„O czym szumią wierzby” Kennetha Grahame’a

Czy warto podarować dziecku starą, ponadstuletnią opowieść o przygodach zwierzątek? Otóż – jak najbardziej, zwłaszcza jeśli wydano ją w znacznie zgrabniejszym przekładzie i nowej szacie graficznej. „O czym szumią wierzby” Kennetha Grahame’a, bo o tym tytule mowa (o poprzednim wydaniu pisał Piotr Miller), to książka stara, ale bynajmniej nie przestarzała. Możliwe, że język, jakim została napisana, a którego klimat i staromodny urok oddaje tłumaczka nowego wydania Maria Godlewska, zdziwi współczesnego czytelnika, ale nie będzie niezrozumiały. Zaskoczy zresztą nie tyle archaiczne słownictwo, co niespotykana już dziś kultura wypowiedzi i relacji „międzyludzkich”. Bohaterowie – zwierzęta: Kret, Szczur Wodny, Borsuk, Ropuch, Wydra – niezwykle pięknie i z ogromną dbałością zwracają się do siebie, szanują się wzajemnie, mają nienaganne maniery i postępują zgodnie z kodeksem obowiązującym w ich świecie. Oczywiście zdarzają się niechlubne wyjątki, ale ostatecznie, jak to w bajkach, dobro bierze górę.

Zakamuflowane pod postacią zwierząt typy charakterów i wartości pozostają niezmiennie aktualne do dziś. Sympatyczny Kret, który odważył się eksplorować nieznany mu dotąd świat naziemny, nie przestaje kochać swojskiego, bezpiecznego domku, do którego zawsze może wrócić niczym syn marnotrawny. Z wdzięcznością, podziwem i szacunkiem traktuje nowych przyjaciół. Przyjacielski i opiekuńczy Szczur Wodny to stary wyga znający wszystkie zakamarki otoczenia i wszystkich mieszkańców okolicy. Pan Borsuk, mimo iż stroni od towarzystwa i wydaje się być dziwacznym gburem, okazuje się skrywać pod niezachęcającą fasadą dobre serce i ogromną mądrość. Nawet próżny Ropuch, nałogowy gadżeciarz kochający blichtr i zbytek, potrafi docenić (choć po czasie i nauczce) troskę przyjaciół i przyznać się do popełnionych błędów.

Oczywiście życie nad Rzeką nie jest sielankowym pasmem beztroski – w Puszczy czyhają bowiem potencjalne niebezpieczeństwa, jak na przykład złowrodzy i bliżej nieprzedstawiani „Oni”, a bohaterami targają najróżniejsze emocje, w tym lęki, pokusy, wątpliwości, rozczarowania i tęsknoty.

Przedstawiony przez autora (brytyjskiego urzędnika bankowego!) świat jest bardzo bogaty, zróżnicowany, wielowarstwowy (zwierzęta mają nawet swój absolut, istotę nadrzędną, Przyjaciela i Dobroczyńcę), ale zarazem spójny i zrozumiały. Lojalność zwierząt, ich troskliwość, dbanie o siebie nawzajem i otaczającą naturę, honorowe przestrzeganie reguł, nienaganna kultura oraz przyjaźń, okraszone malowniczą, pozbawioną agresji komunikacją, wzruszają i rozczulają. Warto pokazać dzieciom tak pełne wzajemnego szacunku relacje i wzorce postaw.

Książka:

Kenneth Grahame, „O czym szumią wierzby”, il. Inga Moore, przeł. Maria Godlewska, Zysk i S-ka, Poznań 2016.


„Ture Sventon w Paryżu” Åkego Holmberga

Czym powinien się charakteryzować prawdziwy prywatny detektyw? Spójrzmy na dwóch najsłynniejszych: Sherlocka Holmesa i Herkulesa Poirota. Po pierwsze, są samotni. To urodzeni single, którzy od rana do wieczora nie robią nic innego, tylko rozwiązują kryminalne zagadki. Po drugie, mają swoje dziwactwa i przyzwyczajenia. Wreszcie po trzecie, mają wiernych przyjaciół, którzy pomagają im w ich ciężkiej detektywistycznej pracy (Holmes – Watsona, Poirot – kapitana Hastingsa).

Ture Sventon, bohater książek Åkego Holmberga, doskonale wpisuje się w ten literacki schemat. Jest samotnym mężczyzną spędzającym dnie na śledzeniu przebiegłych kryminalistów lub na przyjmowaniu poszkodowanych klientów w swoim biurze przy jednej z głównych ulic Sztokholmu, Drottninggatan. Stale się spieszy i ma słabość do tradycyjnych szwedzkich bułeczek marcepanowych semlor. Wreszcie, w ściganiu złoczyńców pomaga mu nieoceniony pan Omar, zaprzyjaźniony detektyw z dalekiej Arabii, wielbiciel czarnej kawy i posiadacz najbardziej nieprzeniknionego wyrazu twarzy w całej detektywistycznej branży.

