Wyborcza farsa pod dyktando Sasina

Na kilkanaście dni przed 10 maja wciąż nie wiadomo, kiedy i na jakiej podstawie prawnej miałyby odbyć się wybory prezydenckie. Pomimo to, wicepremier Jacek Sasin ogłosił w środę, że Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych rozpoczęła druk pakietów wyborczych, które mają trafić do ponad 30 milionów uprawnionych do głosowania osób na 7 dni przed wyborami. Jednak przegłosowana przez PiS ustawa regulująca głosowanie korespondencyjne jest obecnie w Senacie i prawdopodobnie zostanie uchwalona dopiero trzy dni przed wyborami.

Stan nadzwyczajny obowiązuje, ale nie dla obywateli, tylko dla władzy – gdy władza narusza prawo na swoją korzyść. | Jakub Bodziony

Na jakiej podstawie PWPW drukuje zatem pakiety wyborcze? Sasin przekonuje, że działa ona na podstawie specustawy o koronawirusie, ale takie wyjaśnienia nie znajdują uzasadnienia w jej treści. To uprawnienie wicepremier miałby uzyskać dopiero wraz z ustawą o wyborach korespondencyjnych, a dziś działa jedynie na podstawie poleceń premiera (wydawanych na podstawie specustawy covidowej). Minister aktywów państwowych dodaje, że „PiS stoi na gruncie prawa”, i podkreśla, że „jesteśmy legalistami, musimy wymogi konstytucji realizować”.

Słowa te brzmią jednak groteskowo ze strony wicepremiera rządu, który wielokrotnie ignorował istnienie ustawy zasadniczej. W dodatku samych wyjaśnień Sasina nie sposób przyjąć ze zrozumieniem. Polityk stwierdził, że „nawoływanie dzisiaj do tego, żeby wykorzystać mechanizm stanu wyjątkowego czy stanu klęski żywiołowej, a nic to nie da, jest nawoływaniem do złamania konstytucji. I ci, którzy od czterech czy pięciu lat mają na ustach słowo «konstytucja», dziś tę konstytucję chcą łamać”. Trudno przyjąć, że Sasin zupełnie nie wie, o czym mówi, dlatego wydaje się, że jest to zwykłe kłamstwo. Prawnicy zgodnie podkreślają, że nie istnieją obecnie przeciwwskazania w kwestii wprowadzenia przewidzianego w Konstytucji stanu klęski żywiołowej.

Mówiąc, że rozpoczął przygotowania od wyborów korespondencyjnych bez odpowiedniej ustawy, Sasin przyznał w praktyce, że działa bezprawnie. To wicepremier stał się symboliczną twarzą wyborczej groteski i to on powinien za to bezprawie odpowiedzieć. Opozycja zgłosiła do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia „przestępstwa wyborczego” przez Jacka Sasina; chodzi o bezprawny – zdaniem posłów PO – druk kart do głosowania.

Minister Zbigniew Ziobro, który stoi na czele prokuratury, zapowiedział jednak, że „zdaje sobie sprawę z tego, że jesteśmy w sytuacji nadzwyczajnej” i „ma pełne zaufanie do premiera” Jacka Sasina. Jak widać, stan nadzwyczajny obowiązuje, ale nie dla obywateli, tylko dla władzy – gdy władza narusza prawo na swoją korzyść. Jakby na dowód tego w czwartek warszawska prokuratora umorzyła śledztwo zaledwie kilka godzin od jego wszczęcia.

Poczta wzięta siłą

Póki co, na stronie Poczty Polskiej wciąż możemy przeczytać, że listonosze nie będą doręczać przesyłek na adresy objęte kwarantanną. Jeśli ta informacja okazałaby się prawdziwa, to pakietów wyborczych nie otrzymałoby około 100 tysięcy osób. Poczta Polska wystąpiła również do urzędów gmin z e-mailowym wnioskiem, pod którym często brakuje podpisu, o przekazanie danych wyborców, włącznie z numerami PESEL. Ma się to odbyć w zdumiewający sposób. Urzędy powinny zamieścić dane wyborców w pliku tekstowym w skompresowanym załączniku w odpowiedzi na e-maila! Część samorządowców, w tym prezydenci Warszawy, Krakowa i Opola, już zapowiedziała, że nie przekaże poczcie takich danych ponieważ nie ma do tego podstawy prawnej. Jak na ironię, ta sytuacja nie wzbudza zainteresowania Urzędu Ochrony Danych Osobowych, który jeszcze kilka miesięcy temu płomiennie argumentował, że imiona i nazwiska osób udzielających poparcia sędziom nowej Krajowej Rady Sądownictwa to dane na tyle wrażliwe, że nie można ich opublikować.

