Linia Franciszka to jeden z pomysłów na Kościół doby sekularyzacji, czyli największego wyzwania dla Kościoła od czasu reformacji. Na poziomie przywództwa odróżnia się od drogi proponowanej przez Jana Pawła II i Benedykta XVI, których wizje były raczej podobne. Chociaż jest też sporo ciągłości, różnice są bardzo wyraźne.

Papież jako anty-Thatcher

Ciekawym skutkiem pontyfikatu nieeuropejskiego papieża jest też ponowne przerzucenie mostów między katolicyzmem a europejskim mainstreamem – rzecz, która nie udała się Janowi Pawłowi II i Benedyktowi XVI, choć próbowali. Ma to znaczenie w tematach takich jak bieda, zmiany klimatyczne i migracja, gdzie papież może znaleźć wielu znaczących sojuszników w świecie szeroko rozumianego Zachodu – podczas gdy w sprawach etyki seksualnej będą nimi raczej Putin, Orbán i Kaczyński, niereprezentujący zresztą w tej kwestii stanowiska katolickiego czy konserwatywnego w sposób szczery.

Widać także inne różnice: Jan Paweł II uważał, że katolicyzm może istnieć z powodzeniem w kulturze kapitalistycznej, a jeszcze lepiej, gdyby to był kapitalizm w kulturze chrześcijańskiej. Choć we flagowej encyklice „końca historii”, czyli „Centessimus annus” (napisanej we współpracy z Michaelem Novakiem, Georgem Weigelem i o. Maciejem Ziębą), nie brakowało akcentów społecznych, to jasne było, że Jan Paweł II stara się zrobić krok ku liberalnej demokracji i kapitalizmowi, który w tamtym czasie był rozumiany w sposób bliski tego, co dziś nazywamy neoliberalizmem. Franciszek zmienia ton – łączy nierówności, biedę, zapaść klimatu z neoliberalną gospodarką, której otwarcie się przeciwstawia. Chociaż Benedykt XVI w encyklice „Caritas in veritate” także przedstawił stanowisko krytyczne wobec kapitalizmu, nie było ono tak silnie obecne, jak u Franciszka.

Poza frontalną krytyką gospodarczego liberalizmu, Franciszek mówi o kilku fundamentalnych kwestiach: wyraźnie wspiera integrację europejską, kolejny raz staje w obronie migrantów (choć rozsądnie przypomina też o prawie do nie-emigracji), opowiada się przeciw dyskryminacji kobiet i sprzeciwia się islamofobii – przypominając swój apel (a właściwie modlitwę) napisaną z Wielkim Imamem Ahmadem al-Tayyebem i sugerując, że także islam ma potencjał pokojowy.

To powiedziawszy, trzeba jednak zauważyć, że Franciszek to nie John Rawls w sutannie, choć panowie pewnie by się polubili. Franciszek krytykuje liberalizm za indywidualizm i definiowanie człowieczeństwa w dużej mierze przez pryzmat ekonomii. Papież jest zdania, że liberałowie zapominają o tym, że większość ludzkości nie może korzystać z dobrodziejstw praw człowieka. Takie postawienie sprawy pozwala jednak otworzyć dyskusję, ponieważ są to dokładnie te tematy, o których wielu liberałów w ostatnich kilku latach zaczęło rozmawiać.

Antypody katolicyzmu, jaki znamy

Franciszek jest jednak na antypodach katolicyzmu, który znamy z wielu polskich kościołów i z wypowiedzi polskich hierarchów. Ich znaczna część wybrała trwanie w swoich okopach, radykalizację w sprawach obyczajowych i bardzo ścisły sojusz tronu z ołtarzem – co religioznawca Olivier Roy nazywa „świętą ignorancją”. Nie dotyczy to całości hierarchii, wyraźnie inne tony prezentuje prymas Wojciech Polak, od zawsze prawdziwie chrześcijański rys był widoczny u arcybiskupa łódzkiego Grzegorza Rysia. Franciszkańską postacią jest też oczywiście papieski jałmużnik kardynał Konrad Krajewski.

Jednak nie sposób przejść obojętnie wobec faktu, że dziś publiczną twarz Kościoła reprezentuje silniej arcybiskup krakowski Marek Jędraszewski, który wydaje się jednym ze współtwórców wojny kulturowej, którą rozpętało Prawo i Sprawiedliwość. Słowa o „zarazie LGBT” będą tu zawsze czarnym symbolem niechrześcijańskiej twarzy Kościoła. Podobną wizję prezentuje od dziesięcioleci o. Rydzyk i Radio Maryja, które wyznacza wizerunek Kościoła i jest symbolem splotu PiS-u z hierarchia katolicką – zdjęcia kompletu członków rządu na spotkaniach u o. Rydzyka na długo będą symbolizować niemal frankistowski charakter relacji religii i polityki pod rządami PiS-u. Jest to tym bardziej bolesne, że coraz częściej możemy się przekonać, że ten układ nierzadko organizuje obronę sprawców przestępstw wobec dzieci.

fot. Pixabey, źródło: Pexels

Hierarchia Kościoła katolickiego faktycznie znajduje się w złym stanie, ale poza nią ujawnia się sporo nowych tendencji, a pontyfikat Franciszka może mieć w tym względzie istotne znaczenie. Chociaż Tomasz Terlikowski to „zaledwie” katolicki publicysta, a nie na przykład arcybiskup, to jego pojawienie się w filmie braci Sekielskich (niepotrzebnie zresztą łączące kwestię pedofilii i homoseksualizmu) było rewolucyjne: Sekielskim odebrało nimb antyklerykalizmu, a Terlikowski z kolei pokazał, że można być katolikiem nieskorumpowanym przez hierarchię. To samo można powiedzieć o walce ks. Isakowicza-Zaleskiego z pedofilią. I choć Terlikowski zarzeka się, że w sprawie homoseksualizmu nie ruszył się ani o milimetr (i faktycznie – nie ruszył się), to jednak jego otwarte stanięcie w obronie prześladowanych daje katolicyzmowi szansę na zachowanie twarzy – a w perspektywie także na zmianę nauczania.

W dobie sekularyzacji, nie ma dla Kościoła zbawienia poza wizją Franciszka. Jeśli jest sens, by Kościół przetrwał, to tylko ten reprezentowany przez obecnego biskupa Rzymu.