0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Niewinne podręczniki? Trzecia...

Niewinne podręczniki? Trzecia Republika, kolonializm i paradoksy demokratycznej edukacji

Piotr Kieżun

Wolność, równość, braterstwo… Ale nie dla wszystkich. Na czym opierała się wiara w cywilizacyjną misję Francji na początku XX wieku, najlepiej widać w dziecięcych podręcznikach do historii. Bywają lepszym barometrem polityki historycznej niż międzypaństwowe wojny o pamięć.

Lubię przeglądać stare podręczniki do historii. Nie dlatego, żeby czerpać z nich informacje na temat historycznych wydarzeń czy bohaterów, lecz dlatego, że dużo mówią o światopoglądzie ich twórców i w dużej części ich czytelników. Poza tym, niby z góry wiadomo, co się w nich znajdzie, a jednak czasami jakiś szczegół, jakiś króciutki opis potrafi zaskoczyć swoją treścią.

„L’année enfantine d’Histoire de France” to podręcznik do historii Francji dla najmłodszych dzieci wydany w latach 30. XX wieku przez szacowne wydawnictwo edukacyjne Armand Colin. Oficyna została założona w 1870 roku przez niejakiego pana Colina, syna księgarza, i szybko odniosła komercyjny sukces dzięki publikowaniu prostych, tanich i bogato ilustrowanych podręczników dla dzieci. Istnieje zresztą do dziś.

Co uderza w tej nieco ponad siedemdziesięciostronicowej książeczce? Przede wszystkim jej republikański charakter w znaczeniu, które słowu „republika” nadali dziewiętnastowieczni francuscy myśliciele i działacze polityczni. Autor z dumą opowiada o Gallach, krucjatach czy Joannie d’Arc, ale zawsze podkreśla te momenty w historii Francji, które stają się jutrzenką tego, co stanowi kręgosłup moralny i polityczny Trzeciej Republiki. Jeśli pisze o Karolu Wielkim, to przede wszystkim jako twórcy szkół. Jeśli o Filipie Pięknym, to dlatego, że po raz pierwszy zwołał Stany Generalne, czyli po raz pierwszy „radził się narodu”. Jeśli opowiada o średniowiecznych miastach, to dlatego, że ich mieszkańcy w XII wieku otrzymali „pewne wolności od swoich panów i stali się mieszczanami”. Jeśli o Henryku IV, to dlatego, że rozwinął handel i rzemiosło, żeby „Francja bogaciła się dzięki pracy jej zręcznych rzemieślników” (autor używa słowa ouvriers, które może oznaczać również robotników) itp., itd. Zresztą ten nieuchronny historyczny proces zbliżania się do republikańskiego ideału świetnie ilustruje zamieszczony w podręczniku wykres, na którym oś czasu jest osią cywilizacyjnego postępu wznoszącą się od ginących w mrokach dziejów czasów Merowingów aż do epoki praw człowieka i nauki, której symbolem jest kobieta w stroju antycznym uosabiająca Republikę 1870 roku.

Piękna wizja. Aż ma się ochotę przyklasnąć. Historyczny rozwój państwa kończy się tu przecież apologią najważniejszych nowoczesnych wartości – wolności, równości i braterstwa. To za tą Francją tęsknili na początku XX wieku była aktorka wychowująca samotnie syna gdzieś na peryferiach Europy, czyli matka Romaina Gary’ego, oraz lekarz żydowskiego pochodzenia szukający szczęścia poza Rosją, czyli ojciec Josepha Kessela. Ich synowie skorzystali z otwartości swojej nowej ojczyzny i stali się jej wybitnymi obywatelami. Pierwszy dwukrotnie otrzymał Nagrodę Goncourtów, drugi – został przyjęty w poczet członków Akademii Francuskiej.

Jednak podręcznik wyraźnie pokazuje, że wolność, równość i braterstwo nie są towarem dla wszystkich. Co innego metropolitalna Francja i jej obywatele, co innego reszta świata, a zwłaszcza jej, jak twierdzono, mniej cywilizowana część. Poza tym, kto powiedział, że republika nie może posiadać imperialnych snów? W XIX wieku mieć kolonię to przecież nie grzech. To wyraz zdrowego instynktu. Choć również przy okazji podboju wypadało mieć dobrą wymówkę i zgrabnie przedstawić ją małoletnim uczniom.

W krótkim opisie inwazji Francji na Algierię, zawartym w podręczniku, przyczyna wojny jest prosta i streszcza się w jednym punkcie na zasadzie akcja–reakcja:

„1. Nasz ambasador został znieważony przez namiestnika, czyli deja, Algieru. 2. Aby pomścić ten afront, Francja wysłała do Algierii armię i nasze oddziały zdobyły Algier (1830)”.

