„To tak, jakbyśmy wysłali żołnierzy z pięściami na czołgi” – to cytat, który brzmi jak wojenny opis partyzanckiej walki powstańców. Jak się okazuje, to określenie dobrze opisuje stan przygotowania polskich szpitali na starcie z koronawirusem. I to nie ze strony opozycji, a Bernadety Krynickiej, byłej posłanki PiS-u, obecnie zajmującej kierownicze stanowisko w szpitalu wojewódzkim w Łomży, który kilka dni temu wszedł w skład nowej sieci szpitali zakaźnych. To nie koniec, bo zatrważających cytatów z Krynickiej jest więcej: „Jesteśmy tak nieprzygotowani, że to głowa mała”. „Personel jest nieprzeszkolony”. „Nie ma sprzętu ochrony indywidualnej, nie ma respiratorów, nie ma pomp, aparatów do mierzenia ciśnienia”.

Te wypowiedzi przedstawiają inną rzeczywistość niż ta znana ze spokojnych komunikatów prezydenta, premiera i ministra zdrowia. Zapewne dlatego była posłanka PiS-u została natychmiast zawieszona w prawach członka partii przez Jarosława Kaczyńskiego.

Ale jej głos nie jest odosobniony. Przeciwko utworzeniu szpitala zakaźnego w Łomży protestowali mieszkańcy i personel medyczny, który argumentował, że nie jest na to gotowy. Jedna z lekarek w mediach społecznościowych napisała, że: „Niespodziewana przemiana z kardiologa inwazyjnego w zakaźnika odbędzie się dziś o północy… Zero informacji, zero przeszkolenia. Instrukcja zakładania kombinezonu od zupełnie innego modelu. Brak instrukcji zdejmowania skażonego”.

W podobnym tonie wypowiada się ratownik medyczny z Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego: „Na wszystkich 9 pacjentów i 4 członków personelu medycznego mamy 8 masek i nie wiadomo, czy będziemy mieć więcej”.

Lekarz skarży się również na brak przeszkolenia i chaotyczne, sprzeczne komunikaty. Inny medyk pokazuje, że śluza w nowo powołanym szpitalu zakaźnym zbudowana jest… z folii ogrodniczej.

Z czasem stanie się jasne dla społeczeństwa, że obóz rządzący nie wprowadza stanu wyjątkowego, bo chce wygrać wybory prezydenckie na epidemii, która przymusowo wyciszyła kampanie kontrkandydatów Andrzeja Dudy. | Jakub Bodziony

I chociaż władza dotychczas świetnie czuje się w sytuacji zarządzenia kryzysowego, która jeszcze nie wymknęła się jej spod kontroli, to już wkrótce nasza rzeczywistość może wyglądać inaczej. Wizyty gospodarskie prezydenta to balansowanie na granicy, za którą znajduje się żenada i wściekłość wyborców. Z czasem stanie się jasne dla społeczeństwa, że obóz rządzący nie wprowadza stanu wyjątkowego, bo chce wygrać wybory prezydenckie na epidemii, która przymusowo wyciszyła kampanie kontrkandydatów Andrzeja Dudy. Narastające kłopoty przedsiębiorców, apele kolejnych branż o pomoc i tragiczna sytuacja osób pracujących na zlecenie i umowach o dzieło, to tylko początek ciemnych chmur zbierających się nad rządem. Presja nadchodzącego krachu i frustracji obywateli, którzy zostali pozbawieni środków do życia, będzie rosnąć. A zapowiedziane enigmatyczne 220 miliardów pomocy gospodarczej, może nie wystarczyć lub przyjść zbyt późno. Nie wiadomo zresztą, skąd te pieniądze pochodzą, do kogo dokładnie będą skierowane i w jakim czasie. Nie wiadomo, bo zarówno premier, jak i prezydent po ogłoszeniu swoich planów nie chcieli odpowiedzieć na żadne pytania dziennikarzy.