Ture Sventon charakteryzuje się jednak jeszcze jedną szczególną cechą – jest detektywem z książek dla dzieci. To sprawia, że interesuje się raczej oszustwami i kradzieżami, a nie morderstwami, a świat wokół niego jest po stokroć bardziej sympatyczny niż zamglony Londyn Holmesa czy zaścielone trupami ekskluzywne salony, w których bywa Poirot. No i last but not least w perypetiach Sventona niebagatelną rolę odgrywają dzieci. Zazwyczaj są równoprawnymi uczestnikami zdarzeń i to dzięki ich wydatnej pomocy detektywowi udaje się schwytać złoczyńców i rozwikłać kryminalną zagadkę.

Sympatyczny bohater Holmberga zdobył sobie w Szwecji wielopokoleniowe grono wiernych wielbicieli. Pisarz zresztą skrupulatnie o to zadbał. W latach 1948–1973 powstało dziewięć książek z przygodami Sventona (w tym jeden zbiór opowiadań), komiksy i film. W Polsce ukazało się do tej pory pięć tomów: trzy pierwsze z ilustracjami Anny Kołakowskiej wydała w latach 70. Nasza Księgarnia; wznowienia tychże oraz dwa nowe tomy opublikowało w ostatnich latach dla kolejnego pokolenia czytelników wydawnictwo Dwie Siostry.

Te ostatnie w polskiej edycji zawierają legendarne ilustracje Svena Hemmela. Rysowane piórkiem, grające czernią i bielą, świetnie oddają atmosferę retro, panującą w serii o przygodach Sventona. Pasują zwłaszcza do ostatniej książeczki „Ture Sventon w Paryżu”, którą z uwagi na francuski entourage śmiało można by nazwać Maigretem dla najmłodszych. Jest tu wszystko, co kojarzy nam się ze starą, dobrą Francją: uliczki Paryża, senne, prowincjonalne miasteczko, bagietki, francuskie wąsiki i słynne francuskie zamki, które, nie wiedzieć czemu… znikają. A ponadto dużo ponadczasowego humoru, który trafia w gusta zarówno dzieci, jak i dorosłych.

Książka:

Åke Holmberg, „Ture Sventon w Paryżu”, il. Sven Hemmel, przeł. Justyna Czechowska, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2019.


„Wielka księga Klary” Marcina Wichy

Dzięki wydawnictwu Mamania do rąk czytelników powraca seria Marcina Wichy (tak, tego Wichy!) o dziewięcioletniej Klarze. Zapomnijcie o „Pippi Pończoszance” Astrid Lindgren i „Matyldzie” Roalda Dahla: Klara to rodzima bohaterka skrojona na miarę polskiej współczesności, której stawia dzielnie czoła! Pełne ironii, humoru i gagów kilkustronicowe epizody z życia tytułowej bohaterki, jej młodszego brata i wiecznie niezaradnych rodziców obnażają paradoksy współczesnego polskiego społeczeństwa, systemu edukacji wczesnoszkolnej i przepaści międzypokoleniowej. W kolejnych odsłonach towarzyszymy zmaganiom bohaterki z codziennością szkoły („Jasełka”, „Pała z plusem”, „Klasowy kwiatuszek”) i domu rodzinnego („PIN”, „Urodziny”, „Autostrada”), a także poznajemy otaczający ją świat w pełnej krasie („Elektrośmieci”, „Demonstracja”).

Klara to rezolutna dziewczyna, której bezpardonowe komentarze obnażają w ironiczny sposób słabości dorosłych, przełamują społeczne konwenanse i zwyczajnie wywołują salwy śmiechu. Podobnie otaczająca ją rzeczywistość jest wyjątkowo bliska czytelnikowi i choć niektóre zdarzenia – jak rywalizacja uczennic o rolę Maryi w szkolnych jasełkach czy rozbudowana kampania wyborcza do klasowego samorządu (do bólu przypominająca polityczne boje o polskie i brukselskie stanowiska) – zaskakują, to przy odrobinie wyobraźni lub rodzicielskiego doświadczenia mogą stanowić dla odbiorcy analogię do wielu sytuacji, z których musi wybrnąć współczesny młody czytelnik.