Rzeczywiście, pod koniec kwietnia 1827 roku francuski konsul Pierre Deval podczas audiencji został uderzony wachlarzem przez otomańskiego namiestnika Husajna. Francja postanowiła wykorzystać ten incydent i natychmiast dokonała morskiej blokady algierskich portów. Po trzech latach rządzący Francją Karol X zdecydował się na bardziej bezpośrednie działanie. W lipcu 1830 roku francuska flota zbombardowała Algier. Zaraz potem francuskie oddziały wkroczyły do Algierii.

Autor podręcznika zapomniał tylko dodać paru szczegółów. Po pierwsze, samo uderzenie wachlarzem było reakcją na prowokacyjne zachowanie Devala, który miał wyrazić się niepochlebnie o religii muzułmańskiej. Po drugie, relacje między dejem Husajnem a Devalem były napięte z zupełnie innych powodów. Francja od lat nie chciała spłacić długu, który zaciągnęła jeszcze w latach 90. XVIII wieku, kupując od Algierii duży kontyngent zboża. Po trzecie, łakomie patrzyła na północną Afrykę, w której słabła powoli władza otomańskich namiestników. O rozległych podbojach na miarę Napoleona marzył zwłaszcza Karol X, który pragnął umocnić swój królewski autorytet i jednocześnie odwrócić uwagę opinii publicznej od problemów wewnętrznych. Była to tak naprawdę właściwa przyczyna francuskiej inwazji na Algierię.

Niestety, nie udało mi się znaleźć żadnych informacji o autorze podręcznika Jeanie Bedelu, więc nie potrafię napisać nic szczegółowego o jego poglądach. Jednak zapewne nie różniły się one bardzo od poglądów autora książki, z której – jak głosi wstępna nota Bedela – dzieci mają korzystać w następnej kolejności. Ernest Lavisse był znanym historykiem, absolwentem elitarnej École Normale Supérieure i popularnym pedagogiem. „Narodowym nauczycielem” nazwał go w swojej monumentalnej pracy „Lieux de mémoire” współczesny francuski badacz dziejów Pierre Nora. Levisse wpłynął na całe pokolenia Francuzów dzięki swoim wydawanym w tysiącach egzemplarzy podręcznikom. W jednym z nich znalazły się słynne słowa: „Powinieneś kochać Francję, ponieważ Natura uczyniła ją piękną, a Historia – wielką”. Dla tego kapłana „huzarów w czerni”, jak zastępy ubranych w ciemne surduty świeckich nauczycieli Trzeciej Republiki nazwał Charles Péguy, Francja była świętością, a kolonizacja jej misją cywilizacyjną.

Ernest Lavisse w 1913 roku. Źródło: BnF Gallica. Domena Publiczna

Lavisse zmarł w 1922 roku. Mój egzemplarz „L’année enfantine d’Histoire de France” opuścił drukarnię w 1934 roku. Jest to jednak 31. wydanie, a więc, jeśli przyjąć, że nowa edycja trafiała pod francuskie strzechy najczęściej raz do roku, pierwowzór tego niewielkiego, kieszonkowego podręcznika do historii musiał zostać skomponowany najpóźniej w roku 1903. Był to szczytowy okres w karierze historyka. Jest on już członkiem Akademii Francuskiej, doradza Ministerstwu Oświecenia Publicznego, pracuje nad wielotomową historią Francji, rok później zostanie dyrektorem École Normale Supérieure. Podręcznik „L’année enfantine d’Histoire de France” jest przesiąknięty jego ideami, a Jean Bedel wydaje się jego wiernym uczniem.

Jeśli chodzi o tego ostatniego, po latach zostanie on upamiętniony w dość nietypowy sposób. Jego nazwisko, znane w koloniach dzięki temu i innym podręcznikom, stanie się imieniem pewnego czarnoskórego chłopca, którego w latach 70. XX wieku świat pozna jako szalonego dyktatora Republiki Środkowoafrykańskiej. Jak powiedział Marks, trawestując Hegla, wszystkie historyczne fakty i postacie powtarzają się dwukrotnie – za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa. Republika Środkowoafrykańska w czasach Lavisse’a była francuską kolonią, w której metropolia miała wypełniać swoją cywilizacyjną misję. Jean-Bedel Bokassa nie omieszka skorzystać z francuskich zdobyczy. Na wzór rewolucji francuskiej wprowadzi w kraju prawdziwy terror, a w grudniu 1976 roku niczym Napoleon przyjmie tytuł cesarza. Pełna przepychu ceremonia koronacyjna tego byłego kapitana armii francuskiej kosztowała jedną czwartą rocznego budżetu kraju i w całości wzorowana była na koronacji Bonapartego.

 

* Ilustracja użyta na stronie głównej: Fragment okładki podręcznika do nauki, Francja, ok. 1900 r. Domena Publiczna.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 608

(38/2020)
1 września 2020

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj