Żółty, czerwony i niebieski to trzy podstawowe kolory, które składają się na koło barw. Żółty zmieszany z czerwonym daje kolor pomarańczowy, z niebieskim – zielony. Czerwony z niebieskim – fioletowy. O tym wie niemal każdy z nas. Ale, czy wiemy też, że odcieni żółci, czerwieni, błękitu i innych kolorów może być nieskończenie wiele? Przytoczę nazwy tylko niektórych z nich:
KOLORY ŻÓŁTE: ochra żółta, żółć chromowa, gumiguta, złoto inków, szafran, oranż.
KOLORY CZERWONE: koszenila, cynober, róż, ochra czerwona, brąz mumiowy.
KOLORY FIOLETOWE: puce, purpura tyryjska, lakmus.
KOLORY NIEBIESKIE: indygo, błękit pruski, egipski, ultramaryna, urzet barwierski.
KOLORY ZIELONE: grynszpan, zieleń irlandzka, zieleń Scheelego.
Fascynujące opowieści o kolorach oraz ich dziwnych nazwach znajdziecie w książce autorstwa Clive’a Gifforda zatytułowanej „Historia kolorów. Jak kolory kształtowały świat” i opublikowanej nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia.
A kształtowały go w sposób niezwykły i niespodziewany.
W bardzo odległych prehistorycznych czasach, kiedy jeszcze nie potrafiono komunikować się za pomocą pisma, nasi przodkowie malowali niesamowite obrazy. Już 17 tysięcy lat temu powierzchnie skalne w jaskiniach zamalowywali kolorami. Jedną z najsłynniejszych takich jaskiń jest odkryta przez kilku chłopców we Francji grota Lascaux. Ówczesne malarki i malarze namalowali w niej zwierzęta, używając ochry żółtej (którą nauczyli się pozyskiwać z gliny) oraz czerni (pozyskiwanej z węgla drzewnego). Potrzeba tworzenia i opowiadania historii obrazem, jak widać, już wówczas była niezwykle silna. Z kolei 300 lat temu w rosyjskich kopalniach złota odkryto ciekawy minerał, któremu nadano nazwę krokoit. Dzięki niemu wymyślono nowy kolor – żółć chromową. Malarze zachwycili się nią i stworzyli dzieła, które wytyczyły w historii sztuki nowe kierunki i trendy. Żółć chromową upodobał sobie również holenderski artysta Vincent van Gogh, by malować nią pola pszenicy i kwiaty słoneczników. Pewnie nie przypuszczał, że sto lat później obraz przedstawiający słoneczniki namalowane właśnie żółcią chromową stanie się jednym z najdroższych obrazów świata, wartym aż 39,7 miliona dolarów. Żółty w „wielu kulturach na przestrzeni dziejów uchodził za barwę słonecznego blasku i ciepła, a w cesarstwie chińskim ceniono go tak wysoko, że niektóre odcienie mogli nosić wyłącznie cesarz i cesarzowa”. Z kolei w Europie kolorem zwycięstwa i władzy królewskiej była czerwień.
Pozyskiwano ją na różne sposoby, na przykład ze sporym powodzeniem z… owadów, czerwców kaktusowych żywiących się kaktusami. By wyprodukować kilogram czerwieni o nazwie koszenila, „potrzeba ponad 140 tysięcy owadów – wysuszonych na słońcu, a potem roztartych i zmielonych”. W dzisiejszym Peru nadal wytwarza się koszenilę i dodaje do „lodów, jogurtów i słodyczy; na listach składników występuje pod oznaczeniem E120 albo kwas karminowy”.
Odmianą czerwieni jest również uwielbiany obecnie przez dziewczynki kolor różowy, ale kiedyś na początku XX wieku rekomendowano go nie dla dziewczynek, lecz dla chłopców. W czerwcu 1918 roku „amerykańskie czasopismo dla producentów ubranek dziecięcych” donosiło: „Róż jako barwa bardziej zdecydowana i mocniejsza stosowniejszy jest dla chłopca”. Czy wyobrażacie sobie dziś chłopca w różowych spodenkach i koszulce? A w fioletowych? Czemu nie!
Fiolety zwane purpurami mają tak dawne pochodzenie, jak ochry z jaskini Lascoux. „Prehistoryczni artyści z terenów dzisiejszej Francji wytwarzali pigment ze sproszkowanych rud hematytowej lub manganowej. Od tamtej pory otrzymywano purpurę na wiele sposobów, od reakcji związków chemicznych w laboratoriach po ekstrahowanie barwnika z korzeni roślin i morskich stworzeń”. Fiolet przez setki lat był cenionym kolorem z uwagi na jego rzadkość występowania w świecie przyrody. Uwielbiały je królowe, traciły dla nich głowy strojne modnisie i bogate damy dworów. Czy posiadały wiedzę na temat produkcji purpury? Chyba nie do końca, a była to produkcja niezbyt przyjemna: „Ogromne ilości ślimaków zbierano, miażdżono i pozostawiano na słońcu, by zgniły. Zdaniem starożytnych autorów odór był przerażający. By wytworzyć zaledwie gram barwnika – niewystarczający nawet do zafarbowania jednej szaty – potrzeba było ponad 9 tysięcy mięczaków”.
Na szczęście, koloru niebieskiego i błękitów nie pozyskiwano z owadów czy ślimaków. Niebieski kolor indygo znany już w starożytnym Egipcie, to naturalny barwnik pochodzący z roślin. „Niebieskozielone liście pozostawia się, aż zgniją: zmieszane następnie z płynem, barwią płótno i przędzę na żółto. Pod wpływem powietrza kolor przechodzi w granat”. Z kolei błękit pruski powstał wiele stuleci później przez pomyłkę: berliński wytwórca farb chciał stworzyć czerwień, ale coś „jednak poszło nie tak” i wyprodukował ładny, ciemny błękit. Inny, „najgłębszy i najintensywniejszy błękit, ultramarynę, otrzymuje się ze sproszkowanego lapis lazuli, czyli lazurytu. Tym półszlachetnym kamieniem wykładano trumny i maski faraonów”. Urzet barwierski to kolor bitewny. Ten niebieski pigment pozyskiwali już starożytni Celtowie z liści kwitnących na łąkach żółtymi kwiatami roślin zwanych urzetami.
Zielenie to kolory, które najbardziej chyba kojarzą się z łąkami i przyrodą, co nie znaczy, że zielone pigmenty wytwarza się wyłącznie z roślin. Zieloną barwą wolności jest grynszpan, kolor, który pokrywa najbardziej znaną na świecie rzeźbę-budowlę – Statuę Wolności w Nowym Jorku.
Te i inne ciekawe historie kolorów można przeczytać w starannie zilustrowanej przez Marca-Etienne’a Peintre’a książce. Jeśli jesteście jeszcze ciekawi, czym różni się biel cynkowa od bieli ołowiowej, to koniecznie sięgnijcie po ten tytuł, bo naprawdę warto wiedzieć więcej.
Książka:
Clive Gifford, „Historia kolorów. Jak kolory kształtowały świat”, il. Marc-Etienne Peintre, przeł. Hanna Pasierska, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2019.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.