„Wielka księga Klary” zawiera dwie wydane poprzednio części sagi, uzupełnione o ostatnie fenomeny kulturowe, takie jak letni hit „Despacito” Luisa Fonsiego czy wystrzelony w przestrzeń kosmiczną samochód Elona Muska [1] oraz wcześniej niepublikowaną kontynuację zatytułowaną „…i żarty się skończyły”. Wszystko dopełniają utrzymane w skali szarości ilustracje Zosi Dzierżawskiej, które nie ustępują oryginalnej oprawie graficznej samego autora i nadają ciepła całej opowieści.

Warto zaznaczyć, że mimo prowadzenia opowieści z perspektywy dziewięcioletniej dziewczynki, dorosły czytelnik z pewnością będzie bawić się równie świetnie (a może i lepiej!) niż dziecko, bowiem Klara traktuje otaczający ją świat z dystansem. Ponadto opowieści Marcina Wichy można z całą pewnością umieścić w kanonie polskiej literatury dziecięcej XXI wieku, bo – choć wydarzenia nietrudno osadzić w konkretnym czasie – konflikt pokoleń i dziecięcy bunt, okraszony wielkimi ilościami humoru trafią na podatny grunt zawsze i wszędzie!

Przypisy:

[1] Zob. M. Wicha, „Klara. Proszę tego nie czytać!”, il. M. Wicha, wyd. Czarna Owieczka, Warszawa 2011; M. Wicha, „Klara. Słowo na «Szy»”, il. M Wicha, wyd. Czarna Owieczka, Warszawa 2012.

Książka:

Marcin Wicha, „Wielka księga Klary”, il. Zosia Dzierżawska, wyd. Mamania, Warszawa 2019.


„Mały pokój z książkami” Eleonor Farjeon

Jeśli jakiś konkretny tekst, z którym zetknęłam się w dzieciństwie, odpowiada za moją miłość do literatury, to właśnie „Mały pokój z książkami” brytyjskiej pisarki Eleonor Farjeon. Jej kultowy zbiór opowiadań o obiecującym, nastrojowym tytule wydany został 64 lata temu. Rok później IBBY uhonorowało autorkę nagrodą im. Hansa Christiana Andersena, inaugurując tym samym jeden z najważniejszych obecnie konkursów związanych z literaturą dziecięcą i młodzieżową (dwa lata później, w ramach kolejnej edycji, nagrodę przyznano Astrid Lindgren).

W Polsce „Mały pokój…” ukazał się w 1971 roku, w tłumaczeniu Hanny Januszewskiej, z magicznymi ilustracjami Bożeny Truchanowskiej. Właśnie to wydanie – ukochaną książkę mojej mamy z dzieciństwa – wertowałam, oglądałam, a nawet przepisywałam i przerysowywałam setki razy, marząc i wyczytując z tekstu nowo obudzone, własne emocje. A w zeszłym roku wydawnictwo Dwie Siostry wypuściło zbiór na rynek w ramach serii Mistrzowie Światowej Ilustracji, w interpretacji Edwarda Ardizzonego, a więc z oryginalnymi ilustracjami brytyjskiej publikacji z lat 50.

Największą niespodzianką jest to, że nowe polskie wydanie uzupełniono o opowiadania, z których zrezygnowano w tym pierwszym (zachowano przekład Januszewskiej, a pominięte wcześniej teksty przetłumaczyła Ewa Rajewska). Dla dorosłych, którzy pamiętają „Mały pokój…” sprzed lat, może być więc to szansa na powrót do czytelniczych doświadczeń dzieciństwa; szansa niezwykła, bo to lektura będąca nie tylko wspomnieniem odkrytych już kiedyś historii, ale też zetknięciem się z niektórymi po raz pierwszy. Ci natomiast, którzy nie znali wcześniej opowiadań Farjeon – niezależnie od wieku – mogą przekonać się, czy to literatura, która ma moc zawładnięcia również współczesną wyobraźnią.

Akcja opowieści rozgrywa się „[…] jakiś czas temu, chociaż nie aż tak znów bardzo dawno, to znaczy ani dziś, ani pierwszego dnia stworzenia – ale jakoś pomiędzy tymi dniami”. Na czytelnika czeka między innymi królewna, której chciało się księżyca, dopóki nie obejrzała go od podszewki i upupiony przez ciotkę młody król, który za nic w świecie nie chciał się ożenić. W poszczególnych historiach oczywiście odnaleźć można tradycyjne wzorce i wartości, przeciwko którym słusznie burzą się autorzy współczesnych tekstów dla dzieci. A jednak bohaterowie są tu niejednoznaczni i choć język mocno osadzono w baśniowej konwencji, niektóre zwroty akcji zdają się wręcz postmodernistyczne – przekornie modyfikują klasyczne schematy fabularne. Narracja Farjeon jest poza tym uroczo dowcipna, zmysłowa i metaforyczna, bawi się czasem i przestrzenią. A przede wszystkim kusi idylliczną wizją dzieciństwa – związanego z wolnością, kreatywnością, bezpretensjonalnością, a także umiejętnością dostrzegania piękna i dobra w czasem boleśnie szarej rzeczywistości.

