„Moja mama, mój tata” Małgorzaty Swędrowskiej i Joanny Bartosik

„Moja mama, mój tata” prezentuje (nie)codzienne sytuacje, w których tytułowi członkowie rodziny dają z siebie wszystko! Nieważne, czy jest to gotowanie zupy (tata), pływanie (w wannie – to akurat mama), pocieszanie (tata) czy stawanie na rzęsach (mama). Choć tytuł sugeruje wyłącznie przesłanie rodzicielskie, nic nie stoi na przeszkodzie, by czytać „Moją mamę, mojego tatę” po swojemu: kolejne rozkładówki ukazują zarówno ciepło rodzinnej miłości, jak i niezależne, autonomiczne życie każdego z partnerów, którzy spotykają się na początku (okłada) i na końcu opowieści, tworząc narracyjną klamrę. Następujące po sobie sceny przełamują ponadto stereotypowe obrazy „kobiecych” i „męskich” zadań, wskazując na wartość współpracy i odpowiedniego dopasowania („Mój tata planuje / Moja mama buduje” czy „Moja mama mnoży / Mój tata dzieli”).

„Moja mama, mój tata” to bardzo współczesna wczesnokonceptowa książka dla najmłodszych – wydawca proponuje ją dzieciom powyżej trzeciego roku życia. Kolejne rozkładówki układają się w komplementarne pary zdań mówiących w prosty, ale też zabawny i filozoficzny sposób o zachowaniach rodziców, przy czym Małgorzata Swędrowska wykazała się wartą podkreślenia pomysłowością. Do tego pełne wdzięku ilustracje Joanny Bartosik świetnie odpowiadają skondensowanym opisom, czasem prowokując wręcz do snucia dalszej opowieści (Gdzie goni mama? Od czego ucieka tata?).

Choć w tym wypadku mama musi dzielić z tatą kolejne rozkładówki, to na pewno książka sprawdzi się świetnie jako równościowa (emancypacyjna?) pozycja w biblioteczce najmłodszych czytelników, ukazuje bowiem pełen wachlarz czynności podejmowanych i realizowanych bez względu na płeć!

 

Książka:

Małgorzata Swędrowska, Joanna Bartosik, „Moja mama, mój tata”, wyd. Wytwórnia, Warszawa 2018.


„Matka Polka” Zuzanny Orlińskiej

 

Matkę Apolinarego – zdrobniale nazywanego Polkiem – trudno nazwać współczesną mamadżerką. Kuzyn Polka, jadający „zdrową, lekkostrawną żywność”, zauważa, że jego ciotka „wiele by zyskała, gdyby nauczyła się lepszej organizacji czasu i przestrzeni”. Tymczasem ona chodzi w trampkach i starych dżinsach, kiedy pracuje, zapomina o przygotowaniu kolacji, a pierogów nigdy nie robi jednakowych, „małych i równiutkich”. Ale za to urządza Polkowi imprezę urodzinową, której program obejmuje spotkanie z piratami, walkę na pączki i ucieczkę przed nosorożcem; przyjaźni się z potworami z gry komputerowej; potrafi uratować syna przed zgubnym wpływem ogłupiających reklam telewizyjnych. Generalnie ogarnia. Polek to wie i docenia, przychodzi do niej z każdym problemem i dzieli się każdą radością.

To, co najbardziej urzekło mnie w książce Orlińskiej, to zaskakująca w obliczu całego tego szaleństwa równowaga między realistyczną a wyidealizowaną wizją macierzyństwa. Matce Polka w równym stopniu daleko do wizerunku „prawdziwej” Matki Polki, co do innych stereotypowych przedstawień, włączając jedyną i najwspanialszą – choć współcześnie kontrowersyjną – postać Mamusi Muminka. Owszem, matka Polka ma czuprynę wspaniałych, rudych loków i mnóstwo piegów, przez co trudno uniknąć skojarzeń z piękną, silną, ironiczną i nieco zwariowaną Idą Borejko z „Jeżycjady”. Ale ma też „duże, brązowe dłonie z obgryzionymi skórkami wokół paznokci”. I czasem czuje się bezradna.

Są chwile, kiedy to nie ona pomaga, a sama potrzebuje wsparcia. Otrzymuje je zresztą i od syna, i od męża. Co istotne, choć to ona jest tytułową bohaterką powieści, czytelnik poznaje też dziarskiego ojca Polka. Poza tym to przede wszystkim chłopcu towarzyszymy w jego przygodach. Dom tworzą więc we troje. Co cieszy – bo to dobrze, kiedy nie wszystko musi być na głowie matki – Polka i Polki.

 

Książka:

Zuzanna Orlińska, „Matka Polka”, il. Mikołaj Kamler, wyd. Literatura, Łódź 2017.


„Jak oswoić Rysia?” Agnès de Lestrade i Marie Dorléans

 

Rodzicielstwo to wyzwanie. Stan, który wywraca do góry nogami dotychczasowe życie. Picturebook „Jak oswoić Rysia?” błyskotliwie i z humorem pokazuje drogę, jaką przechodzą świeżo upieczeni rodzice, gdy pod ich dach trafia dziecko – tutaj umownie nazwane Rysiem.

Kolejne rozkładówki to kolejne etapy doświadczenia rodzicielskiego, obfitującego w zdarzenia i jednocześnie rozciągniętego w czasie, bo przecież „minie wiele lat, zanim zdołacie się go [Rysia] pozbyć”.

Koniec szaleństw młodości – ryzykanctwa, egzotycznych wypraw, lotów balonem! Zamiast tego rodzice otrzymują wraz z Rysiem pakiet nieprzespanych nocy, kiedy to będą karmić, przewijać, przebierać i znowu przewijać („Rysie często przeciekają”). Chciałoby się dodać, że niektórzy szczęśliwcy dostają pakiet standard, ale inni zdecydowanie premium plus. Rysio bywa słodki, gdy się go zabawia, ale gdy jest głodny, żarty się kończą: „Jeśli nie będziecie go karmić na każde zawołanie, zmieni się w bardzo złego Rycha”. Lubi też, gdy mu się czyta, ale uparcie obstaje, żeby po raz trzysta dwudziesty siódmy czytać tę samą historię.

W końcu jednak Rysio dorasta i przestaje być szkrabem. I tu mógłby nastąpić finał, ale jest wręcz przeciwnie – bo oto w domu zamieszka teraz Rysiek (który ma „pryszcze na czole i nie będą mu się podobały jego włosy, palce u nóg i uszy” i który „Będzie zapraszał innych Ryśków. Mnóstwo innych Ryśków”). Teraz dopiero zaczyna się zabawa!

Francuskie autorki lekko i dowcipnie, z ironią, ale i czułością opowiadają tekstem i obrazem o doświadczeniu rodzicielstwa, i związanych z nim emocjach. Pokazują zagubienie, fizyczne zmęczenie oraz potrzebę zrozumienia i wsparcia ze strony „innych hodowców Rysiów”, ale też radość, frajdę, wzruszenie, rodzicielską dumę.

Nad tą książką uśmiechną się wszystkie matki i ojcowie, którzy wyhodowali już swoich Rysiów i wypuścili ich w szeroki świat, będzie to też znakomity prezent dla wszystkich przyszłych mam i tatów, którzy właśnie stoją na starcie rodzicielskiej przygody.

 

Książka:

Agnès de Lestrade, Marie Dorléans, „Jak oswoić Rysia?”, wyd. Polarny Lis, Warszawa 2019.

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.