Minione cztery lata rządów PiS-u charakteryzowała bardzo niewielka aktywność w Grupie Wyszehradzkiej, w której dominowała narracja węgierska. Dodatkowo, postawa polskiego rządu przyczyniła się do pogłębienia podziału między zachodem a wschodem UE.

Grupa Wyszehradzka ma dzisiaj w Unii Europejskiej etykietkę niesolidarnej i toksycznej, niepotrafiącej zaoferować wspólnych europejskich rozwiązań w sytuacjach kryzysowych. Przyczyną była przede wszystkim postawa wobec kryzysu uchodźczego w 2015 roku. Negatywny wizerunek czwórki państw pogłębiła eskalacja problemów związanych z praworządnością w Polsce, co przypominało węgierskie kłopoty w tym temacie.

W przeciwieństwie do trudności związanych z niezawisłością sądownictwa, którą przedstawiciele Grupy Wyszehradzkiej bądź wprost odrzucają lub tylko bagatelizują, reakcje na kryzys uchodźczy stały się kamieniem węgielnym V4. Szereg przedstawicieli grupy uważa odrzucanie kwot relokacji wnioskodawców ubiegających się o azyl za swój największy sukces na arenie polityki unijnej. Jednak spór z krajami chętnymi do przyjęcia uchodźców przerodził się w szerszy konflikt między zachodnią a wschodnią częścią UE, kiedy to Grupa Wyszehradzka mianowała się rzecznikiem wschodu. Ten trwający wciąż zatarg ma wprawdzie charakter polityczny, jednak jego znaczenie jest przede wszystkim kulturowe.

Polska odgrywała istotną rolę w procesie zmiany wizerunku Grupy Wyszehradzkiej. Kończący swoją kadencję rząd koalicyjny PO i PSL-u zgodził się na tymczasowe kwoty uchodźcze. Aczkolwiek do decydującego głosowania na polu unijnym doszło we wrześniu 2015 roku, kilka tygodni przed wyborami parlamentarnymi w Polsce, migracja nie była ich głównym tematem. Wprawdzie za rządu PiS-u polska postawa zmieniła się i zatrzymano tymczasowe przyjmowanie uchodźców, jednak migracja nie stała się centralną kwestią polityki krajowej czy zagranicznej.

Sytuacja w Polsce różniła się pod tym względem od sytuacji w Czechach, na Węgrzech czy na Słowacji, gdzie straszenie uchodźcami weszło do mainstreamu, stając się dominującym elementem kampanii wyborczych. Należy jednak dodać, iż problematykę migracyjną przesłonił inny ważny temat – zagrożenie dla praworządności kraju.

Wartości oraz interesy

Według ideologii Prawa i Sprawiedliwości społeczeństwa zachodnioeuropejskie zasadniczo różnią się od społeczeństwa polskiego czy – szerzej – środkowoeuropejskiego. Zgodnie z nią Europejczycy z Zachodu mają obsesję na punkcie multikulturalizmu, sekularyzmu, praw kobiet i osób LGBT oraz gloryfikują mniejszości, podczas gdy Polacy, czy też „wyszehradczanie”, szanują wartości konserwatywne. Według PiS-u kraje Europy Zachodniej starają się rozpowszechnić „swoją ideologię” w całej UE, do czego wykorzystują instytucje unijne. W oczach Prawa i Sprawiedliwości Grupa Wyszehradzka jest jednym z hamulców rzekomego „lewicowego ucisku” oraz „inżynierii społecznej”. Postrzeganie V4 jako podmiotu broniącego przede wszystkim naszych wartości, nie tylko interesów (na przykład w kwestii uchodźców), mocno rezonuje przede wszystkim w Polsce i na Węgrzech, rozprzestrzeniając się również w innych krajach.

Mimo tej solidnej podstawy ideologicznej nie można jednak powiedzieć, żeby polski rząd pod przewodnictwem Beaty Szydło pędził do współpracy w ramach V4 i uczynił z niej priorytet swojej polityki środkowoeuropejskiej. Polska zawsze chciała umacniać współpracę wyszehradzkiej czwórki, a PiS wprowadziło do niej inne akcenty. Ponadto od 2015 roku format wyszehradzki mógł wydawać się bardziej zauważalny nie tylko przez swoje znaczenie w trakcie kryzysu uchodźczego, lecz również dlatego, że polski rząd nie mógł pochwalić się świetnymi relacjami z szeregiem innych tradycyjnych partnerów. Wyszehradzki wymiar polskiej polityki zagranicznej nie przyniósł jednak rezultatów. Polskie przewodnictwo w Grupie Wyszehradzkiej, nie wyróżniała się zasadniczymi nowymi inicjatywami czy nadmierną aktywnością, którą popisało się później przewodnictwo węgierskie.

