Jan Brodowski to były sekretarz ambasady RP w Baku, a obecnie obserwator OBWE i adiunkt w Instytucie Rosji i Europy Wschodniej UJ, prowadzący badania nad Kaukazem. Opublikowana przez niego ostatnio „Gruzja po rewolucji róż” to szeroka panorama przemian w tym kaukaskim kraju, owoc dwóch dekad zajmowania się regionem, w tym licznych wyjazdów, rozmów z politykami, dyplomatami i analitykami oraz pracy na źródłach. Ukazuje kraj od początku XXI wieku, przechodzący transformację społeczno-polityczną o skali porównywalnej z latami 90. w Europie Środkowo-Wschodniej, a być może z uwagi na dwie przegrane przez Gruzję wojny „secesyjne” nawet bardziej dalekosiężną. W książce przeczytamy więc o pierwszych próbach zbliżenia z Zachodem w wykonaniu prezydenta Eduarda Szewardnadzego. O zakrojonej na szeroką skalę akcji okcydentalizacyjnej prowadzonej przez Micheila Saakaszwilego, który zafundował Gruzinom westernizacyjną jazdę bez trzymanki, na siłę wprowadzając neoliberalizm, gdzie się tylko (nie)dało. Oraz o rządach Bidzina Iwaniszwilego, oligarchizującego gruzińską wątłą demokrację w ostatnich latach.

To książka politologiczna, a więc siłą rzeczy pisana z „lotu ptaka”, co jednak nie oznacza niedostrzegania czynników społecznych czy kulturowych (jak to często ma miejsce w podobnych pracach). Brodowski widzi wiele wymiarów sytuacji, bo często w Gruzji bywa – i to nie tylko na poziomie oficjalnym i półoficjalnym. Jego wszechstronne zainteresowanie Gruzją pozwala mu zrozumieć zjawiska często niedostrzegane przez ludzi z bańki polityczno-dyplomatyczno-analitycznej. Jak chociażby traumę społeczną po przegranych przez Gruzję wojnach w Osetii i Abchazji czy zmęczenie społeczeństwa radykalną westernizacją zafundowaną przez Saakaszwilego. Czy brak perspektyw rozwojowych kraju, powodujący bezrobocie i w efekcie emigrację sporej części społeczeństwa za chlebem na Zachód. Brodowski ciekawie pokazuje casus kraju, który ze wszystkimi tego konsekwencjami społeczno-politycznymi doszedł do kresu możliwości określonego kierunku polityki zagranicznej (a być może nawet: wyboru cywilizacyjnego). Gruzja poszła na Zachód: dokonała ogromnego wysiłku, by się do niego upodobnić, co dostrzeże każdy, kto pamięta kraj nad Kurą sprzed 2004 roku. A jednocześnie osiągnęła maksimum tego, co mogła: znalazła się w przedsionku, ale do pokoju już nie wejdzie. Nie przyjmą jej ani do Unii Europejskiej (choć na ulicach Tbilisi flag UE jest więcej niż w niejednym państwie członkowskim), ani tym bardziej do NATO, bo nikt nie chce narażać stosunków z Rosją dla międzynarodowo mało istotnego kraju. Gruzja osiągnęła rozczarowujące maksimum. Ma to swoje konsekwencje. Póki społeczeństwo goniło Zachód i żyło nomen omen gruzińskim marzeniem dogonienia go, reformować Gruzję było łatwiej. Teraz, gdy świadomość ograniczeń międzynarodowych jest powszechna, motywacji do dalszej naprawy państwa jest już znacznie mniej. Zaś przekonanie, że nie ma alternatywy bo Rosja taką nie jest staje się podwójnie przygnębiająca. Ten brak celów narodowych powoduje cofnięcie się demokratyzacji, oligarchizację, a przede wszystkim szeroko rozpowszechniony w społeczeństwie fatalizm.

Tyle treści książki. Brodowski jest narratorem sprawnym, nie zamęcza czytelnika nadmiarem teorii i metodologii choć na jego miejscu ograniczyłbym je jeszcze bardziej czy lawiną przypisów. Pokazuje kraj z różnych perspektyw (polityki wewnętrznej, zagranicznej, następstw społecznych), przemycającym ciekawostki (jak na przykład casus prawosławnego klasztoru Dawid Geradża, jednej z atrakcji turystycznych Gruzji, jednocześnie zatruwającego relacje polityczne Gruzji z Azerbejdżanem; ruiny górnej części klasztoru znajdują się formalnie w części terytorium muzułmańskiego Azerbejdżanu, który nie chce go oddać prawosławnej Gruzji – choć Tbilisi proponowało Baku wymianę terytoriów – gdyż chrześcijański klasztor służy mu do budowania azerbejdżańskiej ideologii narodowej – rzekomego następstwa Albanii Kaukaskiej). Jako były dyplomata nie stawia kropek nad „i”, choć czasem mógłby to zrobić dla jasności przekazu, za to jako naukowiec trzyma się obiektywizmu. Jego opis skrajnie polaryzujących postaci Saakaszwilego oraz Iwaniszwilego i skutków ich polityk jest zrównoważenie rzetelny (jakaż różnica wobec przekazów medialnych czy rozmów z samymi Gruzinami!). Zauważalną sympatię Brodowski ma za to wobec Szewardnadzego, co po części wynika chyba z chęci oddania mu sprawiedliwości: Szewardnadze jako prezydent miał raczej kiepski PR. Tymczasem z książki wychodzi obraz polityka lepiej – od swego kąpanego w gorącej wodzie następcy – rozumiejącego uwarunkowania międzynarodowe. Opis rządów Szewardnadzego to był, nawiasem mówiąc, jeden z tych momentów, gdy Brodowski mnie zaskoczył: pamiętam Gruzję późnego Szewardnadzego (byłem nad Kurą pierwszy raz w 2002 roku) i nie wyglądała na miejsce rządzone przez męża stanu. Zapamiętałem ją raczej jako nieperspektywiczny, postaradziecki kraj. Takich zaskoczeń było jeszcze kilka: książka pozwoliła mi zweryfikować mą dość powierzchowną wiedzę o Gruzji, wyniesioną z kilkukrotnych wizyt i iluś tam przeczytanych o nim książek czy artykułów.

Właśnie pogłębienie wiedzy powinno być główną zachętą do sięgnięcia po tę książkę. Łączy w końcu porządny warsztat naukowy z atrakcyjnością przekazu. Mało atrakcyjne jest za to decorum. Bezbarwny tytuł („Gruzja po rewolucji róż”) i zniechęcający każdego nieakademickiego czytelnika podtytuł („obraz przemian polityczno-społecznych w latach 2003–2018”), znacząco redukują szanse wyjścia do szerszego czytelnika. W połączeniu ze słabą promocją oraz brakiem nawet próby dotarcia do czytelnika spoza niszy, wróży to „Gruzji” los książki zaledwie środowiskowej, czytanej w bańce akademicko-dyplomatyczno-analitycznej. I dwa zachęcające blurby na okładce niewiele tu pewnie pomogą. Chciałbym się mylić, wieszcząc tak nikłe publicity, bo z pewnością książka Brodowskiego posiada wszystkie przymioty, by móc przybliżyć Gruzję i dotrzeć do szerszego czytelnika.

 

Książka

Jan Brodowski, „Gruzja po rewolucji róż. Obraz przemian polityczno-społecznych w latach 2003–2018”, Wydawnictwo Księgarnia Akademicka, Kraków 2019.