Poniższy tekst w zamyśle nie jest polemiką z felietonem Magdaleny Grzyb opublikowanym ostatnio na stronach „Kultury Liberalnej”, jako że prawa kwestionowane przez autorkę (na czele z prawem osób niebinarnych do identyfikowania się w wybrany przez siebie sposób) w ogóle nie powinny być przedmiotem dyskusji. To raczej zdecydowany wyraz mojego osobistego sprzeciwu zarówno wobec jego treści, jak i samego faktu jego publikacji. Sprzeciwu, który budzi się we mnie jako jednocześnie członkini społeczności LGBT i osobie związanej z redakcją „Kultury Liberalnej”, a obecnie zwyczajnie wykończonej słuchaniem osób pseudosojuszniczych, które chcą tłumaczyć nam świat.

Jeżeli jest jakiś powód, dla którego część społeczności LGBT wolałaby już, by liberalne media milczały na jej temat, to streszcza się on właśnie w felietonie „Margot a sprawa kobiet”. Zbędna wydaje się reakcja Rzeckich tego świata, których stać wyłącznie na to, by z właściwym sobie protekcjonalizmem westchnąć nad naszymi działaniami: „Marionetki!… Wszystko marionetki!… Zdaje im się, że robią, co chcą, a robią tylko, co im każe Zbigniew Ziobro”. Wciąż czuję złość, że narrację dotyczącą tego, co przydarza się społeczności LGBT, tworzą niemal wyłącznie teksty znanych i lubianych, odnoszące się do tej społeczności w trzeciej osobie.

Fałszywe kategorie

Przechodząc do odpowiedzi na tekst dr Magdaleny Grzyb, muszę przyznać, że po wszystkich debatach toczonych w ostatnim czasie w polskich mediach nie widzę absolutnie żadnego uzasadnienia dla konsekwentnego używania w stosunku do jakiejkolwiek osoby niewłaściwych zaimków i form osobowych tak, jak robi to Autorka. Nie jestem pewna, jaka moralna walka musi toczyć się w kimś, kto „wewnętrznie się nie zgadza” na zwracanie się do drugiego człowieka w sposób taki, jakiego on by sobie życzył. Być może naiwnie, ale niezmiennie wydaje mi się to nie tyle heroicznym aktem, ile wyrazem zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości.

W tym kontekście trudno też zrozumieć tłumaczenia, jakoby Autorka „nikogo nie obrażała”, podczas gdy o transmężczyznach (czyli po prostu mężczyznach) pisze jako „kobietach pragnących zostać mężczyznami”, a przykład aktywistki zestawia z przykładem osoby skazanej za napaści na tle seksualnym. Używając go, odświeża tym samym figurę-straszak, jakim jest transseksualny predator, czyhający na bezbronne kobiety. Ponadto, mimo że według Autorki „co do zasady kobiety są mniej agresywne od mężczyzn, również w warunkach izolacji więziennej”, zupełnie pomija się tu kwestię zagrożenia, które może płynąć ze strony współwięźniów dla osoby niemieszczącej się w ramach tak ważnej w omawianym felietonie kategorii „męskości”. Osobna cela czy troska obrońców praw człowieka, uznawane w tym przypadku przez Autorkę za nieuzasadnione przywileje, z mojego punktu widzenia stanowią raczej środek zapobiegania „przemocy seksualnej czy fizycznej ze strony współwięźniów” i ograniczania „ryzyka utraty życia i zdrowia” aktywistki.

Krzywdzące stereotypy

Zupełnie niestosowne wydaje się także zarówno wyrokowanie, jakiej „biologicznej płci” jest osoba, której nie znamy – czy to Margot, czy jej osoby partnerskie, czy ktokolwiek inny. Podobnie jest w przypadku dywagowania nad czyjąkolwiek orientacją seksualną, której określenie nie wymaga umiejscowienia w binarnym podziale płci. Trudno w obrębie feministycznego dyskursu znaleźć też wytłumaczenie dla tego, czym miałyby być zachowania „typowo męskie”, lub co miałoby oznaczać stwierdzenie, że ktoś „wygląda jak mężczyzna, mówi jak mężczyzna i zachowuje się jak mężczyzna”. Aż chce się zapytać, z jakich dokładnie stereotypowych cech składa się ten model mężczyzny? Fascynujące, że to teorii queer Autorka zarzuca utrzymywanie seksistowskiego myślenia o płci.

Warto zmierzyć się z też z kilkoma innymi kwestiami. Po pierwsze, okazuje się, że nie tylko trzeba traktować osoby LGBT jak resztę społeczeństwa, lecz należy także przyjąć do wiadomości, że społeczność ta jest bardziej zróżnicowana, niż sugeruje to sam skrótowiec, a zwłaszcza jego literalne odczytanie. W jej skład wchodzą również osoby niebinarne, panseksualne, interpłciowe, aseksualne czy queer (stąd inne formy skrótowca – LGBT+, LGBTQ, LGBTQIAP itd.). To, że zapamiętanie całego skrótu i zrozumienie stojących za nim tożsamości nie dla wszystkich jest oczywiste, nie znaczy jeszcze, że należy odmawiać przynależności do tej grupy osobie, która przecież „w żadnym z wywiadów nie powiedziała, że czuje się kobietą ani że jest gejem”.