Nie można jednak powiedzieć, że by Polska nie interesowała się obszarem środkowoeuropejskim. Zawsze postrzegała go raczej szerzej, nie tylko jako Grupę Wyszehradzką. To szczodre pojmowanie regionu odzwierciedliło się w założeniach Trójmorza, czy też w inicjowaniu współpracy wschodniej flanki NATO – tak zwanej bukaresztańskiej dziewiątki. Założenie i rozwój tych formacji wymagały znacznej aktywności dyplomatycznej, a dla polskiego prezydenta Andrzeja Dudy oraz premiera Mateusza Morawieckiego, który zastąpił Beatę Szydło w czele rządu, stanowią one jedne ze sztandarowych projektów na obszarze polityki zagranicznej. Jednocześnie nie są to działania reaktywne, które dominowały ostatnimi laty w polskiej polityce zagranicznej, jak na przykład spór z Komisją Europejską dotyczący pogorszenia jakości praworządności w Polsce czy konflikt z Izraelem dotyczący polskiej nowelizacji ustawy, która między innymi nakładała sankcje za obwinianie Polaków o zbrodnie przeciwko ludności żydowskiej podczas II wojny światowej.

W Grupie Wyszehradzkiej inicjatywę przejęły jednoznacznie Węgry, które najpierw w Polsce, a po wyborach w 2017 roku również wśród czołowych czeskich polityków, zaczęły wzbudzać znaczne zaufanie co do świadomości kierunku, w którym powinien zmierzać obszar środkowoeuropejski, i tego, jak należy forsować swoje interesy w ramach UE. Zasadniczą rolę w umocnieniu fascynacji Budapesztem odegrała dominująca pozycja premiera Viktora Orbána w polityce krajowej, a także jego sprytna zagrywka wobec instytucji europejskich.

Polska nadzieja dla V4

Październikowe wybory parlamentarne nie przyniosły wielkich zmian na scenie politycznej nad Wisłą, więc również polska polityka środkowoeuropejska będzie kontynuowana. Wewnątrz Grupy Wyszehradzkiej Polska będzie utrzymywać status quo, dążąc jednocześnie do rozwoju Trójmorza i formatu bukaresztańskiego. Dla dalszego rozwoju V4 oraz roli, jaką mogłaby odgrywać w nim Warszawa, ważne są jednak czynniki zewnętrzne. Nie wydaje się, że by nowa Komisja Europejska Ursuli von der Leyen chciała ponownie zaproponować obowiązkową redystrybucję wnioskodawców ubiegających się o azyl. Ów wybuchowy temat najprawdopodobniej zniknie z topu agendy unijnej. Tak samo Komisja Europejska nie będzie raczej kontynuować postępowania przeciwko Polsce dotyczącego naruszenia praworządności w kraju. Obecnie zajmują się tym państwa członkowskie i wszystko wskazuje na to, że nie będą chciały Polski ukarać.

Z drugiej strony, państwa członkowskie muszą w przyszłym roku przyjąć wieloletnie ramy finansowe UE, a także zadecydować o sposobie wprowadzenia neutralności węglowej, a przede wszystkim o podziale kosztów tego procesu między wszystkimi uczestnikami. To właśnie te dwa tematy będą kluczowe w polityce unijnej Warszawy. Powołanie oddzielnego ministerstwa do spraw klimatycznych oraz oddzielenie kwestii europejskich od Ministerstwa Spraw Zagranicznych przez drugi rząd Mateusza Morawieckiego sugerują, że również krajowa debata polityczna poświęci im odpowiednią uwagę. Pozostałe kraje V4 są dla Polski naturalnym partnerem w wymienionych kwestiach. Ponadto w obu z nich musi panować zgoda w całej UE, a do realizacji swoich interesów Polska i cała wyszehradzka czwórka potrzebuje strategii skuteczniejszej niż histeryczny sprzeciw wobec redystrybucji uchodźców. Jeżeli Polsce się to uda i przejmie część węgierskiej inicjatywy, będzie to dobre nie tylko dla niej, lecz także dla całej Grupy Wyszehradzkiej. A nikt inny oprócz Warszawy nie może dziś „odwęgrzyć” Wyszehradu.

 

Artykuł po raz pierwszy ukazał się 5 grudnia 2019 roku w czasopiśmie „Demokratický střed”.

Z czeskiego przetłumaczyła Olga Słowik.

Redakcja tłumaczenia: Jakub Bodziony.