Forsowanie majowego terminu wyborów budzi również sprzeciw wśród pracowników poczty. W związku z kwestionowaniem partyjnych decyzji, PiS jeszcze na początku kwietnia mianowało nowego prezesa Poczty, którym został Tomasz Zdzikot, były wiceminister obrony i bliski współpracownik Mariusza Błaszczaka. To nie koniec przedwyborczych czystek, bo zwolniono również dyrektorkę odpowiedzialną za zarządzanie kadrami oraz jej trzech zastępców – ich miejsce również zajmą ludzie z Ministerstwa Obrony Narodowej. Sprzeciw pocztowców wykracza poza kadrę kierowniczą, protestują również szeregowi pracownicy poczty zrzeszeni w związkach, którzy piszą, że „niezrozumiałym jest dla nas wciąganie za wszelką cenę w czasie epidemii w mechanizm procesu wyborczego dziesiątek tysięcy pracowników Poczty Polskiej S.A. i narażanie całego społeczeństwa”. Forum Związków Zawodowych ostrzega, że listonoszom zarekomendowano, „aby podarte, zużyte rękawiczki zaklejali przezroczystą taśmą klejącą”.

Trudno znaleźć niezależnego eksperta, który imieniem i nazwiskiem podpisałby się pod wyborczą rekomendacją Szumowskiego. | Jakub Bodziony

Szumowski nie widzi problemu

Równie problematyczna jest sytuacja osób, które mieszkają poza swoim miejscem zameldowania, a także tych, którzy chcieliby zagłosować za granicą. Nawet MSZ przyznało, że organizacja wyborów w wielu krajach, spośród których duża część również zmaga się z pandemią, będzie po prostu niemożliwa.

Przeciwko planom rządu opowiedział się także Rzecznik Praw Obywatelskich, którego o opinię poprosił Senat. W ekspertyzie czytamy, że przeprowadzenie wyborów w najbliższym czasie nie jest możliwe ze względu na koronawirusa, kandydaci nie mogą prowadzić normalnej kampanii wyborczej, wyborcy nie są informowani w odpowiednim stopniu o wyborach, a przygotowywane w pośpiechu głosowanie korespondencyjne nie będzie zgodne z zasadą powszechności. Jak podkreśla Adam Bodnar, „mamy do czynienia z hybrydowym stanem nadzwyczajnym, polegającym na tym, że nie jest on wprowadzony jednym aktem prawnym, ale szeregiem aktów wprowadzających wyjątkowe zasady działania organów władz i drastycznie ograniczenia dla obywateli”. Swoje zastrzeżenia co do równości i powszechności wyborów organizowanych w obecnym czasie zgłosił również unijny komisarz do spraw sprawiedliwości.

Nawet Ministerstwo Zdrowia prognozuje, że szczyt zachorowań jest jeszcze przed nami. Tym bardziej zastanawiająca jest rekomendacja ministra Łukasza Szumowskiego w kwestii przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych, który nie widzi w tej sprawie przeciwwskazań. Wybory tego rodzaju nie byłyby przecież zorganizowane w idealnym świecie, w którym mamy wieloletnie doświadczenie w organizowaniu powszechnych głosowań korespondencyjnych, lecz w realnej Polsce, w której panuje obecnie chaos prawny, Poczta przejmowana jest na miesiąc przed wyborami, a na dwa tygodnie przed datą wyborów nie wiadomo nawet, czy się odbędą i w jakim trybie. Jeszcze przed deklaracją ministra zdrowia pisałem, że Szumowski musi zdecydować się, czy jest lekarzem, czy politykiem. Teraz minister opowiedział się jednoznacznie, co potencjalnie naraża setki tysięcy osób na niebezpieczeństwo.

Trudno znaleźć niezależnego eksperta, który imieniem i nazwiskiem podpisałby się pod wyborczą rekomendacją Szumowskiego. Przeciwko ministrowi zdrowia wystąpiła nawet grupa lekarzy, którzy oskarżają go o niedopełnienie obowiązków, wielokrotne złamanie Kodeksu Etyki Lekarskiej, a także narażenie zdrowia i życia pacjentów oraz personelu medycznego. Medycy wysłali pismo w tej sprawie do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej w Warszawie i zapowiadają złożenie zbiorowego pozwu, jeżeli dojdzie do majowych wyborów.

Racjonalnych argumentów przeciwko majowym wyborom prezydenckim jest aż nadto. Mówią o tym ludzie z różnych stron, których nie łączą wspólne sympatie partyjne. Ale po stronie PiS-u wygrywa partyjna logika władzy. Sytuacja ta dowodzi, że niezależnie od tego, jak wielkie nieszczęście mogłoby się wydarzyć w Polsce, Jarosław Kaczyński wraz ze swoją świtą będą traktować wspólne państwo jak partyjny folwark.

 

Fot. Ministerstwo Aktywów Państwowych