Niebinarność to nie abstrakcyjny koncept

Wbrew pokrętnej logice felietonu dr Grzyb, chociaż sama lubiłam grać z bratem na komputerze (osobiście wolę klasyczne Heroes of Might and Magic od Minecrafta), a czasem zdarzy mi się naprawić coś w domu lub nawet odkręcić słoik, sama nie jestem osobą niebinarną. Odsyłam za to chociażby do rozmowy z Lu, stanowiącej część minitrylogii o osobach niebinarnych autorstwa Barta Staszewskiego, lub do przygotowanej przez osoby niebinarne „małej encyklopedii tożsamości płciowej”. To realne działania osób niebinarnych mogą poprawić ich sytuację, natomiast samo bezkompromisowe pojawienie się takich osób w przestrzeni publicznej, choć nie pomoże przywołanej przez Grzyb samotnej matce z Jeleśni koło Żywca, może pomóc jednemu z jej dzieci, które dzięki nim zobaczy, że nie jest samo.

Rozumiem też, że sama niebinarność, tak jak inne tożsamości nieheteronormatywne, mogą być trudne do zrozumienia dla osób, które dowiadują się o nich po raz pierwszy. Kwestia ta nie musi leżeć w polu zainteresowań osób, dla których na co dzień bardziej palącym problemem okazuje się chociażby wykluczenie komunikacyjne czy niestabilne warunki pracy. Nie musi ich przecież wcale interesować również walka o prawa mniejszości, równouprawnienie kobiet czy nadciągająca katastrofa klimatyczna. Jeżeli jednak zgadzamy się już z postulatem równości, prawami kobiet czy mniejszości seksualnych, to otwartej dyskusji powinny podlegać, jak sądzę, co najwyżej konkretne działania służące ich realizacji, nie zaś „koherencja tożsamości” tych osób.

Jeżeli przeszkodą w walce o prawa mniejszości okazuje się przeładowanie dyskursu „tworami myśli postmodernistycznej”, wyrażające się, jak rozumiem, między innymi w mówieniu o osobie niebinarnej, że jest niebinarna, to trudno o polemikę. Nie sposób dostrzec w takim razie sensu umieszczenia w felietonie, który się temu sprzeciwia, całego fragmentu poszerzającego tę dyskusję o definicję teorii queer. Jako komentarz do tej definicji niech posłuży tylko ten jeden cytat z Judith Butler, wciąż uznawanej za jedną z założycielek i czołowych przedstawicielek teorii queer: „Błędne odczytanie [„Uwikłanych w płeć”] [1] brzmi mniej więcej tak: mogę wstać rano, zajrzeć do szafy i zdecydować, jakiej płci chcę być dzisiaj. Mogę wyjąć jedno z ubrań i zmienić swoją płeć, wystylizować ją, a wieczorem tego samego dnia zmienić ją ponownie i być kimś radykalnie innym. W ten sposób płeć ulega utowarowieniu, a jej przybieranie staje się formą konsumpcjonizmu” [2]. Zadawanie pytań dotyczących nowych tematów w debacie publicznej i wyrażanie wobec nich wątpliwości to jedno. Czym innym jest jednak pełne przekonania o swojej wyłącznej słuszności wypowiadanie się na temat tych kwestii z pozycji eksperta oraz udzielanie rad, o które nikt nie prosił.

To jedynie odwraca uwagę od kilku podstawowych faktów. Według prawników wobec Margot nie powinien zostać zastosowany środek zapobiegawczy w postaci aresztu tymczasowego, a podczas jej aresztowania policja wykazała się bezpodstawną brutalnością, na co zwróciło uwagę Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Ponadto, w polskich kościołach katolickich zbiera się podpisy pod ustawą „Stop LGBT”, a gminy ogłaszające się jako wolne od „ideologii LGBT” dostają dofinansowanie z Ministerstwa Sprawiedliwości. Coraz częściej pojawiają się doniesienia o kolejnych atakach na tle homofobicznym i transfobicznym, a odsetek prób samobójczych podejmowanych przez osoby LGBT poniżej 25. roku życia w ciągu ostatnich czterech lat wzrósł o kilkanaście punktów procentowych. Teksty, takie jak ten opublikowany przez Magdalenę Grzyb, w żaden sposób nie pomagają w rozwiązywaniu tych problemów.

 

Przypisy:

[1] J. Butler, „Uwikłani w płeć”, tłum. K. Krasuska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008. Wydana po raz pierwszy w 1990 roku książka, w której Butler po raz pierwszy wykłada swoją teorię dotyczącą performatywności płci, uznawana jest obecnie za tekst założycielski teorii queer.
[2] L. Kotz, „The Body You Want: An Interview with Judith Butler”, „Artforum”, vol. 31, no. 3, 1992.

 

Fot. Pexels.com