Opowiadania poprzedza wstęp autorki, w którym pisze, że tytułowy pokój istniał naprawdę, w jej rodzinnym domu; miłość do literatury przekazali Farjeon rodzice – tak jak mnie moi, w zestawie z „Małym pokojem z książkami”. Każda strona opowieści to dowód na odziedziczony przez pisarkę gen mola książkowego, który ma też wpływ na odbiorcę. Jest coś niezwykłego w tych historiach, co sprawia, że akt czytania zdaje się doświadczeniem niezwykle intymnym i uniwersalnym zarazem – ponadpokoleniowym. Taka już chyba moc tego, co prawdziwie baśniowe.

Książka:

Eleanor Farjeon, „Mały pokój z książkami”, il. Edward Ardizzone, przeł. Hanna Januszewska, Ewa Rajewska, wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2018.


„Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu” Lymana Franka Bauma

Książka L. Franka Bauma pod tytułem „Czarnoksiężnik z Krainy Oz”, w Polsce wydana po raz pierwszy dopiero w 1962 roku, czyli ponad sześćdziesiąt lat od ukazania się oryginału, to powieść wielbiona i wciąż na nowo czytana przez Amerykanów, będąca ich flagowym literackim produktem, który z dumą zestawiają z brytyjską klasyką literatury angielskiej. Sam Baum, popychany gigantyczną popularnością książki oraz prośbami czytelników, napisał kolejnych dwanaście części tej historii, a po jego śmierci w 1919 roku dzieło kontynuowali inni autorzy.

W Polsce „najwspanialsza i najukochańsza powieść Ameryki”, znana jest przede wszystkim z pierwszego tomu i zdecydowanie mniej popularna. Często źródłem wiedzy o przygodach Doroty, jej psa Tota, Stracha na Wróble, Blaszanego Drwala i Lwa są adaptacje filmowe, sceniczne, wszelkiego rodzaju przeróbki i cały merchandising. Sama najmocniej zapamiętałam krainę czarnoksiężnika Oza dzięki oglądanemu w latach 80. serialowi animowanemu kanadyjsko-japońskiej produkcji pod tytułem „Ozu no mahôtsukai”. Książkę przeczytałam zainspirowana tą właśnie adaptacją. Kiedy po latach wróciłam do lektury, pierwszą myślą i miłym zaskoczeniem było uświadomienie sobie, że napisana u schyłku XIX wieku powieść w ogóle się nie zestarzała. Wciąż wspaniale się czyta, również na głos, a jej przesłanie, życiowe przemyślenia i rozmowy bohaterów, ewolucja ich postaw w miarę rozwoju fabuły nadal inspirują. I chociaż Baum zaznaczał, że książkę pisał głównie „dla przyjemności dzieci”, jest „Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu” zdecydowanie czymś więcej niż tylko bajką o dziewczynce, która niesiona huraganem trafia z Kansas do zaczarowanej krainy. To fantazja o potężnym dziecku, które musi przybyć, by ocalić świat i jego mieszkańców.

Warto tę książkę znać i przeczytać z dzieckiem (lub zachęcić je do samodzielnego przeczytania). Oraz samemu do niej wrócić. Tym bardziej, że właśnie otrzymaliśmy reedycję pierwszego wydania w kanonicznym tłumaczeniu Stefanii Wortman. Jest ono świadectwem także polskiej historii i epoki, w jakiej powstało. Tytuł „Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu” nie jest dokładnym tłumaczeniem oryginalnego „The Wonderful Wizard of Oz”, lecz nawiązaniem do radzieckiego luźnego tłumaczenia utworu pt. „Волшебник Изумрудного Города” (Wałszebnik Izumrudnawa Goroda). Inspirowane sztuką ludową ilustracje Adama Kiliana przywołują na myśl osobliwe wycinankowe cudeńka i kanciaste, czasami szkaradne wyroby rękodzielnicze i przenoszą czytelnika z amerykańskiej farmy wprost pod strzechy polskiej wiejskiej chaty, z jej wielobarwną ludową magią.

„Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu” to trzecia w naszym zestawieniu pozycja wydawnictwa Dwie Siostry, wydana w znakomitej serii Mistrzowie Ilustracji, na którą obecnie składa się już kilkadziesiąt tytułów klasyki polskiej i światowej literatury dziecięcej.

Książka:

L. Frank Baum, „Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu”, przeł. Stefania Wortman, il. Adam Kilian, wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2019.

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.