możliwość symbolicznego odczytania pewnych zjawisk. I tak jedna z pierwszy ilustracji przedstawia rodzinną fotografię pobazgraną zieloną kredką, co odczytać można jako wymazywanie uśmiechających się członków rodziny, których niebawem dotknie wojenna gehenna. Na ilustracji towarzyszącej spotkaniu Marysi z niemieckim żołnierzem stojące naprzeciwko siebie figury łączą nabazgrane czerwone i pomarańczowe okręgi, wskazujące na silne napięcie i wzajemną agresję między postaciami.

„Wojenne lalki Marysi” są w mojej opinii wydawniczym kuriozum. Z jednej strony publikacja jednoznacznie skierowana jest do odbiorcy dziecięcego, z drugiej – w warstwie tekstowej brakuje elementów często wykorzystywanych w utworach wojennych dla niedorosłych. Tym sposobem można książkę Berwid traktować jako ilustrowane wspomnienia czasu wojny, lecz – w mojej ocenie – spisanie wspomnień dorosłej kobiety nie czyni z nich opowieści dla dzieci, a raczej cenne świadectwo wojennej tragedii.

 

Przypisy:

[1] „Ciotka książkula zaprasza” to cotygodniowy program nadawany przez Radio RDC.

[2] Rozmowa Martyny Chuderskiej z Małgorzatą Janiną Berwid i Moniką Karmazą, „Kulturalna Strefa”, Polskie Radio Dzieciom, 24 marca 2019 roku.

[3] Tamże. Monika Karmaza stwierdziła wręcz: „Nawet sobie nie wyobrażam, że moglibyśmy w jakiś sposób korektą to uładzać”.

Książka:

Małgorzata J. Berwid, „Wojenne lalki Marysi”, il. Ania Jamróz, wyd. Tadam, Warszawa 2019.

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.