Kolejna rocznica czerwcowych wyborów 1989 roku przed nami. Co można wspólnie świętować z historii „Solidarności”?
Nic.
Rządy PiS-u można analizować na różne sposoby. Jedną z perspektyw (nie wyłączną, lecz uzasadnioną) jest oglądanie wydarzeń toczących się od 2015 roku jako „dogrywki” pomiędzy członkami byłej opozycji antykomunistycznej. Oglądamy spektakl, w którym aktorzy niedawnej historii skaczą sobie do gardeł i wydzierają strony z podręczników. Dziś większość narzędzi władzy trzyma w rękach PiS, więc to ono dyktuje warunki tej połajanki i to ono ma decydujący wpływa na kształtowanie się społecznej wyobraźni.
Na filmowych materiałach archiwalnych możemy obejrzeć scenę wychodzenia opozycjonistów ze Stoczni. W pierwszym rzędzie Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki i inni niosą krzyż. W drugim rzędzie w tłumie ktoś uważny dostrzeże Lecha Kaczyńskiego. Jarosława tam nie ma.
W tej chwili polityczne pisanie historii odbywa się w taki sposób, jakby drugi czy trzeci szereg opozycjonistów chciał rzeczywiście wymazać tych, którzy, tak czy owak, byli w pierwszym szeregu. Dlaczego? Bo, jak twierdzą ci pierwsi, to oni w przeszłości byli bardziej prawi. No i wygrali wybory w 2015 oraz 2019 roku.
Wygląda to tak, jakby ktoś nadmiernie uwierzył, że historię piszą zwycięzcy. Historię – może tak, ale nie androny o historii.
Tu jedno jest pewne, kariery osób z dalszego planu opozycji antykomunistycznej umożliwił właśnie przełom 1989 roku. Jarosław Kaczyński osiągnął swoją pozycję w 100 procentach w i dzięki III RP. Wcześniejsza aktywność – to tylko blade preludium do późniejszych sukcesów.
Jedyne co się od 30 lat udaje dawnym drugoplanowym aktorom „Solidarności”, którzy dziś działają w PiS-ie, to ostatecznie obrzydzić następnym pokoleniom dokonania opozycji demokratycznej. Oczywiście, można powiedzieć, że bohaterowie pierwszoplanowi sobie na to zasłużyli, ponieważ nie dość docenili zasługi osób, które pracowały na ich sukces. Być może tak było. Jednak nie usprawiedliwia to prób, podejmowanych przez aktorów drugoplanowych, wycięcia ze zdjęć dawnych liderów. Ostatecznie finał tej całej historii może być tylko jeden: skoro bohater drugoplanowy nie może być niezłomnym bohaterem pierwszoplanowym, to nie będzie nim nikt.
Kolejna rocznica 4 czerwca 1989 roku przejdzie zatem niezauważona. III RP, choć na tle 200 lat historii Polski należy do okresów niebywałego spokoju, nie mieści się w schematach „gloria victis”, we wzniosłych opowieściach o przegranych powstaniach oraz ich w większości nieudolnych dyktatorach.
Gdzie pomieścić na przykład sukces zbudowania samorządów? Nigdzie. W polskiej tożsamości zbiorowej nie ma takiej półki.
[promobox_publikacja link=”https://kulturaliberalna.pl/wydawnictwo/” txt1=”Biblioteka Kultury Liberalnej” txt2=”<strong>Jarosław Kuisz</strong><br>Koniec pokoleń podległości<br>” txt3=”29,99 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2018/12/Kuisz_OKŁADKA_front2-768×1312-351×600.jpg”]
Natomiast jest coś innego. Do III RP wniesione zostało wiano „walki z Systemem” i nie jest to tylko zasługa postsolidarnościowych polityków z PiS-u. Nadal najbardziej wiarygodny politycznie wydaje się ten, kto walczy „ze Wszystkim” i „wywraca stolik”. To najtrwalsza spuścizna dysydencka. Tak zresztą w 1989 roku mówili nie tylko liderzy opozycji, ale zwykli obywatele. Dość sięgnąć po materiały archiwalne. Tam zwykli Polacy mówią wprost: „Trzeba wszystko zmienić!”.
I zmieniono.
Polska 2020 niezbyt przypomina Polskę 1989 czy 1990 roku. Z tym, że nie zaktualizowano w głowach Polaków oprogramowania. Wciąż panuje w nich mentalność okupacyjna. Uzależnieniu od „wywracania stolika” towarzyszy przy tym pewien rodzaj nienawiści do „my” rozumianego jako polskie społeczeństwo – znanej także z przeszłości (skoro tyle razy przegrywaliśmy w historii w XVIII, XIX, XX wieku…). Nie są to żadne dawne dzieje, niestety.
W wersji 2.0 taką narrację o III RP zbudowało PiS, mówiąc o „państwie w ruinie”, „wymiarze sprawiedliwości w ruinie” itd. Od 2015 roku niektóre jej wątki przejmuje opozycja, zmieniając tylko negatywnego bohatera. Nie bez powodu – przykładów infantylnego rujnowania instytucji oraz ich reputacji nie brakuje, od radiowej Trójki aż po stadninę koni w Janowie Podlaskim.
Rodzi się pytanie, czy my Polacy w ogóle potrafimy inaczej? Czy będziemy umieli w najbliższych latach inaczej mobilizować się do działania w sferze publicznej?
Jest to pytanie retoryczne. W ostatnich godzinach furorę robi nagranie syna Jarosława Gowina. Następne pokolenie wystawia rodzicom słony rachunek. Tak jak Ziemowit Gowin, który swojemu ojcu wyśpiewał taki passus: „W czasach, gdy Polska jest totalnie szpetna / Państwo z dykty? / Chyba z totalnego g*wna”.
Wielu przeciwników Zjednoczonej Prawicy ucieszy się z kompromitującego politycznie „prezentu” dla byłego wicepremiera. Warto jednak przy okazji z odrobiną dystansu zauważyć, że młody Gowin tylko przejął starą narrację – i ją wyostrzył. I tu znajdziemy „państwo teoretyczne”, jak w 2015 roku. I tu nie ma się z czego cieszyć. I tu – najlepszym wyjściem wydaje się emigracja.
Nowe roczniki wchodzą na scenę publiczną. Jednak mentalność okupacyjna ma się dobrze. Póki co podstawy polskiego „oprogramowania”, mimo trzech dekad wolności, nie zmieniają się ani na jotę.