To stawia prawdziwe wyzwanie przed rządem, który do niedawna chwalił się umiejętnością rozdawania hojnych przedwyborczych prezentów i stworzeniem rzekomo zbilansowanego budżetu. Podczas kryzysu, kiedy kreatywna księgowość Mateusza Morawieckiego zacznie się rozłazić w szwach, sytuacja, która dzisiaj gra na korzyść PiS-u, może stać się przyczyną jego klęski.

Pytanie, na ile rząd będzie w stanie wiarygodnie forsować opowieść o tym, że na nadchodzące spowolnienie gospodarcze nie dało się przygotować. Już kilka miesięcy temu w rozmowie ze mną ekonomistka profesor Joanna Tyrowicz wskazywała jasno: nie jesteśmy gotowi na kryzys, bo zmarnowaliśmy lata dobrej koniunktury. Ponadto, sam minister Szumowski przyznał, że spodziewa się skokowego wzrostu liczby zakażeń. Na niekorzyść skuteczności restrykcyjnych środków społecznego odosobnienia będzie działać frustracja pozamykanych w domach obywateli, rosnąca wraz z wiosenną pogodą, która nie zachęca do pozostawiania w domu. Krytycznym momentem okazać się mogą nadchodzące święta wielkanocne, podczas których chęć wyłamania się z obowiązujących zakazów będzie szczególnie silna.

Podczas kryzysu, kiedy kreatywna księgowość Mateusza Morawieckiego zacznie się rozłazić w szwach, sytuacja, która dzisiaj gra na korzyść PiS-u, może stać się przyczyną jego klęski. | Jakub Bodziony

Rząd od początku kryzysu uderza w patetyczne tony – w czym dobrze czuje się cała formacja Zjednoczonej Prawicy. Słowa o potrzebie poświecenia, ofiary i wspólnoty to miód na serce wielu polityków i części wyborców. Problem w tym, że ta sentymentalna retoryka w żaden sposób nie koresponduje z narracją PiS-u o rzekomo silnym i sprawnym państwie. Dowodem na jego istnienie byłoby sprawne wykonywanie tysięcy testów na obecność wirusa, co jak powtarza WHO, jest najważniejszym środkiem pozwalającym opanować epidemię. W Polsce testów robi się mało, bo to wymagałoby dobrze finansowanego system opieki zdrowotnej z odpowiednio wyszkolonym i godziwie opłacanym personelem. W naszej wersji mamy piękne, ale raczej partyzanckie gesty w rodzaju szycia maseczek dla lekarzy przez wolontariuszy (o co zaapelowało Ministerstwo Rozwoju) i prowadzone wśród pacjentów zbiórki na wsparcie polskiej opieki zdrowotnej w walce z epidemią COVID-19.

Życzliwie przypomnę, że zaledwie kilka tygodni temu prezydent zdecydował się na podpisanie ustawy, która wsparła rządową propagandę kwotą 2 miliardów złotych. A przecież to właśnie telewizja publiczna jeszcze niedawno akompaniowała rządzącym w oszczerczej kampanii o roszczeniowych lekarzach, „którzy jeżdżą na zagraniczne wakacje” i „jedzą kawior”.

Dlatego po oszukaniu rezydentów i zduszeniu ich protestu oraz po wielomiesięcznej kampanii hejtu wobec środowisk medycznych, kuriozalnie brzmią obecne apele rządzących o wolontariat studentów medycyny. Odwoływanie się do patetycznych metafor poświęcenia i ofiary pokazuje tylko, że narrację rządzących o silnym państwie można włożyć między bajki. Spokojny ton ministra Szumowskiego i jego podkrążone ze zmęczenia oczy urzekły wielu komentatorów, ale nie zmieniają rzeczywistości. Polska jest nieprzygotowana na kryzys epidemiczny i gospodarczy, a za to PiS, niezależnie od propagandowych sztuczek, nie zrzuci już odpowiedzialności na Donalda Tuska.

 

Fot. premier.gov.pl